Odbieranie prawa jazdy nic nie daje, patrz Zawisza czy redaktor Najsztub. Ten ostatni zanim wjechał na staruszkę, na pasach jeździł bez prawa jazdy 8 lat. Przy okazji jeździł nie mając badań technicznych samochodu i OC. Został UNIEWINNIONY, ponieważ według sądu nie udało się stwierdzić z jaką prędkością staruszka WTARGNĘŁA na jezdnię NA PRZEJŚCIU DLA PIESZYCH. Jedyne co mu się dostało, to chyba grzywna za OC, wystarczy jednak policzyć, że 8 lat nieopłacania OC, to jakieś 15-30 tysięcy zł oszczędności, a jeszcze badania techniczne i koszt ponownego wyrobienia prawa jazdy. Wzór.
Ograniczenie prędkości? A kto jeździ po terenie zabudowanym 50 km/h? To znaczy wiadomo kto, bo jak się ktoś taki znajdzie, to zaraz się robi kilometrowy korek... No więc poza takim rodzynkami, to nikt nie jeździ. W trasie tylko przejeżdżając przy rozpoznanych fotoradarach zwalnia się do tych 50 km/h i dalej do prędkości "podróżnej". U mnie na wsi na odcinku, gdzie jest albo teren zabudowany albo ograniczenia 40-60 km/h wszyscy pomykają 80-90 km/h. To znaczy wszyscy grzeczni, bo niegrzeczni jeżdżą ile chcą. Jak wyjadę na obwodnicę i jadę sobie grzecznie 140 - 150 km/h, to co chwila mnie zzziuuu wyprzedza coś z lewej
Piesi. Porażające jest jak piesi nie potrafią przechodzić przez ulicę, nawet na przejściu dla pieszych. Są osobniki skrywające chęć przejścia do ostatniej chwili żeby nagle się zdecydować. Są osobniki nieśmiałe lub niezdecydowane. Stoją i kierowca zwalnia, zatrzymuje się i następuje mierzenie się wzrokiem albo ostentacyjne odwrócenie głowy "ja tu se tylko tak stoję". Osobną kategorią są osobniki wierzące w magiczną tarczę jaką rozpościerają ich smartfony. Nie odrywają od nich wzroku nawet na chwilę, nawet w momencie wkraczania na jezdnię. No i piesi po zmroku, szczególnie w terenie nieoświetlonym. Jadąc z prędkością 50-60 km/h przez teren nieoświetlony na światłach mijania pieszego ubranego na ciemno widzi się w ostatniej chwili. Może na granicy skutecznego hamowania, a może nie i to w warunkach pogodowych sprzyjających. Przy mokrej lub z lekka oblodzonej nawierzchni nie ma szans na wyhamowanie. O dziwo mieszkańcy wsi są jakoś bardziej kumaci i zazwyczaj mają przy sobie coś odblaskowego.
Nietrzeźwi. Gros łapanych w stanie wskazującym piło poprzedniego dnia i po prostu myślało, że już są ok. Tydzień temu sympatyczna pani z drogówki kazała mi dmuchać kiedy sobotnim rankiem pomykałem bocznymi drogami. Był mały dreszczyk emocji... W tą sobotę zresztą też. W piąteczek popiłem z bratem do późnego wieczora ale że miałem na drugi dzień rano jechać, to skończyło się tylko po 0,7 na głowę. Rano wstałem, nogi trochę słabowite ale kawa, śniadanko i przed południem możemy jechać. Byliśmy na dwa auta więc żona się zaoferowała, że pojedzie przodem. Śmieję, że dzwoń jakby co. Niestety wytrzymałem jakieś 20 kilometrów i stwierdziłem, że nie dam rady jechać jeszcze 1,5 h z prędkością 70-80 km/h więc ją wyprzedziłem i nadałem odpowiednią prędkość podróżną. Niemniej jadąc w kolumnie kilku samochodów zawsze z ciekawością obserwuję osobników co wyprzedzają mnie i z jeszcze 5-6 samochodów za jednym zamachem na podwójnej ciągłej. Tacy są zawsze i w trasie 1-2 godzinnej co najmniej kilku się trafi. Na podwójnej ciągłej, na zakrętach.
Zielona strzałka na prawoskręcie przy zielonym świetle dla rowerzystów. Debilizm stulecia.