Jestem w skrajnej sytuacji, od dłuższego czasu, w bardzo złej od bardzo długiego czasu.
Brakuje ciepła, zrozumienia, wsparcia, wyrozumiałości, ogarnięcia, samodzielnego myślenia.
Przez to sytuacja jest bardzo napięta i nie do życia. Skrajnie napięta.
Wiele się podziało, wiele skrajnych rzeczy.
Czy uważacie że po latach skrajnych przeżyć, budowania skały zamiast serca wśród najbliższych może dojść do zgody? Np. po wyprowadzce?
Ciężko to widzę, jestem wrakiem a padło wiele słów.
Sądzicie że po powiedzeniu najgorszych słów jakie istnieją i skrajnych sytuacjach, traumatycznych może być jeszcze względnie dobrze w rodzinie i być względnie szczęśliwym?
Sumienie nie daje żyć, szczególnie gdy jest się rodzinnym, strasznie wrażliwym, wie się że jest inaczej niż myślą, wie że może być dobrze, wie się że nie ma żadnych przeciwskazań do tego by było dobrze.