Mam 27 lat i od roku spotykam się z młodszym o 6 lat chłopakiem. Nie jesteśmy parą, może dlatego że jego rodzice nigdy by tego nie zaakceptowali, a może z wielu innych powodów. Mimo, że oni mnie znają i twierdzą, że jestem "fajną dziewczyną", nie uważają abym była dla niego właściwą kandydatką. Może jestem za stara, trochę biedniejsza od nich i nie skończyłam prawa ani medycyny, nie wiem.
Poznaliśmy się w pracy, ale nie widujemy się w niej codziennie. Początkowo spotykaliśmy się po koleżeńsku, on od razu zaznaczył, że nie chce związku, ja chciałam więc relacja się zdystansowała. Po czasie jednak znowu wszystko wróciło na intensywny tor, więc uznałam, że mu na mnie zależy. Zaczęliśmy sypiać ze sobą, a ja uświadomiłam sobie, że się zakochałam. Wszystko owiane wieczną tajemnicą, spotkania "po kryjomu", a gdy szliśmy gdzieś z jego znajomymi to tak, żeby rodzina się nie dowiedziała. Zaczęło mnie to męczyć, ale cieszyłam się z każdego wyjścia do kina lub na kolację (oczywiście w innym mieście). Ciężko było mi rozszyfrować jego uczucia - nie chciał się ze mną wiązać, ale nie chciał też żebym odeszła, raz był troskliwy i czuły, a innym razem chłodny i obojętny. Może trzymał go przy mnie dobry seks, którego nie dała by mu młodsza dziewczyna, a może po prostu coś do mnie czuł - w co wierzyłam. Przeciwności było wiele i tym go tłumaczyłam - że może potrzeba czasu, może się jeszcze zakocha, może muszę na tę miłość zapracować, może wszystko się ułoży...
Dziś wiem, że go kocham i nie mogę bez niego żyć - wystarczy, że nie odzywa się kilka godzin, a ja czuję jakby ktoś wyrwał mi serce. Niestety znajomość nie postępuje, a jemu już chyba jest tak wygodnie. Nie wyznałam mu nigdy moich uczuć, bo boje się, że go stracę. Może to głupie, niedojrzałe i żałosne, ale w imię tej miłość jestem w stanie wiele wytrzymać i znosić. Zaczynam zachowywać się jak osoba niezrównoważona psychicznie, mam zmienne nastroje, a każdy uzależniony od sytuacji między nami. Próbuje nad tym panować, ale bezskutecznie. To zapewne toksyczna relacja, bez przyszłości, ale mimo wszystko czuję się przy nim szczęśliwa, lubię z nim rozmawiać, lubię spędzać z nim czas, wbrew różnicy wieku dogadujemy się i z każdego kryzysu zawsze wychodziliśmy razem. Być może to za mało, żeby tworzyć związek, ale ja wciąż mam nadzieję, że nam się uda i choć chciałabym przestać i po prostu przestać go kochać, to niestety nie wiem jak...
Nie wiem co dalej
1 2019-10-27 17:59:43 Ostatnio edytowany przez 27_kalina (2019-10-27 18:09:05)
Jeśli on tak bardzo przejmuje się opinią rodziców, to odpuść. Nie warto.
Jest dorosły, 21 lat to nie dziecko. Różnica między Wami nie jest przeszkodą. Ja mam 52 lata, a mój partner 32. Jego rodzina nas zaakceptowała.
Ale jeśli Twój chłopak nie traktuje tego związku na tyle poważnie, by pokazywać Ci że zależy ma bardziej na Tobie niż na opinii rodziców - nie warto.
Czytam czytam i nie wiem, czego oczekujesz, bo jakoś nie sprecyzowałaś. I tytuł nijak się ma do tego, co napisałaś. Co myślą jego rodzice, to żadne zmartwienie, bo przecież nie jesteście razem.
Co dalej? Nic. On pozna dziewczynę i tyle. Jesteś tak na razie, jak pierwszy samochód za parę groszy- wiesz, aby trochę nim pojeździć, oswoić się z kółkiem, zasadami ruchu i sprzedać czy zezłomować, kiedy będziemy już pewni, zarobimy pieniążki i wypatrzymy coś lepszego, nowszego.
Sorry za to porównanie, ale tak mi się jakoś skojarzyło.
Kochana Autorko, jeżeli tylko chłopak z jakiegokolwiek powodu nie chce z Tobą być (czy to z obawy przed rodzicami, czy opinią kolegów, czy tak po prostu przeszkadzałby mu Twój wiek, kolor włosów, wzrost, wykształcenie, praca, cokolwiek), to...
...po prostu nie chce z Tobą być. To nie jest woja miłość, nie takiego mężczyzny szukasz. Nic z tego nigdy nie wyjdzie...
A to, że z Tobą sypia? To nic nie znaczy, taki mamy świat. I taki świat był chyba od zawsze. Że sam seks to naprawdę nic... Związek to jest właśnie to przejście razem przez ulicę we własnym mieście, powiedzenie "Tato, Mamo, to moja dziewczyna", to jest powiedzenie na głos "Słuchaj, zależy mi na Tobie, kocham Cię, chcę z Tobą być, jesteśmy razem". Wiadomo, że nie od razu, nie po pierwszym spotkaniu itd. Ale chodzi o to, że to wszystko, za czym Ty tak tęsknisz, a tego nie masz, to właśnie tworzy związek.
Dlatego popatrz... Ty tak naprawdę... nie masz nic... Żyjesz tylko wyobrażeniem, marzeniami. Ale nie masz nic realnego.
Gdybyś obdarzyła swoimi uczuciami innego mężczyznę, który by tego chciał i to odwzajemniał, wiesz, jak mogłoby być pięknie?
To powinien być związek 2 dorosłych ludzi, a nie czterech zagubionych.
Myślę, że brak akceptacji jego rodziców jest najmniejszym problemem.
On nie chce z Tobą być na poważnie - powiedział Ci to wprost.
Co go przy Tobie w takim razie trzyma? Seks, bliskość - bo tego potrzebuje praktycznie każdy.
Któregoś dnia jednak kogoś pozna, a wtedy... sama wiesz. Nie czekałabym na ten dzień na Twoim miejscu, tylko ewakuowałabym się już teraz.
Czytam czytam i nie wiem, czego oczekujesz, bo jakoś nie sprecyzowałaś. I tytuł nijak się ma do tego, co napisałaś. Co myślą jego rodzice, to żadne zmartwienie, bo przecież nie jesteście razem.
Co dalej? Nic. On pozna dziewczynę i tyle. Jesteś tak na razie, jak pierwszy samochód za parę groszy- wiesz, aby trochę nim pojeździć, oswoić się z kółkiem, zasadami ruchu i sprzedać czy zezłomować, kiedy będziemy już pewni, zarobimy pieniążki i wypatrzymy coś lepszego, nowszego.
Sorry za to porównanie, ale tak mi się jakoś skojarzyło.
Popieram w 100%.
1. 6 lat to nie jest dużo. Jeżeli dbasz o siebie to znajomi mogliby się nawet nie domyślić, że to 6 lat.
2. Jeżeli boi się rodziców, tzn. co powiedzą to nie jest facet tylko chłopiec. Na takich szkoda czasu.
On jest za młody na dozgonne związki. Jesteście na innych etapach życiowych.
Spory kawałek różnicy, jeszcze w tak młodym wieku. On dopiero wchodzi w dorosłe życie, a tym w nim już tkwisz spory czas ale mimo to nadal jesteś dziecinna. Nie potrafisz mu powiedzieć o swoich uczuciach, ja bym to bardziej traktował jako fwb niżeli związek.