Zastanawiam się nad tym i jestem ciekawa innych opinii, na temat relalsowania się alkoholem. Według statystyk spożywanie nawet niewielkiej ilości, ale często to alkoholizm, ale gro moich znajomych - kobiet i mężczyzn popija sobie piwko, winko, czy drinka, wieczorem, a kilka osób nawet codziennie. Mówimy tu o małej ilości, dla odprężenia. Czekam na Wasze komentarze.
Wydaje mi się, że jak sobie popijasz to piwka, wino, drinka codziennie, bo po prostu to lubisz, ale nie stanowi to problemu jak nie wypijesz - to jest ok, raczej nie ma tu problemu alkoholizmu. Gorzej, gdy nie wypijesz, bo akurat tego wieczoru nie możesz i zaczyna ci tego brakować, nie możesz się odprężyć, stajesz się nerwowy itp, to moim zdaniem wtedy jest już powód do niepokoju.
Zastanawiam się nad tym i jestem ciekawa innych opinii, na temat relalsowania się alkoholem. Według statystyk spożywanie nawet niewielkiej ilości, ale często to alkoholizm, ale gro moich znajomych - kobiet i mężczyzn popija sobie piwko, winko, czy drinka, wieczorem, a kilka osób nawet codziennie. Mówimy tu o małej ilości, dla odprężenia. Czekam na Wasze komentarze.
Wydaje mi się że codzienne popijanie może prowadzić do uzależnienia. W początkowej fazie, to jeszcze pewnie nie alkoholizm, lecz kiedy organizm przyzwyczai się i będzie się domagał alkoholu, to może być problem. Podobno na tym to polega, że zaczyna się całkowicie niewinnie, a potem "mogę się napić bo mam ochotę" przechodzi w "muszę się napić, bo nie wytrzymam".
Byłem kiedyś na spotkaniu z alkoholikiem i twierdził że regularne spożywanie jednego piwa dziennie przez dłuższy czas wystarcza aby wpaść w nałóg.
Pewnie pasławek się wypowie najlepiej, bo - z tego, co zauważyłam - ma ogromną wiedzę w tym temacie.
Ale są pewne określone ponoć bezpieczne dawki alkoholu dla kobiet i mężczyzn.
Według mnie jeżeli alkohol staje się jedynym źródłem odprężenia i w ogóle spożywany jest w jakimś określonym rytmie, rytuale, to to już się staje niebezpieczne.
Regularne picie nawet małych ilości prowadzi do alkoholizmu. Najlepiej sprawdzić czy się już uzależniło, po prostu przestając pić. Jeśli poczujemy wyraźny brak alko, niepokój i zdenerwowanie to znaczy, że jednak popadamy w nałóg. Mozna przecież znaleźć inny sposób odprężania.
Jeśli codziennie pijesz odrobinkę- kiedyś to była max pięćdziesiątka, to może być zbawienne dla zdrowia. Podobnie- wypicie jednego piwa nie zaszkodzi. Jak to jest jedno lub więcej to zaczyna się problem. Nie wiem jak to jest długofalowo. Ja piłem kiedyś dwa- trzy piwa dziennie przy pracy. Trwało to że dwa, może trzy lata. Potem żona poprosiła mnie żebym przestał i przestałem. Przez chwilę mi tego brakowało, ale bardziej jako nawyku niż jako używki. Teraz co jakiś czas kupuje skrzynkę piwa. Czasem wypijam cztery, czasem przez tydzień nie piję. Od miesiąca nie chce mi się jechać po to piwo i po prostu go nie mam.
8 2019-06-27 22:18:40 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-06-27 22:33:58)
Dzięki Magdaleno
Większość rzeczy ,napisanych powyżej jest prawdą oczywiście odnośnie takiego jak opisany przez RangeRove'a stylu picia najpierw powstaje nawyk popijania to coś jak uzależnienie psychiczne w określonych sytuacjach takie niewinne ( nie zawsze takie niewinne ) picie dla odreagowania np stresu ,tylko że jest to jeden ze sposobów inicjowania nałogu jest ich znacznie więcej np drinkowanie dla rauszu prawie cały dzień lub picie w weekend oraz imprezowanie ostre popijawy itp.
Na początku bardo trudno stwierdzić czy ktoś ma problem ponieważ długo to nie raz trwa bez konsekwencji kompromitacji konfliktów ekscesów otoczenie jest przyzwyczajone do takiego picia nawet daje przyzwolenie sam pijący mocno racjonalizuje swoje picie często je ukrywa i zaprzecza że jest to problem czyli przymus psychiczny z czasem wytwarza się swój świat niedostępny dla bliskich o ile nie piją.
Bliskie osoby zaczynają przeszkadzać w tych rytuałach bo normalnie oczekują życia rodzinnego .
Niezauważalnie rośnie obsesja picia i pojawia się uzależnienie fizjologiczne takie rzeczy z zewnątrz naprawdę są trudne do wychwycenia.
Żeby jednak stać się alkoholikiem nie wystarczy być pijakiem musi pojawić się w organizmie substancja o nazwie THIQ to narkotyk bardzo silnie uzależniający i żeby jego reprodukcja i rozkład nastąpiły potrzebuje alkoholu wtedy utrata kontroli nad piciem jest już absolutnie bezpowrotna nie da się wrócić do picia na którym panujemy upośledzony już wtedy ośrodek kontroli coś na zasadzie uczulenia mała ilość alkoholu inicjuje całą reakcje to jest anomalia bo występuje tylko u alkoholików nie każdy kto pije nawet sporo się uzależni do uzależnienia konieczna jest predyspozycja która może być dziedziczna ale nie musi taką być
Kto ma taką predyspozycje ? Wielka niewiadoma są co prawda pewne grupy ryzyka ale generalnie podstawą uzależnień są chore emocje o których akurat często wspominam te emocje nie muszą być strasznie chore na początku ale przechodzą różne fazy rozwoju jak same nałogi/uzależnienia.Odporność i bezpieczne dawki alkoholu to bardzo indywidualna sprawa.
Bardzo obszerny temat .Nie pije pół życia przeszedłem wieloletnią terapię poznałem setki innych alkoholików i jeszcze czasem życie mnie zaskakuje jeśli chodzi o przypadki ostatnio poznałem kobietę ,która zaczęła pić na emeryturze całe życie nie piła prawie wcale nie wiedziała co to kac w wieku 60lat (sprawdzone informacje poznałem córki ) córki wydane za mąż itp w ciągu 1,5 roku zaliczyła padaczkę i detoks był konieczny,ale wychodzi z uzależnienia fantastycznie.
9 2019-06-28 11:29:35 Ostatnio edytowany przez Benita72 (2019-06-28 11:31:06)
Zastanawiam się nad tym i jestem ciekawa innych opinii, na temat relalsowania się alkoholem. Według statystyk spożywanie nawet niewielkiej ilości, ale często to alkoholizm, ale gro moich znajomych - kobiet i mężczyzn popija sobie piwko, winko, czy drinka, wieczorem, a kilka osób nawet codziennie. Mówimy tu o małej ilości, dla odprężenia. Czekam na Wasze komentarze.
Codziennie to moim zdaniem jednak zly nawyk. Nawet nie musi prowadzic do uzależnienia, ale zastanawiam się, PO CO raczyc się CODZIENNIE tymi przykładowymi 2 piwami? Jakos nie przemawia do mnie argument, ze ktoś lubi. No, bo co on wlasciwie w tym lubi? Odpręzenie, relaks, - moim zdaniem złudne poczucie, jasnosc umysłu - no wręcz przeciwnie.. 2 piwa najczęściej powodują jedynie dalsze zmęczenie, ospalosc, dodatkowe kalorie, to sa już calkiem konkretne promile we krwi. Jeśli jest to codzinnie, to raczej jest to przyzwyczajenie, bez konkretnych korzyści, tak mysle.
Jak dla mnie to dużo fajniej wypic lampke dobrego wina, albo drinka raz na jakiś czas, delektując się, albo celebrując jakies wydarzenie.
Choc, nie powiem, kiedys uzywalam go więcej, co kłade raczej na karb własnej głupoty, czy blędow mlodosci.
Jak dla mnie to dużo fajniej wypic lampke dobrego wina, albo drinka.
Mozna sie tez delektowac piwem, sa roznego browary rzemieslnicze, kraftowe itp. ale to tak apropos tylko bo ad meritum:
raz na jakiś czas, delektując się, albo celebrując jakies wydarzenie.
O to, to - RAZ NA JAKIS CZAS. Jezeli to sie zdarza codziennie I jest to wiecej niz jedno piwo to moim zdaniem rodzi sie problem.
PS. I tak mi sie od razu mem przypomnial: "Pije tylko 3 razy w roku. W Boze Narodzenie, w Wielkanoc I przy okazji"
Delektowanie się piwem zostawiam panom , ja sama czasem skusze się na pszeniczne, ale raczej ogolnie nie jest to mój ulubiony trunek.
ps Poza tym od piwa rosnie mięsień piwny ;P
PS. I tak mi sie od razu mem przypomnial: "Pije tylko 3 razy w roku. W Boze Narodzenie, w Wielkanoc I przy okazji"
To ja słyszałam, że można pić tylko 2 razy w roku... w dni parzyste i nieparzyste .
A ja że jeden kieliszek dziennie,dla zdrowia.
Regularne spożywanie nigdy nie jest dobre.
Większość z nas zapewne jest uzależniony od kofeiny, a tłumaczeniem "To tylko jedna filiżanka dziennie" racjonalizujemy to sobie tak samo, jak inni owym piwerkiem po pracy.
Od czasu do czasu można, ale nigdy nie ma co przesadzać.
Niby istnieje tzw. bezpieczna dawka alkoholu, która sprawą indywidualna, ale czy warto na tym polegać? Moim zdaniem nie.
Dziękuję za Wasze wypowiedzi , ja generalnie też uważam, że wszystko jest dla ludzi i jeśli w każdym momencie można powiedzieć nie dziękuję, to jest ok. Temat taki zapodałam, gdyż jestem dzieckiem nieleczonego DDA, (dziadek był alkoholikiem), ale nie miałam z nim styczności i pamiętam go jako śmiesznego nieszkodliwego człowieka. I pomimo, że cale lata słuchałam, że alkohol jest beee, n ie mam z tym żadnego problemu, dlatego zastanawiałam się czy nie mam zbyt "luźnego" podejścia.
16 2019-06-28 21:40:36 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-06-28 21:46:05)
Regularne spożywanie nigdy nie jest dobre.
Większość z nas zapewne jest uzależniony od kofeiny, a tłumaczeniem "To tylko jedna filiżanka dziennie" racjonalizujemy to sobie tak samo, jak inni owym piwerkiem po pracy.
Po kofeince czy fajkach nic ci nie będzie, nie pogarsza ci się kondycja psychofizyczna, a po pywie już tak, więc porównanie takie sobie.
RangeRove'a, wg mnie o uzależnieniu świadczy po prostu samopoczucie w momencie, gdy zabraknie tej używki.
A tak w ogóle, to ciekawe, na ile to jest uzależnienie od konkretnej używki, a na ile uzależnieniem od poczucia odprężenia.
17 2019-06-28 21:44:01 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-06-28 22:25:07)
Sytuacja którą opisałaś czyli relaksacyjne picie po pracy może po prostu prowadzić i do alkoholizmu oraz rożnych "form" pijaństwa lub do znudzenia piciem albo do niczego zależy od osobniczych odporności predyspozycji i skutków jak napisałem wyżej.Zarówno o chore emocje w ludziach jest w dzisiejszych czasach łatwo jak i o stymulatory np alkohol.U alkoholików jednak zmienia się w trakcie rozwoju uzależnienia sposób przeżywania postrzegania reakcji na rzeczywistość otoczenie środowisko ucieczka i unikanie emocji to jest wpływ wywierany na mózg i system nerwowy przez sam alkohol i THIQ obsesji i samolubnego sposobu funkcjonowania w nałogu- egoizm nie robi się zdrowszy .
U potencjalnego alkoholika takie picie wystąpi raczej w dość początkowej fazie rozwoju choroby bardzo trudno wtedy zdiagnozować problem jak będzie kontynuować takie picie to straci prędzej czy później kontrole bo uzależnienia wszystkie są progresywne z różną dynamiką w dodatku nie jest to coś stałego znaczy wiek, kondycja ,podatność na te tłumione emocje ,wstrząsy ,przeżycia i inne mogą przyspieszać hamować uaktywnić predyspozycje i rozwój uzależnienia.Ufff
Osoba która nie ma predyspozycji do alkoholizmu nazwijmy ją potencjalnym pijakiem pijąc w opisany przez Ciebie sposób może rozwinąć nawyki i pić w coraz więcej ale będzie to kontrolować jeśli chce chodzi o ilość i czas potrafi przestać przerwać bez specjalnego bólu.
Pijak i alkoholik wyglądają po alkoholu tak samo podobnie osoba która nie jest ani jednym ani drugim rozróżnienie i diagnozowanie jednych od drugich wcale nie jest proste bo zarówno alkoholicy jak i pijacy piją i zachowują się po alkoholu przeróżnie.
Z punktu widzenia medycy jest jednak różnica choć w mowie potocznej te dwa zjawiska bywają traktowane często tak samo.
Kto się ma uzależnić to niestety się uzależni ale pijaństwo może być również bardzo szkodliwe dla zdrowia rodziny itp .
Jednak ja nie jestem działaczem i aktywistą prohibicyjnym i nie ma co straszyć ludzi że absolutnie każdy kto pije ma problem to nie jest prawdą i reguła w życiu.To dotyczy również dzieci alkoholików - nie ma 100% korelacji i zależności że takie dzieci muszą obowiązkowo dziedziczyć skłonności /predyspozycje do alkoholizmu chociaż niektóre chorują na alkoholizm z tę dziedzicznością to strasznie skomplikowane jest.
RangeRove'a, wg mnie o uzależnieniu świadczy po prostu samopoczucie w momencie, gdy zabraknie tej używki.
To racja na pewno .
A tak w ogóle, to ciekawe, na ile to jest uzależnienie od konkretnej używki, a na ile uzależnieniem od poczucia odprężenia.
Na ogół i jedno i drugie zależy na ile dany narkotyk uzależnia psychicznie /fizjologicznie a odprężenie to jedno z wielu pożądanych fizycznie i obsesyjnie uczuć przez osoby uzależnione moim zdaniem .Można też żonglować manipulować doznaniami mieszając stosując zamiennie różne narkotyki/alkohol i np seks hazard.Inwencja nie ma granic choć jest dość pretensjonalna chodzi głównie o manipulowanie uczuciami i emocjami albo zagłuszanie albo wzmacnianie i przedłużanie znieczulanie całe spektrum.
Jesli pijesz dla smaku - bo lubisz, to nie jest alkoholizm. Jesli pijesz dla wyluzowania/odpreżenia - to jest to droga do alkoholizmu. Alkohol nie uzaleznia przez swoj smak. Alkohol uzaleznia przez nabycie skojarzenia alkohol=relax + brak stresu. Dla smaku nie da sie pic codziennie. Z powodu stresu lub aby zagłuszyć własne myśli - tak.
19 2019-06-28 22:43:31 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-06-28 22:44:23)
Na ogół i jedno i drugie zależy na ile dany narkotyk uzależnia psychicznie /fizjologicznie a odprężenie to jedno z wielu pożądanych fizycznie i obsesyjnie uczuć przez osoby uzależnione moim zdaniem .Można też żonglować manipulować doznaniami mieszając stosując zamiennie różne narkotyki/alkohol i np seks hazard.Inwencja nie ma granic choć jest dość pretensjonalna chodzi głównie o manipulowanie uczuciami i emocjami albo zagłuszanie albo wzmacnianie i przedłużanie znieczulanie całe spektrum.
Jak to "inwencja jest pretensjonalna"? No akurat inwencja ma granice -:) jednak niektórzy spragnieni wolności emocjonalno-uczuciowej ludzie o tym nie wiedzą mieszając wszystko ze wszystkim, zamiast podejść do sprawy nieco bardziej "fachowo". Bo potem same dołki, oklapłe narządy czy zgony.
A już wracając po trosze głównego tematu - ja tam nie lubię alko (piwa w szczególności). Czasem, raz na ruski rok, wypiję parę kielonków czegoś mocniejszego, ale to wszystko. I nie wyobrażam sobie pić na smutny umysł. Wolę raczej na wesoło, aby to jeszcze podrasować. W ogóle jakoś nie lubie być "nieefektywna".
Jak to "inwencja jest pretensjonalna"? No akurat inwencja ma granice -:) jednak niektórzy spragnieni wolności emocjonalno-uczuciowej ludzie o tym nie wiedzą mieszając wszystko ze wszystkim, zamiast podejść do sprawy nieco bardziej "fachowo". Bo potem same dołki, oklapłe narządy czy zgony.
A już wracając po trosze głównego tematu - ja tam nie lubię alko (piwa w szczególności). Czasem, raz na ruski rok, wypiję parę kielonków czegoś mocniejszego, ale to wszystko. I nie wyobrażam sobie pić na smutny umysł. Wolę raczej na wesoło, aby to jeszcze podrasować. W ogóle jakoś nie lubie być "nieefektywna".
Chodzi o to że na pewnym etapie osoba uzależniona "tworzy " niby swój niby świat - sztuczny tam można naprawdę wiele w konfigurowaniu zachowań kompulsywnych i używania chemii
Zastanawiam się nad tym i jestem ciekawa innych opinii, na temat relalsowania się alkoholem. Według statystyk spożywanie nawet niewielkiej ilości, ale często to alkoholizm, ale gro moich znajomych - kobiet i mężczyzn popija sobie piwko, winko, czy drinka, wieczorem, a kilka osób nawet codziennie. Mówimy tu o małej ilości, dla odprężenia. Czekam na Wasze komentarze.
Powinno wystarczyć, że żadna ilość nie jest zdrowa. Niezależnie czy to wino czy piwo. Więc z rozsądkiem.
Kiedyś piłem sporo piwa, znaczy codziennie 2 wieczorem. Tak mi po prostu weszło w krew jako przyzwyczajenie. Aż uznałem, że to durne jest i przestałem. Z początku bywałem nieswój, potem przeszło. Teraz zdarza się i 4 piwka ale sezonowo jak jest gorąco, to przez całą sobotę np. W zimne miesiące piwa nie piję praktycznie w ogóle. Zamiast tego raz, dwa razy w tygodniu obalam butelkę wina z małżonką.
Z zasady nie zapijam smutków i stresów alkoholem w żadnej postaci.
Znajomi z czasów młodości i studenckich, ci co pili regularnie ....jedno, dwa piwka lub kieliszek czegoś mocniejszego to dziś się zmagają z alkoholizmem. Niestety taka prawda.....
Zastanawiam się nad tym i jestem ciekawa innych opinii, na temat relalsowania się alkoholem. Według statystyk spożywanie nawet niewielkiej ilości, ale często to alkoholizm, ale gro moich znajomych - kobiet i mężczyzn popija sobie piwko, winko, czy drinka, wieczorem, a kilka osób nawet codziennie. Mówimy tu o małej ilości, dla odprężenia. Czekam na Wasze komentarze.
Codzienne popijanie procentów. .. taka osoba, to tzw. CICHY ALKOHOLIK.
I tyle w temacie.
Lucyfer666 napisał/a:Regularne spożywanie nigdy nie jest dobre.
Większość z nas zapewne jest uzależniony od kofeiny, a tłumaczeniem "To tylko jedna filiżanka dziennie" racjonalizujemy to sobie tak samo, jak inni owym piwerkiem po pracy.Po kofeince czy fajkach nic ci nie będzie, nie pogarsza ci się kondycja psychofizyczna, a po pywie już tak, więc porównanie takie sobie.
RangeRove'a, wg mnie o uzależnieniu świadczy po prostu samopoczucie w momencie, gdy zabraknie tej używki.
A tak w ogóle, to ciekawe, na ile to jest uzależnienie od konkretnej używki, a na ile uzależnieniem od poczucia odprężenia.
Uzależnienie to uzależnienie. Przede wszystkim to siedzi w psychice.
Kwestia, który produkt jest bardziej szkodliwy to inna kwestia.
26 2019-06-29 12:45:37 Ostatnio edytowany przez Mordimer (2019-06-29 12:45:50)
Zastanawiam się nad tym i jestem ciekawa innych opinii, na temat relalsowania się alkoholem. Według statystyk spożywanie nawet niewielkiej ilości, ale często to alkoholizm, ale gro moich znajomych - kobiet i mężczyzn popija sobie piwko, winko, czy drinka, wieczorem, a kilka osób nawet codziennie. Mówimy tu o małej ilości, dla odprężenia. Czekam na Wasze komentarze.
Człowiek może być nawet alkoholikiem weekendowym ale to nadal będzie alkoholizm pomimo, że codziennie taki alkoholik nie pije. Takie codzienne niewinne picie to jeszcze nie alkoholizm ale dobra droga do niego. Zresztą Słowianie nie mają odpowiedniego enzymu, który rozkładałby alkohol. Takie enzymy posiadają południowcy. Dlatego tam nikogo nie dziwi winko po pracy a potem siada na skuter i wraca do domu. Calkiem inna kultura picia itp. Dopuszczalna dawka alkoholu dla Słowian równa się zero. Ostatnie badania donoszą, że alkohol to najgorszy w skutkach narkotyk na świecie. Zajął pierwsze miejsce wyprzedzając heroinę i amfetaminę. I pomyśleć, że jest legalny i tani a za parę gram marihuany idzie sie do pierdla. Co za cholerny świat...
RangeRove'a napisał/a:Zastanawiam się nad tym i jestem ciekawa innych opinii, na temat relalsowania się alkoholem. Według statystyk spożywanie nawet niewielkiej ilości, ale często to alkoholizm, ale gro moich znajomych - kobiet i mężczyzn popija sobie piwko, winko, czy drinka, wieczorem, a kilka osób nawet codziennie. Mówimy tu o małej ilości, dla odprężenia. Czekam na Wasze komentarze.
Człowiek może być nawet alkoholikiem weekendowym ale to nadal będzie alkoholizm pomimo, że codziennie taki alkoholik nie pije. Takie codzienne niewinne picie to jeszcze nie alkoholizm ale dobra droga do niego. Zresztą Słowianie nie mają odpowiedniego enzymu, który rozkładałby alkohol. Takie enzymy posiadają południowcy. Dlatego tam nikogo nie dziwi winko po pracy a potem siada na skuter i wraca do domu. Calkiem inna kultura picia itp. Dopuszczalna dawka alkoholu dla Słowian równa się zero. Ostatnie badania donoszą, że alkohol to najgorszy w skutkach narkotyk na świecie. Zajął pierwsze miejsce wyprzedzając heroinę i amfetaminę. I pomyśleć, że jest legalny i tani a za parę gram marihuany idzie sie do pierdla. Co za cholerny świat...
Alkoholikiem się jest niezależnie czy się pije czy nie. Można być trzeźwym alkoholikiem do końca życia.
W PL limit to 0,2 promila. Na zachodzie 0,5 promila. Najwięcej w GB 0,8.
Ale te promile systematycznie się ogranicza.
Z kulturą picia bym nie przesadzał ....ostro piją wszędzie, tylko się tak nie afiszują.
Ach i ten enzym ....to jakaś legenda
28 2019-06-29 13:52:52 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-06-29 13:53:42)
marakujka napisał/a:Lucyfer666 napisał/a:Regularne spożywanie nigdy nie jest dobre.
Większość z nas zapewne jest uzależniony od kofeiny, a tłumaczeniem "To tylko jedna filiżanka dziennie" racjonalizujemy to sobie tak samo, jak inni owym piwerkiem po pracy.Po kofeince czy fajkach nic ci nie będzie, nie pogarsza ci się kondycja psychofizyczna, a po pywie już tak, więc porównanie takie sobie.
Uzależnienie to uzależnienie. Przede wszystkim to siedzi w psychice.
Kwestia, który produkt jest bardziej szkodliwy to inna kwestia.
Lucyfer666, po prostu tłumaczenie czyjejś racjonalizacji picia alko moją czy twoją racjonalizacją picia kawy tutaj zupełnie nie pasuje. Nie dość, że te rzeczy różnie uzależniają, to jeszcze są zupełnie inne w skutkach.
I w tamtym poście napisałeś w sumie tyle: że "spoko", skoro my (pijący kawę) możemy ją pić bez zastanowienia, to wy (ci od alko) też możecie sobie pić alko, bo wszystko jakoś uzależnia. Może powiedz to właśnie tym alkoholikom, którzy zaczynali od tego pywka po pracy...
Mówiąc o uzależnieniach, raczej myśli się o uzależnieniu od czegoś szkodliwego i niekoniecznego, więc kawa tu nie pasuje, bo jej szkodliwość jest porównywalna ze szkodliwością zjedzenia boczku lub tostów serowych.
I też nie masz dalej racji, ponieważ uzależnienia są kombinacją kwestii psychicznych i fizycznych.
A kwestia, który produkt jest bardziej szkodliwy to właśnie zasadnicza kwestia, więc porównanie kawy czy fajek do alko jest bezsensowne. Po dużej dawce alkoholu czy narkotyków istnieje ryzyko eskalacji agresji i różnych przestępstw - bijatyki, kradzieży, zabójstwa itd., a po przedawkowaniu kawy - nie (nawet fajki są w tej kwestii bezpieczne).
Ciekawe czemu nie ma Anonimowych Kawoszy (chyba że dobrze się kryją-:))...
Ogólnie, to moja kawa poczuła się zaatakowana przez tamten post.
29 2019-06-29 17:28:01 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2019-06-29 17:30:23)
Lucyfer666 napisał/a:Regularne spożywanie nigdy nie jest dobre.
Większość z nas zapewne jest uzależniony od kofeiny, a tłumaczeniem "To tylko jedna filiżanka dziennie" racjonalizujemy to sobie tak samo, jak inni owym piwerkiem po pracy.Po kofeince czy fajkach nic ci nie będzie, nie pogarsza ci się kondycja psychofizyczna, a po pywie już tak, więc porównanie takie sobie.
RangeRove'a, wg mnie o uzależnieniu świadczy po prostu samopoczucie w momencie, gdy zabraknie tej używki.
A tak w ogóle, to ciekawe, na ile to jest uzależnienie od konkretnej używki, a na ile uzależnieniem od poczucia odprężenia.
To jest chyba ze sobą powiązane. Uzależniony od masturbacji mógłby się wytłumaczyć, ze on nie jest od niej uzależniony, a jedynie od poczucia odprężenia .
Wszystko w nadmiarze jest szkodliwe, tak kawa jak i fajki. Jedyna różnica, ze alkohol daje skutki od razu, a kawa i fajki nie. Samopoczucie gdy nie można zapalić czy napić się jest zawsze złe u nałogowca. Tak samo jak w innych uzależnianiach np. od słodyczy czy drugiej osoby. Gdy naszego nałogu nie ma w pobliżu to czujemy się strasznie. Najczęściej rozdrażnieni, nieprzytomni, niespokojni, otępiali. Na niczym nie można skupić myśli, tylko na naszym uzależnieniu.
Natomiast odprężać można się na różne sposoby, a najlepiej żyć tak, aby nie było potrzeby każdego dnia szukać sposobu na relaks.
Ja jestem uzależniona od kawy, po prostu ją uwielbiam. Czasem robię sobie tygodniowe przerwy, ale przyznam że jest ciężko, chociaż po tygodniu ochota mija. Ale tak jak napisano wyżej, jaka jest jej szkodliwość w nadmiarze? Może podnieść ciśnienie, nieprzespana nic, natomiast alkoholu szkodliwości nie trzeba wymieniać, bo jest oczywista
Ja jestem uzależniona od kawy, po prostu ją uwielbiam. Czasem robię sobie tygodniowe przerwy, ale przyznam że jest ciężko, chociaż po tygodniu ochota mija. Ale tak jak napisano wyżej, jaka jest jej szkodliwość w nadmiarze? Może podnieść ciśnienie, nieprzespana nic, natomiast alkoholu szkodliwości nie trzeba wymieniać, bo jest oczywista
Może i kawa jest mniej szkodliwa od alkoholu, ale powoduje wzrost poziomu cholesterolu, nadciśnienie, choroby serca, niedobory wody, wapnia i potasu. Zanim kawosza zabije mija więcej czasu niż u alkoholika, ale i jeden i drugi twierdzi że jego to nie dotyczy.
Może i kawa jest mniej szkodliwa od alkoholu, ale powoduje wzrost poziomu cholesterolu, nadciśnienie, choroby serca, niedobory wody, wapnia i potasu. Zanim kawosza zabije mija więcej czasu niż u alkoholika, ale i jeden i drugi twierdzi że jego to nie dotyczy.
Mam tego świadomość, w końcu to rodzaj używki oczywiście staram się dbać suplementację witamin i nawodnienie.
33 2019-06-30 10:49:28 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2019-06-30 11:01:36)
RangeRove'a napisał/a:Ja jestem uzależniona od kawy, po prostu ją uwielbiam. Czasem robię sobie tygodniowe przerwy, ale przyznam że jest ciężko, chociaż po tygodniu ochota mija. Ale tak jak napisano wyżej, jaka jest jej szkodliwość w nadmiarze? Może podnieść ciśnienie, nieprzespana nic, natomiast alkoholu szkodliwości nie trzeba wymieniać, bo jest oczywista
Może i kawa jest mniej szkodliwa od alkoholu, ale powoduje wzrost poziomu cholesterolu, nadciśnienie, choroby serca, niedobory wody, wapnia i potasu. Zanim kawosza zabije mija więcej czasu niż u alkoholika, ale i jeden i drugi twierdzi że jego to nie dotyczy.
Poza cholesterolem nic z tego nie jest prawdziwe. Już pomijając, że podniesiony cholesterol jeszcze nic wielkiego nie jest wstanie powiedzieć. Same cząstki lipoproteiny HDL występują w kilku rodzajach tj. apo A-I, apo A-II, apo C-III, apo C-I, apo D ect, a jeszcze jest LDL, IDL, VLDL. Należałoby też powiązać z triglicerydami. Odniesienia do niedoboru wody w ogóle nie rozumiem.
Kawa według badań ma wpływ na przedłużenie życia tj. przez zmniejszenie częstotliwości chorób serca, infekcji, udarów, urazów, wypadków, chorób układu oddechowego, cukrzycy (ma na to między innymi wpływ kafestol, jeden z diterpenów). Dodatkowo u osób zakażonych HCV, ogranicza zwłóknienie wątroby oraz niealkoholową stłuszczeniową chorobą wątroby, poprzez wpływ na przepuszczalność jelit (wpływa również na zdolność skurczów mięśni tam się znajdujących - choć już te badanie nie było prowadzone na ludziach). Zmniejsza ryzyko zapadalności na nowotwory, między innymi macicy, prostaty, podstawnokomórkowego skóry, wątrobowokomórkowego, jelita grubego. Chroni przed kurczem powiek. Wykazuje działanie ochronne w przypadku Alzheimera. Poprawia też możliwość wykorzystywania glukozy przez mózg, wpływa pozytywnie na pamięć długoterminową, a dodatkowo u kobiet (wyłącznie) ma ochronny wpływ w przypadku depresji oraz zmniejsza stres, a także ryzyko szumów usznych. W przypadku mężczyzn ma lepsze działanie pobudzające oraz chroni przed zaburzeniami erekcji. Zanotowano również przypadki zmniejszenia ilości dyskinez. Same fusy mają działanie przeciwutleniające ok. 500 razy silniejsze od witaminy C.
A jakie minusy? Między innymi zwiększa ochotę na słodycze, zaburza zegar biologiczny (stąd nie należy pić kawy co najmniej na 3 godziny przed snem), zwiększa ryzyko omamów w przypadku +7 filiżanek oraz negatywnie wpływa na dzieci, gdy kobieta w ciąży ją spożywa tj. częściej mają nadwagę, bądź otyłość. Wpływa również negatywnie na rozmiar piersi u kobiet, ale tylko u nosicielek określonego wariantu genu CYP1A2. Tyczy się się to powyżej 450 ml wypijanej kawy.
34 2019-07-01 00:10:21 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2019-07-01 00:13:08)
...Zresztą Słowianie nie mają odpowiedniego enzymu, który rozkładałby alkohol. Takie enzymy posiadają południowcy.
Może Miłycham mnie poprawi jeśli będzie trzeba, ale ja raczej ująłbym to raczej tak, że wszyscy ludzie mają określone enzymy które rozkładają alkohol, jednak różnią się one jednak na tyle (jest wiele wariantów tych enzymów), że pewne populacje są narażone na uzależnienie mniej, a inne bardziej.
U Azjatów częściej spotykany jest wariant, który przy spożyciu większej ilości alkoholu prowadzi do przykrych dolegliwości fizycznych, a wariant "afrykański" wypłukuje alkohol szybciej z organizmu.
Te warianty są natomiast rzadko spotykane wśród tubylców pólnocnoamerykańskich (pewnie wśród australijskich też), co ma wyraźne odzwierciedlenie w statystykach dotyczących alkoholizmu w tej populacji.
Europejczycy są jeśli tak można powiedzieć, gdzieś pośrodku.
Żeby jednak stać się alkoholikiem nie wystarczy być pijakiem musi pojawić się w organizmie substancja o nazwie THIQ to narkotyk bardzo silnie uzależniający i żeby jego reprodukcja i rozkład nastąpiły potrzebuje alkoholu...
Zaciekawiło mnie to, i trochę poszperałem... Obawiam się, że byłoby Ci ciężko obronić tą tezę, jeśli poprosiłbym o konkretne źródła na jej potwierdzenie.
W wielu miejscach w sieci tak sformułowana myśl jest uważana za mit medyczny ( "drug myth"). Np. na stronie teksańskiego uniwersytetu można przeczytać:
"This is an old theory, which was very attractive in the early 1970s. It suggested that alcoholics, when they drink, form opiate-like THIQs (abbreviation for several artificially-formed chemicals) in the brain, to which they become “addicted”. Later research was not able to consistently find THIQs in the tissues of alcoholics compared to those of non-alcoholics. Thus, the “THIQ theory” is no longer popular among most scientists."
Więcej na ten temat można znaleźć na stronie organizacji HAMS, w artykule: "Myths From The Drug And Alcoholism Treatment Industry".
Mnie szczególnie zainteresowało to, kto, kiedy i dlaczego dobudował całą tą zmyśloną otoczkę do badań Viginii Davis w latach siedemdziesiątych, oraz fakt wykorzystywania tych niezweryfikowanych, często opacznie rozumianych badań naukowych w terapii alkoholików:
[Hazelden has at least one therapeutic videotape on the subject. I have seen a statement by one treatment professional saying in effect: "It is good to tell clients that their brains are different because of THIQs, even if the evidence does not bear this out, because it helps them to accept that they are diseased."]
Czy podczas terapii ktoś również, tłumacząc Twój stan używał podobnych sformułowań? Czy jednak się mylę i masz dostęp do najnowszych badań na ten temat, które potwierdzają Twoje słowa?
35 2019-07-01 00:50:55 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-07-01 01:34:30)
Byłem pacjentem Ewy Wojdyłło w istytucie na Sobieskiego stąd znam termin THIQ także to nie są moje słowa i moja teza a jeżeli masz dostęp do najnowszych żródeł to dobrze .Wtedy to nie było mitem.Jeżeli są jednoznaczne wyniki badań obalające zjawisko THIQ to jeszcze lepiej tylko to i tak nie zmienia faktu że u alkoholików inaczej przebiega proces rozkładu alkoholu.
Kiedyś wogóle nie było alkoholików byli tylko pijacy alkoholizm nie był uznawany za chorobę a potem alkoholików leczono elektrowstrząsami jeszcze w latach 70 świat się zmienia .
Kiedyś piłem sporo piwa, znaczy codziennie 2 wieczorem. Tak mi po prostu weszło w krew jako przyzwyczajenie. Aż uznałem, że to durne jest i przestałem. Z początku bywałem nieswój, potem przeszło. Teraz zdarza się i 4 piwka ale sezonowo jak jest gorąco, to przez całą sobotę np. W zimne miesiące piwa nie piję praktycznie w ogóle. Zamiast tego
raz, dwa razy w tygodniu obalam butelkę wina z małżonką.
Z zasady nie zapijam smutków i stresów alkoholem w żadnej postaci.
A durne, bo? Tak po prostu czy właśnie ze względu na ryzyko uzależnienia?
Generalnie podobno lepiej jest, jeśli rzecz jasna mowa o potencjalnym alkoholizmie, raz w tygodniu porządnie napić się wódki niż codziennie dostarczać pozornie niewielką, ale jednak regularnie pobudzającą określony ośrodek w mózgu, dawkę alkoholu.
Żeby jednak stać się alkoholikiem nie wystarczy być pijakiem musi pojawić się w organizmie substancja o nazwie THIQ to narkotyk bardzo silnie uzależniający i żeby jego reprodukcja i rozkład nastąpiły potrzebuje alkoholu...
Mnie również ta teza szczególnie zainteresowała. Zgodnie z nią niektórzy z nas nawet pijąc często i dostarczając wtedy do organizmu spore dawki alkoholu, nie uzależnią się, jeśli nie mają ku temu genetycznych skłonności, to jest nie wytwarza się u nich owa tajemnicza substancja THIQ. Do tej pory zawsze spotykałam się z twierdzeniem, że owszem, jest to zależne od wielu czynników, ale jeśli pijemy regularnie, to jest to w zasadzie nieuchronne, a jedynie u różnych osób inaczej rozciągnięte w czasie. Natomiast nigdy dotąd nie natknęłam się na informację, że jeśli mamy szczęście znaleźć się w 'bezpiecznej' grupie, to z pijaka alkoholikiem nie staniemy się nigdy.
Z drugiej strony mam w bliskim otoczeniu co najmniej dwie osoby, które bardzo do tej tezy pasują.
Nieco odejdę teraz od powyższego zagadnienia, by napisać, że wielokrotnie spotkałam się też ze stwierdzeniem, że niektórzy z nas mają tak zwaną tendencję do uzależnień. To dlatego człowiek uzależniony od czegokolwiek, szybciej będzie wpadał w inne nałogi. W ten sam sposób można wytłumaczyć dlaczego na przykład alkoholicy czy narkomanii po terapii często uciekają w zastępcze, ogólnie uznawane za nieszkodliwe, ale jednak uzależnienia. Jest to na przykład sport, zwłaszcza jego ekstremalne, dostarczające sporą dawkę emocji formy. W takim przypadku najpierw chodzi o zajęcie umysłu, zmęczenie organizmu i znalezienie sobie w życiu jakiegoś celu, potem jednak pojawia się pasja, której podporządkowuje się wszystko inne. Dla przykładu podam dwa słynne nazwiska. Pierwszym jest himalaista Tomasz Mackiewicz, o którym nie tak dawno głośno było w związku z tragedią jaka rozegrała się podczas wyprawy na Nanga Parbat, a który przecież sam mówił, że w góry uciekał, by poczuć taką samą wolność, jaką wcześniej odczuwał po heroinie. Drugi to Jurek Górski, też narkoman, który wyszedł na prostą uciekając od nałogu w triathlon. W 1990 roku zdobył mistrzostwo świata w morderczej konkurencji, jaką jest podwójny Ironman (dystans 7,6 km pływania, 360 km jazdy na rowerze i 84 km biegu pokonał w czasie 24 godzin, 47 minut i 46 sekund). Mój niegdysiejszy przyjaciel (obecnie straciłam z nim kontakt), trzeźwy alkoholik, kiedy miał takie momenty, że zaczynał się łamać, to schodził do piwnicy, w której przygotował sobie siłownię, by 'zaćwiczyć' pojawiający się głód. Potem, podobnie jak Górski, uciekał w triathlon i marzył o Ironmanie, a po drodze ciągle szukał czegoś, co dostarczy mu solidną dawkę adrenaliny.
W tym miejscu zastanawiam się, zakładając oczywiście, że teza o THIQ jest prawdziwa, a jednak substancja odpowiedzialna była wyłącznie za uzależnienie od alkoholu, to jak wytłumaczyć to uciekanie przed nałogiem w nałóg?
hahaha ciekawe pytanie;)ja czasem po pracy lubię dwie filiżanki kawy albo soku, inni mogą lubić dwa piwa:D przy takiej ilości to chyba nie uzależnienie:) ale np. jak dawniej zdarzało mi się pić więcej niż 4 kawy (teraz raczej nie), to już dość dużo:D może dobrze że nie ma badań alkomatami na kofeinę, bo mogłyby mi wyjść ciekawe wartości:D aczkolwiek gdyby był zakaz, to powstrzymałbym się:P ale może na tym skończę teoretyzowanie, bo nawet nie mam prawa jazdy:PP
Moich 2 znajomych po kilku latach trzeźwości wpadli w sidła hazardu. Więc moim zdaniem na rzeczy coś musi być z tym łatwiejszym wpadaniem w nałogi.
39 2019-07-01 17:41:28 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-07-01 17:56:17)
Alkoholikiem się jest niezależnie czy się pije czy nie. Można być trzeźwym alkoholikiem do końca życia.
W PL limit to 0,2 promila. Na zachodzie 0,5 promila. Najwięcej w GB 0,8.
Ale te promile systematycznie się ogranicza.
Z kulturą picia bym nie przesadzał ....ostro piją wszędzie, tylko się tak nie afiszują.Ach i ten enzym ....to jakaś legenda
Enzym może i jest sobie legendą, ale "Alkoholikiem się jest niezależnie czy się pije czy nie" chyba też nią jest? Bo tak to wszyscy jesteśmy alkoholikami, mordercami, złodziejami, narkomanami, seksoholikami i otyłymi.
Wg mnie to takie poprawne politycznie pitu-pitu, by tych alkoholików - no nie wiem - chyba na duchu podnieść, by nie czuli się wykluczeni.
Natomiast odprężać można się na różne sposoby, a najlepiej żyć tak, aby nie było potrzeby każdego dnia szukać sposobu na relaks.
Zgadzam się. A jeśli już się chemicznie odprężać, to przy czymś, co w przeciwieństwie do piwa czy w ogóle do słabych alko - nie zrobi z człowieka gnuśnej, ociężałej i ocipiałej, a nierzadko też ordynarnej buły.
Zgadzam się. A jeśli już się chemicznie odprężać, to przy czymś, co w przeciwieństwie do piwa czy w ogóle do słabych alko - nie zrobi z człowieka gnuśnej, ociężałej i ocipiałej, a nierzadko też ordynarnej buły.
Słusznie, zaraz będę polewał eee… jakieś Black Scott czy coś w tym rodzaju, chyba szkocka whisky.
41 2019-07-01 21:15:40 Ostatnio edytowany przez Olinka (2019-07-02 00:38:57)
Pić piję i barek w domu mam. Głównie dobre angielskie piwo i whisky, choć czasem, latem, na gin się też skuszę
ALE... dużo robię długich planów treningowych, kiedy picie nawet najmniejszej ilości alko, zrujnowałoby efekty, szczególnie przez to, że po procentach marnie śpię i wtedy sesja na siłce jest do doopy. Poza tym źle wyglądam. Obrzęk twarzy i czerwone oczy to nie jest topowy look. Także realistycznie, piję od czasu do czasu, głównie dla smaku.
A z picia dla relaksacji i walki ze stresem, wyleczyłam się w młodości. Ja, wku*wiona na maksa + kilka browarów= nieprzyjemna jędza, chcąca dowalić osobie na najblizsze wyciągnięcie ręki.
Wydaje mi się, że granica pomiędzy częstym tankowaniem (w małych ilościach), a alkoholizmem, jest wtedy, kiedy nic nie jest ważniejszego od chlania. Chlanie- numero uno- a reszta może się [wulgaryzm].
A durne, bo? Tak po prostu czy właśnie ze względu na ryzyko uzależnienia?
Durne kiedy poczułem, że wypicie tych dwóch piw weszło mi w krew jako stałe przyzwyczajenie. Nie lubię kiedy w pewnym momencie coś decyduje za mnie. 10 lat paliłem fajki i rzuciłem będąc w oczywisty sposób uzależniony. Właśnie to, że ciężko mi rzucić ze względu na uzależnienie mnie utwierdzało w tym, że jest to słuszne. W końcu to ja mam decydować czy chcę zapalić, wypić, a nie uzależnienie. Dlatego też nigdy nie zapijałem smutków i stresów, kiedy alkohol łatwo uśmierza te stany. Znam bardzo dobrze te mechanizmy wychowując się wśród alkoholików, bo kto kiedyś nie pił w małych miasteczkach?
43 2019-07-02 11:55:49 Ostatnio edytowany przez Mordimer (2019-07-02 11:56:55)
Na początku chciałbym dodać, że chodziło mi o pewne geny odpowiadające za tolerację spożywanego alkoholu co automatycznie przekłada się na aktywność enzymów. Jeśli dla was enzymy u poszczególnych ras to legenda to proszę bardzo parę cytatów :
"Niestety, tylko część ludzkości została wyposażona w takie zabezpieczenia. Nie mają ich mieszkańcy Europy i ich potomkowie licznie rozsiani po świecie. Nasze organizmy z bliżej nieznanych powodów akceptują alkohol w większych ilościach. Niektórzy wskazują na zimny klimat, ale byłoby to zbyt proste wytłumaczenie.
Cindy Ehlers, profesor farmakologii ze Scripps Research Institute (USA) prowadząca badania na ten temat, zwraca uwagę, że skłonność do alkoholizmu jest prawdopodobnie przekazywana z pokolenia na pokolenie. - Obciążenie genetyczne jest jednak tylko jednym z wielu czynników, które decydują o tym, czy dany człowiek stanie się ofiarą nałogu. Ale jest faktem, że jedni ludzie uzależniają się szybciej, a inni wolniej. Ci drudzy mogą być uprzywilejowani przez naturę - mówi badaczka.
Jak tłumaczy Ehlers, w naszym organizmie znajdują się dwa główne enzymy odpowiedzialne za rozkład alkoholu przez wątrobę. Pierwszym jest dehydrogenaza alkoholowa (ADH). Produkcję tej substancji kontroluje gen o nazwie adh2, który występuje w dwóch odmianach. Zespół Ehlers odkrył, że jedna z tych odmian znacznie zmniejsza ryzyko uzależnienia alkoholowego. Występuje ona tylko u ludzi rasy czarnej, a także u niektórych Indian z Ameryki Północnej.
Drugi enzym nazywa się ALDH (dehydrogenaza aldehydowa). Jego produkcja jest nadzorowana przez gen aldh2, który także nie jest jednakowy u wszystkich. Jedna z jego mutacji występuje powszechnie wśród mieszkańców Dalekiego Wschodu. Sprawia, że wypicie nawet niewielkiej ilości alkoholu powoduje u Azjatów gwałtowne reakcje fizjologiczne -bóle głowy, palpitacje, drżenie rąk, mdłości. Nic dziwnego, że choroba alkoholowa jest tam stosunkowo rzadka.
Wróćmy jednak do pierwszego genu adh2, którego działanie było do tej pory słabo poznane. Grupa Ehlers odkryła, że osoby pochodzenia afrykańskiego posiadają jego zmutowaną wersję. Dlatego przypadki choroby alkoholowej są u nich 4-5 razy rzadsze niż wśród ludzi rasy białej. Organizm osoby wyposażonej w taką mutację szybciej rozkłada i wypłukuje z organizmu alkohol. - Im krócej krąży on w naszych żyłach, tym lepiej. Komórki i tkanki nie przyzwyczajają się do jego obecności, dzięki czemu mechanizm uzależniania się jest mniej intensywny - mówi Ehlers.
Z tego wszystkiego wynika, że zarówno ludność pochodzenia afrykańskiego, jak i azjatyckiego jest na różne sposoby chroniona przed tym, aby nie uzależnić się zbyt szybko od napojów spirytusowych. Dzięki odpowiednim genom Afrykańczycy błyskawicznie usuwają alkohol z organizmu, a Azjaci po prostu nie tolerują tej substancji w większych ilościach. Tylko Europejczycy są pod tym względem poszkodowani: ich organizmy znoszą dość łagodnie nawet duże dawki alkoholu i na dodatek nie śpieszą się z jego wypłukaniem. Nadal nie znamy odpowiedzi, dlaczego tak się stało. "
"Śmiertelna dawka alkoholu to dla Polaka...
Polacy biją rekordy w wielu ciekawych konkurencjach. Wciąż jesteśmy w czołówce, jeśli chodzi o spożywanie alkoholu. Okazuje się jednak, że zawdzięczamy to ewolucji. Europejczycy, szczególnie ci zamieszkujący środkowo-wschodnią część kontynentu, są w stanie tolerować niezwykle wysokie stężenie etanolu we krwi - stężenie, które zabija inne nacje.
Bez względu na to, czy trzymamy w ręku kieliszek z wódką, piwo czy lampkę wina, los przyjmowanego etanolu jest taki sam. Alkohol trafia przez błonę śluzową układu pokarmowego do krwi i jest tłoczony do wszystkich zakamarków ciała. Jeszcze nim trafi do mózgu, co powoduje stan nietrzeźwości, zaczyna być metabolizowany w wątrobie. Narząd ten odpowiada za 95% metabolizmu etanolu. Szereg enzymów, pod ogólną nazwą dehydrogenaz alkoholowych, przekształca etanol w aldehyd octowy. Substancja ta jest jeszcze bardziej toksyczna niż sam etanol i to właśnie ona jest sprawcą zatrucia alkoholowego, popularnie znanego jako kac. Aktywność innego enzymu – dehydrogenazy aldehydowej jest na tym etapie zbawienna. To on pomaga nam pozbyć się trującego aldehydu i wyeliminować efekty przedawkowania alkoholu.
Aktywność enzymów rozkładających alkohol jest znacznie wyższa u Europejczyków, w tym szczególnie u Polaków i Rosjan. Ponadto, także istnienie pewnego genu regulatorowego pomaga nam być tak odpornymi na etanol. Gen ten to mały fragment DNA, który działa niczym włącznik i wyłącznik innego genu. W razie zapotrzebowania uaktywnia w podwzgórzu (gdzie znajduje się ośrodek odpowiedzialny za uczucie pragnienia i sytości) gen galaniny - białka ułatwiającego metabolizm tłuszczu oraz alkoholu. Badanie przeprowadzone na Uniwersytecie w Aberdeen, w Szkocji dowiodło, że ten genetyczny „włącznik” jest znacznie słabszy u Azjatów niż w przypadku Europejczyków.
Na Starym Kontynencie ewolucja promowała tych ludzi, którzy spożywali wysokokaloryczną żywność i przyjmowali alkohol, by przetrwać srogie zimy. W konsekwencji, w ich genomie utrwalały się fragmenty DNA, które pozwalają na przyjęcie większej dawki alkoholu. Krótko mówiąc - jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do tego, by więcej pić.
Wiele jest na to dowodów. Naukowcy z całego świata wciąż nie mogą uwierzyć w możliwości pewnego wrocławianina, który w 1995 roku trafił do szpitala po spowodowaniu wypadku samochodowego. Polak miał we krwi aż 14,8 promila, czym ustanowił absolutny rekord świata zawartości etanolu we krwi. Dawka śmiertelna dla człowieka wynosi 4 promile, co oznacza, że człowiek ten przekroczył śmiertelną dawkę ponad trzykrotnie. W szpitalu przeprowadzono test kilkakrotnie, sądząc, że przyczyną tak wysokiego wyniku był błąd aparatury. Wrocławianin zmarł, lecz nie w wyniku zatrucia alkoholowego; obrażenia, które odniósł w wypadku były zbyt poważne, by mógł przeżyć.
Również w Polsce, w Cieszynie, w styczniu 2011 roku, odnaleziono bezdomnego, który miał we krwi 10,24 promila. Człowiek leżał niemalże nagi i mimo 10-stopniowego mrozu, przeżył. Inny przypadek to pewien grabarz z Krakowa, który miał we krwi aż 9,5 promila i również uszedł z życiem.
Wiele innych narodowości znacznie gorzej znosi skutki spożycia etanolu. Mieszkańcy wschodniej Azji nie mogą pozwolić sobie na tak duże ilości trunków. Gen kodujący enzym dehydrogenazy aldehydowej jest u znacznej części populacji zmutowany, w związku z czym nie funkcjonuje prawidłowo. Co więcej, mutacja w tym genie przyczynia się także do rozwoju jednej z form choroby Alzheimera i chorób nowotworowych. Ponadto, wcześniej wspomniany włącznik genu galaniny działa u rasy żółtej mniej efektywnie. W efekcie, Azjaci mają mniejszą tolerancję na etanol, co potocznie w języku angielskim określa się jako „Asian glow” (słowo „glow” wskazuje na rumieniec, który pojawia się tuż po spożyciu alkoholu). Na tę przypadłość cierpi ok. 40% ludności azjatyckiej, w Japonii aż 50% mieszkańców kraju.
Spożycie nawet najmniejszej ilości alkoholu rozluźnia drobne naczynia krwionośne, co powoduje charakterystyczne zaczerwienienie skóry. Kolejnym objawem są: opuchlizna twarzy, zawroty głowy, wymioty trudności z oddychaniem i zmiany rytmu pracy serca. Bywa, że dochodzi do zgonu.
Śmiertelna ilość alkoholu we krwi dla przeciętnego człowieka wynosi 4 promile. W przypadku Azjatów jest ona często niższa. Zatrucie alkoholem może zakończyć się zgonem nawet przy zawartości etanolu w wysokości 1 promila. W Polsce dla niektórych to dopiero początek wieczoru..."
Moim zdaniem wszystko zalezy od tego, czy te dwa piwa wprowadzaja osobe w stan upojenia czy nie.
Moim zdaniem wszystko zalezy od tego, czy te dwa piwa wprowadzaja osobe w stan upojenia czy nie.
Ja myślę, że wiele zależy od rodzaju alkoholu, organizmu, przyswajania, spalania, np. Po moim mężu nawet nie widać że wypił dwa piwa, oczywiście ja znam go długo to, więc zauważe. Ja natomiast po dwóch piwach mam lufe świata, ale wypije 2-3 lampki wina i mało co czuje.
To zależy tak naprawdę od wielu czynników: pory dnia, temperatury, samopoczucia, ile się zjadło, prywatnej "kondycji"...itp. Po mnie też guzik widać jak wypiję dwa piwa, ale wystarczy, że, na przykład, siedziałam latem na słońcu, a od razu idzie mi do głowy (nie, zaznaczam, żeby ktoś to zauważył, ale sama jestem to w stanie wyczuć).
Zresztą, jak ktoś pije codziennie, to buduje tolerancję i po pewnym czasie te dwa browary nie będą miały na niego żadnego wpływu- sięgnie po trzeci, a potem po czwarty... Wiadomo gdzie to idzie.
47 2019-07-02 20:15:01 Ostatnio edytowany przez Benita72 (2019-07-02 20:15:56)
Enzym może i jest sobie legendą, ale "Alkoholikiem się jest niezależnie czy się pije czy nie" chyba też nią jest? Bo tak to wszyscy jesteśmy alkoholikami, mordercami, złodziejami, narkomanami, seksoholikami i otyłymi.
Nie zrozumialas, o co w tym chodzi - jeśli ktoś staje sie alkoholikiem, w wyniku nadużywania alkoholu (czyli osobą uzależnioną), to pozostaje nim cale zycie, bez względu na to, czy odstawil alkohol czy nie. Czyli czy nadal pije czy nie.
Nie każdy pijak jest alkoholikiem.
Pododnie ma się z tezą tu podniesioną , ze w malym miasteczkach kiedyś wszyscy byli alkoholikami. Znow smiem przypuszczać, ze raczej w większości byli pijakami, natomiast czasc z nich się uzaleznila i wpadla w chorobę alko.
48 2019-07-02 22:33:19 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-07-02 22:33:55)
marakujka napisał/a:Enzym może i jest sobie legendą, ale "Alkoholikiem się jest niezależnie czy się pije czy nie" chyba też nią jest? Bo tak to wszyscy jesteśmy alkoholikami, mordercami, złodziejami, narkomanami, seksoholikami i otyłymi.
Nie zrozumialas, o co w tym chodzi - jeśli ktoś staje sie alkoholikiem, w wyniku nadużywania alkoholu (czyli osobą uzależnioną), to pozostaje nim cale zycie, bez względu na to, czy odstawil alkohol czy nie. Czyli czy nadal pije czy nie.
Nie każdy pijak jest alkoholikiem.Pododnie ma się z tezą tu podniesioną
, ze w malym miasteczkach kiedyś wszyscy byli alkoholikami. Znow smiem przypuszczać, ze raczej w większości byli pijakami, natomiast czasc z nich się uzaleznila i wpadla w chorobę alko.
Zdanie było bardzo ogólne, i tym bardziej w kontekście odpowiedzi na post tego Mordimera, dlatego można było je tak odebrać. Ale jeśli jest tak jak piszesz, to jasne.
Sabine napisał/a:Moim zdaniem wszystko zalezy od tego, czy te dwa piwa wprowadzaja osobe w stan upojenia czy nie.
Ja myślę, że wiele zależy od rodzaju alkoholu, organizmu, przyswajania, spalania, np. Po moim mężu nawet nie widać że wypił dwa piwa, oczywiście ja znam go długo to, więc zauważe. Ja natomiast po dwóch piwach mam lufe świata, ale wypije 2-3 lampki wina i mało co czuje.
Trudno mi aż uwierzyć, że po tych dwóch piwach nic nie widać. Choc nie mówię, że to niemożliwe. Ale szczerze mówiąc, sama nie wiem, czy znam choć jedną osobę, u której nie byłoby widać tych dwóch piw. Raczej ludziom robią się od tego choćby takie zamglone, otępiałe oczy, zapach z gęby, te piwne beknięcia - bardziej lub mniej bezpośrednie, ale po piwie zawsze.
Sama po piwie, winie czy bąbelkowych też staję się otępiała - już nawet po paru łykach, więc podziękowałam już dawno za taką atrakcję. Łeb boli, chce się spać. W dodatku wino zawsze wywoływało we mnie smutek. No, z wyjątkiem porto (ono jeszcze ujdzie). Totalnie bez sensu tak sobie spaskudzić dzień.
Trudno mi aż uwierzyć, że po tych dwóch piwach nic nie widać. Choc nie mówię, że to niemożliwe. Ale szczerze mówiąc, sama nie wiem, czy znam choć jedną osobę, u której nie byłoby widać tych dwóch piw. Raczej ludziom robią się od tego choćby takie zamglone, otępiałe oczy, zapach z gęby, te piwne beknięcia - bardziej lub mniej bezpośrednie, ale po piwie zawsze.
Sama po piwie, winie czy bąbelkowych też staję się otępiała - już nawet po paru łykach, więc podziękowałam już dawno za taką atrakcję. Łeb boli, chce się spać. W dodatku wino zawsze wywoływało we mnie smutek. No, z wyjątkiem porto (ono jeszcze ujdzie). Totalnie bez sensu tak sobie spaskudzić dzień.
No, nie widać. Nie każdy ma tak jak Ty. Jak pisałam wcześniej, wpływ alkoholu na kogoś zależy od wielu czynników: płci, masy ciała, stanu zdrowia, zaprawienia i nawet specyficznych dróg enzymatycznych na których jest rozkładany. Także Ciebie może ćmić po kieliszku wina, a ktoś inny może wypić tyle samo i nawet nic nie zarejestruje.
Jedyne, z czym się zgodzę, to to, że różne typy alkoholu różnie na mnie wpływają. Po winie chce mi się spać, po piwie mam dobro- imprezowy nastrój, po whisky długo nic po mnie nie widać, a potem następuję nagły zgon i dosłownie przestaję wogóle rozmawiać, a po ginie jest mi mdło. Wódki nie piję, bo nie lubię, to nie wiem.
No, nie widać. Nie każdy ma tak jak Ty. Jak pisałam wcześniej, wpływ alkoholu na kogoś zależy od wielu czynników: płci, masy ciała, stanu zdrowia, zaprawienia i nawet specyficznych dróg enzymatycznych na których jest rozkładany. Także Ciebie może ćmić po kieliszku wina, a ktoś inny może wypić tyle samo i nawet nic nie zarejestruje.
Po pierwsze piwo piwu nierówne. Ostatnio w trakcie meczu piłkarskiego wypiłem na stadionie 4 piwa i jedyne co odczuwałem, to presję na pęcherz No ale tam sprzedają piwo poniżej 3 % zawartości alkoholu. Dwóch piw o "mocy" 4-5 % (czyli typowych lagerów) wypitych spokojnie w domu też specjalnie nie poczuję. Ale już wypijając je jedno za drugim na przypiekającym słonku trochę idzie do głowy. Co innego piwa mocniejsze, takie ok. 6 % alkoholu. Ogólnie uważam, że mogę spokojnie wypić piwo ok. 5 %, zagryźć kiełbaską z grilla i w ciągu godziny jechać samochodem. Nawet dwa takie piwka wypite pod coś do jedzenia, na spokojnie z krótką towarzyską biesiadą u faceta z moimi gabarytami pozwalają siąść za kierownicę bez przekroczenia limitu alkoholu. Kiedyś ze względu na pewne zdarzenie drogowe dmuchałem w alkomat wracając z pracy, gdzie na koniec wypiliśmy po solidnej lampce wina. 0,0 promila w wydychanym powietrzu. Znajomi, których praca opiera się na codziennej jeździe samochodem zainwestowali w alkomaty
Natomiast co do nastroju po alkoholu. O dziwo jest różny. Wino mnie rozwesela, piwo jest dość neutralne, wódka pobudza czasem agresywnie.
51 2019-07-03 14:06:13 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-07-03 14:09:24)
marakujka napisał/a:Trudno mi aż uwierzyć, że po tych dwóch piwach nic nie widać. Choc nie mówię, że to niemożliwe. Ale szczerze mówiąc, sama nie wiem, czy znam choć jedną osobę, u której nie byłoby widać tych dwóch piw. Raczej ludziom robią się od tego choćby takie zamglone, otępiałe oczy, zapach z gęby, te piwne beknięcia - bardziej lub mniej bezpośrednie, ale po piwie zawsze.
Sama po piwie, winie czy bąbelkowych też staję się otępiała - już nawet po paru łykach, więc podziękowałam już dawno za taką atrakcję. Łeb boli, chce się spać. W dodatku wino zawsze wywoływało we mnie smutek. No, z wyjątkiem porto (ono jeszcze ujdzie). Totalnie bez sensu tak sobie spaskudzić dzień.
No, nie widać. Nie każdy ma tak jak Ty. Jak pisałam wcześniej, wpływ alkoholu na kogoś zależy od wielu czynników: płci, masy ciała, stanu zdrowia, zaprawienia i nawet specyficznych dróg enzymatycznych na których jest rozkładany. Także Ciebie może ćmić po kieliszku wina, a ktoś inny może wypić tyle samo i nawet nic nie zarejestruje.
Jedyne, z czym się zgodzę, to to, że różne typy alkoholu różnie na mnie wpływają. Po winie chce mi się spać, po piwie mam dobro- imprezowy nastrój, po whisky długo nic po mnie nie widać, a potem następuję nagły zgon i dosłownie przestaję wogóle rozmawiać, a po ginie jest mi mdło. Wódki nie piję, bo nie lubię, to nie wiem.
Nie napisałam, że każdy ma tak samo jak ja, więc Beyondblackie, nie zmyślaj.
Napisałam, jak sama reaguję na niektóre typy alko, różne od piwa. A w sprawie piwa zdania nie zmieniam - nawet jeśli nie zawsze to każdego od razu zamuli, to zawsze jest wstrętny zapach, te beknięcia oraz - im więcej tego trunku - tym większe wrażenie spoconego i sapiącego robola z mordowni. Bez większego związku z "pochodzeniem" pijących (więc - gdyby naszła cię taka ochota, to jednak proszę nie imputować mi obracania się w światku pijoczków spod budki z piwem).
No ale to piwo - to są moje obserwacje otoczenia, bo akurat ja sama w całym życiu wypiłam może nawet całą jedną butelkę tego czegoś.
Natomiast co do nastroju po alkoholu. O dziwo jest różny. Wino mnie rozwesela, piwo jest dość neutralne, wódka pobudza czasem agresywnie.
U mnie na odwrót. Wódeczka i mocniejsze rzeczy działają pozytywnie. Więc czemu nie od czasu do czasu. Oczywiście najlepsza jest "swojska leśna" - nawet kaca po tym nie ma.
Nie lubię kiedy w pewnym momencie coś decyduje za mnie. 10 lat paliłem fajki i rzuciłem będąc w oczywisty sposób uzależniony. Właśnie to, że ciężko mi rzucić ze względu na uzależnienie mnie utwierdzało w tym, że jest to słuszne. W końcu to ja mam decydować czy chcę zapalić, wypić, a nie uzależnienie.
W punkt. To ja mam mieć kontrolę nad swoim życiem, a nie życie, cokolwiek się w tym pojęciu zawiera, nade mną. Poza tym czuję, choć wciąż nie do końca umiem to wyjaśnić, że mój organizm ma tendencję do szybkiego uzależniania się, dlatego nawet nie próbuję igrać z ogniem. Dobrze, że mam naprawdę silną wolę, którą w pewnych okolicznościach świadomie i celowo dodatkowo ćwiczę.
Jednak już zupełnie od tego abstrahując, to we wczesnej, bardzo wczesnej , młodości miałam epizod z papierosami - spróbowałam jak to smakuje, a raczej nie smakuje, parę paczek wypaliłam, potem stwierdziłam, że nie chcę, bez sensu, to nie dla mnie i tyle było mojego. Natomiast kilka dni temu sięgnęłam po papierosa, ot tak, bardziej dla zabawy niż z poczucia potrzeby i solidnie się zaciągnęłam - spojrzenie mojego syna i jego zaskoczenie, że potrafię... no bezcenne
.
Lubię smak alkoholu, wspomnianego piwa także, pod warunkiem, że jest to prawdziwe, koniecznie bez soku (smak ma być albo gorzki, albo słodki, a nie jakieś nie-wiadomo-co), najlepiej mocne piwo, a nie jakiś wyrób piwopodobny. Obecnie ze względów zdrowotnych musiałam jednak alkohol ograniczyć niemal do zera, a jeśli już, to w grę wchodzi wódka, tequila, whisky, rum i gin, czyli trunki mocne, ale o niskim IG. Z drugiej strony nie lubię tego stanu, kiedy zaczynam czuć, że procenty 'idą mi w głowę', język zaczyna się plątać i żeby nie dać tego po sobie poznać, to muszę się kontrolować. Być może dlatego nigdy się solidnie nie upiłam, choć swego czasu towarzysko trochę tego alkoholu się w siebie wlało . Dziś dla mnie zabawa z procentami czy bez nich to żadna różnica, dlatego mąż się cieszy, że wszędzie możemy pojechać samochodem i nie ma problemu z tym, kto będzie kierowcą.
.Napisałam, jak sama reaguję na niektóre typy alko, różne od piwa. A w sprawie piwa zdania nie zmieniam - nawet jeśli nie zawsze to każdego od razu zamuli, to zawsze jest wstrętny zapach, te beknięcia oraz - im więcej tego trunku - tym większe wrażenie spoconego i sapiącego robola z mordowni. Bez większego związku z "pochodzeniem" pijących (więc - gdyby naszła cię taka ochota, to jednak proszę nie imputować mi obracania się w światku pijoczków spod budki z piwem).
No ale to piwo - to są moje obserwacje otoczenia, bo akurat ja sama w całym życiu wypiłam może nawet całą jedną butelkę tego czegoś.
Po prostu nie lubisz piwa i masz do tego prawo
Ja tam pyfko uwielbiam, chociaż rzadko piję tzw lagera (z gazem), a wolę ale (typowo angielskie, bez gazu). Może dlatego nie cierpię na bekanie ani jakieś dziwne poty. Chociaż muszę przyznać, że dobrowolnie więcej niż dwa nie piję, bo mało mnie bawi latanie co kilka minut do ubikacji.
Z drugiej strony nie lubię tego stanu, kiedy zaczynam czuć, że procenty 'idą mi w głowę', język zaczyna się plątać i żeby nie dać tego po sobie poznać, to muszę się kontrolować. Być może dlatego nigdy się solidnie nie upiłam, choć swego czasu towarzysko trochę tego alkoholu się w siebie wlało
.
He, he najśmieszniej jest gdy się jeszcze nie ma w tej materii doświadczenia. Pierwszy raz uwaliłem się na umór mając ok. 15 lat. Wakacje nad jeziorem z bratem. Trzeźwienie do południa, potem zabawa znów od początku. Jeden wieczór taki, że nic nie pamiętam, ponoć w mordę dostałem od ochroniarza na disco. Potem 16 lat i pierwszy samogon w szkolnym kibelku, a potem piwko w knajpie. Knajpa obok szkoły i normalnie nam piwo podali. Długo byłem na nogach i dobrze kontaktujący, na tyle dobrze, że matka się nie poznała. Potem jednak padłem spać, ze 3 razy rzygałem, a ostatecznie matka się gapnęła i zlała po mordzie. Następnie seria osiemnastek. U kolegi w lesie film zaczął mi się urywać po północy, ganialiśmy w noc po lesie, takim prawdzimym, bo nawet prąd był z agregatu. Wszyscy się odnaleźli Obudziłem się w łóżku między dwoma koleżankami i to było straszne przebudzenie. Wycieczka szkolna do Częstochowy. Po pierwszym noclegu wychowawczyni chciała odwołać wycieczkę, bo tak po pijaku rozrabialiśmy ale dziewczyny, które spały w zupełnie innej sali tak ładnie obiecywały, że już nie będą... Drugi nocleg w klasztorze. Masakra, o bladym świcie zaciągnęli nas na mszę w kaplicy. Wszędzie słodkokwaśny smród alkoholowych wyziewów. W zasadzie siedzieliśmy tam pijani w sztok. Potem pogonili nas na drogę krzyżową. O dziwo, zimno i ruch przywróciły nas do życia. Jeszcze przed maturą impreza w ekskluzywnym gronie kolegów w pustym mieszkaniu moich dziadków. Spirytus rozrabiany na miejscu kranówką, ogórki i muzyka. Rano sprzątałem butelki zanim przyjdzie ojciec, nie przyszło mi do głowy, że powietrze w mieszkaniu jest tak przesiąknięte odorem spirytusu
Wesele koleżanki. Przed ślubem zaprawiliśmy się jabolem na łeb, żeby mieć dobry humor w kościele, bo na wesele nie byliśmy zaproszeni. Koleżanka jednak też miała dobry humor i nas zapakowała do samochodów więc pojechaliśmy na wesele. Zgon nastąpił o północy, na szczęście zresztą, bo nadeszła taka faza, że zacząłem się przystawiać do jakichś koleżanek. Zgarnęła mnie błąkającego się jak zombi koleżanka, której nie widziałem chyba od pierwszych lat podstawówki. Nie zdradzę, gdzie się obudziłem
Studia to wiadomo he, he aczkolwiek chyba zacząłem zdradzać symptomy starzenia się. Pojawił mi się nakaz spania we własnym łóżku, żadnego błąkania się i budzenia nie wiadomo gdzie. Nauczyłem się więc znikać z imprez po angielsku. Fakt, że czasem w stanie bardzo utrudniającym samodzielne dotarcie do własnej miejscówki. Raz w ten sposób przeszedłem z buta po nocy naprawdę spory kawał milionowego miasta. Jeszcze ze dwa dni potem miałem zakwasy w nogach. Przez dorosłe życie już w sumie niewiele razy naprawdę się zeszmaciłem. Przeważnie będąc z akurat niepijącą małżonką. Wiedziałem, że ona kontroluje sytuację i w razie czego znajdzie mi drogę do domu Jak byłem sam, to się kontrolowałem. Gdy czułem, że oho już niewiele brakuje, to piłem co drugą kolejkę albo pół kieliszka i nie działają wtedy na mnie głosy oburzonych kolegów - co ty odpi…...sz?! Wiem, że mam być w stanie sam zamówić taxi, wsiąść i wysiąść z niej i przynajmniej dojść do łóżka. Nie ma opcji na spanie gdzieś w kącie albo cudzym mieszkaniu. Ze 2-3 razy w roku przydaje się takie zerowanie resursu...
Snakeuś, uśmiałam się, bo to jak powtórka z mojej młodości
Pamiętam, że jak zaczynałam na imprezach, to dwa piwa zwalały mnie w trupa (do tego rzygającego...), ale z wiekiem człowiek się zaczął przyzwyczajać i na studiach potrafiłam pójść na poranny egzamin po degustacji pół litra domowego cytrynowego samogonu- i zdać bez problemu . Jasne, że z wiekiem głowa nie ta, jak i priorytety różne, dlatego tego typu imprezy to już nie moja działka, ale wspomnienia się ma, co tu udawać. Zawdzięczam wielu kolegom pozytywne trzepanie kudłami do metalu przy konsumpcji procentów
Dziś, jak porządna pani wieku średniego, piję rzadko i ekscesy zachowuję tylko na wypady Klubu Piwnego (CAMRA= Campain for Real Ale), kiedy rowerujemy od pubu do pubu i testujemy małe szklanki lokalnego ale-u.
Dziś, jak porządna pani wieku średniego, piję rzadko i ekscesy zachowuję tylko na wypady Klubu Piwnego (CAMRA= Campain for Real Ale), kiedy rowerujemy od pubu do pubu i testujemy małe szklanki lokalnego ale-u.
Ha, ha a ja właśnie byłem "gdzieś w okolicach" i pogadałem sobie przy piwku z Polakami, którzy tam już mieszkają od lat. Generalnie nie są specjalnie zachwyceni miejscowymi babeczkami. No bo jak tu wyjść do pubu z laską, która żłopie więcej niż oni, Polacy Mówią, że "tam" laski chleją w pubie na umór. Wychodzą na czworaka i tak na bosaka wracają do domu, łapią taxi. Przynajmniej w piąteczki
Na oczy nie widziałem, w piąteczek byłem zbyt zmęczony po wojażach żeby jeszcze robić sobie wycieczkę po pubach nocą. Pozytywne obserwacje, to panie ok. 60-tki siedzące sobie w pubie i plotkujące przy piwku. U nas, to już raczej zabierają się do umierania
Ech, to zależy od klasy i kasy
Są panie klasy, powiedzmy, robolowej, które zapijają się publicznie w trupa. Są studentki, które są młode i głupie. Lajdies klasy średniej piją, a jak, ale nie publicznie i bez robienia z siebie pośmiewiska na całe miasto.
Wielu Polaków, niestety, obraca się w klasie robolowej, więc widzą patologię, która tam króluje.
Studia to wiadomo he, he aczkolwiek chyba zacząłem zdradzać symptomy starzenia się. Pojawił mi się nakaz spania we własnym łóżku, żadnego błąkania się i budzenia nie wiadomo gdzie. (...)
Wiem, że mam być w stanie sam zamówić taxi, wsiąść i wysiąść z niej i przynajmniej dojść do łóżka. Nie ma opcji na spanie gdzieś w kącie albo cudzym mieszkaniu. Ze 2-3 razy w roku przydaje się takie zerowanie resursu...
Mamy takiego znajomego, który dziś nie pije właśnie dlatego, że za każdym razem nie potrafił dotrzeć do domu. Lądował nie wiadomo gdzie, nie wiadomo dlaczego, zdarzało się, że bez dokumentów i/lub bez portfela. Pal sześć jeśli choć z komórką, bo zdarzało się, że i bez niej, a wtedy nikt nie był w stanie go namierzyć. Na trzeźwo naprawdę na poziomie facet, ale kiedy zaczynał pić, to nigdy nie potrafił wyczuć granicy, za którą procenty zupełnie odbierają mu rozum. Żeby sobie tego oszczędzić, obecnie po prostu nie zaczyna .
To zależy od indywidualnej reakcji psychicznej na alkohol. U wielu ludzi alkohol odblokowuje hamulce. U mnie akurat to tak nie działa. Grzechy młodości wynikały głównie z braku wiedzy i doświadczenia ile można w siebie wlać. W sumie nie zrobiłem nigdy nic głupiego po alkoholu. Po alkoholu zachowuję rozsądek i zdolność do he, he trzeźwego myślenia. Czuję, że balansuję na krawędzi, to zwalniam tempo lub po prostu zabieram się do domu zostawiając towarzystwo. Czasem przemiłe
Taaak wspomnień czar,kombatanckie opowieści
Ja się na razie powstrzymam co by nie "gorszyć" młodzieży
Pasławek, mam cały rękaw historii co działo się po zakrapianym, jakoże a) zawsze obracałam się w męskim towarzystwie, b) nikt nie wylewał za kołnierz. Opowieści w stylu: spacerował w środku miasta po barierce mostu, obudził się w innym mieście, bo zasnął w pociągu oraz zastanawiała się rano co w jej pokoju robi ten facet (jakkolwiek przystojny)- nie są mi obce.
Mojego byłego chłopaka, z którym byłam parę lat, spotkałam na Pink Party (każdy miał się przebrać na różowo i pić gin z różnymi różowymi dodatkami). W czasie tej imprezy udało się nam wspiąć na dach collegu (trzypiętrowy wiktoriański budynek), wyznać sobie dozgonną miłość, wdać się w pyskówkę z prezydentem naszej placówki w temacie polityki i zasnąć w kaplicy, gdzie nic nie wiedzący cieć, nas zamknął na całą noc
Wyskoki młodości...
Snake napisał/a:Studia to wiadomo he, he aczkolwiek chyba zacząłem zdradzać symptomy starzenia się. Pojawił mi się nakaz spania we własnym łóżku, żadnego błąkania się i budzenia nie wiadomo gdzie. (...)
Wiem, że mam być w stanie sam zamówić taxi, wsiąść i wysiąść z niej i przynajmniej dojść do łóżka. Nie ma opcji na spanie gdzieś w kącie albo cudzym mieszkaniu. Ze 2-3 razy w roku przydaje się takie zerowanie resursu...Mamy takiego znajomego, który dziś nie pije właśnie dlatego, że za każdym razem nie potrafił dotrzeć do domu. Lądował nie wiadomo gdzie, nie wiadomo dlaczego, zdarzało się, że bez dokumentów i/lub bez portfela. Pal sześć jeśli choć z komórką, bo zdarzało się, że i bez niej, a wtedy nikt nie był w stanie go namierzyć. Na trzeźwo naprawdę na poziomie facet, ale kiedy zaczynał pić, to nigdy nie potrafił wyczuć granicy, za którą procenty zupełnie odbierają mu rozum. Żeby sobie tego oszczędzić, obecnie po prostu nie zaczyna
.
Skoro tyle razy mu się zdarzało aż do "tego" stopnia, to napisać "po prostu nie zaczyna" brzmi co najmniej niewiarygodnie.
Olinka napisał/a:Snake napisał/a:Studia to wiadomo he, he aczkolwiek chyba zacząłem zdradzać symptomy starzenia się. Pojawił mi się nakaz spania we własnym łóżku, żadnego błąkania się i budzenia nie wiadomo gdzie. (...)
Wiem, że mam być w stanie sam zamówić taxi, wsiąść i wysiąść z niej i przynajmniej dojść do łóżka. Nie ma opcji na spanie gdzieś w kącie albo cudzym mieszkaniu. Ze 2-3 razy w roku przydaje się takie zerowanie resursu...Mamy takiego znajomego, który dziś nie pije właśnie dlatego, że za każdym razem nie potrafił dotrzeć do domu. Lądował nie wiadomo gdzie, nie wiadomo dlaczego, zdarzało się, że bez dokumentów i/lub bez portfela. Pal sześć jeśli choć z komórką, bo zdarzało się, że i bez niej, a wtedy nikt nie był w stanie go namierzyć. Na trzeźwo naprawdę na poziomie facet, ale kiedy zaczynał pić, to nigdy nie potrafił wyczuć granicy, za którą procenty zupełnie odbierają mu rozum. Żeby sobie tego oszczędzić, obecnie po prostu nie zaczyna
.
Skoro tyle razy mu się zdarzało aż do "tego" stopnia, to napisać "po prostu nie zaczyna" brzmi co najmniej niewiarygodnie.
A co w tym niewiarygodnego?
Ponieważ wiem jak się zachowuję po pół flaszki, nie doprowadzam do sytuacji z połówką flaszki. Idę do grzecznych restauracji i pubów, gdzie wypijam jedno piwo/ lampkę wina w miłym towarzystwie, po czym wracam do domu. Nie mam 20 lat i rozumiem, że pewne zachowania są po prostu obciachowe.
Dla mnie też jest logiczne, że jeśli ktoś ma świadomość, że procenty zdecydowanie nie wychodzą mu na dobre, bo pomiędzy panowaniem nad sytuacją a momentem, kiedy wszystko wymyka się spod kontroli, jest cienka, trudna do wychwycenia granica, a ponadto komuś zależy jednak na zachowaniu fasonu, który po alkoholu traci, to daje sobie na wstrzymanie.
I to nie musi być kilkadziesiąt sytuacji, bo wystarczy ich kilka, maksymalnie kilkanaście. Tak było w przypadku naszego znajomego, który notabene długo nie pił prawie wcale. Pamiętam jeszcze oblewanie jego obrony pracy magisterskiej - byliśmy w klubie, postawił co trzeba, ale sam wypił tylko symbolicznie. Potem zmienił zdanie i zdarzało mu się spróbować co znaczy zakrapiana impreza, ale że kończyło się nieciekawie, to z czasem sobie zupełnie odpuścił. Zresztą zajmuje dziś całkiem sensowne, odpowiedzialne stanowisko, więc na pewne zachowania już sobie nie pozwala ze zwykłego rozsądku i nawet nie próbuje ryzykować, by sprawdzać czy coś się przypadkiem nie zmieniło.
65 2019-07-04 11:40:10 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-07-04 11:40:51)
marakujka napisał/a:.Napisałam, jak sama reaguję na niektóre typy alko, różne od piwa. A w sprawie piwa zdania nie zmieniam - nawet jeśli nie zawsze to każdego od razu zamuli, to zawsze jest wstrętny zapach, te beknięcia oraz - im więcej tego trunku - tym większe wrażenie spoconego i sapiącego robola z mordowni. Bez większego związku z "pochodzeniem" pijących (więc - gdyby naszła cię taka ochota, to jednak proszę nie imputować mi obracania się w światku pijoczków spod budki z piwem).
No ale to piwo - to są moje obserwacje otoczenia, bo akurat ja sama w całym życiu wypiłam może nawet całą jedną butelkę tego czegoś.Po prostu nie lubisz piwa i masz do tego prawo
Ja tam pyfko uwielbiam, chociaż rzadko piję tzw lagera (z gazem), a wolę ale (typowo angielskie, bez gazu). Może dlatego nie cierpię na bekanie ani jakieś dziwne poty. Chociaż muszę przyznać, że dobrowolnie więcej niż dwa nie piję, bo mało mnie bawi latanie co kilka minut do ubikacji.
No, mam do tego prawo. Ale niestety odbierane mi jest prawo do niedelektowania się piękną kompozycją zapachową piwną ziejącą z ust faceta stojącego za mną w kolejce sklepowej czy w metrze. W sumie to ciekawe, bo np. można zgłosić w komunikacji miejskiej, że jakiś bezdomny capi, ale już ten mdławy wstrętny zapach alko z ust, też ziejący na pół autobusu, jest jak najbardziej dopuszczalny.
Nie spociłaś się nigdy po piwie? Nie beknęłaś ani razu w życiu, skoro piszesz, że jest to "dziwne"? - W to już na pewno nie uwierzę. No ale ok, moje prawo do niewierzenia.
Dopszszee, więć ssobie pij.