Witajcie, jestem tu nowy.
Potrzebuję porady... nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak?
Jestem z kobietą od około roku czasu. Jak sugeruje dział w jakim piszę ten post jak można się domyśleć chodzi o seks.
Problem wydaje mi się ogromny, bo się go nie spodziewałem. Czuję się oszukany.
Dosyć długo trwało zanim zdecydowaliśmy się na zbliżenia erotyczne. Ona utrzymywała, że potrzebuje czasu. Ja cierpliwie czekałem, nigdy nie naciskałem, cieszyłem się każdą chwilą i cieszyłem się za każdym razem gdy szliśmy krok dalej. A szło i nadal idzie to niesamowicie opornie, żeby nie powiedzieć jak krew z nosa.
To co zasiało we mnie wątpliwości to fakt, że dziewczyna zdaje się w ogóle nie jest zainteresowana, a "rozwój sytuacji" polega głównie na sprawianiu przyjemności mi.
W pewnym momencie przyparta trochę do muru wyznała, że ona się po prostu już wyszumiała. Lekko podchmielona wyznała nawet, że uczestniczyła w trójkącie. I żeby mnie tu nikt źle nie zrozumiał, że mam jej to za złe, bo sam jestem jedną z tych osób, które nigdy nie stroniły w poprzednich związkach od odważnych fantazji. Mnie też zawsze kręciły tego typu zabawy. Szkopuł w tym, że nagle okazuje się, że zbieram ze stołu "okruchy", bo "danie główne" zostało już skonsumowane i dziewczyna już nie ma na to ochoty.
Trafiłem na kobietę, która miała przede mną lekko licząc z 10 partnerów w czasach studenckich, kobietę, która nie stroniła od odważnych zabaw. I ta sama kobieta teraz poczuła, że zegar biologiczny tyka i wypadałoby znaleźć sobie gościa od założenia rodziny. I padło na mnie.
Dziewczyna utrzymuje, że jestem miłością jej życia, że chce założyć ze mną rodzinę, mieć dzieci, ale nie ma najmniejszej ochoty uprawiać seksu dla przyjemności. Jawnie przyznaje, że jej to już nie kręci, bo swoje "przeżyła".
Poczułem się jakbym dostał mokrą szmatą po pysku.
Milion myśli na sekundę, czy to ze mną jest coś nie tak? Czy przesadzam? Czy to naprawdę normalne, że kobieta jako studentka - wali się za przeproszeniem - jak leci, robi to z dwoma na raz, a potem nagle studia się kończą i uświadamia sobie, że wypadałoby założyć rodzinę i szuka sobie "miłego, ciepłego frajera".
Nasz seks praktycznie nie istnieje. Dziewczyna całkiem chętnie sprawia mi przyjemność, bo jak mówi "rozumie, że mam potrzeby" i stara się te potrzeby "jako tako" zaspokajać. I nic poza tym. Seks jest parodią seksu. Jak proszę ją, czy nie zrobiła by mi dziś dobrze ustami - twierdzi, że nie lubi. Ale jeszcze niespełna 2-3 lata temu nic nie stało na przeszkodzie, żeby ciągnąć dwa na raz - wybaczcie za słownictwo i brutalność, ale jestem naprawdę podminowany. Przepraszam.
Co byście zrobili na moim miejscu? Czy ja jestem nienormalny, że widzę w tym problem?