Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?) - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 65 ]

Temat: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Cześć.

Jestem z facetem od 7 miesięcy, ja mam 27 lat, on prawie 30. Ja pracuję na etat, on ma własną działalność. Obecnie ja wynajmuję kawalerkę, której koszt z opłatami wynosi ok. 1600 zł, a on wynajmuje pokój (780 zł). Z racji tego, że mieszkam sama, a on z lokatorami, cały czas przebywamy u mnie. On spędza u mnie weekendy, nocuje w tygodniu itd. Można stwierdzić, że u mnie pomieszkuje. Nie dokłada się do rachunków za wodę, prąd i gaz, które siłą rzeczy wzrastają.

Problem jest taki, że on nie chce wynająć mieszkania wspólnie. W naszym mieście koszt dwupokojowego mieszkania to ok. 2000-2500 zł. Są to ładne, wyremontowane mieszkania. On stwierdził, że "wynajem się nie opłaca", a z mieszkania w którym mieszka obecnie (choć de facto ostatnio częściej nocuje u mnie niż u siebie) ma bliżej do miejsc w których wykonuje zlecenia. Stwierdził, że przeprowadzi się wyłącznie do swojego mieszkania - które ma możliwość zakupu za ok. 2-3 lata. Obecnie oboje nie mamy możliwości zakupienia mieszkania.

Dla mnie jest to ogromny problem, bo jednak skoro przebywa u mnie, to moje opłaty które ponoszę sama, wzrastają. A on upiera się, że nie wynajmie mieszkania.

Co można zrobić w takiej sytuacji?

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2019-11-15 10:52:01)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:

Cześć.

Jestem z facetem od 7 miesięcy, ja mam 27 lat, on prawie 30. Ja pracuję na etat, on ma własną działalność. Obecnie ja wynajmuję kawalerkę, której koszt z opłatami wynosi ok. 1600 zł, a on wynajmuje pokój (780 zł). Z racji tego, że mieszkam sama, a on z lokatorami, cały czas przebywamy u mnie. On spędza u mnie weekendy, nocuje w tygodniu itd. Można stwierdzić, że u mnie pomieszkuje. Nie dokłada się do rachunków za wodę, prąd i gaz, które siłą rzeczy wzrastają.

Problem jest taki, że on nie chce wynająć mieszkania wspólnie. W naszym mieście koszt dwupokojowego mieszkania to ok. 2000-2500 zł. Są to ładne, wyremontowane mieszkania. On stwierdził, że "wynajem się nie opłaca", a z mieszkania w którym mieszka obecnie (choć de facto ostatnio częściej nocuje u mnie niż u siebie) ma bliżej do miejsc w których wykonuje zlecenia. Stwierdził, że przeprowadzi się wyłącznie do swojego mieszkania - które ma możliwość zakupu za ok. 2-3 lata. Obecnie oboje nie mamy możliwości zakupienia mieszkania.

Dla mnie jest to ogromny problem, bo jednak skoro przebywa u mnie, to moje opłaty które ponoszę sama, wzrastają. A on upiera się, że nie wynajmie mieszkania.

Co można zrobić w takiej sytuacji?

Nic więcej, tylko wyraźnie powiedzieć gościowi o ile wzrastają miesięcznie twoje rachunki oraz koszty utrzymania (środki higieny, koszty jedzenia itp.) i poprosić o taką kwotę co miesiąc na konto. Jak zobaczy, że to mu się specjalnie nie opłaca, jak wysoki jest koszt jego lokum, dojazdy do pracy od ciebie oraz koszty życia , to zmięknie. Swoja drogą strasznie drogie to mieszkanie które chcesz wynająć, nawet jesli byłaby to Warszawa. Może powinniście zredukowac oczekiwania na rzecz oszczędzania na własny kąt?

3 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2019-11-15 10:55:27)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:

Cześć.

Jestem z facetem od 7 miesięcy, ja mam 27 lat, on prawie 30. Ja pracuję na etat, on ma własną działalność. Obecnie ja wynajmuję kawalerkę, której koszt z opłatami wynosi ok. 1600 zł, a on wynajmuje pokój (780 zł). Z racji tego, że mieszkam sama, a on z lokatorami, cały czas przebywamy u mnie. On spędza u mnie weekendy, nocuje w tygodniu itd. Można stwierdzić, że u mnie pomieszkuje. Nie dokłada się do rachunków za wodę, prąd i gaz, które siłą rzeczy wzrastają.

Problem jest taki, że on nie chce wynająć mieszkania wspólnie. W naszym mieście koszt dwupokojowego mieszkania to ok. 2000-2500 zł. Są to ładne, wyremontowane mieszkania. On stwierdził, że "wynajem się nie opłaca", a z mieszkania w którym mieszka obecnie (choć de facto ostatnio częściej nocuje u mnie niż u siebie) ma bliżej do miejsc w których wykonuje zlecenia. Stwierdził, że przeprowadzi się wyłącznie do swojego mieszkania - które ma możliwość zakupu za ok. 2-3 lata. Obecnie oboje nie mamy możliwości zakupienia mieszkania.

Dla mnie jest to ogromny problem, bo jednak skoro przebywa u mnie, to moje opłaty które ponoszę sama, wzrastają. A on upiera się, że nie wynajmie mieszkania.

Co można zrobić w takiej sytuacji?

To zależy.
Zależy od tego czy chcesz go potraktowac tak jak na to zasługuje, czyli jak buraka, czy chcesz być delikatna.

Opcja delikatna: Sadzasz go przy stole i mówisz mu, że naraża Cię na duże koszta, na które Cię nie stać, w związku z tym proponujesz spotkania na mieście albo u niego, ewentualnie prosisz go o dorzucenie się do opłat. Możecie też przecież zamieszkać razem w Twojej kawalerce dopóki nie będzie Was stać na coś większego. Ewentualnie po prostu przestań się zgadzać na tak częste jego przychodzenie i nocowanie u Ciebie. Ewentualnie zróbcie jakiś podział rachunków. Niech on Ci zrobi jakieś większe zakupy raz na czas.

Opcja "na buraka": podliczasz panu jego koszta utrzymania i wręczasz mu rachunek, a potem niech idzie w cholerę.

Z drugiej strony na to patrząc: jesteś pewna, że te rachunki wzrosły aż tak dużo, że Ciebie to przerasta? Bo patrząc na to logicznie: prąd i tak wykorzystujesz sama, więc jeżeli on nie ładuje u Ciebie wszystkich możliwych urządzeń elektronicznych to tak naprawdę koszta są prawie takie same jakbyś była sama. Tak samo z gazem, opłaty za gaz nie są duże, przy większej ilości gotowania ja mam rachunki większe o max 10zł. Jedyną kwestią tutaj jest woda, bo te rachunki faktycznie mogą sporo wzrosnąć jeżeli myją się w mieszkaniu dwie osoby, ale jak dla mnie to zrównałoby się to z większymi zakupami zrobionymi dla Ciebie raz w miesiącu.
Może powinnaś też przemyśleć opcję pokoju jeżeli nie stać Cię na utrzymanie kawalerki? W ten sposób mogłabyś coś też odłożyć na mieszkanie w przyszłości. Życie na wynajmie jest spoko na jakiś czas, potem człowiek chce mieć coś własnego i fajnie jest mieć chociaż na wkład własny do kredytu wink

edit. Salomonka, na Warszawskie standardy 2000 za wynajem to malutko wink
na moje krakowskie standardy obecnie najczęściej widać takie okolice 2000-2200 licząc już z czynszem i rachunkami za mieszkanie dwupokojowe w stanie takim, że nic Ci się po miesiącu nie zepsuje i możesz spokojnie mieszkac.

4 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-11-15 13:51:04)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Salomonka napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:

Cześć.

Jestem z facetem od 7 miesięcy, ja mam 27 lat, on prawie 30. Ja pracuję na etat, on ma własną działalność. Obecnie ja wynajmuję kawalerkę, której koszt z opłatami wynosi ok. 1600 zł, a on wynajmuje pokój (780 zł). Z racji tego, że mieszkam sama, a on z lokatorami, cały czas przebywamy u mnie. On spędza u mnie weekendy, nocuje w tygodniu itd. Można stwierdzić, że u mnie pomieszkuje. Nie dokłada się do rachunków za wodę, prąd i gaz, które siłą rzeczy wzrastają.

Problem jest taki, że on nie chce wynająć mieszkania wspólnie. W naszym mieście koszt dwupokojowego mieszkania to ok. 2000-2500 zł. Są to ładne, wyremontowane mieszkania. On stwierdził, że "wynajem się nie opłaca", a z mieszkania w którym mieszka obecnie (choć de facto ostatnio częściej nocuje u mnie niż u siebie) ma bliżej do miejsc w których wykonuje zlecenia. Stwierdził, że przeprowadzi się wyłącznie do swojego mieszkania - które ma możliwość zakupu za ok. 2-3 lata. Obecnie oboje nie mamy możliwości zakupienia mieszkania.

Dla mnie jest to ogromny problem, bo jednak skoro przebywa u mnie, to moje opłaty które ponoszę sama, wzrastają. A on upiera się, że nie wynajmie mieszkania.

Co można zrobić w takiej sytuacji?

Nic więcej, tylko wyraźnie powiedzieć gościowi o ile wzrastają miesięcznie twoje rachunki oraz koszty utrzymania (środki higieny, koszty jedzenia itp.) i poprosić o taką kwotę co miesiąc na konto. Jak zobaczy, że to mu się specjalnie nie opłaca, jak wysoki jest koszt jego lokum, dojazdy do pracy od ciebie oraz koszty życia , to zmięknie. Swoja drogą strasznie drogie to mieszkanie które chcesz wynająć, nawet jesli byłaby to Warszawa. Może powinniście zredukowac oczekiwania na rzecz oszczędzania na własny kąt?

Nie chcę wynająć żadnego konkretnego mieszkania - po prostu w takim przedziale cenowym jest najem mieszkań w stolicy, dwupokojowych. W tym momencie ceny kawalerek dochodzą do 2000 zł.

Czasem - choć jest mi bardzo przykro, że tak myślę - wydaje mi się, że jest po prostu wygodnicki. Pomieszkuje w czystym mieszkaniu, które ja sprzątam środkami czystości za własne pieniądze, korzysta z moich mediów oraz internetu, które ja opłacam. Nie stać mnie na utrzymywanie dwóch osób.
W grudniu powinnam dostać kolejne rozliczenia za prąd i wodę.

W zeszłym kwartale widziałam wzrost rachunków (o czym mu mówiłam, zbagatelizował), teraz aż się boję sad

Jedzenie zdarza się, że kupuje. Ale często jest tak, że gotuje u mnie tylko dla siebie - bo ja np. nie jem o późnych godzinach (i korzysta z mediów gazu, z wody do zmywania naczyń tylko dla siebie). Przykro mi, że to piszę.

Koszt dojazdów jest taki sam, on nie jeździ autem. Chodzi o odległość.

Lady Loka napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:

Cześć.

Jestem z facetem od 7 miesięcy, ja mam 27 lat, on prawie 30. Ja pracuję na etat, on ma własną działalność. Obecnie ja wynajmuję kawalerkę, której koszt z opłatami wynosi ok. 1600 zł, a on wynajmuje pokój (780 zł). Z racji tego, że mieszkam sama, a on z lokatorami, cały czas przebywamy u mnie. On spędza u mnie weekendy, nocuje w tygodniu itd. Można stwierdzić, że u mnie pomieszkuje. Nie dokłada się do rachunków za wodę, prąd i gaz, które siłą rzeczy wzrastają.

Problem jest taki, że on nie chce wynająć mieszkania wspólnie. W naszym mieście koszt dwupokojowego mieszkania to ok. 2000-2500 zł. Są to ładne, wyremontowane mieszkania. On stwierdził, że "wynajem się nie opłaca", a z mieszkania w którym mieszka obecnie (choć de facto ostatnio częściej nocuje u mnie niż u siebie) ma bliżej do miejsc w których wykonuje zlecenia. Stwierdził, że przeprowadzi się wyłącznie do swojego mieszkania - które ma możliwość zakupu za ok. 2-3 lata. Obecnie oboje nie mamy możliwości zakupienia mieszkania.

Dla mnie jest to ogromny problem, bo jednak skoro przebywa u mnie, to moje opłaty które ponoszę sama, wzrastają. A on upiera się, że nie wynajmie mieszkania.

Co można zrobić w takiej sytuacji?

To zależy.
Zależy od tego czy chcesz go potraktowac tak jak na to zasługuje, czyli jak buraka, czy chcesz być delikatna.

Opcja delikatna: Sadzasz go przy stole i mówisz mu, że naraża Cię na duże koszta, na które Cię nie stać, w związku z tym proponujesz spotkania na mieście albo u niego, ewentualnie prosisz go o dorzucenie się do opłat. Możecie też przecież zamieszkać razem w Twojej kawalerce dopóki nie będzie Was stać na coś większego. Ewentualnie po prostu przestań się zgadzać na tak częste jego przychodzenie i nocowanie u Ciebie. Ewentualnie zróbcie jakiś podział rachunków. Niech on Ci zrobi jakieś większe zakupy raz na czas.

Opcja "na buraka": podliczasz panu jego koszta utrzymania i wręczasz mu rachunek, a potem niech idzie w cholerę.

Z drugiej strony na to patrząc: jesteś pewna, że te rachunki wzrosły aż tak dużo, że Ciebie to przerasta? Bo patrząc na to logicznie: prąd i tak wykorzystujesz sama, więc jeżeli on nie ładuje u Ciebie wszystkich możliwych urządzeń elektronicznych to tak naprawdę koszta są prawie takie same jakbyś była sama. Tak samo z gazem, opłaty za gaz nie są duże, przy większej ilości gotowania ja mam rachunki większe o max 10zł. Jedyną kwestią tutaj jest woda, bo te rachunki faktycznie mogą sporo wzrosnąć jeżeli myją się w mieszkaniu dwie osoby, ale jak dla mnie to zrównałoby się to z większymi zakupami zrobionymi dla Ciebie raz w miesiącu.
Może powinnaś też przemyśleć opcję pokoju jeżeli nie stać Cię na utrzymanie kawalerki? W ten sposób mogłabyś coś też odłożyć na mieszkanie w przyszłości. Życie na wynajmie jest spoko na jakiś czas, potem człowiek chce mieć coś własnego i fajnie jest mieć chociaż na wkład własny do kredytu wink

edit. Salomonka, na Warszawskie standardy 2000 za wynajem to malutko wink
na moje krakowskie standardy obecnie najczęściej widać takie okolice 2000-2200 licząc już z czynszem i rachunkami za mieszkanie dwupokojowe w stanie takim, że nic Ci się po miesiącu nie zepsuje i możesz spokojnie mieszkac.

On przynosi do mnie swojego laptopa, ładuje telefon. Korzysta z kuchennych urządzeń elektrycznych, których ja nie używam. Ja też rzadko sama gotuję, on często gotuje u mnie tylko dla siebie. Płaciłam za prąd 70 zł na dwa miesiące, w ostatnim kwartale było to już 100 zł na dwa miesiące. Czekam na rozliczenie w grudniu.

Jeśli chodzi o wodę - mieściłam się w zaliczkach które właścicielka opłaca w ramach czynszu. Ale tak jak wspomniałam - teraz dochodzi dużo więcej zmywania, gotowania itd. Obawiam się, że przyjdzie mi dopłata.

Mnie nie stać na utrzymywanie dwóch osób - czyli zapewnianie środków higienicznych - papierów toaletowych, past do zębów, żeli pod prysznic itd oraz jedzenia dla dwóch osób. Chociaż jedzenie przynosi, czasem robi jakieś zakupy. Jednak podliczając - ja wydaję więcej na zakupy spożywcze.

5 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-15 11:13:09)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

W sprawie korzystania ze wspólnych dóbr w Twoim mieszkaniu i płacenia za nie, jest jedno proste rozwiązanie - zasugerować tudzież poprosić, żeby się dokładał do rachunków. Jeśli go stać i posiada elementarne poczucie uczciwości, to powinien płacić.
Jeśli zaś chodzi o mieszkanie, to tutaj chyba opinii jest tyle co ludzi. Każdy dzisiaj jakoś tam zarabia na swoje utrzymanie. Jedni wolą wynajmować inni zbierać na kupno. Kiedyś już była w jednym wątku zażarta prawie dyskusja między zwolennikami wynajmu i kupowania. Fakt jest taki, że jeśli planujecie zamieszkać w jednym miejscu na dłużęj, czy w ogóle na stałe, to warto pomyśleć o kupnie, jeśli oczywiście macie możliwości ( z tego co piszesz, na razie nie). Jeśli możliwa jest opcja przeprowadzki gdzieś w przyszłości, to raczej lepiej wynająć. Wynajmują na dłuższą metę ludzie, którzy często się przemieszczają, choćby z uwagi na charakter pracy, czy w ogóle pomieszkują po hotelach smile Wtedy jaki jest sens kupować mieszkanie? Natomiast fakt, że ktoś ma blisko z danego mieszkania do pracy, to akurat uyważam za sporą zalętę i wcale mu się nie dziwię. Choć zawsze można zainwestować w 4 kółka smile Chyba, że nie chce ponosić kosztów utrzymania samochodu..Mnie to tez trochę odstrasza, poza tym pewnie potem człowiek zaczyna wszędzie autem jeździć, chociaz od czegoś te nogi ma smile

Loka Te krakowskie ceny to jakaś masakra! Sporo się pozmieniało od czasów, jak stiudiowałem smile Która dzielnica, że się tak zapytam? smile

6

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:

edit. Salomonka, na Warszawskie standardy 2000 za wynajem to malutko wink
na moje krakowskie standardy obecnie najczęściej widać takie okolice 2000-2200 licząc już z czynszem i rachunkami za mieszkanie dwupokojowe w stanie takim, że nic Ci się po miesiącu nie zepsuje i możesz spokojnie mieszkac.

Lata świetlne już niczego nie wynajmowałam w Polsce i jestem w lekkim szoku. smile Ja płacę za naprawdę ładne, dwupojowe mieszkanie z miejscem parkingowym w Niemczech jakieś... 500€. To prawda, że nie jest w centrum miasta, ale mimo to. Dzielnica spokojniutka, mam pod nosem wszystko co mi potrzeba, sklepy banki, ośrodek zdrowia oraz komunikację, z ktorej nie korzystam bo mam auto. Jestem przerażona tym, jak rosną koszty utrzymania w Polsce. Miałam wracać, ale z roku na rok przekładam termin powrotu i chyba nie szybko to nastąpi. sad

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
bagienni_k napisał/a:

W sprawie korzystania ze wspólnych dóbr w Twoim mieszkaniu i płacenia za nie jest jedno proste rozwiązanie - zasugerować tudzież poprosić, żeby się dokładał do rachunków. Jeśli go stać i posiada elementarne poczucie uczciwości, to powinien płacić.
Jeśli zaś chodzi o mieszkanie, to tutaj chyba opinii jest tyle co ludzi. Każdy dzsiaj jakoś tam zarabia na swoje utrzymanie. Jedni wolą wynajmować inni zbierać na kupno. Kiedyś już była w jednym wątku zażarta prawie dyskusja między zwolennikami wynajmu i kupowania. Fakt jest taki, że jeśli planujecie zamieszkać w jednym miejscu na dłużęj, czy w ogóle na stałe, to warto pomyśleć o kupnie, jeśli oczywiście macie możliwości         ( z tego co piszesz, na razie nie). Jeśli możliwa jest opcja przeprowadzki gdzieś w przyszłości, to raczej lepiej wynająć. Wynajmują na dłuższą metę ludzie, którzy często się przemieszczają, choćby z uwagi na charakter pracy, czy w ogóle pomieszkują po hotelach smile Wtedy jaki jest sens kupować mieszkanie? Natomiast fakt, że ktoś ma blisko z danego mieszkania do pracy, to akurat uyważam za sporą zalętę i wcale mu się nie dziwię. Choć zawsz emożna zainwestować w 4 kółka smile Chyba, że nie chce ponosić kosztów utrzymania samochodu..Mnie to tez trochę odstrasza, poza tym pewnie potem człowiek zaczyna wszędzie autem jeździć, chociaz od czegoś te nogi ma smile

Loka Te krakowskie ceny to jakaś masakra! Sporo się pozmieniało od czasów, jak stiudiowałem smile Która dzielnica, że się tak zapytam? smile

I tak wynajmujemy obecnie. 1600 + 780 zł. On po prostu nie chce dołożyć "więcej" do wynajęcia mieszkania wspólnego, mimo tego, że NIC by się nie zmieniło bo i tak ostatnio codziennie jest u mnie, oprócz tego, że miałby jakieś obowiązki plus ponosiłby koszty tego mieszkania.

Czy ma rzeczywiście bliżej - kwestia sporna, to jest jego argument bo mieszka "dość blisko" centrum, a ja 20 minut dalej wink Mieszkanie dwupokojowe można wynająć w każdej lokalizacji - nawet w jego obecnych okolicach. Dlatego mam wrażenie, że on myśli tylko o sobie.

W kawalerce nie chce mieszkać we dwoje. Zresztą, ja chyba też nie.

Jeśli chodzi o zakup mieszkania - w tej kwestii mogliby mi pomóc w tym momencie rodzice. Z 2 strony nie chcę kupować "na już" mieszkania, jeśli ceny poszły w górę o 100 tys. w porównaniu do zeszłego roku, ponieważ on powiedział, że może by ze mną zamieszkał, ale zależy jaka byłaby to lokalizacja. Także jeszcze stawia wymagania odnośnie mojego mieszkania.
Wolałabym najpierw skończyć aplikację - dopiero myśleć o zakupie mieszkania.

On w ogóle nie ma możliwości zakupu mieszkania, dopiero w perspektywie dwóch, trzech lat i też nie jest powiedziane, że zamieszkam u niego.

8

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:

On przynosi do mnie swojego laptopa, ładuje telefon. Korzysta z kuchennych urządzeń elektrycznych, których ja nie używam. Ja też rzadko sama gotuję, on często gotuje u mnie tylko dla siebie. Płaciłam za prąd 70 zł na dwa miesiące, w ostatnim kwartale było to już 100 zł na dwa miesiące. Czekam na rozliczenie w grudniu.

Jeśli chodzi o wodę - mieściłam się w zaliczkach które właścicielka opłaca w ramach czynszu. Ale tak jak wspomniałam - teraz dochodzi dużo więcej zmywania, gotowania itd. Obawiam się, że przyjdzie mi dopłata.

Mnie nie stać na utrzymywanie dwóch osób - czyli zapewnianie środków higienicznych - papierów toaletowych, past do zębów, żeli pod prysznic itd oraz jedzenia dla dwóch osób. Chociaż jedzenie przynosi, czasem robi jakieś zakupy. Jednak podliczając - ja wydaję więcej na zakupy spożywcze.

No dobra, ale pastę do zębów i żel pod prysznic to chyba może sobie przynieść swój? Takie rzeczy, które wykorzystujecie razem powinniście kupować na pół. Tak samo jedzenie niech sobie sam kupuje dla siebie albo jak robicie coś razem to na pół.
Dobrowianko, ja mieszkam, gotuję, żyję i używam mojego mieszkania od roku i zdarzają mi się takie różnice w rachunkach pomimo tego, że teoretycznie cały czas robię w mieszkaniu to samo, stąd moje lekkie wątpliwości. Ale w takim przypadku gdybym ja miała taką sytuację, poprosiłabym go, żeby przed przyjściem do mnie zjadł u siebie, bo ja nie będę gotować.
Zresztą mnie by było głupio tak gotować u kogoś tylko dla siebie. On już trochę traktuje Twoje mieszkanie jak swoje, więc może zamieszkajcie tam razem? Wyjdzie Wam po 800zł, to nie majątek. A pomieszkanie w kawalerce przez rok też Was nie zabije, potem można myśleć o kupnie czegoś. A Ty też przez ten czas odłożysz kasę, bo będziesz płacić połowę mniej.
Zastanowiłabym się tutaj tylko, czy faktycznie z takim facetem chcesz wspólnie zamieszkać, jeżeli on nawet własnego żelu pod prysznic do Ciebie nie przyniesie. Byłabym ostrożna.
Poza tym to normalne, że on nie chce z Tobą nic wynająć, bo on by musiał płacić więcej niż płaci teraz. Bo jakoś wątpię, że Ci komfortowo będzie z tym, że Ty płacisz za wspólne mieszkanie 2/3 kosztów, a on 1/3 wink

bagienni_k napisał/a:

Loka Te krakowskie ceny to jakaś masakra! Sporo się pozmieniało od czasów, jak stiudiowałem smile Która dzielnica, że się tak zapytam? smile

Salomonka napisał/a:

Lata świetlne już niczego nie wynajmowałam w Polsce i jestem w lekkim szoku. smile Ja płacę za naprawdę ładne, dwupojowe mieszkanie z miejscem parkingowym w Niemczech jakieś... 500€.

Odpowiem Wam zbiorczo big_smile
obecnie wynajmuję na Azorach i płacę 1300 + rachunki, ale jest to stare PRLowskie mieszkanie w bloku z płyty, które mam po znajomości i które jest w stanie trochę rozlatującym się. Poza tym praktycznie wszystkie sprzęty w tym mieszkaniu są moje, jak wprowadzałam się to były 2 szafy, szafki w kuchni i sprzęty w łazience smile więc płacę jak na Kraków bardzo malutko. Plus przynajmniej raz w miesiącu w tym mieszkaniu jest coś do naprawy. A to prąd, a to kran, a to coś tam. Tak naprawdę powinno się tam zrobić generalny remont łącznie z wymianą instalacji wink dlatego jest tak tanio.

Domyślnie chciałabym zamieszkać w rejonie Bronowice/Mydlniki z większą przewagą tego drugiego no i w Mydlnikach średnia cena to już niestety powyżej 2000, więc czekam, odkładam i coś kupię, bo wynajem faktycznie się nie opłaca. Ale jak przeglądam ceny to normalne mieszkanie, lekko wyposażone, które potencjalnie się nie rozleci to właśnie z rachunkami i czynszem będzie koło 2000zł jak nie więcej. A patrzę tylko na takie 2 pokojowe big_smile mniejsze mnie nie interesują.

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Z opisu waszego wspólnego życia wyłania mi się obraz że on wraca sobie wcześniej na twoją chatę, korzysta ze sprzętów, które tam masz, robi jedzenie i czeka na ciebie a ty przychodzisz nie wiem o której ale chyba późno, nic już nie jesz, z niczego nie korzystasz, umyjesz się i pójdziesz spać:D

Jak wiesz że chłopak będzie u ciebie wieczorem to co ci szkodzi napisać mu ok ale kup coś do jedzenia i jeszcze żel pod prysznic i domestos i co tam potrzebujesz. Ile te rachunki wzrosną? 100-150 zł?? to dwa razy ci zakupy zrobi i wyrównano. Dla mnie to by wystarczyło jeszcze na jakiś czas, po 7 miesiącach też bym się nie pchała jeszcze na wspólne mieszkanie.

10 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2019-11-15 11:57:33)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:

Jeśli chodzi o zakup mieszkania - w tej kwestii mogliby mi pomóc w tym momencie rodzice. Z 2 strony nie chcę kupować "na już" mieszkania, jeśli ceny poszły w górę o 100 tys. w porównaniu do zeszłego roku, ponieważ on powiedział, że może by ze mną zamieszkał, ale zależy jaka byłaby to lokalizacja. Także jeszcze stawia wymagania odnośnie mojego mieszkania.
Wolałabym najpierw skończyć aplikację - dopiero myśleć o zakupie mieszkania.

On w ogóle nie ma możliwości zakupu mieszkania, dopiero w perspektywie dwóch, trzech lat i też nie jest powiedziane, że zamieszkam u niego.

Co nagle to po diable, jak mówi przyslowie. Do tego znacie się dopiero 7 m-cy i jak widac, nie zawsze się we wszystkim zgadzacie bez słów.

Lepiej na początek wyegzekwować od niego wiekszą partycypację w kosztach jego "pomieszkiwania" u ciebie. Może facet "dojrzeje" jak "łopatologicznie" sobie policzy ile traci miesięcznie przez takie podwójne zamieszkanie. Nic was też nie goni, więc możecie poswięcić trochę czasu na szukanie mieszkania w jak najlepszej cenie.  Myslę, że jesli nie będziecie szukali z ogloszenia, tylko przez "pocztę pantoflową", przez znajomych to traficie w końcu coś na korzystnych warunkach.

11 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-11-15 13:59:10)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
krolowachlodu87 napisał/a:

Z opisu waszego wspólnego życia wyłania mi się obraz że on wraca sobie wcześniej na twoją chatę, korzysta ze sprzętów, które tam masz, robi jedzenie i czeka na ciebie a ty przychodzisz nie wiem o której ale chyba późno, nic już nie jesz, z niczego nie korzystasz, umyjesz się i pójdziesz spać:D

Jak wiesz że chłopak będzie u ciebie wieczorem to co ci szkodzi napisać mu ok ale kup coś do jedzenia i jeszcze żel pod prysznic i domestos i co tam potrzebujesz. Ile te rachunki wzrosną? 100-150 zł?? to dwa razy ci zakupy zrobi i wyrównano. Dla mnie to by wystarczyło jeszcze na jakiś czas, po 7 miesiącach też bym się nie pchała jeszcze na wspólne mieszkanie.

Nie jest tak big_smile Nie ma kluczy do tego mieszkania. Ale przebywa u mnie ostatnio codziennie.

Chodzi o to, że on często gotuje tylko dla siebie. Cały bałagan potem sprzątam ja (bo on nie domywa naczyń) . Zużycie mediów jest większe, niż gdy byłam sama po prostu.

Salomonka napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:

Jeśli chodzi o zakup mieszkania - w tej kwestii mogliby mi pomóc w tym momencie rodzice. Z 2 strony nie chcę kupować "na już" mieszkania, jeśli ceny poszły w górę o 100 tys. w porównaniu do zeszłego roku, ponieważ on powiedział, że może by ze mną zamieszkał, ale zależy jaka byłaby to lokalizacja. Także jeszcze stawia wymagania odnośnie mojego mieszkania.
Wolałabym najpierw skończyć aplikację - dopiero myśleć o zakupie mieszkania.

On w ogóle nie ma możliwości zakupu mieszkania, dopiero w perspektywie dwóch, trzech lat i też nie jest powiedziane, że zamieszkam u niego.

Co nagle to po diable, jak mówi przyslowie. Do tego znacie się dopiero 7 m-cy i jak widac, nie zawsze się we wszystkim zgadzacie bez słów.

Lepiej na początek wyegzekwować od niego wiekszą partycypację w kosztach jego "pomieszkiwania" u ciebie. Może facet "dojrzeje" jak "łopatologicznie" sobie policzy ile traci miesięcznie przez takie podwójne zamieszkanie. Nic was też nie goni, więc możecie poswięcić trochę czasu na szukanie mieszkania w jak najlepszej cenie.  Myslę, że jesli nie będziecie szukali z ogloszenia, tylko przez "pocztę pantoflową", przez znajomych to traficie w końcu coś na korzystnych warunkach.

Tylko, że on nie chce w ogóle. Bo nie rozmawiałam z nim na zasadzie "już teraz", a w przyszłości.

Za to mieszkanie płacę ja, a mam dodatkowego lokatora. Dla mnie to też nie jest komfortowe. Tym bardziej, że tak to wygląda od maja.

12

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
krolowachlodu87 napisał/a:

Z opisu waszego wspólnego życia wyłania mi się obraz że on wraca sobie wcześniej na twoją chatę, korzysta ze sprzętów, które tam masz, robi jedzenie i czeka na ciebie a ty przychodzisz nie wiem o której ale chyba późno, nic już nie jesz, z niczego nie korzystasz, umyjesz się i pójdziesz spać:D

Jak wiesz że chłopak będzie u ciebie wieczorem to co ci szkodzi napisać mu ok ale kup coś do jedzenia i jeszcze żel pod prysznic i domestos i co tam potrzebujesz. Ile te rachunki wzrosną? 100-150 zł?? to dwa razy ci zakupy zrobi i wyrównano. Dla mnie to by wystarczyło jeszcze na jakiś czas, po 7 miesiącach też bym się nie pchała jeszcze na wspólne mieszkanie.

Nie jest tak big_smile Nie ma kluczy do tego mieszkania. Ale przebywa u mnie ostatnio codziennie.

Chodzi o to, że on często gotuje tylko dla siebie. Cały bałagan potem sprzątam ja (bo on nie domywa naczyń) . Zużycie mediów jest większe, niż gdy byłam sama po prostu.

A jakie rozwiązanie by cię satysfakcjonowało? Jakieś rozliczenie gotówkowe? Wyrównanie tego co wzrosło? Sprzątać może sam, jak będziesz robić za niego to się nigdy nie nauczy domywać tych naczyń i jak zamieszkacie razem problem nie zniknie. Jeżeli czuje się na tyle swobodnie żeby gotować sobie sam u ciebie to zapewniam cię że nic go nie powstrzymuje oprócz lenistwa aby po sobie posprzątać. Możecie wynająć panią do sprzątania na spółkę, jest to koszt ale rozwiązuje wiele problemów mogę szczerze polecić big_smile
W drugą stronę patrząc z jego perspektywy to on też płaci za pokój, w którym mało mieszka ale dla niego jest za wcześnie na wspólne kupowanie mieszkania a nie chce płacić drożej za wynajem bo woli odkładać na swoje. Też rozumiem takie postępowanie i mam wrażenie że jak poprosisz o kupienie domestosa i kilku innych rzeczy do mieszkania to nie będzie tragedii.

13

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
krolowachlodu87 napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:
krolowachlodu87 napisał/a:

Z opisu waszego wspólnego życia wyłania mi się obraz że on wraca sobie wcześniej na twoją chatę, korzysta ze sprzętów, które tam masz, robi jedzenie i czeka na ciebie a ty przychodzisz nie wiem o której ale chyba późno, nic już nie jesz, z niczego nie korzystasz, umyjesz się i pójdziesz spać:D

Jak wiesz że chłopak będzie u ciebie wieczorem to co ci szkodzi napisać mu ok ale kup coś do jedzenia i jeszcze żel pod prysznic i domestos i co tam potrzebujesz. Ile te rachunki wzrosną? 100-150 zł?? to dwa razy ci zakupy zrobi i wyrównano. Dla mnie to by wystarczyło jeszcze na jakiś czas, po 7 miesiącach też bym się nie pchała jeszcze na wspólne mieszkanie.

Nie jest tak big_smile Nie ma kluczy do tego mieszkania. Ale przebywa u mnie ostatnio codziennie.

Chodzi o to, że on często gotuje tylko dla siebie. Cały bałagan potem sprzątam ja (bo on nie domywa naczyń) . Zużycie mediów jest większe, niż gdy byłam sama po prostu.

A jakie rozwiązanie by cię satysfakcjonowało? Jakieś rozliczenie gotówkowe? Wyrównanie tego co wzrosło? Sprzątać może sam, jak będziesz robić za niego to się nigdy nie nauczy domywać tych naczyń i jak zamieszkacie razem problem nie zniknie. Jeżeli czuje się na tyle swobodnie żeby gotować sobie sam u ciebie to zapewniam cię że nic go nie powstrzymuje oprócz lenistwa aby po sobie posprzątać. Możecie wynająć panią do sprzątania na spółkę, jest to koszt ale rozwiązuje wiele problemów mogę szczerze polecić big_smile
W drugą stronę patrząc z jego perspektywy to on też płaci za pokój, w którym mało mieszka ale dla niego jest za wcześnie na wspólne kupowanie mieszkania a nie chce płacić drożej za wynajem bo woli odkładać na swoje. Też rozumiem takie postępowanie i mam wrażenie że jak poprosisz o kupienie domestosa i kilku innych rzeczy do mieszkania to nie będzie tragedii.

Nie wiem sama. Chciałabym wiedzieć, że powiedzmy w perspektywie roku ta sytuacja się zmieni. Ale on jest na "nie", bo wynajem się nie opłaca.

Po jego wizytach w kuchni tj. gotowaniu - wszystko jest brudne, łącznie ze ścianami i podłogami (naprawdę). Nawet jeśli posprząta, to nie wytrze kuchenki, którą ubrudził, a naczynia są niedomyte (więc zużywam wodę x2 do mycia naczyń, bo poprawiam to czego on nie domył).
Mam wrażenie, że ja cały czas chodzę i sprzątam po nim, on u mnie wręcz mieszka na mój koszt i myśli tylko o sobie.
I mam wrażenie, że to niestety wygodnictwo sad

14 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-15 12:33:23)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Tylko dlaczego nie chce się dołożyć? Jeśli chodzi rachunki do opłaty za ta Twoją kawalerkę..To by przynajmniej rozwiązało sytuację na krótki czas. Pytanie czy go nie stać czy zwyczajnie idzie na łatwiznę? Wydaje się, że to pierwsze jednak...Fakt, że ktoś nie chce wynajmować mieszkania, mogę zrozumieć. Jeśli nie widzi sensu pakowania kasy komuś do kieszeni, zamiast spłacania raty kredytu za WŁASNE lokum. Mówił coś, ze chce odkładać kasę na własny wkład w kupno? W przypadku, kiedy na razie nie chcecie kupować mieszkania, pogadaj z nim na spokojnie. Skoro korzysta tyle z Twojej kawalerki to powinien uczciwie dzielić się kosztami. Jeśli jest inaczej, to wychodzi na to, że ma zadatki na skąpca i wygodnika jednocześnie.
Dojazd to jednak dość istotna rzecz moim zdaniem. Jeśli tylko łatwiej i szybciej można się dostać do pracy, to czemu z tego nie korzystać? Na studiach mieszkałem 4 lata w mieszkaniu, powiedzmy o dość sredniej jakości( choć nie złej czy fatalnej), jednak 15 min max piechotą od uczelni. Można było szukać czegoś innego, czy tańszego czy droższego, ale ta bliskość do wydziału dawała spory plus tamtej lokalizacji. Dla niektórych 20 minut to sporo czasu smile

Loka Ciężko w to uwierzyć..Czyli na osobę/pokój wychodzi między 800 a ponad 1000 zł..No grubo smile Azory - heh, swego czasu tam czasami przyjeżdzałem do znajomego, trzeba było mieć oczy dookoła głowy, szczególnie przy pętli autobusowej lini 130 smile

15

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
bagienni_k napisał/a:

Tylko dlaczego nie chce się dołożyć? Jeśli chodzi rachunki do opłaty za ta Twoją kawalerkę..To by przynajmniej rozwiązało sytuację na krótki czas. Pytanie czy go nie stać czy zwyczajnie idzie na łatwiznę?Wydaje się, że to pierwsze jednak...Fakt, że ktoś nie chce wynajmować mieszkania, mogę zrozumieć. Jeśli nie widzi sensu pakowania kasy komuś, zamiast spłacania raty kredytu za WŁASNE lokum. W przypadku, kiedy na razie nie chcecie kupować mieszkania, pogadaj z nim na spokojnie. Skoro korzysta tyle z Twojej kawalerki to powinien uczciwie dzielić się kosztami. Jeśli jest inaczej, to wychodzi na to, że ma zadatki na skąpca i wygodnika jednocześnie.
Dojazd to jednak dość istotna rzecz moim zdaniem. Jeśli tylko łatwiej i szybciej można się dostać do pracy, to czemu z tego nie korzystać? Na studiach mieszkałem 4 lata w mieszkaniu, powiedzmy o dość sredniej jakości( choć nie złej czy fatalnej), jednak 15 min max piechotą od uczelni. Można było szukać czegoś innego, czy tańszego czy droższego, ale ta bliskość do wydziału dawała spory plus tamtej lokalizacji. Dla niektórych 20 minut to sporo czasu smile

Loka Ciężko w to uwierzyć..Czyli na osobę/pokój wychodzi między 800 a ponad 1000 zł..No grubo smile Azory - heh, swego czasu tam czasami przyjeżdzałem do znajomego, trzeba było mieć oczy dookoła głowy, szczególnie przy pętli autobusowej lini 130 smile

On nie dojeżdża codziennie do pracy. Nie chcę wchodzić w szczegóły jego zawodu, ale miejsc gdzie wykonuje zlecenia (które nie są codziennie) jest w Warszawie kilka i on po prostu mieszka w pobliżu dwóch z nich, a do pozostałych też dojeżdża. Ode mnie w te miejsca jest bezpośredni dojazd. Ale już pomijając to wszystko, to zawsze można znaleźć mieszkanie w dogodnej lokalizacji, ja pracuję w centrum więc mi dojazd z każdej części Warszawy odpowiada.

16

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
krolowachlodu87 napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:

Nie jest tak big_smile Nie ma kluczy do tego mieszkania. Ale przebywa u mnie ostatnio codziennie.

Chodzi o to, że on często gotuje tylko dla siebie. Cały bałagan potem sprzątam ja (bo on nie domywa naczyń) . Zużycie mediów jest większe, niż gdy byłam sama po prostu.

A jakie rozwiązanie by cię satysfakcjonowało? Jakieś rozliczenie gotówkowe? Wyrównanie tego co wzrosło? Sprzątać może sam, jak będziesz robić za niego to się nigdy nie nauczy domywać tych naczyń i jak zamieszkacie razem problem nie zniknie. Jeżeli czuje się na tyle swobodnie żeby gotować sobie sam u ciebie to zapewniam cię że nic go nie powstrzymuje oprócz lenistwa aby po sobie posprzątać. Możecie wynająć panią do sprzątania na spółkę, jest to koszt ale rozwiązuje wiele problemów mogę szczerze polecić big_smile
W drugą stronę patrząc z jego perspektywy to on też płaci za pokój, w którym mało mieszka ale dla niego jest za wcześnie na wspólne kupowanie mieszkania a nie chce płacić drożej za wynajem bo woli odkładać na swoje. Też rozumiem takie postępowanie i mam wrażenie że jak poprosisz o kupienie domestosa i kilku innych rzeczy do mieszkania to nie będzie tragedii.

Nie wiem sama. Chciałabym wiedzieć, że powiedzmy w perspektywie roku ta sytuacja się zmieni. Ale on jest na "nie", bo wynajem się nie opłaca.

Po jego wizytach w kuchni tj. gotowaniu - wszystko jest brudne, łącznie ze ścianami i podłogami (naprawdę). Nawet jeśli posprząta, to nie wytrze kuchenki, którą ubrudził, a naczynia są niedomyte (więc zużywam wodę x2 do mycia naczyń, bo poprawiam to czego on nie domył).
Mam wrażenie, że ja cały czas chodzę i sprzątam po nim, on u mnie wręcz mieszka na mój koszt i myśli tylko o sobie.
I mam wrażenie, że to niestety wygodnictwo sad

Także on robi syf, ty po nim sprzątasz, on żadnej inicjatywy nie wykazuje aby ułatwić ci życie a ty jeszcze chcesz z nim zamieszkać?:D To że ty wydajesz dwa razy więcej na wodę nie jest problemem, to że on ci tą kasę za wodę zwróci waszych problemów nie rozwiąże. Zacznij u źródła twojej frustracji czyli syfu w kuchni. Zrzutka na sprzątaczkę albo kuchnia ma po gotowaniu wyglądać jak przed. Swoją drogą jak można nie domyć naczyń????

17

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Dobrowianka, a Ciebie tak właściwie to stać na tą kawalerkę? Bo aktualnie obraz Ciebie mam jako osoby, która oszczędza każdą kroplę wody, a tak sie nie da żyć na dłuższą metę wypominając komuś, że zużył wodę do mycia naczyń czy gaz do gotowania. Może ja mam dziwne podejście, ale no mieszkanie jest dla mnie, a nie ja dla mieszkania, jak potrzebuję zużyć więcej wody to po prostu zużywam i nie zastanawiam sie czy rachunek będzie większy. Jakby mnie nie było stać, to mieszkałabym w mniejszym mieszkaniu.

18

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
krolowachlodu87 napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:
krolowachlodu87 napisał/a:

A jakie rozwiązanie by cię satysfakcjonowało? Jakieś rozliczenie gotówkowe? Wyrównanie tego co wzrosło? Sprzątać może sam, jak będziesz robić za niego to się nigdy nie nauczy domywać tych naczyń i jak zamieszkacie razem problem nie zniknie. Jeżeli czuje się na tyle swobodnie żeby gotować sobie sam u ciebie to zapewniam cię że nic go nie powstrzymuje oprócz lenistwa aby po sobie posprzątać. Możecie wynająć panią do sprzątania na spółkę, jest to koszt ale rozwiązuje wiele problemów mogę szczerze polecić big_smile
W drugą stronę patrząc z jego perspektywy to on też płaci za pokój, w którym mało mieszka ale dla niego jest za wcześnie na wspólne kupowanie mieszkania a nie chce płacić drożej za wynajem bo woli odkładać na swoje. Też rozumiem takie postępowanie i mam wrażenie że jak poprosisz o kupienie domestosa i kilku innych rzeczy do mieszkania to nie będzie tragedii.

Nie wiem sama. Chciałabym wiedzieć, że powiedzmy w perspektywie roku ta sytuacja się zmieni. Ale on jest na "nie", bo wynajem się nie opłaca.

Po jego wizytach w kuchni tj. gotowaniu - wszystko jest brudne, łącznie ze ścianami i podłogami (naprawdę). Nawet jeśli posprząta, to nie wytrze kuchenki, którą ubrudził, a naczynia są niedomyte (więc zużywam wodę x2 do mycia naczyń, bo poprawiam to czego on nie domył).
Mam wrażenie, że ja cały czas chodzę i sprzątam po nim, on u mnie wręcz mieszka na mój koszt i myśli tylko o sobie.
I mam wrażenie, że to niestety wygodnictwo sad

Także on robi syf, ty po nim sprzątasz, on żadnej inicjatywy nie wykazuje aby ułatwić ci życie a ty jeszcze chcesz z nim zamieszkać?:D To że ty wydajesz dwa razy więcej na wodę nie jest problemem, to że on ci tą kasę za wodę zwróci waszych problemów nie rozwiąże. Zacznij u źródła twojej frustracji czyli syfu w kuchni. Zrzutka na sprzątaczkę albo kuchnia ma po gotowaniu wyglądać jak przed. Swoją drogą jak można nie domyć naczyń????

Ja mu zaczęłam zwracać na to uwagę.
Na początku było mi głupie. Ale w momencie gdy odłożył do szafki "umyte" szklanki, z której potem skorzystała moja mama, a na niej był ślad pomadki, to było apogeum.

Zwracałam mu uwagę, że pobrudził blat, ściany, podłogi, szafki, kuchenkę i nawet palniki. Zwracałam mu uwagę, że spalił i zniszczył moje patelnie i kazałam smażyć na mniejszym ogniu. Zwracałam mu uwagę, że nie domywa naczyń i nawet mu to pokazywałam. Niestety nic nie działa.
Czy mam zatrudniać i opłacać panią do sprzątania, by sprzątała jego bałagan? hmmm. To kawalerka w końcu, małe mieszkanie 30 m, a kuchnia to malutki aneks.

19

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:

Po jego wizytach w kuchni tj. gotowaniu - wszystko jest brudne, łącznie ze ścianami i podłogami (naprawdę). Nawet jeśli posprząta, to nie wytrze kuchenki, którą ubrudził, a naczynia są niedomyte

Cooo!? Przecież to nie 8-letni siostrzeniec, tylko 30-letni mężczyzna. Jak to ściany i podłogi są brudne, a naczynia niedomyte? Chyba bardziej by mnie to wyprowadziło z równowagi, niż te wyższe rachunki za wodę.

20

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Lady Loka napisał/a:

Dobrowianka, a Ciebie tak właściwie to stać na tą kawalerkę? Bo aktualnie obraz Ciebie mam jako osoby, która oszczędza każdą kroplę wody, a tak sie nie da żyć na dłuższą metę wypominając komuś, że zużył wodę do mycia naczyń czy gaz do gotowania. Może ja mam dziwne podejście, ale no mieszkanie jest dla mnie, a nie ja dla mieszkania, jak potrzebuję zużyć więcej wody to po prostu zużywam i nie zastanawiam sie czy rachunek będzie większy. Jakby mnie nie było stać, to mieszkałabym w mniejszym mieszkaniu.

Nie, nie oszczędzam każdej kropli wody. Mieszkam normalnie wink Po prostu od maja zauważyłam, że:
- siedzimy tylko u mnie
- on u mnie pomieszkuje
- gotuje tylko dla siebie w mojej kuchni
- robi okropny bałagan

a jednocześnie:
- nie chce ze mną zamieszkać, ani niczego wynająć, więc żyje na mój koszt, bo ja opłacam mieszkanie i media z których on korzysta.

Jaki to ma związek z oszczędzaniem? Może ja nie chcę robić podwójnych zakupów jedzeniowych,bo wolę w to miejsce kupić koszulę do pracy?

21 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-15 12:42:55)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Tylko dlaczego nie chce się dołożyć? Jeśli chodzi rachunki do opłaty za ta Twoją kawalerkę..To by przynajmniej rozwiązało sytuację na krótki czas. Pytanie czy go nie stać czy zwyczajnie idzie na łatwiznę?Wydaje się, że to pierwsze jednak...Fakt, że ktoś nie chce wynajmować mieszkania, mogę zrozumieć. Jeśli nie widzi sensu pakowania kasy komuś, zamiast spłacania raty kredytu za WŁASNE lokum. W przypadku, kiedy na razie nie chcecie kupować mieszkania, pogadaj z nim na spokojnie. Skoro korzysta tyle z Twojej kawalerki to powinien uczciwie dzielić się kosztami. Jeśli jest inaczej, to wychodzi na to, że ma zadatki na skąpca i wygodnika jednocześnie.
Dojazd to jednak dość istotna rzecz moim zdaniem. Jeśli tylko łatwiej i szybciej można się dostać do pracy, to czemu z tego nie korzystać? Na studiach mieszkałem 4 lata w mieszkaniu, powiedzmy o dość sredniej jakości( choć nie złej czy fatalnej), jednak 15 min max piechotą od uczelni. Można było szukać czegoś innego, czy tańszego czy droższego, ale ta bliskość do wydziału dawała spory plus tamtej lokalizacji. Dla niektórych 20 minut to sporo czasu smile

Loka Ciężko w to uwierzyć..Czyli na osobę/pokój wychodzi między 800 a ponad 1000 zł..No grubo smile Azory - heh, swego czasu tam czasami przyjeżdzałem do znajomego, trzeba było mieć oczy dookoła głowy, szczególnie przy pętli autobusowej lini 130 smile

On nie dojeżdża codziennie do pracy. Nie chcę wchodzić w szczegóły jego zawodu, ale miejsc gdzie wykonuje zlecenia (które nie są codziennie) jest w Warszawie kilka i on po prostu mieszka w pobliżu dwóch z nich, a do pozostałych też dojeżdża. Ode mnie w te miejsca jest bezpośredni dojazd. Ale już pomijając to wszystko, to zawsze można znaleźć mieszkanie w dogodnej lokalizacji, ja pracuję w centrum więc mi dojazd z każdej części Warszawy odpowiada.

Z pewnością by się takie znalazło smile Choć pogodzenie wielu aspektów, odpowiadajacych każdemu z partnerów czy lokatorów, może trochę czasu zająć. Jak na pierwszym roku studiów mieszkałem w Krakowie, to pocżatkowo zamierzałem wynająć pokój z kolegami z liceum. Ciężko było pogodzić interesy naszej trójki. Dwóch z nas studiowało na UJ-cie a jeden na polibudzie. Zatem lokalizacja, akurat się nie pokrywała i ciężko było coś znaleźć, żeby pogodzić nasze interesy. Ostatecznie wylądowałem w akademiku. Warszawy doberze nie znam, ale zdaję sobie sprawę, że to inna skala..

Jeśli po jego gotowaniu ściany i podłoga są upaprane, to co on robi w tej kuchni? Jakiś ubój rytualny czy co? yikes

22

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
broken87 napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:

Po jego wizytach w kuchni tj. gotowaniu - wszystko jest brudne, łącznie ze ścianami i podłogami (naprawdę). Nawet jeśli posprząta, to nie wytrze kuchenki, którą ubrudził, a naczynia są niedomyte

Cooo!? Przecież to nie 8-letni siostrzeniec, tylko 30-letni mężczyzna. Jak to ściany i podłogi są brudne, a naczynia niedomyte? Chyba bardziej by mnie to wyprowadziło z równowagi, niż te wyższe rachunki za wodę.

I chyba to jest punkt zapalny, a ja bym wolała, żeby on także miał poczucie obowiązku i partycypacji w kosztach, a nie przychodził do mnie "na gotowe", gdy jest posprzątane.

23 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2019-11-15 12:53:22)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:

Tylko, że on nie chce w ogóle. Bo nie rozmawiałam z nim na zasadzie "już teraz", a w przyszłości.

Za to mieszkanie płacę ja, a mam dodatkowego lokatora. Dla mnie to też nie jest komfortowe. Tym bardziej, że tak to wygląda od maja.

To dlaczego z nim nie porozmawiasz? Mogłby np. co drugi rachunek za prąd zapłacić, albo jakieś większe zakupy do domu zrobić, albo co tam jeszcze. Może on nie "czai", że nie stać cię na niego i jego pomieszkiwanie u ciebie. Facetom czasem trzeba dokładnie wytłumaczyć, bo nie pojmują subtelnej sugestii.

24

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Dobrowianka, a Ciebie tak właściwie to stać na tą kawalerkę? Bo aktualnie obraz Ciebie mam jako osoby, która oszczędza każdą kroplę wody, a tak sie nie da żyć na dłuższą metę wypominając komuś, że zużył wodę do mycia naczyń czy gaz do gotowania. Może ja mam dziwne podejście, ale no mieszkanie jest dla mnie, a nie ja dla mieszkania, jak potrzebuję zużyć więcej wody to po prostu zużywam i nie zastanawiam sie czy rachunek będzie większy. Jakby mnie nie było stać, to mieszkałabym w mniejszym mieszkaniu.

Nie, nie oszczędzam każdej kropli wody. Mieszkam normalnie wink Po prostu od maja zauważyłam, że:
- siedzimy tylko u mnie
- on u mnie pomieszkuje
- gotuje tylko dla siebie w mojej kuchni
- robi okropny bałagan

a jednocześnie:
- nie chce ze mną zamieszkać, ani niczego wynająć, więc żyje na mój koszt, bo ja opłacam mieszkanie i media z których on korzysta.

Jaki to ma związek z oszczędzaniem? Może ja nie chcę robić podwójnych zakupów jedzeniowych,bo wolę w to miejsce kupić koszulę do pracy?

Ale to jest Twój biznes, że od maja nie powiedziałaś mu, że ma się do jedzenia dokładać, ma sobie kupić pastę do zębów i żel pod prysznic wink
jak Ty to tolerujesz od maja, ja po 2 tygodniach bym wprost powiedziała, że jak chce sobie ugotować to ma sobie kupić.

I czemu było Ci głupio zwracać mu uwagę? Przychodzi do Ciebie i robi syf, niech sprząta. Stój nad nim i niech robi dokładnie, a jak nie będzie robił to mu wprost powiedz, że nie będzie u Ciebie gotował, bo Ty potem nie będziesz po nim myć ścian.

I ja serio zastanowiłabym się czy to jest materiał na porządnego faceta dla Ciebie. 30latek, który brudzi podłogę gotując i nie umie domyć kubka nie rokuje na przyszłośc ani trochę. Nawet jak zamieszkacie razem, jak on się będzie do wszystkiego dokładał, to dalej będzie Ci syfił tak jak teraz, albo nawet jeszcze bardziej i choćbyś nie wiem jak się starała, to nie wyeliminujesz tego.

25 Ostatnio edytowany przez dobrowianka2211 (2019-11-15 12:49:05)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Lady Loka napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Dobrowianka, a Ciebie tak właściwie to stać na tą kawalerkę? Bo aktualnie obraz Ciebie mam jako osoby, która oszczędza każdą kroplę wody, a tak sie nie da żyć na dłuższą metę wypominając komuś, że zużył wodę do mycia naczyń czy gaz do gotowania. Może ja mam dziwne podejście, ale no mieszkanie jest dla mnie, a nie ja dla mieszkania, jak potrzebuję zużyć więcej wody to po prostu zużywam i nie zastanawiam sie czy rachunek będzie większy. Jakby mnie nie było stać, to mieszkałabym w mniejszym mieszkaniu.

Nie, nie oszczędzam każdej kropli wody. Mieszkam normalnie wink Po prostu od maja zauważyłam, że:
- siedzimy tylko u mnie
- on u mnie pomieszkuje
- gotuje tylko dla siebie w mojej kuchni
- robi okropny bałagan

a jednocześnie:
- nie chce ze mną zamieszkać, ani niczego wynająć, więc żyje na mój koszt, bo ja opłacam mieszkanie i media z których on korzysta.

Jaki to ma związek z oszczędzaniem? Może ja nie chcę robić podwójnych zakupów jedzeniowych,bo wolę w to miejsce kupić koszulę do pracy?

Ale to jest Twój biznes, że od maja nie powiedziałaś mu, że ma się do jedzenia dokładać, ma sobie kupić pastę do zębów i żel pod prysznic wink
jak Ty to tolerujesz od maja, ja po 2 tygodniach bym wprost powiedziała, że jak chce sobie ugotować to ma sobie kupić.

I czemu było Ci głupio zwracać mu uwagę? Przychodzi do Ciebie i robi syf, niech sprząta. Stój nad nim i niech robi dokładnie, a jak nie będzie robił to mu wprost powiedz, że nie będzie u Ciebie gotował, bo Ty potem nie będziesz po nim myć ścian.

I ja serio zastanowiłabym się czy to jest materiał na porządnego faceta dla Ciebie. 30latek, który brudzi podłogę gotując i nie umie domyć kubka nie rokuje na przyszłośc ani trochę. Nawet jak zamieszkacie razem, jak on się będzie do wszystkiego dokładał, to dalej będzie Ci syfił tak jak teraz, albo nawet jeszcze bardziej i choćbyś nie wiem jak się starała, to nie wyeliminujesz tego.

Ja się doprawdy zastanawiam, jak podczas smażenia kurczaka z sosem można zrobić taki syf.
Ostatnio gotował kakao, bilans jest taki:
- spalony garnek
- brudna od kakao kuchenka gazowa
- brudne od kakao blaty tongue

Wyprowadza mnie to z równowagi. Czasem dla świętego spokoju, żeby nie brzydzić się korzystać ze swoich naczyń i sprzętów, zmywam i sprzątam sama. Ostatnio obiecał, że wszystko domyje, ale jednak na kubkach zostały osady, a na misce resztki zupy dyniowej (które mu pokazałam, a on na to nic).

Smażąc omlet na ścianach koło kuchni podczas przewracania są ślady ciasta... Robiąc koktajle są one na podłodze i na szafkach.
Podczas przyprawiania kurczaka na desce brudny jest cały blat.

Naprawdę.

Też nie wierzyłam, że można coś takiego zrobić.

Niemniej chciałabym, żeby też miał poczucie obowiązku i odpowiedzialności.

Ja jednak jestem poza domem od 7:30 do 18:00 (czasem dłużej, jeśli jest pilny termin sądowy), on ma bardziej luźną pracę tj. od zlecenia do zlecenia, nie ma sztywnych godzin. Ja naprawdę jestem zmęczona tym wszystkim sad

26

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Dobra dobra, już nie musisz tutaj szukać przykładów tego, jak Twój facet gotuje.

Pytanie brzmi, co Ty masz zamiar z tym zrobić biorąc pod uwagę odpowiedzi, które dostałaś.

27 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-15 13:27:54)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:

Nie, nie oszczędzam każdej kropli wody. Mieszkam normalnie wink Po prostu od maja zauważyłam, że:
- siedzimy tylko u mnie
- on u mnie pomieszkuje
- gotuje tylko dla siebie w mojej kuchni
- robi okropny bałagan

a jednocześnie:
- nie chce ze mną zamieszkać, ani niczego wynająć, więc żyje na mój koszt, bo ja opłacam mieszkanie i media z których on korzysta.

Jaki to ma związek z oszczędzaniem? Może ja nie chcę robić podwójnych zakupów jedzeniowych,bo wolę w to miejsce kupić koszulę do pracy?

Ale to jest Twój biznes, że od maja nie powiedziałaś mu, że ma się do jedzenia dokładać, ma sobie kupić pastę do zębów i żel pod prysznic wink
jak Ty to tolerujesz od maja, ja po 2 tygodniach bym wprost powiedziała, że jak chce sobie ugotować to ma sobie kupić.

I czemu było Ci głupio zwracać mu uwagę? Przychodzi do Ciebie i robi syf, niech sprząta. Stój nad nim i niech robi dokładnie, a jak nie będzie robił to mu wprost powiedz, że nie będzie u Ciebie gotował, bo Ty potem nie będziesz po nim myć ścian.

I ja serio zastanowiłabym się czy to jest materiał na porządnego faceta dla Ciebie. 30latek, który brudzi podłogę gotując i nie umie domyć kubka nie rokuje na przyszłośc ani trochę. Nawet jak zamieszkacie razem, jak on się będzie do wszystkiego dokładał, to dalej będzie Ci syfił tak jak teraz, albo nawet jeszcze bardziej i choćbyś nie wiem jak się starała, to nie wyeliminujesz tego.

Ja się doprawdy zastanawiam, jak podczas smażenia kurczaka z sosem można zrobić taki syf.
Ostatnio gotował kakao, bilans jest taki:
- spalony garnek
- brudna od kakao kuchenka gazowa
- brudne od kakao blaty tongue

Wyprowadza mnie to z równowagi. Czasem dla świętego spokoju, żeby nie brzydzić się korzystać ze swoich naczyń i sprzętów, zmywam i sprzątam sama. Ostatnio obiecał, że wszystko domyje, ale jednak na kubkach zostały osady, a na misce resztki zupy dyniowej (które mu pokazałam, a on na to nic).

Smażąc omlet na ścianach koło kuchni podczas przewracania są ślady ciasta... Robiąc koktajle są one na podłodze i na szafkach.
Podczas przyprawiania kurczaka na desce brudny jest cały blat.

Naprawdę.

Też nie wierzyłam, że można coś takiego zrobić.

Niemniej chciałabym, żeby też miał poczucie obowiązku i odpowiedzialności.

Ja jednak jestem poza domem od 7:30 do 18:00 (czasem dłużej, jeśli jest pilny termin sądowy), on ma bardziej luźną pracę tj. od zlecenia do zlecenia, nie ma sztywnych godzin. Ja naprawdę jestem zmęczona tym wszystkim sad

Jak dla mnie facet mógłby robić kosmiczny bałagan, jeśli potem by po sobie sprzątał., albo płacił za pomoc domową. chociaż czuję żee Ty poprawiałabyś po sprzątaczce wyglądasz na pedantkę i powinnaś znależć podobną osobę do życia. Są tacy Panowie.
Jak nie potrafisz wyobrazić sobie skąd się bierze kakao na blacie to masz chyba małą wyobrażnię.. tak ogólnie.
Dbanie o porządek jest ok, stawianie go na 1 miejscu to objaw nerwicowy.
Wy się chyba nie dobraliście.. Jakie On ma w Twoich oczach zalety, poza tym, że jest?

28 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-11-15 13:47:40)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Obliczylas ile jesteś w plecy przez fakt bycia z tym facetem?
Powiem Ci szczerze, że rozwaliło mnie, gdy przeczytałam, jakie on ma argumenty na nie, jeśli chodzi o wynajęcie wspólnie jakiegoś mieszkania. Ma facet tupet, to trzeba mu przyznać. Żeby powiedzieć ci prosto w oczy, że bardziej opłaca mu się wynajmować pokój, bo przecież tak naprawdę i tak mieszka u ciebie za darmo i żywi się u ciebie, zamiast u siebie w wynajętym pokoju. To trzeba być wyjątkowo bezczelnym.
Wiesz jak ja to widzę?
Otóż on płaci za ten swój pokój 850zl, czyli jego myślenie jest takie, że dobrze się ustawił, bo tak naprawdę życie w waszym mieście kosztuje go 850. Realnie wydaje jeszcze kasę na bilety komunikacji miejskiej i od czasu do czasu szarpie się na jakieś jedzenie dla was. Zyjec wiec za jakieś 1000zl, podczas gdy wydaje na siebie dwa razy więcej, tylko twoimi rękami. Jakby na to nie patrzył, to niestety ale jesteś jego sponsorka.
Niezły cwaniak.
Nic dziwnego, że taki stan rzeczy bardzo mu odpowiada.
Pytanie do ciebie- naprawdę masz zamiar holowac tego faceta dalej?

29

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Dobrowianko, proszę, byś nie pisała postu pod postem. Jeśli chcesz coś dopisać do swojej wypowiedzi, użyj opcji ''edytuj''.

30 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-15 13:55:41)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Ja naprawdę nie wiem, drogie Panie( i Ty Autorko) gdzie Wy tych swoich facetów znajdujecie? Ja rozumiem, że można nie być w kuchni Michaelem Moranem, rozumiem, że się pracuje i zarabia. Ale do jasnej anielki, NIE TRZEBA ani sugestii, ani łopatologicznego wytłumaczenia komukolwiek, żeby po sobie posprzątał! I to jeszcze na CUDZYM mieszkaniu! Chyba, że się jest 10-letnim dzieckiem..
Tak samo z tymi rachunkami i kosztami utrzymania: skoro mnie stać, to SAMEMU zaproponuję dołożenie się do rachunków, choćby 1/3 czy połowę, albo chociaż wyjde z inicjatywą. Przecież to nie sa żadne zawiłe problemy pshychologiczno-socjalne, tylko zwykła elementarana przyzwoitość, zasady odbrego wychowania czy jak to ktoś nazywa. Tu nie trzeba się niczego domyślać! Jak jestem u kogoś, to nawet mi przez myśl nie przejdzie zostawić mu tego do zmywania, chyba, że sam zacznie wczesniej i mi wyrwie ten talerz czy kubek z ręki.
Ja nie wiem, chyba się urodziłem na jakiejś innej planecie...Nie uważam się za pedanta, czasami w pokoju mam lekki bałagan, ale wiadomo , że człowiek stara się to ogarnąć. Natomiast kuchnia to zupełnie inna sprawa: resztki jedzenia, syf, brud, wiadomo, jak to się może skończyć. Kiedyś na mieszkaniu studenckim mieliśmy chwilowy masowy pojaw tzw. moli spożywczych (mklik mączny, gatunek motyla). Nikt nie wiedział na początku skąd to się  wzięło. Okazało się, że ktoś z lokatoró trzymał w nieskończoność stare płatki owsiane, lasagne itp. Pozbyliśmy się tego to i problem zniknął smile

31 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-15 14:05:24)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

No właśnie, Ulle  jak już liczyć to dokładnie:

czyli dokładnie: ile za ładowanie laptopa
ile dokładnie za mydło i papier.
czy świeci światło gdzieś gdzie ona by nie używała.
Czy ona je to co on gotuje? - do odliczenia koszt robocizny
Ile dokładnie jego zakupy te co czasem robi?
Czy On z coś płaci na mieście? kawa, kino? tankuje?
Jak coś naprawi, meble przenosi, odliczyć koszty fachowca
Czyli wszystko, wszystko smile Jak liczyć, to dokładnie. I wtedy się rozliczyć.

Jak można komuś korzystnie z WIFI rozliczać w 2019?

32

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Ela210 napisał/a:

chociaż czuję żee Ty poprawiałabyś po sprzątaczce wyglądasz na pedantkę i powinnaś znależć podobną osobę do życia

Wygląda na pedantkę bo nie akceptuje robienia chlewu z kuchni? Bez przesady. Kto normalny akceptuje plamy po sosie na ścianach i podłodze albo resztki zupy w misce? To się nazywa po prostu niechlujstwo.

33 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-15 14:14:53)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
broken87 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

chociaż czuję żee Ty poprawiałabyś po sprzątaczce wyglądasz na pedantkę i powinnaś znależć podobną osobę do życia

Wygląda na pedantkę bo nie akceptuje robienia chlewu z kuchni? Bez przesady. Kto normalny akceptuje plamy po sosie na ścianach i podłodze albo resztki zupy w misce? To się nazywa po prostu niechlujstwo.

Nie. Bo myje po nim jeszcze raz. I nie przekręcaj. Pisałam że ma po sobie sprzątać PO zakończeniu gotowania.

34

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Już bez przesady big_smile ja pedantką nie jestem, ale jak mam syf w zlewie i resztki jedzenia to też mi przeszkadza.
Mieszkając z taką osobą nawet ktoś, kto porządek ma z tyłu priorytetów nagle stawia go na pierwszym miejscu, bo stopień bałaganu przechodzi ludzkie pojęcie.

35

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Ela210 napisał/a:

No właśnie, Ulle  jak już liczyć to dokładnie:

czyli dokładnie: ile za ładowanie laptopa
ile dokładnie za mydło i papier.
czy świeci światło gdzieś gdzie ona by nie używała.
Czy ona je to co on gotuje? - do odliczenia koszt robocizny
Ile dokładnie jego zakupy te co czasem robi?
Czy On z coś płaci na mieście? kawa, kino? tankuje?
Jak coś naprawi, meble przenosi, odliczyć koszty fachowca
Czyli wszystko, wszystko smile Jak liczyć, to dokładnie. I wtedy się rozliczyć.

Ela, no niestety ale trzeba umieć liczyc, bo nikt nie znajduje kasy na ulicy.
Wczuj się po prostu w sytuację tego faceta. Za dach nad głową płaci 850, do jedzenia nic praktycznie nie kupuje, bo żywi się u dziewczyny, za wodę nie płaci, bo pierze i myje się u dziewczyny itd nie będę przecież tego wyliczać.
Prowadzi firmę i żyje za 1000zl miesięcznie i do tego ma darmowy seks, na dodatek z dziewczyną, która go kocha. No tylko żyć i nie umierać w takich warunkach.
Ona natomiast płaci 1800 zł za wynajem, opłaca wszystkie media, które non stop idą w górę, kupuje jedzenie i środki czystości na dwie osoby i jeszcze mu się ubrać, pójść do lekarza od czasu do czasu, do fryzjera i może jeszcze odłożyć na wakacje. Domyślam się więc, że ona miesięcznie wydaje ponad 3000 mając go na karku, bo gdyby była sama na pewno wydawała y znacznie mniej.
Gdybym była na jej miejscu, to natychmiast ukrocilabym takie zerowanie na sobie albo bym zerwała, gdyby gość dalej mnie wykorzystywać.
Jestem pewna, że ten facet potrafi liczyć i że już dawno temu zauważył, jak bardzo opłaca mu się bycie z naszą autorką.

36 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-15 14:26:01)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
ulle napisał/a:
Ela210 napisał/a:

No właśnie, Ulle  jak już liczyć to dokładnie:

czyli dokładnie: ile za ładowanie laptopa
ile dokładnie za mydło i papier.
czy świeci światło gdzieś gdzie ona by nie używała.
Czy ona je to co on gotuje? - do odliczenia koszt robocizny
Ile dokładnie jego zakupy te co czasem robi?
Czy On z coś płaci na mieście? kawa, kino? tankuje?
Jak coś naprawi, meble przenosi, odliczyć koszty fachowca
Czyli wszystko, wszystko smile Jak liczyć, to dokładnie. I wtedy się rozliczyć.

Ela, no niestety ale trzeba umieć liczyc, bo nikt nie znajduje kasy na ulicy.
Wczuj się po prostu w sytuację tego faceta. Za dach nad głową płaci 850, do jedzenia nic praktycznie nie kupuje, bo żywi się u dziewczyny, za wodę nie płaci, bo pierze i myje się u dziewczyny itd nie będę przecież tego wyliczać.
Prowadzi firmę i żyje za 1000zl miesięcznie i do tego ma darmowy seks, na dodatek z dziewczyną, która go kocha. No tylko żyć i nie umierać w takich warunkach.
Ona natomiast płaci 1800 zł za wynajem, opłaca wszystkie media, które non stop idą w górę, kupuje jedzenie i środki czystości na dwie osoby i jeszcze mu się ubrać, pójść do lekarza od czasu do czasu, do fryzjera i może jeszcze odłożyć na wakacje. Domyślam się więc, że ona miesięcznie wydaje ponad 3000 mając go na karku, bo gdyby była sama na pewno wydawała y znacznie mniej.
Gdybym była na jej miejscu, to natychmiast ukrocilabym takie zerowanie na sobie albo bym zerwała, gdyby gość dalej mnie wykorzystywać.
Jestem pewna, że ten facet potrafi liczyć i że już dawno temu zauważył, jak bardzo opłaca mu się bycie z naszą autorką.

To nie był sarkazm, naprawdę niech policzy.
Ja też płacę media osobiście więc orientację mam. Dom by ogrzewała i bez niego? A wodę można doliczyć. popieram liczenie, bo dla niej to ważne


Na Boga, Ulle  darmowy seks? :DDD serio?

37 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-11-15 14:42:45)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Ela210 napisał/a:
ulle napisał/a:
Ela210 napisał/a:

No właśnie, Ulle  jak już liczyć to dokładnie:

czyli dokładnie: ile za ładowanie laptopa
ile dokładnie za mydło i papier.
czy świeci światło gdzieś gdzie ona by nie używała.
Czy ona je to co on gotuje? - do odliczenia koszt robocizny
Ile dokładnie jego zakupy te co czasem robi?
Czy On z coś płaci na mieście? kawa, kino? tankuje?
Jak coś naprawi, meble przenosi, odliczyć koszty fachowca
Czyli wszystko, wszystko smile Jak liczyć, to dokładnie. I wtedy się rozliczyć.

Ela, no niestety ale trzeba umieć liczyc, bo nikt nie znajduje kasy na ulicy.
Wczuj się po prostu w sytuację tego faceta. Za dach nad głową płaci 850, do jedzenia nic praktycznie nie kupuje, bo żywi się u dziewczyny, za wodę nie płaci, bo pierze i myje się u dziewczyny itd nie będę przecież tego wyliczać.
Prowadzi firmę i żyje za 1000zl miesięcznie i do tego ma darmowy seks, na dodatek z dziewczyną, która go kocha. No tylko żyć i nie umierać w takich warunkach.
Ona natomiast płaci 1800 zł za wynajem, opłaca wszystkie media, które non stop idą w górę, kupuje jedzenie i środki czystości na dwie osoby i jeszcze mu się ubrać, pójść do lekarza od czasu do czasu, do fryzjera i może jeszcze odłożyć na wakacje. Domyślam się więc, że ona miesięcznie wydaje ponad 3000 mając go na karku, bo gdyby była sama na pewno wydawała y znacznie mniej.
Gdybym była na jej miejscu, to natychmiast ukrocilabym takie zerowanie na sobie albo bym zerwała, gdyby gość dalej mnie wykorzystywać.
Jestem pewna, że ten facet potrafi liczyć i że już dawno temu zauważył, jak bardzo opłaca mu się bycie z naszą autorką.

To nie był sarkazm, naprawdę nich policzy.
Ja też płacę media osobiście więc orientację mam. Dom by ogrzewała i bez niego? A wodę można doliczyć. popieram liczenie, bo dla niej to ważne

No dokładnie jest tak, jak napisałaś. Fakt troszkę odczytalam to jako sarkazm, ale sprawa jest wyjaśniona i jest ok.
Dzisiaj kobiety są na tyle kumate, bo życie jest naprawdę bardzo tridne, że raczej patrza za facetem, który będzie dla nich wsparciem, a tymczasem ciągle istnieją takie kobiety, które myślą inaczej i biorą sobie na utrzymanie jakieś cwaniaczka.
A ten od naszej autorki ewidentnie musi być bardzo obrotny.


Ela, jeśli chodzi o ten seks, to oczywiście wiem, że nie tak powinno podchodzić się do tych spraw, ale z drugiej strony, dlaczego nie można podchodzić do tego i taki sposób? On nie ma żadnych skrupułów i tak się rozpanoszyl w ich związku, że nawet chlewu po sobie nie posprząta. On zaspokaja wszystkie swoje podstawowe potrzeby będąc z autorką. Na tej znajosci zyskuje. Ona tylko traci.
Mógłby mieć jakieś przygodne baby do seksu i też regularnie spuszczalby  z krzyża, jednnak inaczej jest chodzić do łóżka z kobietą, która kocha niż z taką, która puszcza się z nim, bo ma chwilowa chuc.
On potrafi liczyć, więc dziewczyna też powinna też powinna się tego nauczyć. Jej wartość dla niego jest znacznie wyższa niż jej się wydaje.
Ona do tej znajomości grubo dopłaca, a on ma ją nie dosc, że za friko, to jeszcze bierze od niej kasę, bo co za różnica czy bierze kasę na rękę w postaci odliczonej kwoty, czy też bierze w naturze?

38

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
krolowachlodu87 napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:

Nie wiem sama. Chciałabym wiedzieć, że powiedzmy w perspektywie roku ta sytuacja się zmieni. Ale on jest na "nie", bo wynajem się nie opłaca.

Po jego wizytach w kuchni tj. gotowaniu - wszystko jest brudne, łącznie ze ścianami i podłogami (naprawdę). Nawet jeśli posprząta, to nie wytrze kuchenki, którą ubrudził, a naczynia są niedomyte (więc zużywam wodę x2 do mycia naczyń, bo poprawiam to czego on nie domył).
Mam wrażenie, że ja cały czas chodzę i sprzątam po nim, on u mnie wręcz mieszka na mój koszt i myśli tylko o sobie.
I mam wrażenie, że to niestety wygodnictwo sad

Także on robi syf, ty po nim sprzątasz, on żadnej inicjatywy nie wykazuje aby ułatwić ci życie a ty jeszcze chcesz z nim zamieszkać?:D To że ty wydajesz dwa razy więcej na wodę nie jest problemem, to że on ci tą kasę za wodę zwróci waszych problemów nie rozwiąże. Zacznij u źródła twojej frustracji czyli syfu w kuchni. Zrzutka na sprzątaczkę albo kuchnia ma po gotowaniu wyglądać jak przed. Swoją drogą jak można nie domyć naczyń????

Ja mu zaczęłam zwracać na to uwagę.
Na początku było mi głupie. Ale w momencie gdy odłożył do szafki "umyte" szklanki, z której potem skorzystała moja mama, a na niej był ślad pomadki, to było apogeum.

Zwracałam mu uwagę, że pobrudził blat, ściany, podłogi, szafki, kuchenkę i nawet palniki. Zwracałam mu uwagę, że spalił i zniszczył moje patelnie i kazałam smażyć na mniejszym ogniu. Zwracałam mu uwagę, że nie domywa naczyń i nawet mu to pokazywałam. Niestety nic nie działa.
Czy mam zatrudniać i opłacać panią do sprzątania, by sprzątała jego bałagan? hmmm. To kawalerka w końcu, małe mieszkanie 30 m, a kuchnia to malutki aneks.

Mieszkanie małe ale problem wielki. Chcesz mieć czysto w kuchni więc albo znajdziesz faceta co umie myć naczynia albo takiego co się zrzuci z tobą na sprzątaczkę bez względu na rozmiar mieszkania. Dorosłego faceta nie wychowasz więc albo oboje zaczniecie wyznaczać swoje granice i szukać alternatywnych rozwiązań w spornych kwestiach albo tak sobie będziesz siedzieć i wycierać to kakao.

39

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Ela210 napisał/a:

No właśnie, Ulle  jak już liczyć to dokładnie:

czyli dokładnie: ile za ładowanie laptopa
ile dokładnie za mydło i papier.
czy świeci światło gdzieś gdzie ona by nie używała.
Czy ona je to co on gotuje? - do odliczenia koszt robocizny
Ile dokładnie jego zakupy te co czasem robi?
Czy On z coś płaci na mieście? kawa, kino? tankuje?
Jak coś naprawi, meble przenosi, odliczyć koszty fachowca
Czyli wszystko, wszystko smile Jak liczyć, to dokładnie. I wtedy się rozliczyć.

Jak można komuś korzystnie z WIFI rozliczać w 2019?

No cóż, ja za to "wifi" jak to nazywasz z kablówką płacę 90 zł miesięcznie. On natomiast ma u siebie internet z limitem "bo taniej i nie opłaca się podłączać stałego łącza".

I nikomu nie każę płacić za "wifi", gdy jest u mnie. Natomiast tu problem jest taki, że on u mnie jest ostatnio codziennie, a wcześniej przez pół miesiąca. Więc prawie u mnie mieszka!

40

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

U jednej znajomej pary podział jest taki: On lubi gotować robi to świetnie i przy tym kosmiczny bałagan.
Ona czuje się spokojnie tylko jak posprząta sama z lupą i nie narzekając sprząta po nim, bo sama nie gotuje.
Wychodzi z kuchni, jak On gotuje bo drażni ją bałagan. I wszystko gra.
Pomyślałam, że autorka mogłaby kiedyś poprosić chłopaka o jakieś większe zakupy środków czystości i zobaczy, czy On zapłaci ze swoich czy nie.

41 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-15 14:51:04)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

No właśnie, Ulle  jak już liczyć to dokładnie:

czyli dokładnie: ile za ładowanie laptopa
ile dokładnie za mydło i papier.
czy świeci światło gdzieś gdzie ona by nie używała.
Czy ona je to co on gotuje? - do odliczenia koszt robocizny
Ile dokładnie jego zakupy te co czasem robi?
Czy On z coś płaci na mieście? kawa, kino? tankuje?
Jak coś naprawi, meble przenosi, odliczyć koszty fachowca
Czyli wszystko, wszystko smile Jak liczyć, to dokładnie. I wtedy się rozliczyć.

Jak można komuś korzystnie z WIFI rozliczać w 2019?

No cóż, ja za to "wifi" jak to nazywasz z kablówką płacę 90 zł miesięcznie. On natomiast ma u siebie internet z limitem "bo taniej i nie opłaca się podłączać stałego łącza".

I nikomu nie każę płacić za "wifi", gdy jest u mnie. Natomiast tu problem jest taki, że on u mnie jest ostatnio codziennie, a wcześniej przez pół miesiąca. Więc prawie u mnie mieszka!

a On chce tą kablówkę? Wifi w tym to z 30 zł..
Jak gdzieś wychodzicie, kto płaci?
Jak będzie do Ciebie jechał napisz że potrzebujesz tych środków, większych opakowań papieru itd.
Zobaczysz czy ma tu problem.

42 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-11-15 15:11:47)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Ela210 napisał/a:

U jednej znajomej pary podział jest taki: On lubi gotować robi to świetnie i przy tym kosmiczny bałagan.
Ona czuje się spokojnie tylko jak posprząta sama z lupą i nie narzekając sprząta po nim, bo sama nie gotuje.
Wychodzi z kuchni, jak On gotuje bo drażni ją bałagan. I wszystko gra.
Pomyślałam, że autorka mogłaby kiedyś poprosić chłopaka o jakieś większe zakupy środków czystości i zobaczy, czy On zapłaci ze swoich czy nie.

On owszem, przywozi coś do jedzenia, ale też nie wszystkie składniki, które są potrzebne więc częściowo dokupuję ja, mimo że on jest w sklepie i ma wolny dzień.

Natomiast, gdy jesteśmy razem na zakupach spożywczych zawsze płacę ja. Bez względu na wysokość rachunku. Zawsze ja.

Na wyjściach w 60 % ja powiedzmy, ale wcześniej znacznie więcej, niemniej ogarnął się po ogromnej kłótni, bo zwyczajnie brakowało mi pieniędzy, gdy on organizował wyjścia w przeróżne miejsca - muzea, kina, teatry, restauracje itd, a za wszystko płaciłam ja.

Ela210 napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

No właśnie, Ulle  jak już liczyć to dokładnie:

czyli dokładnie: ile za ładowanie laptopa
ile dokładnie za mydło i papier.
czy świeci światło gdzieś gdzie ona by nie używała.
Czy ona je to co on gotuje? - do odliczenia koszt robocizny
Ile dokładnie jego zakupy te co czasem robi?
Czy On z coś płaci na mieście? kawa, kino? tankuje?
Jak coś naprawi, meble przenosi, odliczyć koszty fachowca
Czyli wszystko, wszystko smile Jak liczyć, to dokładnie. I wtedy się rozliczyć.

Jak można komuś korzystnie z WIFI rozliczać w 2019?

No cóż, ja za to "wifi" jak to nazywasz z kablówką płacę 90 zł miesięcznie. On natomiast ma u siebie internet z limitem "bo taniej i nie opłaca się podłączać stałego łącza".

I nikomu nie każę płacić za "wifi", gdy jest u mnie. Natomiast tu problem jest taki, że on u mnie jest ostatnio codziennie, a wcześniej przez pół miesiąca. Więc prawie u mnie mieszka!

a On chce tą kablówkę? Wifi w tym to z 30 zł..
Jak gdzieś wychodzicie, kto płaci?

Umowa jest na mnie i tylko dla mnie, na użytek tego mieszkania wink Więc mi kablówka jest potrzebna, a i oferta z kablówką była korzystniejsza niż sam internet.

43

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

U jednej znajomej pary podział jest taki: On lubi gotować robi to świetnie i przy tym kosmiczny bałagan.
Ona czuje się spokojnie tylko jak posprząta sama z lupą i nie narzekając sprząta po nim, bo sama nie gotuje.
Wychodzi z kuchni, jak On gotuje bo drażni ją bałagan. I wszystko gra.
Pomyślałam, że autorka mogłaby kiedyś poprosić chłopaka o jakieś większe zakupy środków czystości i zobaczy, czy On zapłaci ze swoich czy nie.

On owszem, przywozi coś do jedzenia, ale też nie wszystkie składniki, które są potrzebne więc częściowo dokupuję ja, mimo że on jest w sklepie i ma wolny dzień.

Natomiast, gdy jesteśmy razem na zakupach spożywczych zawsze płacę ja. Bez względu na wysokość rachunku. Zawsze ja.

Na wyjściach w 60 % ja powiedzmy, ale wcześniej znacznie więcej, niemniej ogarnął się po ogromnej kłótni, bo zwyczajnie brakowało mi pieniędzy, gdy on organizował wyjścia w przeróżne miejsca - muzea, kina, teatry, restauracje itd, a za wszystko płaciłam ja.

No dobra, ale dlaczego za wyjścia płacisz Ty? W sensie płacisz mu za kino, teatr itd czy każdy za siebie?
Jeżeli płacisz za niego, to czemu Ty się na to godzisz? Czemu mu na to pozwalasz? Rozmawialiście kiedykolwiek o sprawach finansowych czy liczysz na to, że on się domyśli? Proponowałaś mu kiedyś, żeby kupił spożywkę czy po prostu stoicie przy kasie i Ty wyciągasz portfel a on nie?
Mówiłaś mu kiedyś co ma kupić jak jest w tym sklepie czy tez liczysz, że on się domyśli co Ty potrzebujesz do obiadu?
Czy Ty mu zakomunikowałaś od maja do dzisiaj przez te 6 miesięcy, że taki układ Ci nie pasuje, czy nic mu nie mówiłaś poza rozmowami o wspólnym wynajmie?

44

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

No to żle.. dlaczego Ty płaciłaś sama?
Nie rób tego. Jak znajomość jest tak intensywna, porozmawiaj o mieszkaniu wspólnym u Ciebie i kwocie na wydatki do podziału. na spokojnie ale stanowczo.

45 Ostatnio edytowany przez dobrowianka2211 (2019-11-15 15:01:49)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Lady Loka napisał/a:
dobrowianka2211 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

U jednej znajomej pary podział jest taki: On lubi gotować robi to świetnie i przy tym kosmiczny bałagan.
Ona czuje się spokojnie tylko jak posprząta sama z lupą i nie narzekając sprząta po nim, bo sama nie gotuje.
Wychodzi z kuchni, jak On gotuje bo drażni ją bałagan. I wszystko gra.
Pomyślałam, że autorka mogłaby kiedyś poprosić chłopaka o jakieś większe zakupy środków czystości i zobaczy, czy On zapłaci ze swoich czy nie.

On owszem, przywozi coś do jedzenia, ale też nie wszystkie składniki, które są potrzebne więc częściowo dokupuję ja, mimo że on jest w sklepie i ma wolny dzień.

Natomiast, gdy jesteśmy razem na zakupach spożywczych zawsze płacę ja. Bez względu na wysokość rachunku. Zawsze ja.

Na wyjściach w 60 % ja powiedzmy, ale wcześniej znacznie więcej, niemniej ogarnął się po ogromnej kłótni, bo zwyczajnie brakowało mi pieniędzy, gdy on organizował wyjścia w przeróżne miejsca - muzea, kina, teatry, restauracje itd, a za wszystko płaciłam ja.

No dobra, ale dlaczego za wyjścia płacisz Ty? W sensie płacisz mu za kino, teatr itd czy każdy za siebie?
Jeżeli płacisz za niego, to czemu Ty się na to godzisz? Czemu mu na to pozwalasz? Rozmawialiście kiedykolwiek o sprawach finansowych czy liczysz na to, że on się domyśli? Proponowałaś mu kiedyś, żeby kupił spożywkę czy po prostu stoicie przy kasie i Ty wyciągasz portfel a on nie?
Mówiłaś mu kiedyś co ma kupić jak jest w tym sklepie czy tez liczysz, że on się domyśli co Ty potrzebujesz do obiadu?
Czy Ty mu zakomunikowałaś od maja do dzisiaj przez te 6 miesięcy, że taki układ Ci nie pasuje, czy nic mu nie mówiłaś poza rozmowami o wspólnym wynajmie?

Płaciłam za wyjścia za dwoje, bo on zwyczajnie nie wyjmował portfela w momencie gdy stał nad nami np. kelner. Nie mówię że płaciłam w 100 %, ale w znacznej większości.

Mieliśmy bardzo duży konflikt we wrześniu, w którym mu powiedziałam, że czuję się wykorzystywana finansowo. Zdziwił się więc mu wyjaśniłam kwestie dotyczące płacenia. On o tym wie.

Spożywkę część przywozi sam, zaczęłam mu pisać co ma kupić i kupuje, ale jak stoimy przy kasie razem, nie wyciąga portfela.

Na początku płaciłam za jedzenie, bo głupio mi było - w końcu on przychodził do mnie.

46

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

No to z nim porozmawiaj przed zakupami na temat tego, kto tym razem płaci. Albo po zakupach mu powiedz "no to skoro jemy razem to dzielimy na pół, więc wyszło nam po xyz za osobę".
Na za wiele sobie pozwalasz. Ja bym drugi raz nie poszła do restauracji gdyby była taka sytuacja.

Powiedz mi, po co Ty właściwie z nim jesteś? Poza argumentem, że kochasz?

47 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2019-11-15 15:09:59)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Nie wyobrażam sobie mieszkania z kimś takim. Nie tyko wygodny sknera, co na Tobie po prostu żeruje, a do tego jeszcze leń i bałaganiarz. Chociaż coś mi się wydaje, że to niedomywanie naczyń jest celowe, bo on wie, że jak zobaczysz taki syf, to się wkurzysz i sama umyjesz i Cię wychowa, że wszystko za niego zrobisz, żeby tylko oszczędzić sobie nerwów.

Ja bym tam zastosowała metodę nuklearną: przestań po nim cokolwiek ogarniać, nie trzymaj nic w lodówce, albo na wszystkim nałóż naklejki ze swoim imieniem i wystaw mu rachunek za używane media, gaz, elektryczność i wodę. Jak nawet w takiej sytuacji nie zakuma, to nigdy nie zakuma i może powinnaś zacząć się rozglądać za kandydatem, który nie jest śmierdzącym leniem i pasożytem.

48

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
Lady Loka napisał/a:

No to z nim porozmawiaj przed zakupami na temat tego, kto tym razem płaci. Albo po zakupach mu powiedz "no to skoro jemy razem to dzielimy na pół, więc wyszło nam po xyz za osobę".
Na za wiele sobie pozwalasz. Ja bym drugi raz nie poszła do restauracji gdyby była taka sytuacja.

Powiedz mi, po co Ty właściwie z nim jesteś? Poza argumentem, że kochasz?

Lubię z nim spędzać czas, jest fajnym, inteligentnym facetem. Niemniej jednak nie jestem ślepo zapatrzona.

Po prostu uważam, że w takim wieku albo się czegoś chce albo nie. Gdybym chociaż w perspektywie miała "co dalej", to byłoby inaczej. Nie wyobrażam sobie, żeby przez 2-3 lata trwała taka sytuacja w takim wydaniu, że to ja bardziej czuję się jak gość we własnym mieszkaniu.

On dopiero od niedawna ma działalność, wcześniej od zeszłego roku był bezrobotny bo przygotowywał się do egzaminów państwowych. Utrzymywali go rodzice. Wstyd mi było mu na początku powiedzieć, że mi to nie odpowiada, bo on uważał, że skoro ja pracuję, to mam lepszą syt. finansową.

49

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

No to z nim porozmawiaj przed zakupami na temat tego, kto tym razem płaci. Albo po zakupach mu powiedz "no to skoro jemy razem to dzielimy na pół, więc wyszło nam po xyz za osobę".
Na za wiele sobie pozwalasz. Ja bym drugi raz nie poszła do restauracji gdyby była taka sytuacja.

Powiedz mi, po co Ty właściwie z nim jesteś? Poza argumentem, że kochasz?

Lubię z nim spędzać czas, jest fajnym, inteligentnym facetem. Niemniej jednak nie jestem ślepo zapatrzona.

Po prostu uważam, że w takim wieku albo się czegoś chce albo nie. Gdybym chociaż w perspektywie miała "co dalej", to byłoby inaczej. Nie wyobrażam sobie, żeby przez 2-3 lata trwała taka sytuacja w takim wydaniu, że to ja bardziej czuję się jak gość we własnym mieszkaniu.

On dopiero od niedawna ma działalność, wcześniej od zeszłego roku był bezrobotny bo przygotowywał się do egzaminów państwowych. Utrzymywali go rodzice. Wstyd mi było mu na początku powiedzieć, że mi to nie odpowiada, bo on uważał, że skoro ja pracuję, to mam lepszą syt. finansową.

Ale Ty póki co potencjalnie możesz z tym gościem spędzić całe życie. Jesteś pewna, że tego chcesz?
Ty będziesz pracować, a on będzie jadł i syfił. Miła perspektywa na spędzanie życia.

50 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-15 16:48:10)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Mam wrażenie, że świat wyglądałby dużo lepiej i prościej, gdyby pewnych kwestii nie rozdrabniać na czynniki pierwsze..

Sytuacja jest taka: facet zarabia, mieszka w swoim pokoju i za niego płaci a mimo to pomieszkuje u partnerki i korzysta na całego z okazji. Skoro tak, to z miejsca powinien zaproponować jakikolwiek wkład w opłacenie choć części tego, z czego korzysta. Albo samemu coś przygotować do jedzenia, kupić jakis sprzęt domowy, cokolwiek aby odciążyć Autorkę, jeśli u niej tak często bywa. Gość wygląda na strasznie wygodnickiego. Jeśli już kimś jestem, to stram się raczej na nim nie żerować, gdzie popadnie. To, że gość dopiero zaczął własną działalność to jedno. Tylko, że jeśli nawet ma słaby dochód, to niech się stara cokolwiek zmienić i chociaż w jakimkolwiek stopniu poczuwać się do partnerstwa a nie do pasożytnictwa.

51

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Bagiennik, świat wyglądałby lepiej i prościej gdyby ludzie myśleli o innych wink to o to się rozchodzi.

52

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

No nic, ustalcie zasady, wykaż asertywność, bez kłótni.
Jakieś drobne sprawy odpuść,  zasadnicze muszą być ustalone.
I póki nie będzie dobrze, nie m sensu myśleć o małżeństwie. Nie śpiesz się.
Jakbyś Ty miała jego wspierać, to masz rację, jakaś wizja musi być.

53 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-15 15:59:49)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Loka Jasne, że tak smile Właśnie o to mi chodziło. Prosta zasada: jestem z kimś, zatem nie chcę go wykorzystywać i na nim żerowąć, proponuję wiec, żę się dołoże do rachunku lub/i kupię coś od czasu do czasu.
Nie trzeba tutaj wielkiej filozofii i giełdowych obliczeń smile

54

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
bagienni_k napisał/a:

Mam wrażenie, że świat wyglądałby dużo lepiej i prościej, gdyby pewnych kwestii nie rozdrabniać na czynniki pierwsze..

Sytuacja jest taka: facet zarabia, mieszka w swoim pokoju i za niego płaci a mimo to pomieszkuje u partnerki i korzysta na całego z okazji. Skoro tak, to z miejsca powinien zaproponować jakikolwiek wkład w opłacenie choć części tego, czego korzysta. Albo samemu coś przygotować do jedzenia, kupić jakis sprzęt domowy, cokolwiek aby odciążyć Autorkę, jeśli u niej tak często bywa. Gość wygląda na strasznie wygodnickiego. Jeśli już kimś jestem, to stram się raczej na nim nie żerować, gdzie popadnie. To, że gość dopiero zaczął własną działalność to jedno. Tylko, że jeśli nawet ma słaby dochód, to niech się stara cokolwiek zmienić i chociaż w jakimkolwiek stopniu poczuwać się do partnerstwa a nie do pasożytnictwa.

Ty to wiesz, ja to wiem, ale on nie bardzo.

I teraz pytanie, czy lepiej byłoby:
a) poczekać na rachunki i wtedy porozmawiać z nim o partycypowaniu w kosztach
b) delikatnie ukrócić wizyty u mnie?
c) poruszyć ponownie temat wspólnego wynajęcia mieszkania?

55

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Mam wrażenie, że świat wyglądałby dużo lepiej i prościej, gdyby pewnych kwestii nie rozdrabniać na czynniki pierwsze..

Sytuacja jest taka: facet zarabia, mieszka w swoim pokoju i za niego płaci a mimo to pomieszkuje u partnerki i korzysta na całego z okazji. Skoro tak, to z miejsca powinien zaproponować jakikolwiek wkład w opłacenie choć części tego, czego korzysta. Albo samemu coś przygotować do jedzenia, kupić jakis sprzęt domowy, cokolwiek aby odciążyć Autorkę, jeśli u niej tak często bywa. Gość wygląda na strasznie wygodnickiego. Jeśli już kimś jestem, to stram się raczej na nim nie żerować, gdzie popadnie. To, że gość dopiero zaczął własną działalność to jedno. Tylko, że jeśli nawet ma słaby dochód, to niech się stara cokolwiek zmienić i chociaż w jakimkolwiek stopniu poczuwać się do partnerstwa a nie do pasożytnictwa.

Ty to wiesz, ja to wiem, ale on nie bardzo.

I teraz pytanie, czy lepiej byłoby:
a) poczekać na rachunki i wtedy porozmawiać z nim o partycypowaniu w kosztach
b) delikatnie ukrócić wizyty u mnie?
c) poruszyć ponownie temat wspólnego wynajęcia mieszkania?

Nie czekałabym na rachunki. Powiedziałabym po prostu, że ponieważ bywa u mnie często, moje koszty wzrosły i chciałabym, by zaczął się dokładać - oraz ustaliłabym z nim kwotę, która usatysfakcjonuje Was oboje.

Jeśli ukrócisz jego wizyty u Ciebie, to zostanie to źle odebrane przez niego i słusznie. To prosta droga do rozwalenia związku.

Zostawiłabym na razie temat wspólnego mieszkania, skoro masz świadomość, że on nie jest na to gotowy lub tego nie chce.

56

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)
dobrowianka2211 napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Mam wrażenie, że świat wyglądałby dużo lepiej i prościej, gdyby pewnych kwestii nie rozdrabniać na czynniki pierwsze..

Sytuacja jest taka: facet zarabia, mieszka w swoim pokoju i za niego płaci a mimo to pomieszkuje u partnerki i korzysta na całego z okazji. Skoro tak, to z miejsca powinien zaproponować jakikolwiek wkład w opłacenie choć części tego, czego korzysta. Albo samemu coś przygotować do jedzenia, kupić jakis sprzęt domowy, cokolwiek aby odciążyć Autorkę, jeśli u niej tak często bywa. Gość wygląda na strasznie wygodnickiego. Jeśli już kimś jestem, to stram się raczej na nim nie żerować, gdzie popadnie. To, że gość dopiero zaczął własną działalność to jedno. Tylko, że jeśli nawet ma słaby dochód, to niech się stara cokolwiek zmienić i chociaż w jakimkolwiek stopniu poczuwać się do partnerstwa a nie do pasożytnictwa.

Ty to wiesz, ja to wiem, ale on nie bardzo.

I teraz pytanie, czy lepiej byłoby:
a) poczekać na rachunki i wtedy porozmawiać z nim o partycypowaniu w kosztach
b) delikatnie ukrócić wizyty u mnie?
c) poruszyć ponownie temat wspólnego wynajęcia mieszkania?

to 1.

57

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Gość wygląda na interesownego i wygodnickiego.
Z tego powodu żadne z rozwiązań uznałby za niekorzystne. Na obecną chwilę wydaje mi się, że najrozsądniej będzie poprosić go o podział w zapłaceniu rachunków, czyli opcja nr 1. Będzie wiedział, czarno na białym, ile powinien zaplacić, w zależności od tego jak się podzielicie, powiedzmy pół na pół. Na jego miejscu kupiłbym czasami coś do mieszkania czy ugotował coś dla dwojga.
W kwestii mieszkania natomaist mogę go zrozumieć, że woli poczekać aż będzie w stanie zainwestować w swoje mieszkanie. Pytanie tylko, czy jst w najbliższej przyszłości na to gotów finansowo i mentalnie smile

58

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Postawiłabym go przed rachunkami i zaobserwowała jak zareaguje. Jeżeli się wielce obrazi i będzie starał się robić z siebie biednego żuczka, a z Ciebie chciwą lichwiarkę, to dałoby mi to bardzo do myślenia. Zastanów się jak będzie kiedy razem zamieszkacie. Chcesz robić na dwa etaty w pracy i jako sprzątaczka? Chcesz Szanownego Pana utrzymywać?

Mnie to by normalnie było głupio tak się zachowywać w nieswoim domu. Tak jak bagienni_k napisał, z samej grzeczności kupowałabym jedzenie do lodówki, coś tam upichciła dla drugiej osoby i zaproponowała dokładanie się do rachunków. Chamstwem jest pomieszkiwanie u kogoś, objadanie jej, nabijanie licznika i jeszcze do tego robienie wszędzie bajzlu.

Jak dla mnie, to jesteś mało asertywna.

59

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

kolejna dziewczyna na forum, która daje się wykorzystywać facetowi big_smile skąd wy bierzecie tych gości?! jestem po 30, byłam w kilku poważnych związkach, kilku mniej poważnych, randek nie zlicze i NIGDY nie trafił mi się taki skąpiec. to jakaś abstrakcja dla mnie. gdybym na takiego trafiła to bardzo szybko wyjaśniłabym mu, że chyba raczy żartować takim zachowaniem.
wracając do autorki, w tej sytuacji moim zdaniem powinnaś poczekać na te grudniowe rachunki, jak przyjdą to pomachać nimi facetowi przed nosem i powiedzieć, że w zeszłym roku płaciłaś o połowe mniej (czy tam 1/3) i że widzisz, że on w zasadzie u ciebie pomieszkuje, a że nie chce wspólnie wynajmować to niech wyskakuje z kasy i dokłada się miesięcznie do opłat.
sprawa druga - jak juz koleżanki podpowiedziały - pisz mu częsciej sms o treści "kup domestos bo sie konczy". oczywiście w miejsce domestosa wstawiaj też inne rzeczy.  jak będziecie w kolejce w sklepie to też nic nie stoi na przeszkodzie żeby rzucić "teraz twoja kolej, wyskakuj z forsy".
o płaceniu za niego za kino nie wspomne bo szkoda gadać.

60

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Ależ facet Cię wykorzystuje. Jeśli chcesz z nim być to czas na poważną rozmowę. Nie czekaj do końca roku na rachunki - poinformuj , że w taki sposób jak teraz się spotykacie - Twój koszt życia znacznie wzrósł. Uprzedź , że chciałabyś podzielić na pół rachunki, które teraz przyjdą na koniec roku i zaproponuj płacenie za wspólne zakupy na pół. Ewentualnie jak on do Ciebie przychodzi na noc niech przynosi siatkę zarcia. Co do wspólnego mieszkania - 7 miesięcy to chyba nie jest czas na takie rozmowy, facet nie jest gotowy i tu jakby go rozumiem. Argument , który Ci podaje o cenie innego mieszkania jest wymówką. Równie dobrze moglibyście mieszkać w kawalerce u Ciebie i dizelić koszty , jakby chciał to by zaproponował jakieś rozwiązanie - on po prostu na ten moment nie dojrzał do tego.
Tak sobie też myślę, czy Ty na pewno chcesz żeby on bywał tak często u Ciebie? Wiele rzeczy Ci przeszkadza, mówisz o bałaganie, może jego obecność jest po prostu zbyt częsta?

61

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Moim zdaniem to nie jest mężczyzna dla Ciebie...
Rzmowy, przedstawienie Twojego punktu widzenia niewiele dadzą.
Dlaczego?
Gdy ktoś szanuje drugiego człowieka, to tak się nie zachowuje. Po prostu. Wtedy człowiek pyta, rozmawia, jest ta chęć nie popełnienia gafy.
W kwestii pieniędzy, jedzenia (gotuje dla siebie!!!) oraz właściwego zachowania się w czyimś domu.
On się po Tobie ślizga. Ty płacisz, angażujesz się, może planujesz (waszą kiepską przyszłość) A on? Odkłada zaoszczędzone u Ciebie pieniążki. Wycycka Cię przez 2-3 lata i kupi sobie SAM NA SIEBIE mieszkanko. Kopnie Cię wtedy w zad i znajdzie inną, albo sama się wtedy opamiętasz i odejdziesz. Tylko tych nerwów i straconego czasu, pieniędzy, energii już nie odzyskasz. Szanuj siebie i swoje domostwo, nawet jak wynajęte i pogoń dziada na szczaw!

62

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Po tym co teraz przeczytałem, to już pół biedy te rosnące rachunki, ale co to ma znaczyć, że stoi przy kasie w sklepie i nigdy nie wyjmuje portfela!? Albo, że zaczął wyjmować portfel w restauracjach dopiero po awanturze? Stawianie mu kina, wycieczek... wtf!? Na dodatek żeruje na Twoim mieszkaniu, kuchni, jedzeniu i jeszcze robi bałagan... Twój facet to po prostu skrajny przypadek skąpca!

63

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Autorko, jesteś za bardzo dobrotliwa i masz problem z asertywnościa. Pewnie należysz do osób, które dla świętego spokoju zgodzą się na wszystko i tłumia w sobie uczucia gniewu oraz zawodu, zamiast wywalić prosto z mostu, co o kimś myślisz.

Facet doi cię na bezczela i wcale się nie zdziwie, jeśli za jakiś czas będzie miał odlozone tyle kasy, by móc zainwestować we własne mieszkanie. Życie kosztuje go z miesiąca na miesiąc jakieś 1000 zł, więc ma możliwości, żeby odkładać kasę.
Ty natomiast pójdziesz w skarpetkach dzięki tej znajomości, chyba że rozprawisz się z tym cwaniaczkiem.

64 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-15 22:33:04)

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

To co ten koleś prezentuje, to jest przejaw podstawowych braków współżycia między ludźmi. Postawa roszczeniowa, brak jakiekolwiek incjatywy, brak wyczucia i taktu. Facet się zachowuje, jakby w ogóle nie widział potrzeby WSPÓLNEGO załatwiania finansów w związku. Nie wiem, co takim ludziom siedzi w głowach. W każdym razie, traktuje Ciebie jak dojną krowę, zatem musisz sobie zadać pytanie czy jesteś w stanie to dłużej tolerować?

65

Odp: Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Fundujesz mu wyjscia, jedzenie, internet, seks, a jemu zal na internet bez limitu? Rany, gdzie on taką naiwniaczkę znalazl? Ktos tu wczesniej powiedział - pan bezczelnie zyje sobie na TWOJ koszt, odklada pieniądze, a Ciebie mami, ze jest z tobą" w zwiazku", bo laskawie raz cos gotuje sam dla siebie w twojej kuchni I towarzyszy ci w twoich zakupach, ktore robisz dla was I sama za te zakupy placisz. Normalny czlowiek zaciekawilby się sposobem partycypacji w kosztach, no ale do tego trzeba być odrobinę dobrze wychowanym, a nie pasozytem . A z drugiej strony- jesli nie mowisz, a w sumie 7 miesiecy to nie tak dlugo- mogl się nie poczuwać. Jesli mowilas, a nie dociera,  ja np na twoim miejscu probowalabym ograniczac jego wizyty I gotowania,  I tyle . A na jakies uwagi zawsze znalazla powod.  Skoro nie potrafi panicz domyc nawet kuchenki, mimo, ze pokazujesz, to pan jest albo bardzo pewny siebie( ze tez mu nie wstyd I nie poprawił po prostu), albo ma cię gdzieś. I zaczelabym obserwowac. BO PAN mi cos wyglada na strasznego sknere, ktory sępi po wszystkich dookola, ktorzy tak sie dają wrabiac.  Za antykoncepcję tez pewnie w calości placisz ty, taak?

Posty [ 65 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Problem ze wspólnym mieszkaniem (życie na mój koszt?)

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024