moja historia wygląda tak, że znamy się dość długo, ale parą jesteśmy powiedźmy ze od roku, na samym początku nie było tych iskier, jak to się mówi, on się rozglądał za innymi, ja też nie byłam przekonana czy to ten. Ale im bliżej się poznawaliśmy, spotykaliśmy to jednak postanowiliśmy spróbować. Wyszło to dość spontanicznie, on mnie pocałował i poszło bałam się tego, bo tak jak pisałam, to nie była taka strzała amora, wszystko działo się powoli. Obydwoje z resztą jesteśmy trochę wstydliwi, dlatego pewnie tak to się potoczyło.
Jednak ostatnio mam wrażenie, że jednak takie związki jak ten co opisuje, być moze nie maja sensu, bo są wypracowane. Kocham go i chce z nim być, ale on nie ma jakiś konkretnych planów co do nas, nie mówi już tak ciepło o mnie jak kiedyś. Boję się, że może sam chce to zakończyć, ale nie wie jak. Jak pytam go o to, to mówi, że nie jest tak, że nikogo nie szuka, że chce być ze mną. Wiem, że rozmowa to podstawa, ale z facetem coś wydusić to graniczy z cudem. Nie wiem, czy sama nie przystopować, odpuscić i zobaczyć jak zareaguje. Ale on ciagle się odzywa, chce się spotykać i wtedy mięknę i jest tylko on cóż, bo go kocham!
przesadzam? czy też jesteście zdania, że najlepsze związki są te w których była iskra na samym początku a nie zrodzone z przyjaźni? Jak było u was?