Cześć, dziękuję bardzo za odpowiedzi. I już sam odpowiadam. Sorki, że nie po kolei.
1. Długo zastanawiałem się nad depresją, ale zawsze to bagatelizowałem. Są przecież ludzie, którzy chcą się zabić, którzy nie chcą już w ogóle żyć. Ja jestem na takim etapie, że owszem, nie chce mi się za bardzo żyć, ale wierzę że kiedyś wszystko się ułoży. Mimo to jednak będąc szczerym, obecnie nie chce mi się wstawać z łóżka, przerasta mnie wysprzątanie pokoju czy pójście pobiegać. Może depresja. Aczkolwiek pogłębia mój zły stan myśl, że na bezpłatną wizytę u psychologa czy psychiatry muszę czekać długie miesiące, a nie stać mnie za bardzo na opłacenie sobie terapii prywatnie.
2. Chciałbym w sumie też zmienić pracę, ale to nie takie proste. Teraz zacząłem pracę na nowym, wyższym stanowisku i jest to moja duża szansa na wzmocnienie CV. Bo studiów nie mam żadnych. Mam też dość spore zobowiązania finansowe, idąc do zwykłej pracy za najniższą krajową skazuję się na dość niski standard życia.
3. Tak, mieszkam w większym mieście, Szkot. Gdzie mogę wyjść? Czasem wyjdę sam na piwo do baru, ale przekonuję się, że jestem zbyt skryty żeby zagadywać obcych ludzi. Wypiję, wychodzę. Wyjdę czasem do kina, czasem gdzieś do parku, ale zawsze sam i nic z tego nie wynika.
4. Wolontariat to ciekawa opcja, o której sam nie pomyślałem i której nikt mi jeszcze nie podsunął. Spróbuję zainteresować się tematem. Z ciekawości - Ty gdzieś działasz?
5. Chciałbym wyjechać czy do innego miasta, czy za granicę, ale brakuje mi odwagi. Liczę że może niektóre stare znajomości jakoś się odnowią. Poza tym nie mam gwarancji, że jak wyjadę to tam będzie mi lepiej. I chyba lubię to miasto.
6. Mam rodzinę. Daleko stąd. Wszyscy bardzo mnie kochają, ale przekonałem się że nie mogę mieszkać z rodzicami, nie jestem w stanie. Utrzymujemy kontakt telefoniczny, czasem raz na dwa miesiące przyjadę. Nie wiedzą za wiele o moich problemach, bo nie chcę ich stresować. Znajomych za bardzo nie mam. Lubię piłkę nożną, oglądać i uprawiać. W sumie inne sporty też, ale już nie tak bardzo. Lubię pogłębiać swoją wiedzę z różnych dziedzin. Z obejrzeniem mądrego filmu w internecie nie mam problemu, ale już z przeczytaniem książki niestety tak i boli mnie to. Nie mogę się na tym skupić. Odkryłem w sobie podróżnika dzięki mojej byłej dziewczynie, lubię podróżować, uważam to za bardzo wartościową rzecz. Tylko teraz nie chcę jeździć sam i dołować się, że kiedyś miałem przy sobie ją, a teraz nie ma nikogo. I lubię... spędzać czas z ludźmi. Może dlatego tak boli mnie mój obecny stan. W pracy wszyscy myślą, że jestem normalnym, wesołym i uśmiechniętym chłopakiem. Nie wiem z czego wynika ta różnica, ale już 100 metrów od pracy, w tramwaju mam łzy w oczach. Moja była też nabrała się na to, że w towarzystwie jestem otwarty i zabawny. Mówiła, że jak się poznawaliśmy to zaimponowałem jej błyskotliwością i pewnością siebie. Jak bardzo musiała się zawieść, kiedy poznała mnie bliżej... Bywały okresy, że często wychodziłem gdzieś w jakiś większych grupach, ale grupy zawsze prędzej czy później znikały, a ja nie wynosiłem z tego żadnych większych przyjaźni.
Teraz jeszcze kilka słów ode mnie.
Najbardziej pogorszyła mój stan utrata dziewczyny. Zawsze gdy miałem problem, gdy mi było źle, ona była w moich ramionach i szybko wszystko stawało się kolorowe. Miałem cel, miałem kogoś kto jest dla mnie ważny i dla kogo ja jestem ważny. To świetne uczucie być potrzebnym jest nie do opisania. Przeżyliśmy w naszym krótkim związku wiele wspaniałych chwil, które będę pamiętał do końca życia. Okazało się jednak, że dla niej nasz związek wcale nie był tak dobrą rzeczą. Ale wszystko zależy od perspektywy. Ja wszedłem w ten związek po 11 latach uzależnienia (długa historia, na inną bajkę), tylko troszkę mniej samotny niż dzisiaj. I z miejsca stała się moim oczkiem w głowie, nic innego się nie liczyło. Chciałem dać jej wszystko, być przy niej cały czas, stłamsiłem ją. Ale tak zareagowałem na to, że w końcu dostałem tak bardzo wyczekiwane zainteresowanie. Ona miała nadzieję na normalnego faceta, przyszłego męża, a dostała niestabilnego emocjonalnie chłopca. Nie uniosła mojego trudnego charakteru i trudno ją za to winić. Nie rozumiała moich łez, nie chciała żebym płakał. Ale nie potrafiłem, mimo że chciałem. To ona była silniejsza w tym związku. Częste wahania nastroju, częste łzy - to niestety ja. Jak rozstaliśmy się to jeszcze utrzymywaliśmy kontakt. Świętowaliśmy razem jej urodziny, wychodziliśmy czasem na miasto, wyjechaliśmy nawet na weekend za granicę. Lecz gdzieś po jakimś czasie pojawił się inny facet, ona z nim nie jest, ale po prostu zajął moje miejsce dobrego kumpla. To z nim potrafi pisać całe wieczory, cieszą się swoją obecnością, a nasz kontakt teraz ogranicza się do minimum. Smuci mnie, że pewnie po czasie ona traktuje mnie jako swoją porażkę i pamięta jako zapłakanego dzieciaka, kiedy dla mnie to serio były najpiękniejsze chwile w życiu. Po tym wszystkim zostałem sam. Zrozumiałem, że ona nie potrzebuje mnie nawet już jako kolegi i mój świat runął, bo zorientowałem się że teraz nie został mi nikt.
Teraz płaczę niemal cały czas, w domu, w drodze do pracy, ale już nikt tego nie widzi i trochę mi z tym lżej. Chociaż czasem chciałbym, żeby ktoś spytał mnie co u mnie. Ale mój telefon ciągle milczy. Postanowiłem więc usunąć wszystkie media społecznościowe, żeby nie oszukiwać się, że mam kogoś więcej niż wirtualnych znajomych. I żeby nie wyczekiwać z utęsknieniem na jakąkolwiek wiadomość, zwłaszcza od niej.
Dziękuję wam bardzo. Lżej mi kiedy o tym wszystkim tu piszę. Dobrej nocy.