Witam,
Mam pewien, chyba nietypowy problem z przedstawicielką płci pięknej, dlatego jego zrozumienia (może rozwiązania) poszukuję właśnie tutaj, bo któż inny jak nie kobiety będą lepiej wiedziały jak pewną sytuację mogła odebrać kobieta i jak sprawić by ten jej odbiór nakierować na właściwe tory.
Zacznę od początku, żeby nie pominąć jakichś być może istotnych faktów, które mogą się tu okazać kluczowe.
Otóż jakiś czas temu dostałem zaproszenie na imprezę, potrzebowałem towarzyszki, a jako, że moje koleżanki/znajome to w większości mężatki, partnerki, narzeczone, etc., a pozostałe (te bez zobowiązań) nie bardzo nadawały się w mojej opinii do roli, którą miałyby spełniać postanowiłem zapoznać kogoś zupełnie nowego. I tak oto doszło do tego, że moja kuzynka poleciła mi swoją znajomą, uznając, że może być tą której szukam. Spisaliśmy się, spotkaliśmy się, zapoznaliśmy i stwierdziłem, że będzie ok, ona też nie miała oporów by mi towarzyszyć, a wręcz chyba nawet jej się to bardzo podobało (nie było tak, że tylko nie chciała się wycofać z początkowej deklaracji, jeszcze danej kuzynce).
Podczas imprezy (chyba istotny fakt, że była ona naszym pierwszym spotkaniem od zapoznania), bawiliśmy się razem fajnie, dobrze się nam rozmawiało, atmosfera była luźna, jakbyśmy się znali już o wiele dłużej niż w rzeczywistości. Były tańce, w nich oczywiście dotyk (po alkoholu dość odważny, ale nie nachalny, bez jakiegoś obmacywania, nic z tych rzeczy), który zdawał się jej nie przeszkadzać, nie wyczułem najmniejszego gestu, który mógłby świadczyć o tym, że na zbyt wiele sobie pozwalam (może miała jakieś opory przed tańcami wolnymi- przytulańcami, ale być może zwyczajnie ich po prostu nie lubi, choć gdy po kilku szybkich przyszedł czas na wolny to też nie odmawiała i zachowywała się naturalnie, nie próbując się migać). Wychodząc się przewietrzyć na zewnątrz, gdzie było dość chłodno obejmowałem ją ręką, czując, że jest chłodna, nie chcąc by się przeziębiła (nie chciała się ubrać, twierdziła, że zawsze tak robi, że nic jej nie będzie). Nie dawała najmniejszych sygnałów, że robię coś wbrew niej, wyglądało nawet jakby jej się to podobało, w sensie, że tak o nią dbam, że się martwię, etc. W rozmowach była swobodna, podawała sporo szczegółów, o które wcale nawet nie pytałem, sama zaś zadawała pytania odnośnie moich opowieści, głownie związanych z jakimiś pasjami (być może z grzeczności), niektóre dość zaskakujące, nietypowe by się wydawało (ale może nie wiedziała po prostu o co pytać, a jakieś pytanie chciała zadać).
Powiedziałem jej kilka, ale dosłownie kilka delikatnych komplementów (może nawet bardziej zwyczajnych miłych słów), w tym może jeden w stylu, który mogła odebrać jako zainteresowanie czymś więcej z mojej strony.
W pewnym momencie imprezy, nieszczęśliwy wypadek (bez mojego udziału) sprawił, że zakończyliśmy ją przedwcześnie. Moja partnerka doznała urazu (uderzenie w głowę), który skończył się wizytą u lekarza. Widząc jej cierpienie, fizyczne i psychiczne (kwestia urody- w końcu uraz twarzy) chciałem być przez cały czas jak najbliżej niej, przytulałem ją (ponoć to łagodzi odczucie bólu), pocieszałem, że i tak jest piękna, że jej nic nie zaszkodzi, etc. Tu dochodzimy do klucza tej sytuacji. Chodzi o to moje zachowanie, które nie miało podłoża innego niż opieka z poczucia obowiązku, troski, odpowiedzialności (bo to ze mną była na tej imprezie), a jak się po czasie zastanowić mogło wyglądać jak zachowanie napalonego nastolatka, który korzysta z nadarzającej się okazji by być blisko dziewczyny i wyłączając myślenie prawi jej komplement za komplementem próbując ją w ten naiwny sposób do siebie przekonać. Faktycznie chodziło o to by to ona poczuła się lepiej..
Po zakończonej wizycie u lekarza załatwiłem transport, odwieźliśmy ją do domu, zachowywała się jakby chciała mi podziękować za troskę, przytuliliśmy się, zresztą słownie też mi podziękowała, ja ją przeprosiłem i podziękowałem, że ze mną poszła, on, że to nie moja wina, że jest ok.. Jako, że impreza, na której byliśmy miała mieć swoją kontynuację dnia następnego, na co wcześniej już też się z partnerką umówiliśmy (odebrałem, że się ucieszyła też z tego zaproszenia na 2 dzień), powiedziałem jej, że jeśli będzie chciała i czuła się na siłach to ta kontynuacja jest aktualna, jeśli zaś nie to ją odwiedzę następnego dnia, bo nie chcę iść bez niej, bo bym się zbyt głupio z tym czuł, że ona nie może pójść, a ja idę się bawić, a przecież mieliśmy iść razem.
Następnego dnia rano napisałem do niej, jak się czuje, etc. Gdy wstała, odpisała, że kiepsko, że wygląda coraz gorzej i nie ma ochoty w takim stanie dalej się bawić, jednocześnie zaznaczając, że uważa iż ja powinienem pójść. Napisałem, że to nie wchodzi w grę, że przyjadę i ją odwiedzę. Podałem godzinę pytając czy jej odpowiada. I wtedy pierwszy raz odniosłem wrażenie (tzn. nie wtedy, ale po czasie to do mnie dotarło), że mogła źle odebrać moje intencje, bo próbowała mnie zbyć, że skoro nie idzie na imprezę to wraca wcześniej na studia (pierwotnie miała wracać następnego dnia) i, że właśnie niebawem już będzie wyjeżdżać. W związku z tym niejako wymusiłem spotkanie, pisząc, że choć na chwilę muszę wpaść, żeby zaczekała bo już wyjeżdżam. Wtedy nie myślałem kompletnie o tym jak ona to odbiera, bo zależało mi na tym, żeby się lepiej poczuła, a ja miałem w sobie jakieś poczucie winy i uważałem wewnętrznie, że jestem jej to winien..
Gdy już jechałem odpisała, że ok dodając zadowoloną emotkę, co upewniło mnie w przekonaniu, że tego właśnie w tym momencie potrzebuje, nie chciała jedynie żebym ja się czuł zobowiązany.
Zajechałem, zawiozłem bukiet, jakieś dodatki, ucieszyła się niesamowicie zwłaszcza z jednego (wspomniała dzień wcześniej, że bardzo coś lubi i to jej przywiozłem), widziałem, że jest to szczere, dodatkowo zaprosiła mnie bym na chwilę wszedł (nie planowałem tego, nie chciałem się narzucać po tym co napisała wcześniej, sam bym na siłę tego nie próbował zrobić, ale w tym momencie po prostu uległem, choć z perspektywy czasu nie wiem czy zaprosiła mnie bo tego chciała, bo przyjechałem gdy tego potrzebowała, czy niejako z "obowiązku", w podziękowaniu- rewanżu- za te prezenty).
Posiedzieliśmy trochę czasu, pogadaliśmy, normalnie, fajnie, jak wcześniej, tzn. bardziej smutno, ale to chyba normalne w takiej sytuacji. Patrząc na nią i słuchając różnych przykrych opowieści, na takie jakoś tak zeszła w pewnym momencie rozmowa przysiadłem się do niej bliżej, złapałem za rękę, później przytuliłem. Co prawda jej zamknięta w tym momencie postawa (podkulona, przytulona do brzucha noga) nie dawała sygnału, że tego potrzebuje czy oczekuje, ale było mi jej w pewnym momencie tak bardzo żal, że po prostu zrobiłem to z automatu, choć może to bardziej było nawet pogłaskanie po plecach niż przytulenie, bo o to było ciężko ze względu właśnie na tę postawę.
Wychodząc znów ją przytuliłem, ale tu już było jakby obustronne dążenie do tego, ciężko jakoś było się rozstać, więc dorzuciłem jeszcze parę miłych słów i ponownie przytuliłem, pocałowałem w czółko i w plaster na ranie, absolutnie nie myśląc np. o tym by ją całować w usta. Było to bardziej całowanie jak w stosunku do siostry, przynajmniej ja tak o tym myślałem. Dodam jeszcze, że nieco wcześniej moment wyjścia wyszedł ode mnie, powiedziałem, że chętnie bym jeszcze został, ale nie chce przeszkadzać i będę się zbierał. Ona natomiast absolutnie tez nie naciskała bym jeszcze został.
Aha, jeszcze jedno, podczas rozmowy dała mi znać, że zależy jej bym poszedł bez niej na 2 dzień imprezy, że jeśli nie pójdę to będzie się z tym źle czuła. Obiecałem jej więc, że pójdę, choć źle się z tym czułem. Takie działanie na zasadzie: wszystko byle poczuła się lepiej. I jeszcze taki niuans: jako, że w momencie gdy wspomniałem, że będę za chwilę uciekał było około godziny do imprezy, jako, że jej zależało żebym poszedł mogło to też mieć jakiś wpływ na to, że nawet nie dała znać, że fajnie gdybym jeszcze został. Ale możliwe też, że po prostu nie chciała. Nie wiem czy to ma w sumie znaczenie.
Następny (i na razie ostatni) kontakt mieliśmy już następnego dnia, napisałem do niej rano jak się czuje, jak jej rana, czy coś się złego nie dzieje, odpowiedziała po dość długim czasie (zdążyłem się trochę pomartwić jej stanem zdrowia), że ok, zapytała jak było na imprezie, coś tam jej krótko opowiedziałem, bo sporo nietypowego się działo, napisałem, że bardziej szczegółowo jej opowiem jak się spotkamy, ale dodałem też (uznając, że lepiej się z tym poczuje, choć już wiem, że to było głupie), że generalnie nie było za fajnie, bo jej nie było, wyraziła zdziwienie akcjami z imprezy, napisała, że ok, kiedyś jej opowiem i zakończyła rozmowę pisząc, że wraca do nauki. Zanim jej odpisałem, że ok, nie będę przeszkadzał i jakieś tam miłe słówko pożegnania już się wylogowała.
I teraz sedno do którego nareszcie udało mi się dotrzeć.. W tej ostatniej rozmowie odczułem, że jest jakaś inna, że pisze w innym stylu niż wcześniej, dodatkowo też dość szybko zdecydowanie zakończyła rozmowę, choć wcześniej jak ktoś z nas nie odpisywał jakiś czas to po prostu nie odpisywał, nie kończyliśmy w zasadzie rozmów tylko odpisywaliśmy po jakimś czasie i tyle. W tym momencie zacząłem inaczej patrzeć na sprawę, dotarło do mnie, że moje zachowanie mogło zostać odebrane zupełnie niezgodnie z moimi intencjami. Zdecydowałem więc, że po prostu przez jakiś czas nie będę się odzywał, bo mogła się wystraszyć. Dam jej czas i milczeniem spróbuję sprawić by wszystko niejako wróciło do normy. Niemniej jednak martwię się zwyczajnie, chciałbym wiedzieć czy wszystko z nią w porządku, taki mam charakter, tak zostałem wychowany, nie potrafię olać takiego tematu, tym bardziej, że wiem też, że uderzenie w głowę potrafi mieć swoje konsekwencje dopiero po jakimś czasie.
Dlaczego po prostu do niej nie napiszę? Dlaczego opisuje tu to wszystko?
Ano dlatego, że od czasu ostatniej rozmowy nie przejawiała obecności na fb. Tak jakby chciała się odciąć, albo mnie odciąć. Wiadomości, które do niej wysłałem na koniec tamtej rozmowy przez kilka dni nawet nie były dostarczone, teraz od kilku dni widnieją już jako dostarczone, ale nie odczytane. Wcześniej też nie bywała na fb 24/h, wiem od kuzynki i po swoim wcześniejszym doświadczeniu, że to nie ten typ, ale co kilka czy maksymalnie kilkanaście godzin odpisywała.
To wszystko każe mi się zastanowić jeszcze bardziej nad tym jak odebrała moje zachowanie.
Dlaczego się nad tym zastanawiam? Z kilku powodów. Zwyczajnie źle się z tym wszystkim czuję, jest mi głupio wobec niej. Głupio mi wobec kuzynki, która polecając mi koleżankę ręczyła mi za nią, ale też jej za mnie. No i może najmniej ważny powód, ale przyznam szczerze, że jestem też nieco interesowny, zależy mi dalej na tej znajomości, bo jeszcze na pierwszym spotkaniu umówiliśmy się na obustronną przysługę, chyba ważniejsza z mojego punktu widzenia niż jej, bo ona łatwiej znajdzie w tym dla mnie zastępstwo niż ja dla niej. No i nie przeczę, jest to ogólnie fajna dziewczyna, taka na miłe spotkanie co jakiś czas by pogadać, bo rozmowa z nią kleiła mi się jak z mało kim. Fajnie się do niej mówiło, ale też fajnie słuchało.
Zanim ktoś napisze o tym, że może jednak ja coś więcej do niej poczułem to od razu odpowiadam, że na ten moment nie, ale chcąc być w pełni szczerym nie wykluczałbym tego w 100% w przyszłości, jednak to takie moje przemyślenia z teraz, w momencie kontaktów z nią o tym nie myślałem. Patrzyłem na nią jak na kogoś z kim można się fajnie pobawić na imprezie, fajnie pogadać, spędzić miło czas, ale nie w kontekście tego by została moją dziewczyną.
Co jeszcze warto napisać bym mógł dostać jak najtrafniejszą odpowiedź na pytanie które postawię jeszcze na koniec wywodu.. Może to, że nie jest to też fizyczne zauroczenie, przeżyłem sporo takich w życiu i trochę jednak trwało zanim zaczynałem racjonalnie myśleć. Tutaj tak nie było. Nie było nawet momentu braku racjonalnego myślenia. Ba! Zanim się spotkaliśmy widziałem jej fotki, nic mnie nie ruszyło, no ładna, ale nie było "musi być moja", na spotkaniu stwierdziłem, że wygląda ładniej niż na fotkach, ale też nie było "wow", bardziej urzekła mnie rozmową i charakterem. Ale kurcze, jestem facetem, (przy okazji coś ode mnie dla Was dziewczyny) to tak nie działa, że po chwili (czy nawet kilku godzinach) rozmowy, choćby najwspanialszej zaczyna się myślenie o czymś więcej i początkowe niezainteresowanie wyglądem fizycznym odchodzi w niepamięć. Z drugiej strony, sam wygląd (niestety jesteśmy wzrokowcami) potrafi nam dziewczynę (przynajmniej na jakiś czas) wyidealizować jaka by nie była charakterologicznie, czy pod innymi względami.
Znaczenie w tym przypadku może mieć jeszcze jedna sprawa, spora (ponad 7 lat) różnica wieku miedzy nami. Co do tego jednak to od razu zaznaczę, że tej różnicy absolutnie nie widać w relacjach, w rozmowie (fizycznie trochę tak).
Dobra, bo i tak sam się sobie dziwie, że tyle tych wszystkich niuansów wyłapałem i tu wypisałem..
Pytanie klucz dziewczyny: co mogę teraz zrobić, żeby przywrócić tą relację na poziom na jakim z pewnością (a może to zbytnia pewność?) by była w tym momencie gdyby nie to przykre wydarzenie z imprezy i moje w związku z nim zachowanie?
Co mogę/powinienem napisać (zakładając, że w ogóle odczyta)? Co Was by przekonało?
Czy to jednak nie ma znaczenia jakie były moje intencje, a tylko to jak je odebrała dziewczyna? (bo chyba nie ma wątpliwości, że tak odebrała?) Bo w takim przypadku zdaje sobie sprawę z tego, że tu już by się nic nie dało zrobić i na związek nie byłoby szans, bo dziewczyna w taki sposób zrażona przez nachalnego adoratora drugiej szansy już nie da. Z tym, że tu nie o związek chodziło.
W tej chwili przede wszystkim się martwię czy u niej wszystko w porządku, milczenie wobec mnie chyba wytłumaczalne, ale całkowite znikniecie z sieci (a takie mam symptomy) raczej normalne już nie jest.
Boję się teraz wykonywania jakichkolwiek ruchów, bo jak pisałem wyżej, wiem jak to działa w przypadku zakochania, jak dziewczyny odbierają jakiekolwiek ruchy. Mógłbym np. odezwać się do kuzynki, żeby podpytała koleżankę, ale szukanie w ten sposób kontaktu chyba wiadomo jak zostanie odebrane. Mógłbym też wziąć od kuzynki numer i zadzwonić, ale skoro sam go wcześniej nie brałem to takie "zdobywanie" numeru przez kogoś odebrane zostanie chyba jednoznacznie i absolutnie nie pozytywnie, szczególnie dla mnie w tej sytuacji. Jestem więc trochę w kropce, bo mam wrażenie że jakikolwiek ruch wykonam to i tak będzie źle. A w związku z tym co pisałem powyżej jeśli nic nie zrobię to się będę tym "gryzł", taki (paskudny) mam charakter. Inaczej nie potrafię..
Pomożecie?