Rozstałam się z chłopakiem 10 miesięcy temu i przez te 10 miesięcy mieliśmy cały czas sporadyczny kontakt - pytał co słychać, czy mam już kogoś nowego, wysłał życzenia na urodziny. Rozstał się ze mną bo... się pogubił i nie wie czy to miłość. Klasyk. Przez tydzień walczyłam o niego jak lwica, jednak potem odpuścił i zajęłam się swoim życiem. Nie ukrywam jednak, że nadal każdego dnia myślę o nim, kochał go i mi go cholernie brakuje.
Jakiś miesiąc temu odezwał się do mnie. Powiedział, że żałuje tego wszystkiego, że tęskni, że śnię mu się po nocach, że dopiero teraz zdał sobie sprawę jaką cudowną dziewczyną byłam i jak wiele stracił. Od tamtego momentu piszemy ze sobą częściej - inicjowanie kontaktu jest na zmianie i czasami kiedy to ja się odezwę to pilnuje się tego by nie odzywać się pierwsza po raz drugi - wtedy on potrafi milczeć i 3 dni, ale ostatecznie się odezwie.
Przez te kilkudniowe milczenia mam wrażenie, że jemu wcale tak nie zależy tylko pisze sobie wtedy akurat mu się nudzi...
Chociaż muszę przyznać, że za każdym razem jak ja napiszę to odpisuje od razu i zawsze ze mną chociaż chwilkę rozmawia.
Raz mi się wymsknęło, że tęsknie za nim to on od razu mnie przygasł i zmienił temat... tak jakby chciał pokazać, że akurat w tym dniu jest niedostępny?
Nie rozumiem tego... to jakaś gierka przyciąganie i odpychanie?
Jest tu ktoś kto wrócił do swojego byłego/byłej? Zawsze słyszałam, że taki powrót ma być stopniowy - że ma być tak jakbyśmy się poznawali od początku, bez złamanej równowagi uczuć, bez narzucania się tamtej osobie...
Co mi radzicie? Nie chce mu się narzucać, ale też chcę by to on się starał jeszcze bardziej. Nie pisać w ogóle pierwsza?