Istotka6 napisał/a:Według mnie to moda a nie kompleks, wmawianie ludziom co ładne, co być powinno a co nie
Pomijając wychylenia ekstremalne, to nie moda, a rozsądne "chłopskie" widzenie świata. Od wieków osoba blada, to taka, która spędza czas w zamknięciu, komnatach, zaduchu pomieszczeń. Ktoś z normalnie opaloną skórą, to osoba spędzająca aktywnie czas poza murami. Nie tylko prosty chłop, którego słonko łapało w trakcie orki i innych prac polowych. To również porządny wojak, myśliwy, dżentelmen któremu nie obce są rozrywki na powietrzu. Z jednej strony mamy więc częste opisy literackie postaci, gdzie jednym z synonimów zdrowia i krzepy była ogorzała od słońca i wiatru twarz. Z drugiej strony mamy częste mody na bladość, bo bladość oznaczała przede wszystkim brak konieczności pracy fizycznej. Te mody szły tak daleko, że nawet panowie dobrze urodzeni, których obowiązki zmuszały do aktywności fizycznej na powietrzu (wojenki, polowanka, konne przejażdżki) ukrywali tą naturalną opaleniznę pudrami i innymi barwiczkami. Można wręcz przyjąć, że biorąc pod uwagę ilość używanej "tapety" były okresy w historii, gdy to panowie w tym górowali nad paniami.
Natomiast odkładając na bok wszystkie dostępne kosmetyki, to niestety czysta, żywa twarz sauté będzie zawsze lepiej wyglądać z choćby minimalną opalenizną niż taka blada bez grama słońca. Na takiej bladej twarzy wyłażą wszystkie niedostatki zaczynając od zwykłych ciemnych worów pod oczami. Oczywiście jak ktoś lubi estetykę wampirzą, to nie ma problemu. Niestety dla przeciętnego odbiorcy urody blada, napuchnięta twarz o poranku, z ciemnymi obwódkami pod oczami, to nic atrakcyjnego. W odróżnieniu od takiej samej twarzy ze zdrową opalenizną, która zwyczajnie maskuje i wyrównuje takie kontrasty. No ale jak się ma pod ręką walizkę podkładów, pudrów, kremów i innych takich specyfików, które służą do maskowania naturalnego kolorytu twarzy, to oczywiście nie ma to większego znaczenia.
Osobiście jak widzę w sierpniu młodą dziewczynę w krótkich szortach, z których wystają dwa blade jak śmierć serdelki, to mam takie właśnie skojarzenia z najbardziej dla mnie obrzydliwym gatunkiem wyrobu parówkopodobnego.