Witajcie, postanowiłam napisać, bo widzę, że udziela się tu wiele osób w różnym wieku, więc może spojrzycie obiektywnym okiem.
Jestem z moim partnerem ponad 3 lata, oboje przekroczyliśmy 35 lat, mieszkamy razem od początku tego roku i staramy się o dziecko. To on zaprosił mnie na pierwszą randkę i wszystkie kolejne, on pierwszy wyznał uczucia, on zaczął mówić o ślubie i dzieciach. Jest spokojnym domatorem. Ale nasz związek ma poważną wadę – nie umiemy się szybko pogodzić po kłótni, on zawsze się wycofywał na kilka dni, żeby ochłonąć. Mnie to najpierw bardzo wkurzało i stresowało, a z czasem sama zaczęłam robić to samo.
Problemem jest koleżanka z liceum, która odezwała się do mojego faceta jakoś 2 lata temu (w 2017 roku), bo jej matka była ciężko chora, mój facet kiedyś się interesował alternatywną medycyną, więc koleżanka odezwała się szukając pomocy. Mój powiedział mi o tym, potem chyba rozmawiali ze sobą co jakiś czas, ale bardzo rzadko (raz na kilka miesięcy może) – mówił mi czasem, ale ja się tym nie interesowałam, nie wzbudzało to moich podejrzeń. Tak minął 2018 rok. Na początku 2019 się spotkali w kawiarni (z jej inicjatywy, musiała się pożalić), powiedział mi o tym.
W 2019 roku sprawdziłam jego telefon i oto, co znalazłam:
- ma zapisany w kalendarzu dzień jej urodzin
- dał jej kwiatka na dzień kobiet (już w 2018) – on na dzień kobiet daje kwiaty mi, naszym mamom, też klientkom w firmie, no i jak widać koleżanka też się załapała
- gdy w 2018 roku nie odzywał się do mnie po jakiejś awanturze (bardzo się na mnie wkurzył, powiedział, że muszę sobie coś tam przemyśleć i mam mu na razie nie wchodzić w drogę), to odwołał nasze zaplanowane wyjście do teatru, ale z smsów wynika, że zaproponował to wyjście tej koleżance (odmówiła, bo zrobił to za późno i już miała plany)
- w 2018 spotkał się z nią (w dzień), nic mi nie powiedział (być może też mieliśmy ciche dni, nie pamiętam)
- w sylwestra w smsowych życzeniach dziękowała mu za to, że zawsze ją „przywróci do pionu” i że „tylko on to potrafi”, on w odpowiedzi się polecał, ona odpisała, że będzie korzystać.
Strasznie się wkurzyłam, bo to trochę tak, jakby ona była jakąś jego zastępczą dziewczyną, i zaczęłam trzymać rękę na pulsie. W ogóle też dziwne mi się wydaje (po czasie), że oni nie mieli ze sobą kontaktu przez lata, kobieta jest przed 40-tką i nie tylko nie ma mężczyzny, ale też żadnych przyjaciół czy znajomych, żeby rozmawiać o swoich problemach rodzinnych, tylko się uczepiła kolegi ze szkoły.
W tym roku jej matka zmarła, ona mu o tym oczywiście powiedziała, on proponował spotkanie, ale nie chciała. Poszedł na pogrzeb. Myślałam, że ich znajomość się rozluźni, ale nie – po paru tygodniach zaproponował jej spotkanie w parku (powiedział mi), żeby sprawdzić, jak ona się czuje.
Dwa miesiące temu znów się do siebie nie odzywaliśmy, on zaproponował jej spotkanie, ale mogła dopiero za parę dni, w międzyczasie my się pogodziliśmy. Ja wiedziałam o tym, że on ma się z nią spotkać, ale on nic mi nie mówił. Tego dnia miałam wrócić później z pracy, on przez telefon mówił, że po pracy wraca do domu, bo ma dużo pracy do zrobienia w domu. Ja jednak wróciłam wcześniej, jego nie było, bo był na spotkaniu z nią. Pytam go po powrocie, gdzie był - on na to, że z psem w parku X. Pytam, po co szedł aż do parku X i to na tyle czasu, skoro miał tyle pracy – on na to, że musiał się przewietrzyć. Pytam, co to za pomysł, żeby chodzić po parku 1,5 godziny i to po ciemku i w deszczu (już się zrobił zmierzch i zaczęło kropić) – on na to, że to był super spacer bla bla bla. Ja wiem, że on faktycznie był w tym parku, bo się tam z nią umówił, ale nic mi nie powiedział, że był z koleżanką. A ja się nie przyznałam, że wiem to z jego telefonu.
Po tym wydarzeniu sprawdzałam mu telefon jeszcze częściej, ale ich relacja była taka sama – żadnych czułości, żadnych buziaczków, nic nowego. Dopiero przy naszych kolejnych cichych dniach po 2 miesiącach (tym razem ja byłam wściekła, on wyciągał rękę na zgodę, ja ją odrzucałam) oni znowu mieli kontakt, chyba on jej proponował spotkanie.
I teraz nie wiem, co myśleć. Na pewno ja jestem zbyt podejrzliwa i zazdrosna, ale czy mam się obawiać relacji mojego faceta z koleżanką? No bo z jednej strony niby koleżanka, ale z drugiej niewidziana od lat, nie wiadomo, czy coś ich kiedyś nie łączyło. Nagle on jest jej jedynym pocieszycielem. Z drugiej strony nie widać, żeby jakoś bardzo chcieli zacieśniać tę znajomość – jak on jej coś zaproponuje (jako zapchajdziurze), a ona odmówi, to żadne z nich nie ponawia próby umówienia się (do naszych następnych cichych dni). Nie wysyłają sobie też smsków o dupie maryny (ona ze dwa razy napisała, co u niej słychać, on odpisał, ale już potem nie ciągnął rozmowy). Z innej strony – on z żadnym kolegą nie spotyka się z taką regularnością, jak z nią, i jednak te spotkania chyba są częstsze w tym roku niż w zeszłym. Dziwne jest też to, że poznałam wszystkich jego kolegów włącznie z ich rodzinami, a jej jakoś nie. Kiedyś proponowałam wspólne wyjście, bo mieliśmy wolny bilet, to mój facet nie chciał jej wziąć. Na pogrzeb też nie chciał, żebym z nim poszła, chociaż gdy umarli rodzice dwóch jego kolegów, to chciał, żebym mu towarzyszyła. Na pogrzeb jej matki i tak nie mogłam iść, bo nie wyszłabym z pracy, ale specjalnie go podpuszczałam i patrzyłam, jak on mnie zniechęca, żebym nie poszła. I w ogóle stwierdził, że nie wie, o której wróci z tego pogrzebu, bo nie wie, co tam się będzie działo (finalnie wrócił szybko, ale chyba miał plany pocieszania koleżaneczki bóg wie jak długo).
Może powinnam z nim porozmawiać, ale większość z podejrzanych rzeczy wiem z jego telefonu. Mogłabym chyba tylko zapytać, po cholerę mu w ogóle spotkania z nią sam na sam (no sorry, to trochę jak randki) i żebyśmy się spotkali we troje albo w większym gronie. Trochę się obawiam, że on ją testuje jako nową gałąź. Co myślicie?
PS. Wiem, że to naruszenie jego prywatności i że mam problem z zaufaniem i kontrolą. Zaczęłam tak robić w którymś z poprzednich związków.