Witajcie,
To mój pierwszy post na takim forum dlatego przepraszam jeżeli zdarzy się jakieś faux pas.
Mam 27 lat, niedawno wyprowadziłam się od rodziców. Miało być super, w końcu samodzielność, wolność i całkowita odpowiedzialność za siebie. A ja się totalnie nie potrafię cieszyć z tej przeprowadzki pomimo, że bardzo jej chciałam i była to świadoma i przemyślana decyzja.
Jest mi mega smutno czuje jakąś gorycz. W pierwszych dniach zdarzyło mi się nawet rozpłakać. Pojęcia nie mam co się ze mną dzieje ?!
Studiowałam w rodzinnym mieście z jednej strony, nie było konieczności żebym się wyprowadzała z drugiej nie było możliwości finansowych, pracowałam tylko dorywczo na zlecenie na tyle na ile pozwalały mi studia, a rodzice nie mieli możliwości żeby wspomagać mnie finansowo. Teraz się zastanawiam, że może to był błąd? Trzeba było studiować zaocznie i wyprowadzić się od rodziców? Pod koniec studiów poczułam, że pora się usamodzielnić. Porozmawiałam z rodzicami i doszliśmy do wniosku, że popracuję trochę, odłożę pieniądze żeby mieć zabezpieczenie i wtedy się wyprowadzę. Nowa praca mnie totalnie pochłonęła, wymagała częstych wyjazdów i nawet się nie obejrzałam jak zleciały mi kolejne dwa lata u rodziców. Zapadła decyzja o wyprowadzce, znalazłam mieszkanie i od października już z rodzicami nie mieszkam.
No i znajdujemy się u sedna problemu. Cieszyłam się na tą przeprowadzkę, chciałam jej. Chciałam mieszkania na własnych zasadach, ciszy, wolności i niezależności, całkowitej samodzielności. Czułam już potrzebę wyprowadzki od rodziców.
Mam teraz to wszystko na czym mi zależało i jest jakaś ściana bo totalnie się tym nie cieszę. Próbuje to analizować, zastanawiam się co się stało i nie wiem.
1) Nie boję się, że sobie nie poradzę finansowo, jestem zabezpieczona.
2) Nie jest to zderzenie z rzeczywistością i odkrycie, że mieszkanie samo się nie posprząta, a ciepły obiad nie zleci z nieba na stół.
Od dawna już mieszkając u rodziców dbałam o siebie, gotowałam obiady, prałam, sprzątałam.
Przez prawie pół roku mieszkałam za granicą ( wymiana) i takie emocje jak teraz się nie pojawiły, oczywiście na lotnisku podczas pożegnania poleciały łzy, ale po przylocie na miejsce wszystko było ok, nie czułam się tak jak teraz.
Czy któraś z Was NETKOBIETY miała coś takiego ? Jak sobie z tym poradziłyście ? Chce to przepracować i zacząć cieszyć się z nowego etapu. Wydawało mi się, że wyprowadzka od rodziców to naturalna kolej rzeczy, po prostu kolejny etap, a tutaj takie zaskoczenie mnie spotkało, emocje których się totalnie nie spodziewałam.
Za długo zwlekałam z wyprowadzką i to dlatego ?
Mam jakiś syndrom córeczki rodziców ? ( nie jestem jedynaczką )
Na razie staram się nie wpadać do rodziców żeby zadomowić się i oswoić z nowym mieszkaniem, raczej rodzice wpadają do mnie ( mieszkamy 20 minut od siebie ), ale też nie chce żeby rodzice poczuli, że unikam odwiedzania ich itd. bo wiem, że im też jest ciężko.
Przepraszam za chaotyczne wpisy, ale emocję ciągle są żywe.