hej ! Wiem, że takie tematy już były poruszane ale chciałabym znać jeszcze nowsze opinie. A więc z moim narzeczonym mieszkamy razem od 2 lat.
Z kasą bywało u nas różnie od bidy z nędzą po mały luksus.
Na początku wspólnego mieszkania ja straciłam pracę i przez długi czas nie mogłam znaleźć nowej, tylko dorabiałam 700 / 1000 zł na kręgielni.
Kazdą złotówke oddawałam na dom i życie, a mój narzeczony wiadomo też dawał na utrzymanie, opłaty itd. Nie ukrywam, ze wiele razy było tak, że w słabszym miesiącu On nas ratował. No ale z czasem prace znalazłam i jakoś to sie kula, ale w dalszym ciągu jest za mało na NORMALNE życie, bo życie jest po prostu drogie.
No ale doczekaliśmy się momentu gdzie On dostał podwyżkę w pracy ale też dostaliśmy za zimę jakiś zaległy, zagubiony rachunek za gaz w wysokości 300 zł ... + prąd 150 zł
No i trzeba zapłacić.
Ja zarabiam najniższą krajową i nie ukrywam, że nie zawsze starcza mi do ostatniego.
Rachunkami dzielimy się na pół czyli ja płacę moją połowe za mieszkanie (600 zł) + połowa za rachunki
+ Rata za agd
Czyli w tym miesiącu łącznie 600 + rata + 225 zł i zostanie mi na życie 500 zł
No i ! Mój narzeczony na początku nie upominał się o kase za ten rachunek więc pomyślałam, ze może za mnie wyłoży skoro wie, że zarabiam mniej tym bardziej, ze dostał w pracy podwyżkę gdzie w tym mieisącu dodatkowo był jeszcze w drugiej pracy gdzie zarobił 2 tys. Więc pomyślałam, ze zapłaci za mnie chociazby dlatego, żebym mogła sobie kupić buty na lato... bo po prostu zarabiam mniej no to żebym miała...
No i jak go zapytałam czy może dałby mi na buty na lato po wypłacie to odparł "Ty mi musisz jeszcze dać na rachunek 200 zł" nie ukrywam że się zdziwiłam... Po przecież żyjemy razem itd równie dobrze mogłabym, któregoś dnia nie zrobić zakupów do domu i mu kazać zrobić i bym miała te 200 zł ale nigdy się nie upominam o kase na zakupy.
Ostatnio jak szłam z moją siostrą na zakupy bo musiała sobie kupić coś do ubrania to on powiedział "jak Ci sie coś spodoba to sobie kup" i wiecie co dzięki bogu że nic sobie nie kupiłam bo nawet słowem nie wspomniał o tym, zeby oddać mi za to pieniądze. To tak jakbym dostała pozwolenie na wydanie swoich pieniędzy, których i tak de facto nie mam.
No i jest 11sty a ja mam na koncie 270 zł... A do końca jeszcze daleko.
Stąd moje pytanie jak sie dzielic opłatami w związku gdzie jedno zarabia mniej a drugie 4 razy tyle.
Jak kiedyś mu zaproponowałam wspólne konto to powiedział, że nie bo a co jeśli kiedyś będzie chciał mi zrobić niespodziankę i coś kupić?!
Wszystko spoko ale niespodzianek mi nie robi, bo zawsze coś dla mnie kupujemy razem na zakupach...
Jak to wszystko rozumieć i jak jest u Was? jak się dzielić opłatami?
Pozdrawiam