Witam Was forumowicze i drogie forumowiczki.
Mam taką chęć wyrzucenia z siebie pewnej rzeczy, która dotyka moje serce od dłuższego czasu.
Bardzo boleśnie, bo cierpię na te strasznie prowizoryczne i zdystansowane relacje od dłuższego czasu.
Dlaczego tak jest, że my kobiety jesteśmy wobec siebie tak strasznie...rywlizaujące? Niemiłe? W sumie poznaje teraz non stop dziewczyny, które w ogóle nie są wobec siebie troskliwe, przyjacielskie, solidarne, tylko dziewczyny, które obrażają się non stop na siebie i traktują siebie jak "gówno".
W sumie, to jesteśmy takie samie? Chcemy podobnych rzeczy, pewnie zaspokojenie swoich ważnych emocjonalnych potrzeb, ale...czy nie możemy się jakoś dogadać?
Doświadczam takiej sytuacji w sumie w pracy. 80% to kobiety. Wchodzę do pracy i nigdy nie wiem, która się na którą pogniewała. I powiem sczzerze, nie wierzę, nie wierzę w jakąkolwiek solidarność między dziewczynami i możliwość tworzenia teamu. My najchętniej byśmy same sobie oczy wydrapały.
A chłopaki? Chłopaki mają łatwiej... w życiu...dzięki nam? No bo zobaczcie, oni sobie wytłumaczą, załagodzą sytuację, jakoś się dogadają. Naprawdę mniej przypadków znam co to by się traktowali cichymi dniami. I wiecznymi pretenjsmi. I dyskretnym chłodem.
Bądźmy dla siebie w porządku. Kurde no.. bądźmy dla siebie fajnymi laskami.
Na Ukrainie jakoś mogą...co widze Ukrainki to się razem trzymają jak w jednej wielkiej rodzinie. To i może tutaj damy radę?
Też tak macie? Dziewczyny, podzielcie się swoimi komentarzami