Hej
Chciałam się Was poradzić bo w zasadzie nie umiem nigdzie znaleźć informacji na ten temat.
Chodzi o to , że nie mam ochoty żeby żyć. Jestem osobą na pozór ekstrawertyczną, otwartą, komunikatywną, sympatyczną- tak mnie określają ludzie. Mam pracę, studiuję i się rozwijam a mimo to uważam, że to nie ma wszystko jakiegoś głębszego sensu. Odczuwam emocje - radość , smutek , obojętność itp.. ale gdzieś w głębi duszy chciałabym żeby mnie nie było.. żeby świat istniał sobie dalej ale beze mnie. Nie podoba mi się świat, nie podoba mi się życie czy wszystkie ludzkie sprawy mimo ,że biorę w nich udział.
Wszędzie piszą tylko o depresji, o tym ,że tacy ludzie są wiecznie smutni, nie chcą mieć wtedy zainteresowań, unikają ludzi, chcą się zabić.
A co w przypadku kiedy nie jestem bardzo smutna(nie bardziej niż przeciętny człowiek) , mam zainteresowania , jak mam dobry i neutralny humor to nie unikam ludzi, nie chce się zabić tylko gdybym miała wybór pomiędzy życiem a śmiercią to nie chciałabym żyć. Męczy mnie to czasami w środku , że aż boli. Czuję wtedy taki ból duszy, smutek i niezrozumienie.
Strasznie to niezrozumiałe dla mnie, niewiem co to jest, skąd taki bezsens istnienia? Jak to można nazwać? Ktoś z Was się z tym mierzy/mierzył?