Hej! Jestem z moim narzeczonym od 5 lat, od jakiegoś czasu tj. 2- 3 miesiące coś się popsuło! W zasadzie gdy byliśmy na wspólnych wakacjach już było coś nie tak, ale tak naprawdę nie przywiązywałam do tego uwagi, myślałam że to chwilowe i przejdzie. W tym tygodniu wyprowadzialam się z naszego domu a on na to nie zareagował. Gdy z nim rozmawiałam przed wyprowadzką o nas, powiedział że bardzo mnie kocha ale nie wie co z nami jest! Stwierdził że może się coś wypaliło, przestało iskrzyć. Poprosił o pół miesiąca czasu na przemyślenie, minęło kilka dni a ja już czuje że tymi słowami zakończyliśmy nasz związek, a może się mylę, sama nie wiem. Zastanawiam się czy powinnam czekać, czy jechać do po resztę swoich rzeczy!?
Kolejny wątek, w którym ktoś prosi o czas na przemyślenie.
Nad czym i o czym on chce myśleć?
Chyba o tym, czy uda mu się z inną i czy Ciebie utrzyma w rezerwie.
Nie ma czegoś takiego jak DAJ MI CZAS!!
Jeżeli ktoś tak mówi, to już na 99% koniec.
Przykre ale prawdziwe.
To mi przypomina pewien artykul ktory pobieznie przeczytalem na ktorys portalu informacyjnym. Bylo tam o wynajmowaniu przez pary stolikow w klubach ze striptizem sla urozmaicenia zwiazku.
Rzucil mi sie w szczegopnosci jeden tekst. Jeden z rozmowcow narzekal jak to po az (!) 5 latach zwiazku (sic!) ze swoja wybranka nie moga na siebie patrzec lezac na kanapie i ogladajac film.
Taki byl i wasz "wspanialy i cusowny" zwiazek. Plytki, bez zadnych solidnych podstaw i przyszlosci.
Dlatego lepiej zostawic.