Sam nie wierzę, że trafiłem na kobiece forum. Niestety sprawa dręczy i chociaż mijają kolejne tygodnie, to wraca do mnie jak bumerang nieustannie wprowadzając chaos w głowie. Rady innych mężczyzn znam juz dobrze - ,,blokuj, olej, nie odzywaj się, szkoda twojego czasu i zdrowia, ciesz się bo i tak by cię wykończyła na dłuższą metę". Pewnie są to słuszne rady, niestety cieżko mi wprowadzić je w życie i zapomnieć.
Do sedna.
Pod koniec zeszłego roku poznałem dziewczynę. Zaczelismy się spotykać, zaiskrzyło, po jakimś czasie motyle w brzuchu na całego i związek. Ona wpatrzona we mnie, ja w nią, spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, wszystko układało się bardzo fajnie. Pasowało mi w niej niemal wszystko, co chyba nigdy mi się nie zdarzyło. Niestety po jakimś czasie coraz częściej zacząłem widzieć, że zachowuje się w sposób trochę dla mnie irytujący. Zaczęły wychodzić trudności jej charakteru, częste lekkie fochy lub pretensje. Sama zaczęła mówić o sobie, że nie jest normalna, że z nią nie wytrzymam etc. Wiadomo, ja też nie jestem idealny ale zawsze starałem się podchodzić do tego na spokojnie i z wyrozumiałością. Związek bardzo mnie zaangażował bo i partnerka była dosyć zaborcza jeśli chodzi o uwagę. Ponieważ nie działo się tak naprawdę nic złego, dalej spędzaliśmy fajnie czas, nie doszukiwałem się problemów a jeśli już próbowałem je omawiać to niestety efekt był mizerny, ex na wszystko reagowała jakby to był atak na nią. Na dobrą sprawę niewiele mogłem się dowiedzieć czegokolwiek, żeby reagować. Starałem tłumaczyć sobie to brakiem doświadczenia, tym, że jest młodsza kilka lat, że nie była wcześniej w związkach, że nie można od razu oczekiwać cudów.
Wiedziałem już, że ma swoje problemy, że ma ciężki charakter, że prawdopodobnie historie rodzinne z przeszłości i jakieś traumy z dzieciństwa, mogły odcisnąć swoje piętno. To przewinęło się w rozmowach. Nie mówiła wprost, ale można było sie domyślić.
Ok, skracając.
Wyszło tak, że mnie rzuciła. Dziwne zachowanie zaczynało narastać ostatnie spotkania niby fajne ale jednak inne, coraz wiecej problemów, coraz więcej dążeń do konfliktu, manipulowanie, żeby wyprowadzać mnie z równowagi, jakieś dziwne jazdy. Zaczynało mnie to bardzo mocno frustrować, nie wiedziałem co sie dzieje, mimo,wszystko brałem na klatę i starałem się reagować na wszystko w sposób normalny i spokojny.
Po tygodniu w końcu nie wytrzymałem kolejnych dziwnych akcji i zachowania, wybuchnąłem.
Wykrzyczałem, że mnie nie szanuje, że wszystko ma w dupie, że nie docenia nic i wiecznie narzeka, nie ma pojęcia czym jest związek.
Niepotrzebnie, wiem. Chwilę pózniej próbowałem wszystko załagodzić, ale bezskutecznie.
Wiem, że o to jej chodziło, chciała tej kłótni.
Pózniej to juz był w zasadzie jeden wielki festiwal podłości z jej strony.
Żadnej normalnej rozmowy, nic nie mogłem się doprosić, nic wyjaśnić. Ona juz w niczym nie widziała sensu.
Olewki, manipulacje, złośliwości. Dałem się w to wciągnąć jak głupek, tylko dlatego, że zaangażowałem się, że zależało mi na tej osobie i nie mogłem uwierzyć jak ktoś o kim miałem zupełnie inne zdanie, kto przedstawiał się w inny sposób, nagle zachowuje się tak podle i w ogóle inaczej nie tylko w stosunku do mnie ale w ogóle.
Jedno mówiła, drugie robiła, a ja w głowie kisiel. Wiem, ze wiele rzeczy w tym czasie robiła mi na złość.
Jakieś posty, relacje na insta i inne tego typu gierki gówniarskie na wyprowadzenie z równowagi.
Ostatecznie stwierdziła, że ona przestała już mnie potrzebować i tyle. Nie wiadomo, co tam życie przyniesie, może kiedyś bedzie żałować...
W końcu uznałem, że juz nie będę się odzywał, odpuszczam, bo i tak żadnej sensownej rozmowy nie da się przeprowadzić, dziewczyna traktuje mnie jak swojego wroga, wręcz z nienawiścią i arogancją, jakbym jej krzywdę zrobił.
Napisałem jej ostatnią wiadomość, pożegnałem się i tyle. Oczywiście zlała i nic nie odpisała, ani cześć ani pocałuj mnie w dupę. W ogóle nigdy nie chciała sie ze mną pożegnać chociaż próbowałem kilka razy wcześniej, żeby to jakoś domknąć po ludzku bez szarpania się na koniec.
Od półtora miesiąca nie mamy juz kontaktu. W poniedziałek zobaczyłem, że nagle usunęła mnie z instagramu. Wcześniej podglądała, pózniej przestała (musiała wyciszyć) a teraz nagle usunęła (nie, nie spamowałem relacjami, ani zdjęciami). Jednocześnie na facebooku dalej jesteśmy w znajomych. Po co takie zagrywki nagle? Jak już mnie wywala ze swoich social mediów to czemu nie ze wszystkich?
To jest jakieś celowe działanie? Bo przyznam, że w pierwszej chwili chciałem napisać, ze jak już usuwa to niech usuwa wszędzie.
Czemu ja w ogóle jeszcze o tym rozmyślam? Bo sie zakochałem w tej osobie, zależy mi na niej i cała ta sytuacja jest dla mnie całkiem niezrozumiała w kontekście tego jaka była dla mnie wcześniej, jak wyglądał nasz związek, jak spędzaliśmy czas i jak nagle się zmieniła o 180 stopni.
Duże poczucie niesprawiedliwości, bo wiem, że się starałem, że nic nie zawaliłem, troszczyłem się i ona też przez większość czasu była wpatrzona we mnie jak w obrazek, chciała spędzać każdą chwilę. Na koniec wbiła nóż w plecy, wręcz z satysfakcją.
Debil ze mnie i rycerzyk, ale ja w pamięci mam po prostu inną osobę i nie umiem tego przepracować.
Nie wiem co jej w głowie siedzi ale wiem, że jest to osoba na 100% zaburzona i niestabilna.
Zastanawiam się czy próbować za jakiś czas napisać, spróbować jeszcze porozmawiać. Sam nie wiem po co.
Jak wy to widzicie swoim babskiem okiem? Ona ma już mnie totalnie w dupie czy podkopuje po kostkach, żebym reagował?