Brutalne rozstanie, agresor - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Brutalne rozstanie, agresor

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 17 ]

1 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2019-05-23 22:34:39)

Temat: Brutalne rozstanie, agresor

Nie ma co tutaj wdawać się w szczegóły, na studiach poznałam chłopaka, zaczęło się od przyjaźni, zakochaliśmy się.
Wcześniej byłam w toksycznym związku więc wydawał się być taki dobry, kochany, szczery, czuły.
Niestety bardzo dziecinny, egocentryczny i skupiony na sobie, jak pokazał czas.
Zaczął się czasem do mnie bardzo agresywnie odzywać bez powodu, nie dawałam się tak traktować i mocno buntowałam. Mówiłam, że się rozstaniemy, jeśli tak nadal będzie.
Podczas jednej ostrej kłótni, wpadł w jakiś szał, rozerwał na mnie koszulkę, wyzywał, złapał a gardło i rzucił na łóżko 2 razy. Zabrał telefon, nie chciał wypuścić. Traumatyczne przeżycie, rozstaliśmy się, ale biegał za mną i błagał. Mówił standardowe rzeczy, czyli, że to się nigdy nie wydarzyło, jak bardzo mnie kocha, jak nie może w to sam uwierzyć. Poszedł do psychologa, stwierdziłam, że ma problem ale zostanę z nim i zobaczymy czy uda się go pokonać.
Dalej było dobrze, opanował się.
Zamieszkaliśmy razem trochę z powodu zbiegu okoliczności, było idealnie.
Dbałam o niego jak się dało, wracał z pracy to wszystko było wysprzątane, kolacyjka ciepła i gotowa.
W międzyczasie podczas kilku kłótni szarpał mnie, ale nie uderzył. Kilka takich sytuacji było, później trzymałam go na dystans mocno. Szczerze nie wiem co sobie wtedy już myślałam.
I stało się; kłótnia bez powodu, ostra, znowu zamknął mi laptopa na dłoniach, popychał, wyrwał telefon, nie dał nawet wziąć koca jak mi było zimno ani iść do toalety.  Zareagowałam nie wiem czemu jakby to była moja wina, on to podjął. Następnego dnia miałam jechać do domu rodzinnego, prosiłam by pojechał ze mną, mówiłam jak źle się czuje, olał mnie.
Wtedy w domu przejrzałam na oczy. To był koniec. Ale on bez pytania przyjechał rano, nie chciałam przed rodzicami afery robić więc zerwanie przesunęłam na następny dzień. W nocy kłótnia o nic, próbowałam do niego dotrzeć, ale on gadał takie bzdury że mi się to w głowie nie mieściło. Klapki opadły. Nagrałam to. Jak próbuję się z nim dogadać a on mówi agresywnie "WIEM ŻE MAM PROBLEM, ALE NIE MOGĘ GO ROZWIĄZAĆ BO CIĄGLE TRUJESZ MI DUPE JAKIEGO TO NIE MAM PROBLEMU", same takie teksty, nic więcej. Wszystko miało na celu albo 1.  manipulacje 2. Zrzucenie winy na mnie 3. zranienie mnie 4.  Umniejszenie mi, spadek mojej samooceny. Niesamowite było to dostrzec w końcu. Gadał chore bzdury.
W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam, że to koniec. 20 minut monologu jego, jaka jestem zła i be. Uderzał we wszystko, kiwałam tylko głową, mówił, że już mnie nie kocha, sprowadził nasz związek do parteru i mnie też. Wtedy wybuchłam i powiedziałam, że zniszczył mój obraz jego osoby i nie chcę go więcej widzieć, ma natychmiast wyjść. Powiedział "nie". Zabrał telefon. Próbowałam go odzyskać, ale rzucił się na mnie z łapami, kopnął. Nabił paskudnego siniaka na udzie, wyszedł od razu. Nie chciał go oddać. Poszłam po rodziców. Mama powiedziała, że nie wyrzuci go w takim stanie z domu, zamknęła go w pokoju a ze mną poszła spać do innego.

Rano już na spokojniej wszyscy porozmawialiśmy, mój były luby zaczął opowiadać jakieś kłamstwa, że mnie z narkotykowego ciągu wyciągnął itd. Byłam w szoku słuchając, oczywiście nie miało to nic wspólnego z rzeczywistością. Przedstawił siebie jako mojego wybawiciela, a mnie jakąś zniszczoną dziewczynkę z beznadziejnym charakterem z którą łaskawie jest. Oczywiście to nie miało znaczenia bo nie obchodziło ani mnie ani tym bardziej moich rodziców. Czułam, że go nie kocham. Wpadł w histerię, płakał, błagał o szansę.

Zgodziłam się pomóc mu "wylądować". Tzn, spędzić czas jak para ostatnie kilka dni. Durna byłam, ale mieliśmy pracę razem i chciałam jakoś to wytrzymać oraz po ludzku pomóc człowiekowi.

Dzień później jechaliśmy autem po mokrej powierzchni, padał deszcz. Znowu kłótnia. Powiedziałam, żeby uważał na drodze. Zaczął jeździć bardzo szybko, wpadać w poślizg, jeździł między lampami. Płakałam i błagałam by przestał, myślałam, że nas zabije, kilka razy udawał, że chce wjechać w ścianę i mówił spokojnym głosem że tak się właśnie czuł jak mu łamałam serce. Byłam w szoku, trzęsłam się. Trzymał mnie w aucie jak zakładnika. Kiedy chciałam siku, wywiózł gdzieś na zamknięty parking z dala od ludzi. Zaczęłam iść, bałam się że mnie na tym parkingu przejedzie, szłam między latarniami. Dobiegł do mnie i zaczął szarpać, nabił siniaki na ramieniu, piersi. Bałam się, obiecał zawieźć nas do domu jeśli wrócę do auta, wsiadłam do tyłu bo bałam się że mnie udusi z przodu. W domu był nasz współlokator i jego przyjaciel. Zachowałam spokój i zaczęłam nagrywać. Nie chciałam by usłyszał. Wiedziałam, że jak się akcja odwali, to będę musiała w środku nocy wracać 100 km z rzeczami do mojego miasta. Mój ex nadal nie chciał mnie przepuścić, szarpał. Gdy chciałam wstać, rzucił się na mnie, próbował złamać rękę. Pytałam czemu to robi "bo mnie prowokujesz". Czym, tym, że chcę przejść? "Tak, bo wiesz, że jestem zdenerwowany". Nagle zaczął płakać i przepraszać, mówić, że on walczy o życie bo jak odejdę to się zabije. Że mam od niego uciekać bo jest potworem, mam się ratować. A później wrócił przemocowiec. Oczywiście to była moja wina wszystko.

Chciałam wracać do domu rodzinnego po prostu, wiedziałam, że mnie nie puści. Obiecałam iść do psychologa dla par i poszliśmy. Tam pani wyjaśniła dość trafnie jaka ja jestem, jaki on, tyle, że mówiliśmy jedynie o początkach związku, nie doszliśmy do jego agresji a jedynie wiedziała, że była. Nie doszliśmy do tego jak to wyglądało. Doradziła się rozstać. Wtedy mój ex zmienił front, stwierdził, że on też tego chce. Powiedział, że wyprowadzi się z mieszkania, mogę tam mieszkać miesiąc jeszcze i zapłaci, że ma nadzieję rozstać się w przyjaźni. Ustaliliśmy nikomu nie mówić, co się podziało. Szczerze to chciałam tylko, żeby to się skończyło.

Mieliśmy pracę razem, pierwszy dzień poszło gładko, za drugim wracając już z pracy znowu odezwał się do mnie nieprzyjemnie i agresywnie. Wtedy powiedziałam dość. Powiedziałam, że wracam i to sama, pojechał za mną. Przed domem poprosił o zwrot kluczy. Zaczęłam szukać w torebce, myślałam, że może mi tam dał swoje do auta albo do jego mieszkania (bo miał drugie, z mamą). Powiedział, że nie, chodzi o te do mieszkania, niby mojego. Odpowiedziałam, że jeśli je chce, to musi zadzwonić po policję bo mu ich nie oddam. Powiedziałam, że mogę mu znieść potrzebne rzeczy bo wiedziałam, że jak go wpuszczę to nie wyjdzie. Wtedy rzucił się na mnie z łapami, zostawił szramę na szyi ale było to pod oknami, krzyknęłam i się wystraszył, zostawił mnie. Zadzwoniłam ja po policję.

Wtedy on po prostu zadzwonił do tego współlokatora i wpuścił go, zamknął za sobą jeszcze drzwi do klatki mimo że miałam w domu klucze, no beka po prostu co choroba psychiczna robi z ludźmi. Weszłam tam bo co, wiedziałam, że mi rzeczy zacznie niszczyć. Zadzwoniłam znowu po policję ją odwołać, bo przecież w domu był współlokator. Oczywiście mój ex zrobił przedstawienie, kazał mi wulgaryzm. Zaczął rzeczy wyrzucać na środek i mówić, że mam zniknąć. Próbowałam go przekonać. On nawet nie chciał nocować w tym mieszkaniu, miał 10 min do swojego gdzie miał już rzeczy, chodziło tylko o to żeby mnie dla zasady wyrzucić. Wyrzucał te rzeczy, był w kompletnym szale, wyzywał. Zadzwoniłam o 2 po rodziców, by przyjechali, chciałam się pakować. Zakrzykiwał mnie jak rozmawiałam z mamą, że wcale mnie nie wyrzuca, po czym dałam mu telefon i moja mama pyta czy na pewno? Na pewno o tej porze mają tam jechać, bo chce mnie wyrzucić? Zaczął mówić że tak, że on mi nawet ubera weźmie na 100km bylebym zniknęła. Prosiłam by nie wyrzucał rzeczy, żebym mogła po kolei się spakować. z przyjemnością robił to nadal. Zmienił się w kompletnego potwora, słyszałam jak współlokatorowi mówi, że ma dość, że mu życie zniszczyłam i generalnie słyszałam to co wiedziałam że będzie teraz opowiadał wszystkim. W pewnym momencie poczułam się pokonana i po prostu płakałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Ktoś kto był mi najbliższy przez tyle czasu nagle wyrzuca mnie dla zemsty z mieszkania, w środku nocy wyrzuca z miasta, po tym jak się nade mną znęcał a ja nadal chciałam mu pomóc. Wyzywał i traktował jak najgorszą szmatę.

Przyjechali rodzice, zaczęliśmy się zbierać. Moja matka powiedziała, że ona go w nocy z domu nie wyrzuciła. Odpowiedział "Tak, pani zrobiła coś jeszcze gorszego, zostawiła mnie pani samego a mogłem się zabić". Także ten...
Powiedział przy okazji, bo został mój telewizor, że generalnie już go nie dostanę.
Zachował się na koniec jak śmieć.

Jak teraz poradzić sobie z czymś takim. Czuję się pokonana.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Zmanipulowanaa (2019-05-23 14:18:40)

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Stresuje mnie to, że nadal są tam moje rzeczy, nie wiem, czy je wyrzucił, czy zechce oddać? Wisi mi pieniądze za pracę, nie wiem czy je odzyskam.
Nie mówiąc o tym jak psychicznie czuję się zdewastowana, nie wiem co ze sobą robić.
Jeszcze jego przyjaciółka do mnie pisała, że mam się leczyć itd. Także wiadomo co robi.
A myślałam, że jest cudowny

3

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

A mnie zastanawia, że tak długo czekałaś na rozstanie. Przecież ten człowiek Cię kilka razy POBIŁ. I czemu odwoływałaś policję jak on ewidentnie niszczył Twoje mienie? A co robił ten lokator? Nie potrafił obronić kobiety?

Dziękuj Bozi, że z nim już nie jesteś i wyślij rodziców czy jakiegoś brata/ kuzyna/ kolegę by zabrali resztę rzeczy.

Odp: Brutalne rozstanie, agresor
Zmanipulowanaa napisał/a:

Jak teraz poradzić sobie z czymś takim. Czuję się pokonana.

Dziewczyno, Ty się nie czuj pokonana. Przecież ten facet to niebezpieczny debil, który mógł Ci zrobić porządną krzywdę. Ciesz się, że już z nim nie jesteś i znajdź sobie kogoś normalnego, a nie kolejnego toksyka. Mało już dostałaś w kość?

Nie ma ludzi, którzy nie popełniają błędów. Ludzie się uczą na błędach i niech to będzie dla Ciebie nauka na przyszłość. Nie zostałaś pokonana, lecz w sumie pozbyłaś się życiowego przegrańca, który pociągnąłby Cię w swoją klęskę

5

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Czujesz się pokonana? Czuj się zwycięzcą. Przeżyłaś i nawet nie wylądowałaś w szpitalu.  Z twojego opisu wynika, że miałaś dużo szczęścia.
Nie czuj się odpowiedzialna za chorego człowieka tylko dlatego,  że wasze ścieżki się kiedyś przecięły.
Świat jest pełen normalnych ludzi a ty masz prawo do spokojnego życia z kimś kto cię kocha i szanuje nie z psycholem, który nie ma o takich rzeczach pojęcia.
Zdecydowanie nie przejmuj się co on o tobie mówi. Do czego potrzebna ci akceptacja jego znajomych?

6 Ostatnio edytowany przez Zmanipulowanaa (2019-05-23 18:46:10)

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Nie wiem czemu tyle czekałam na rozstanie. Jestem osobą do której ciężko się zbliżyć, nie ufam ludziom i zabiegał sporo miesięcy zanim go do siebie dopuściłam i zaufałam.
Kiedy jednak to już robię, dla przyjaciół i bliskich, to jestem w tych uczuciach bardzo wierna i wytrwała.
Myślę, że chciałam po prostu kochać i być kochana, chciałam mu pomóc, chciałam to przetrwać, był mi bliski.
To przerażające jak teraz wydaje się być kompletnie obcą osobą, a przecież wszystko działo się tydzień temu.

Odwołałam policję - nie wiem czemu, teraz żałuję. Może by go ogarnęli jakoś. Współlokator nie wtrącał się po prostu, to był jego przyjaciel. Prał mu mózg już wtedy, ale on i tak powiedział mi na ucho, że wie jak jest. Nie wiem jak wygląda ich relacja po tej akcji. Kiedy się na mnie rzucił, to wtedy wkroczył do akcji.

To co mnie boli (a nie powinno), to jego rodzice i przyjaciele, którzy myślą wciąż jaki jest dobry i cudowny, a trafił na złą kobietę (z resztą drugą już).

Czuję się jednocześnie smutna, ale i cieszę się, że to koniec.
Po prostu jak tu ufać ludziom?

Przeraża mnie też to, że to jakaś poważna choroba. Jak wpadał w szał to zmieniał mu się rozmiar źrenic, cała postawa, głos i wszystko. Zupełnie inny człowiek. Potrafił wrócić na kilka sekund, minut. On tak bardzo wierzy w to, że to ja byłam pieprznięta. Niesamowite to jest. A ludzie mu wierzą.

Ps. Napisałam od mamy, że chcielibyśmy w niedzielę odebrać rzeczy. Nawet nie odpisał. Boję się, że będzie problemy robił.
Na szczęście mam nagrania z tym wszystkim. Jeśli trzeba będzie ich użyć, żeby odzyskać rzeczy i pieniądze to zrobię to

7

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Napisałaś, że wcześniej byłaś w toksycznym związku, następnie trafiłaś z deszczu pod rynnę.
Oczywiście, że to jak byłaś traktowana jest karygodne, ale...
Radzę się przyjrzeć sobie. Co sprawia, że przyciągasz takich ludzi i wchodzisz z nimi w bliskie relacje? Dwie toksyczne pod rząd to nie przypadek.
Tobie też potrzebna pomoc psychologa aby nie powielać tych schematów, ale żeby to zrobić trzeba odnaleźć przyczynę.

8 Ostatnio edytowany przez Zmanipulowanaa (2019-05-23 19:08:42)

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Czy ja wiem, właśnie byłam bardzo ostrożna i wydawało mi  się, że nie było żadnych sygnałów ostrzegawczych. Chłopak był lubiany, kochany, szarmancki, bardzo we mnie zakochany, umiał się zachować, szanował mnie. Dlatego też nikt nie uwierzył.
Właśnie to mi się w nim podobało, bo wygląd był mocno poniżej przeciętnej. Jego charakter.

9

Odp: Brutalne rozstanie, agresor
Zmanipulowanaa napisał/a:

Czy ja wiem, właśnie byłam bardzo ostrożna i wydawało mi  się, że nie było żadnych sygnałów ostrzegawczych. Chłopak był lubiany, kochany, szarmancki, bardzo we mnie zakochany, umiał się zachować, szanował mnie. Dlatego też nikt nie uwierzył.
Właśnie to mi się w nim podobało, bo wygląd był mocno poniżej przeciętnej. Jego charakter.

Ja stwierdziłem fakt, zrobisz z tym co zechcesz.
Wydawało Ci się jest tutaj zdaniem klucz.

10

Odp: Brutalne rozstanie, agresor
fryt napisał/a:
Zmanipulowanaa napisał/a:

Czy ja wiem, właśnie byłam bardzo ostrożna i wydawało mi  się, że nie było żadnych sygnałów ostrzegawczych. Chłopak był lubiany, kochany, szarmancki, bardzo we mnie zakochany, umiał się zachować, szanował mnie. Dlatego też nikt nie uwierzył.
Właśnie to mi się w nim podobało, bo wygląd był mocno poniżej przeciętnej. Jego charakter.

Ja stwierdziłem fakt, zrobisz z tym co zechcesz.
Wydawało Ci się jest tutaj zdaniem klucz.

Wezmę to pod uwagę, ale wiem jak ostrożna byłam po poprzednim i nie chciałam powtórki z rozrywki. Myślę że to przypadek jednak

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Ja też miałam dwa toksyczne związki. Jeden po drugim. Uciekaj i zacznij od nowa, na pewno terapia. Dasz radę.

12

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Trochę mi się wydaje, że masz jakiś kompleks Matki Teresy, która za wszelką cenę chce "naprawiać" przetrąconego faceta. Bo, tak na chłopskie oko, ja bym zwiewała z tej relacji po pierwszej akcji jaką odwalił, a już po tym rajdzie samochodowym, to bym zadzwoniła po policję- zwyrol złamał kilka paragrafów na raz. A Ty tylko myślałaś o tym jak mu pomóc... Porażka hmm

Na przyszłość polecam wziąć lekcję z tego, pożal się Boże, związku.

Głowa do góry, będzie lepiej smile

13

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Dziękuję, może faktycznie się przyda terapia.
Na razie nie mam ochoty na żadne związki. Mam masę planów, zmieniło mi się całkowicie życie wraz z tym rozstaniem. Podjęłam decyzje których wcześniej się bałam, czyli zakładam własny biznes, na który od dawna namawiała mnie rodzina i znajomi, porzucam studia inżynierskie.  Co może się najgorszego stać?


Kobietka, czytałam twój temat, to on mi pomógł. Zobaczyłam dużo analogii i zrozumiałam, że mój ex jest chory tak samo jak twój. Przez to zmieniło mi się myślenie z "jak tak mógł" na "tak jest".

Beyond, zdecydowanie mam za dobre serduszko. Całe życie niestety. Ale nie chcę wcale tego zmieniać, lubię wierzyć w ludzi.
Zdecydowanie jednak powinnam wyznaczyć sobie granice i się ich trzymać.
Lekcja była porządna.

14 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-05-23 21:03:16)

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Autorko, ewidentnie masz problem z poszanowaniem własnych granic. Nie doczytałam, jak długo tkwiłam w tym czymś tak bardzo chorym ( może nie napisałaś, a może ja przeoczyłam taka informację), ale wydaje mi się, że chyba długo, skoro on bywał w twoim domu rodzinnym i nawet tam potrafił robić ci jazdy, że aż wkraczali rodzice. Został zamknięty w pokoju, bo w ataku szału był niebezpieczny dla otoczenia. Twoja mama zamknęła go w tym pokoju, a przecież gdyby to nie był w oczach twojej mamy poważny związek, to zapewne wywalilaby ona takiego kretyna za dzrwi. Musiał więc ten wasz związek troszkę trwać.
Masz problem z granicami, co wynika z niskiego poczucia własnej wartości i jest częstym zjawiskiem dla osób bordelain. Osoby z bordeline najbardziej na świecie poja się porzucenia i dlatego robią wszystko, by nie być porzucona
Jutro napiszę do ciebie więcej, ponieważ twój temat bardzo mnie zainteresował i być może uda mi jakoś postawić ciebie na nogi.

15

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Było, minęło, zamknij ten rozdział. Tylko wyciągnij wnioski na przyszłość, aby nigdy więcej nie wiązać się z osobami chorymi psychicznie. I nawet nie próbuj odpowiedzieć, że wcześniej tego nie widać.

16

Odp: Brutalne rozstanie, agresor

Oj, może lepiej to utnę już teraz.
Ulle, nie jestem borderline. Jestem bardzo stabilną osobą która nie ukrywa, że do szczęścia niewiele mi potrzeba. Czuję się generalnie szczęśliwa i spełniona, mam wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Poprzedni związek trwał 5 lat, obecny trwał 8 miesięcy, zrywałam kilka razy w międzyczasie, przekonywał mnie.
Nie boję się odrzucenia, nie boję się być sama. Mam wysokie poczucie własnej wartości, ale ewidentnie mam problem z poszanowaniem jakichś granic i odpuszczeniem. Koniec końców to ja zakończyłam oba związki i wiele krótszych flirtów.
Po poprzednim partnerze przeszłam już terapię, miałam wtedy nerwicę i PTSD które zostały opanowane.
Tak naprawdę od pierwszej sytuacji do tej opisanej, która się w ciągu kilku dni rozegrała, w międzyczasie był względny "spokój" i progres w jego zachowaniu. Wystarczył ostrzejszy tekst, a już myślałam o odejściu.

Mam wrażenie, że kiedy ja potrzebowałam pomocy to nikt mi nie pomógł, nie rozumiał, więc teraz staram się to robić dla innych.

17

Odp: Brutalne rozstanie, agresor
ulle napisał/a:

Autorko, ewidentnie masz problem z poszanowaniem własnych granic. Nie doczytałam, jak długo tkwiłam w tym czymś tak bardzo chorym ( może nie napisałaś, a może ja przeoczyłam taka informację), ale wydaje mi się, że chyba długo, skoro on bywał w twoim domu rodzinnym i nawet tam potrafił robić ci jazdy, że aż wkraczali rodzice. Został zamknięty w pokoju, bo w ataku szału był niebezpieczny dla otoczenia. Twoja mama zamknęła go w tym pokoju, a przecież gdyby to nie był w oczach twojej mamy poważny związek, to zapewne wywalilaby ona takiego kretyna za dzrwi. Musiał więc ten wasz związek troszkę trwać.
Masz problem z granicami, co wynika z niskiego poczucia własnej wartości i jest częstym zjawiskiem dla osób bordelain. Osoby z bordeline najbardziej na świecie poja się porzucenia i dlatego robią wszystko, by nie być porzucona
Jutro napiszę do ciebie więcej, ponieważ twój temat bardzo mnie zainteresował i być może uda mi jakoś postawić ciebie na nogi.

Jeśli kogoś w tej historii można byłoby podczepić pod symptomy borderline to nie byłaby to na pewno autorka a bliżej do niej temu Panu.
Dla mnie jednak on na pewno jest niezłym manipulatorem z pewnymi cechami, którym bliżej do choroby afektywnej dwubiegunowej niż borderline.
Nie to jednak jest przedmiotem dyskusji, autorka niech zajmie się sobą, zamknie ten etap życia, przepracuje swoje i zacznie żyć.

Posty [ 17 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Brutalne rozstanie, agresor

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024