Witam,
proszę Was o pomoc w zrozumieniu, czy znajomość, która nawiązałem i która została zakończona była prawdziwą przyjaźnią czy tylko pustymi słowami.
We wrześniu ub. roku na portalu na S. poznałem Ją-43 letnią kobietę z dużego miasta, pannę, bez dzieci; pisała, że szuka miłości. Jest po długim związku, który zakończyła przed dwoma laty-wyszła z niego zraniona i z pancernym sercem. Nazwę ją Eweliną.
Po kilku wymianach myśli spotkaliśmy się w realu-szybko polubiliśmy się-połączyło nas podobne podejście do życia, humor, pasja (wyjazdy w góry), uzupełnialiśmy się-ja głównie słuchałem, ona mówiła:-). Po pewnym czasie poczułem, że to nie będzie już zwykła znajomość na wyjazdy, tylko kobieta, którą chcę poznać lepiej-pojawiła się miłość z mojej strony; porozmawialiśmy-tak jak czułem, powiedziała, że mnie b.lubi, ale nic z tego nie będzie-nie potrafi się zakochać. Jasna sytuacja, zrozumiałem. Nie zakończyłem znajomości z nią, nie chciałem, a właściwie nie mogłem, co tu ukrywać-liczyłem ze z czasem może pojawi się z jej strony uczucie.
Spotykaliśmy się bardziej gdy to ona miała czas, często mówiła, że dziś nie ma, bo zakupy, fryzjer...irytowało mnie to trochę, ale cóż nie byłem najważniejszy...Zapraszała mnie na obiadki/kolacje przy świecach i winku-co tylko dawało nadzieję, że stanę się kimś ważniejszym niż jestem; innym razem przychodziła do mnie; z czasem przyszło zaufanie i poczucie bezpieczeństwa-wiedziała, że nie wlezę jej do łóżka czy pod prysznic, więc zaczęliśmy jeździć także za granicę-na moje urodziny pojechaliśmy ją do Grecji. Było jak zwykle pięknie, czuła się b.szczęśliwa, jak zresztą po każdym wyjeździe-mówiła o tym często. Mówiła mi dużo, poruszała tematy, o których nie chciała rozmawiać z nikim innym, powiedziała, że ma tylko mnie i jeszcze swoją najlepszą przyjaciółkę i że jestem jej kimś bliskim.
Na co mogłem sobie pozwolić w sferze fizycznej?: trzymanie za rękę, lekkie przytulanie, pocałunki w głowę, włosy-dalej nie chciała.
Na naszym ostatnim dłuższym wyjeździe w góry poruszyłem temat związku kolejny raz-na pytanie, czy nasza znajomość może się przekształcić w coś głębszego odpowiedź była:prawdopodobnie nie. Wtedy powiedziałem, że nasz wyjazd do Włoch, który zaplanowaliśmy czerwiec, będzie ostatnim na pewien czas, dopóki nie stanę na nogi i nie uniezależnię się uczuciowo-zgodziła się z tym, zresztą przed podjęciem decyzji o Włoszech zapytała się czy czuję się na siłach jechać.
W takiej sytuacji odświeżyłem konto na portalu na S. i poznałem Magdę, bezdzietną rozwódkę z którą zacząłem się spotykać. Znajomość przekształciła się w coś więcej i teraz mogę napisać, że jesteśmy parą, choć nadal się poznajemy i budujemy związek.
Co zatem z wyjazdem do Włoch? W takiej sytuacji uznałem, że wyjazd z Eweliną i spanie w jednym pokoju, ogólne wyluzowanie się i beztroska, podczas gdy partnerka zostaje w kraju nie jest wskazane, tym bardziej, że dopiero pracuję na jej zaufanie...Powiedziałem Ewelinie, że nie mogę jechać, bo sytuacja się zmieniła, ale że postaram się znaleźć kogoś na moje miejsce-udało się, sama sobie znalazła, zrobiłem to z ciężkim sercem, bo wiem, jak bardzo chciała tam być właśnie ze mną a nie z kimś innym (ma sporo "kolegów", którzy chcą z nią jeździć), a i ja b.chciałem tam z nią być.
Zerwała jednak ze mną znajomość. Podeszła b.emocjonalnie i zarzuciła mi, że ją zdradziłem, zabiłem w niej wiarę w drugiego człowieka i w zaufanie, w to, że są na świecie faceci, którzy dotrzymują słowa a nie myślą tylko o sobie. I że mnie się brzydzi i nie ma ochoty mnie więcej widzieć.
Trudno mi się z tym pogodzić. Próbowałem jej to wytłumaczyć, ale Ewelina nie chce zrozumieć, że nie mogłem postąpić inaczej, że czasem nie ma dobrych rozwiązań i każde ma swoje złe strony. Wybrałem lojalność i przyszłość z kobietą, z którą mam nadzieję na szczęście niż wyjazd z przyjaciółką, która nie mogła/nie chciała mi dać nic więcej.
Czy prawdziwy przyjaciel postąpiłby w ten sposób? Czy raczej cieszyłby się, że coś w moim życiu się zmienia? Przecież nie raz Ewelina mówiła, że ma nadzieję, że kogoś spotkam..
A może chodzi o to, że przestałem być satelitą krążącym wokół niej, dostępnym w zasadzie zawsze i wszędzie?
Straciłem kogoś dla mnie ważnego, z kim nadal chciałem rozmawiać, chodzić na kawkę itp. Przecież właśnie teraz przyjaźń mogłaby być prawdziwa, bez nierealnych oczekiwań jednej ze stron na coś więcej...
Staram się zrozumieć moją eksprzyjaciółkę, ale nie mam pewności.
Uważam, że postąpiłem słusznie.
A Wy co o tym myślicie?