050KWIATUSZEK napisał/a:Mamy ponad 20 lat.
Plany aporpo przyszłości były, ale on miał zupełnie inne , ja zupełnie inne... W sensie w zupełnie innym punkcie życia jesteśmy... Ja jestem bardziej dojrzalsza... Mam swoje obowiązki, biorę odpowiedzialnośc za opiekę najbliższych osób... On tego nie rozumie.
Nie mieszkam sama, choć jest to moje własnościowe mieszkanie. A moi "lokatorzy" mu nie odpowiadają. Usamodzielnić się póki co nie mam jak, nie mam pracy. Ale dąże do tego, aby ją zdobyć.
Jakoś ciężko było dojść do porozumienia. Powiedział, że poczeka aż będziemy mogli mieszkać razem - sami osobno...
Powiedział, że jest cierpliwy i jest w stanie poczekać na mnie...
A co do kolegów, to zadaje się z takimi, że nie przepuściliby żadnej okazji do picia. Oni mają zdanie, że po co się usamodzielniać, po co oświadczać się... Najlepiej żyć chwilą, cieszyć się, a przy okazji chlać.
Chyba nie zdziwiłoby mnie jakby coś oni mu wpoili do głowy... Niby ma swój rozum, ale może jakoś podświadomie wpłynęli na niego.
8 lat to długo, ale po co ciągnąć swoje cierpienie na siłę do 9, do 10 do 11? To jeszcze dłużej niż 8. Jak to utniesz na zawsze, to za rok może będziesz całkiem wolna i szczęśliwa, a może już w kolejnym lepszym związku. Kochasz go, przywiązałaś się, ale nie chciałaś znosić złego traktowania i zrobiłaś pierwszy krok - brawo. Facet zamiast próbować naprawić związek, zachowaniem pokazał, że mu kompletnie nie zależy, że wydaje mu się, że jest święty i jeszcze ma wymówki w Twoją stronę?
Może i wróci, może będzie jeszcze prosił o wybaczenie i uświadomi sobie coś, ale jest też ogromna szansa, że po prostu się wyzwolił z przechodzonego związku i koniec. No i jest dodatkowa ogromna szansa, że może spróbować wrócić tylko "dla wygody", no i tu jest gwarant, że to będzie na krótko i rozwali Cię tylko jeszcze bardziej. Ja bym próbowała działać z myślą "mój związek się zakończył, koniec tematu", nie gadać z nim, nie roztrząsać, ochłodzić własne emocje jak tylko można i iść dalej.
Jeśli za jakiś czas przyjdzie "się prosić" i stawi temu czoła, przyzna się do winy (bez przerzucania odpowiedzialności), a Ty dalej będziesz rozważała jakąś odbudowę tego związku to z gigantyczną ostrożnością i nieufnością można spróbować do tego podejść. Ale jak do jeża!
I tak, żeby nie było w tym wielkiej "wygody" dla niego. Nie chciał się starać w związku gdy miał Cię bliziutko, niech teraz udowodni, że potrafi i stara się bardziej na dystans, na randkach bez mieszkania razem, bez wskakiwania Ci do łóżka - tak jak pewnie zaczynał się Wasz związek. Niech adoruje i buduje od nowa to co zepsuł. Jak mu zależy do przetrwa, jak wrócił dla wygody to się szybciutko ewakuuje, bo to już nie będzie wygodne. Tylko to szalenie ryzykowny wariant, bo tu nie możesz mu się rzucić w ramiona przy pierwszych przeprosinach, dopóki nie udowodni (czynami, słowa często nic nie znaczą), że faktycznie coś przemyślał. Jak czujesz, że nie dasz rady to nie ryzykuj, bo ten wariant to trochę niebezpieczna gra dla Ciebie 