Chcialabym zapytać Was o zdanie w pewnym temacie. Otóż jestem przed 30, od 2 lat jestem singielką.
Przez ponad rok po zakończeniu zwiazku "dochodziłam" do siebie . Od kilku miesięcy postanowiłam otworzyć się na nowe znajomości, wychodzić z domu, poznawać ludzi. Dałam się namówic na korzystanie z aplikacji randkowej.
I tu pojawia się mój "problem".
Poznaję facetów, czasami pójdę na randkę, imprezę. Nie szukam nikogo na siłę, staram się wszystkie znajomości traktować z luzem, nie nastawiać się na nic.
Mimo to nie mogę nie zauważyć pewnej tendencji, która mnie zniechęca...
Przez ten czas poznałam i spotkałam się (więcej niż raz) z kilkoma facetami.
Dwóch poznałam przez internet - pisaliśmy przez kilka tygodni przed spotkaniem. Odwlekałam spotkanie, by trochę przyjrzeć się kandydatom, wyczuć ich zamiary i sprawdzic po prostu jak nam się będzie rozmawiało. Widać było, że są mocno zainteresowani poznaniem mnie. Pisali często, sporo szczegółów ze swojego życia, zadawali pytania, interesowali się mną itd.
W wiadomościach nie było podtekstów seksualnych, jak i na spotkaniach - były to kilkugodzinne wypady na miasto czy do restauracji/kina, niekończące tematy, ogólnie miło spędzony czas.
Do czasu. Zauważyłam, że po "odbębnieniu" dwóch kulturalnych i miłych randek w miejscu publicznym zaczynają się albo podteksty seksualne - jeden z nich próbówał namowić mnie bym przyjechała do niego zrobić mu masaż/pytał gdzie lubię być masowana. Dziwna propozycja, ponieważ podczas 2 randek nie było między nami żadnej fizyczności. Nie byłam chętna na masaż, więc kontakt zupełnie się urwał.
Drugi facet "z Internetu" dzień po drugiej randce zaprosił mnie na kolacje u siebie w domu - odmówiłam, napisałam zgodnie z prawdą, że jestem zajęta. I po tym zauważyłam stopniowe wycofywanie się ze znajomości, spadek zainteresowania.
Był jeszcze facet poznany na żywo, z którym spotykałam się przez pewien czas. Podczas naszej ostatniej, szczerej rozmowy powiedział, że on zawsze zaczynał związek od seksu i negował moje podejście. Przyznał, że chodziło mu głównie o seks. Zapytał mnie czy uważam, że uda mi się znaleźć faceta, który nie będzie chciał seksu od razu? Zdziwiłam się i odpowiedziałam, że wcześniej nie miałam z tym problemu. No ale przecież to było kilka lat temu...
Dodam, że do momentu mojej (bardziej lub mniej bezpośredniej) odmowy, Ci mężczyźni codziennie pisali do mnie pierwsi, proponowali spotkania itd.
Patrząc na to wszystko, zastanawiam się, czy w wieku przed 30 konieczne jest zaczynanie znajomości od seksu? Albo inaczej: czy można w tym wieku poznać faceta, który jest w stanie normalnie poczekać na seks? Który jest zainteresowany poznawaniem się w normalnym tempie, budowaniem relacji? Czy to ze mną coś jest nie tak? Czy wolni faceci koło 30 po prostu w większości nie chcą zobowiązań (dlatego nadal są wolni)? Czy po prostu olać ich, nie zrażać się i poznawać innych dalej?
Chciałabym by do seksu doszło, gdy ja i druga strona zaczniemy powoli tworzyć jakąś relację. Etap randkowania to dla mnie etap poznawania i sprawdzania, czy w ogóle coś z tego będzie i czy warto się zaangażować. Nie chcę czekać z seksem pół roku, ale kilka tygodni regularnego spotykania się to chyba nic strasznego? Dla mnie to okres, w którym choć trochę poznam faceta, z którym pójdę do łóżka...
Zaznaczam, że nie mam nic do osób uprawiających seks na pierwszej czy drugiej randce. Po prostu mam inne podejście