Ze 2 tyg. temu pisałam w poprzednim wątku, że chłopak, z którym jestem od 1,5 roku potrafił nie odzywać się do mnie słowem przez 3 tyg. (ok, wówczas poniekąd zawiniłam - przyniósł mi do domu kilka toreb jedzenia, kiedy miałam skręconą nogę, a ja w tym czasie byłam w kinie).
Odezwał się. Zadzwonił po 3 tyg. milczenia. Rozmawialiśmy chyba z 1,5h przez tel. Pojechałam do miasta, w którym oboje studiujemy. Tuż przed Majówką.
W dniu mojego przyjazdu napisał:
"Ty dzisiaj chcesz wracać? Bo ja nie wiem w sumie, ile będę miał czasu i czy nie pojadę do domu. Mam dużo roboty. Możemy pogadać wieczorem, ale później raczej będzie ciężko." Spytałam czy to jakaś gra z jego strony, na co odpisał: "Grą jest to, że uprzedzam Ci, że mam dużo pracy i nie będę miał czasu na codzienne siedzenie po kilka godzin, mogę się tylko spotkać dzisiaj wieczorem. I nie wiem czy jest sens, żebyś po to jechała, bo nie rozumiem?"
Przyjechałam. Wyszłam z założenia, że być może nadal chce pokazać, że czuje się urażony i zachowuje dystans. Spędziliśmy razem praktycznie całą Majówkę. Może z przerwą 2-dniową (na rzekomą jego pracę; później przyznał się, że "w sumie nic nie zrobił" i grał). Było naprawdę super dobrze. Potrafił nawet szykować dla mnie jedzenie o 5 nad ranem, kiedy był totalnie zmęczony.
Rozdzieliliśmy się w ten poniedziałek. Dzwonił dwukrotnie wieczorem, pytał, jak minął mi dzień itp. Później jeszcze graliśmy przez Internet (przyjść już nie chciał).
Nast. dnia spotkaliśmy się na uczelni i pojechaliśmy na obiad. Obejmował mnie przy ludziach, był czuły, miły. Miałam nadzieję, że być może przyjdę do niego chociaż na 2 godz., bo przejeżdżaliśmy obok jego domu (pamiętam, jak w zeszłym roku chciał spędzać ze mną każdą wolną chwilę, nawet wtedy, kiedy miał full roboty). Odwiózł mnie. Powiedział, że zdzwonimy się wieczorem, kiedy zrobi prezentacje, może skonsultuje ją ze mną itp., bo przez weekend majowy niczego nie ruszył. I że być może ten miesiąc będzie dla niego najcięższy pod względem pracy.
Napisałam sms'a o 21:30 z pytaniem: "Jak Ci idzie?" Cisza. Zadzwoniłam przed 1 w nocy. Nie odebrał (dodam, że był dostępny w Internecie).
Nie odzywał się słowem kolejnego dnia i przez cały dzisiejszy dzień. Zadzwoniłam po 22. Odebrał, nie odezwał się. Ponownie odebrał i powiedział, że wziął zlecenie ze znajomymi i dopiero skończył. Spytałam, dlaczego nie odzywał się i czemu nie powiedział wcześniej o tym projekcie (napomknąl przy obiedzie, że spotkał znajomych, ale nie powiedział, że będzie z nimi pracować, a na pewno juz wiedział). Dodam, że kolejnego projektu ze mną nie chce robić (bo deprymuje go, a jedna z tych dziewczyn będzie - on by chciał, by była, bo jest dobra i ma z nią "dobry kontakt")
Jego słowa przez tel. brzmiały jakoś:
"(...) Bo k*** nie jesteś moją mamusią. Nie muszę ci się tłumaczyć! Będziesz mnie tak przepytywać, k***? Nie odzywałem się, bo pracuję. Jestem zajęty, ja pier***! Ty dziś byłaś w pracy? No chyba nie, k*** No chyba raczej żyjesz, nie?! Żadnego sms'a od Ciebie nie dostałem, ogarnij się lepiej!"" i rozłączył się.
Zdębiałam. Zadawałam normalne pytania, spokojnie. Ten na mnie krzyczy i klnie.
Później zobaczyłam na fb, że pracował dziś m.in. z dziewczyną, której niegdyś podobał się i mówiła na mnie bardzo złe rzeczy (wymyślone, zresztą), z jeszcze inną dziewczyną, z którą planuje często pracować itd. Poczułam, że zachowuje sie również nielojalnie. Sam przy tym mówi, z kim mam współpracować, z kim nie. Jeśli nie lubi jakiegoś chłopaka, mam nie pomagać.
Napisałam mu dzisiejszej nocy kilka sms'ów, że im jestem lepsza, tym on zachowuje się gorzej, że rani mnie tego typu zachowaniem, że jestem potrzebna mu tylko do łóźka, a przy tym kompletnie mnie nie szanuje. "Lecz się. Najeba**ś się, to idź spać.
Przypomniało mi się jeszcze kilka sytuacji z tych dni.
1) Schował maskotkę, którą kupiłam mu ostatnio na przeprosiny głęboko do szafy (wytłumaczyłam sobie, że wcześniej był wściekły)
2) Mówił, żebym nie przytulała się do niego w nocy, bo wtedy może się wyspać (chociaż sam przytulał mnie całą noc)
3) Im dłużej byłam u niego, mowił "Jutro musisz iść do domku." (i tak zostawałam)
4) Powiedział, że muszę iśc do domu, bo prezentacje ma na wtorek (zdradził się później przez tel., że na piątek, ale mówiąc w ten sposób, chciał nas zmobilizować do szybszej pracy
5) Wciąż powtarzam mu, że go kocham. On mi tego nie powiedział od października zeszłego roku (?) Chociaż niby teraz coś powiedział: "Oj, chyba musiałbym cię wtedy przestać kochać."
Czy potraficie tylko i wyłącznie ocenić na podstawie tej sytuacji czy chłopakowi przeszły uczucia i dać sobie spokój?
Wydaje mi się, że jego samotność i może naprawdę brak seksu poczytywałam za tęsknotę? Nie raz już tak się zachowywał, że milknął, obraził się np. o coś, a później chciał się spotkać. I a piać to samo. Wiem, że nie robi tego wszystkiego z wyrachowania, kiedy jest ze mną, widzę uczucie, a może już sobie sama coś wmawiam...? Wykluczam inną dziewczynę. Raczej w żadnej się nie zakochał. Nie ten typ. Ze mną też nie szukał związku. Może nie chce go wcale tak naprawdę?
Jestem pierwszą naprawdę poważną dziewczyną w jego życiu, a on moim chłopakiem.