Łatwo jest decydowac za kogoś, układać komuś życie, wybierać za niego, jak powinien postapic, bo przecież to my wiemy najlepiej, co będzie dobre dla niego , a już dla dzieci to zupełnie. Tylko autorka nie zwraca się o poradę czy wyjechac, tylko chce pomocy w uzyskaniu paszportu dla dzieci, bo mąż nie wyraża zgody na ich wyjazd, a tym samym, zamyka jej drogę do własnych decyzji i wyborów. Ma moc sprawczą, aby decydować, gdzie autorka chce i może mieszkać i skrzętnie z niej korzysta.
Jakoś nikomu nie wpadlo do głowy, że zamiast doradzac aby zrezygnowala z pomysłu na wyjazd z kraju, to doradzić aby tatus tez się przeniósl do Anglii skoro chce się widywac z dziećmi dwa razy w tygodniu. Przeciez dlaczego nie? Oboje są rodzicami, oboje mają takie same prawa i obowiązki wobec dzieci, a kompromis może dzialac w obie strony, czy już nie?
Małżeństwo autorki się rozpadlo, były mąż ułożył sobie życie i nawet spodziewa się potomka. Nie wiadomo daczego rozpadło się ich małżeństwo te trzy lata temu, ale chętnie bym się tego dowiedziala.
To nie są łatwe tematy i moim zdaniem nie można pisać, że pozostanie w Polsce, to najlepsze wyjście dla autorki i jej dzieci. Nie wiemy jak potoczy się jej los i w sumie to niczyja więcej sprawa, tylko jej. Nie można jej wybierać kandytata do zwiazku, nikt nie ma do tego prawa, nawet wtedy, gdy bierze się pod uwagę dobro dzieci. Równie dobrze, może źle wybrać partnera w Polsce i stworzyć sobie i dzieciom piekło.
Ktoś tu napisał o tym, że zna dzieci które się za granicą nie zaadoptowały i źle mówią w języku kraju w ktorym żyją. Ja mam zupełnie inne spostrzezenia i inne doświadczenia. Dzieci dużo starsze, bo wyjechały gdy dziewczynka miala 16 a człopiec 12, a dziś po 5 latach dziewczyna jest wspierana przez szkołę w decyzji pójścia na studia, bo tak dobrze się uczy i tak dobrze opanowała język.
Moim zdaniem trzeba szukać wyjścia i załatwienia sprawy tak, aby nikt nie czuł się oszukany i pokrzywdzony, nawet autorka. Dzieci chcą wyjechać, gdyby nie chciały to nikt 13 latka nie zmusi do tego, zwłaszcza gdy będzie go wspierał troskliwy i wrażliwy na jego krzywdę ojciec w Polsce.
Poza tym, nikt nie zamierza pozbawić ojca praw do dzieci ani wywieźć je na obcą planetę, można tam dolecieć samolotem w dwie godziny. Gdyby autorka chciala się przenieśc ze Świnoujścia do wsi zabitej dechami w Bieszczadach (sorry, bo kocham Bieszczady), to nikt by nie miał do niej o to żalu?
Ludzie którzy decydują się na rozwód muszą się liczyć z tym, że jako rodzina już nie istnieją i choćby nie wiem jak tego chcieli, nic nie będzie tak jak dawniej. Zwlaszcza, gdy byli partnerzy zakładają nowe rodziny.
Moim zdaniem trzeba szukac wyjścia i pomocy, może mediatora? Ale na pewno nie poddawać sie, bo jest się kobietą i ma się dzieci, oraz jak to jest ogólnie w Polsce przyjęte; wychowaną się zostaje na typową matkę -Polkę, za którą zawsze i wszędzie decydują inni. Najpierw rodzice, potem mąż, a potem nawet obcy ludzie których o zdanie nie pytała wcale.
Ja wierzę, że autorce uda się wyjechać i ułożyć sobie życie. Wierze też, że ojciec dziecka zrozumie, że stawiając twarde "VETO" tak naprawdę nikogo nie uszczęsliwi, no może oprócz siebie. Wierzę też, że dzieci będa mogły docenić to, jakiego mają dobrego i troskliwego ojca, nie tylko dlatego, że płaci alimenty, ale też rozumie, bo chce rozumieć ich potrzeby i pragnienia. Oraz że dzieci będa się czuły szczęsliwe i kochane zarówno w domu w Anglii jak i w domu ich ojca w Polsce.