U mnie w związku to niestety nie przeszło, chociaż nie z takich powodów się rozstalismy.
Jeśli chodzi o religię to ja jestem wierząca, partner był ateistą. Dla mnie jednak chciał przyjąć bierzmowanie, by wziąć ślub kościelny. zrobił to, zaczął czytać pismo święte, natomiast po pół roku wymachiwac różańcem(wieszał go sobie czasem na prxyrodzeniu..) przed moimi oczyma, odwracac krzyze.. aczkolwiek te zachowania pewnie mają związek z jego zaburzeniami psychicznymi. Był jednak czas, gdy mówił że cieszy się że wszedł znowu na tą drogę, dziękował mi, ale to raczej było krótkotrwałe, bo nie był sobą jak widać. Po więcej absurdów zapraszam na mój wątek, choćby ostatnie posty.
Teraz to mi gada ze mam sobie iść do kościoła i takie tam, a o sobie ze jest satanistą. W sensie utozsamia się z ideologią ich, inspirowany chyba muzyką lidera zespołu Kat. Dużo swego czasu mi o nim mówił. Zeby nie było, nic do Kata nie mam.
Dodam że jeszcze niedawno żyjąc za granicą bylam w kościele może 3, 4 razy. Normalnie tutaj chodzę, ale nie jestem jakąś nawiedzoną wariatką. Po prostu zostałam wychowana w tej wierze, przyjęłam sakramenty i ślub kościelny miałby dla mnie wielka wartość duchową. Dobrze, że z jeszcze mężem mamy tylko cywilny.
Nauczona tym doświadczeniem wolałabym jednak partnera wierzącego, jeśli nie byłby to trudno, ale z szacunkiem do mnie i wiary a nie zachowaniami z psychiatryka lub profanacją rzeczy symbolizujących tą wiarę. Poza tym ja sama jestem tolerancyjna, ale granice mam.