Jestem ze swoim chłopakiem od ponad 4 lat, a od dwóch wynajmujemy razem mieszkanie. Nasz związek jest udany, ale stoimy w miejscu i tak naprawdę sama nie wiem czy chcę zrobić krok do przodu skoro pojawia się wiele przeszkód...
Myśleliśmy o zaręczynach i ślubie ale problem tkwi w tym, że nie mamy odłożone wystarczająco dużo pieniędzy, aby na spokojnie założyć rodzinę, kupić dom lub mieszkanie i szczęśliwie żyć.
Pracuję od niecałego roku, wcześniej studiowałam dziennie 5 lat i dodatkowo pracowałam, tylko wtedy nie było takiej możliwości aby cokolwiek odłożyć. Teraz odkładam pieniądze, liczę każdy grosz i nie jest tak źle, ale dobrze też nie - przeciętnie. Mój chłopak ma stabilną pracę od kilku ładnych lat, ma dość dobre zarobki, ale z racji tego, że prowadzi własną firmę, musiał sporo w tę działalność zainwestować. Tak więc stać nas jedynie na zorganizowanie ślubu, ale nic poza tym - musielibyśmy odkładać jeszcze kilka dobrych lat, aby pozwolić sobie na kupno własnego mieszkania bądź domu. Nie chcemy pakować się w kredyt, bo przeraża nas spłacanie go przez 30 lat. Moi rodzice chcą nam pomóc finansowo, ale rodzice chłopaka już nie. Mam mętlik w głowie, bo z jednej story pragnę już ustabilizowanego życia, chciałabym być żoną, mieć swoje własne miejsce, założyć rodzinę, ale z drugiej strony patrząc realnie to wymaga bardzo dużego wkładu finansowego, a nas na to nie stać. Jestem sfrustrowana całą tą sytuacją, zwłaszcza kiedy widzę, że większość moich koleżanek ma już własny dom/mieszkanie, są po ślubie, mają dzieci...
Wszyscy pytają nas dlaczego jeszcze nie jesteśmy zaręczeni, że przecież to najwyższy czas, a ja nie wyobrażam sobie wziąć ślub i wrócić do wynajmowanego mieszkania, bez perspektyw na posiadanie czegoś własnego, bez możliwości na stabilizację przez dobrych, kilka lat. Co o tym sądzicie?
1 2019-04-21 19:26:15 Ostatnio edytowany przez Saya94 (2019-04-21 19:26:59)
Jestem ze swoim chłopakiem od ponad 4 lat, a od dwóch wynajmujemy razem mieszkanie. Nasz związek jest udany, ale stoimy w miejscu i tak naprawdę sama nie wiem czy chcę zrobić krok do przodu skoro pojawia się wiele przeszkód...
Myśleliśmy o zaręczynach i ślubie ale problem tkwi w tym, że nie mamy odłożone wystarczająco dużo pieniędzy, aby na spokojnie założyć rodzinę, kupić dom lub mieszkanie i szczęśliwie żyć.
Pracuję od niecałego roku, wcześniej studiowałam dziennie 5 lat i dodatkowo pracowałam, tylko wtedy nie było takiej możliwości aby cokolwiek odłożyć. Teraz odkładam pieniądze, liczę każdy grosz i nie jest tak źle, ale dobrze też nie - przeciętnie. Mój chłopak ma stabilną pracę od kilku ładnych lat, ma dość dobre zarobki, ale z racji tego, że prowadzi własną firmę, musiał sporo w tę działalność zainwestować. Tak więc stać nas jedynie na zorganizowanie ślubu, ale nic poza tym - musielibyśmy odkładać jeszcze kilka dobrych lat, aby pozwolić sobie na kupno własnego mieszkania bądź domu. Nie chcemy pakować się w kredyt, bo przeraża nas spłacanie go przez 30 lat. Moi rodzice chcą nam pomóc finansowo, ale rodzice chłopaka już nie. Mam mętlik w głowie, bo z jednej story pragnę już ustabilizowanego życia, chciałabym być żoną, mieć swoje własne miejsce, założyć rodzinę, ale z drugiej strony patrząc realnie to wymaga bardzo dużego wkładu finansowego, a nas na to nie stać. Jestem sfrustrowana całą tą sytuacją, zwłaszcza kiedy widzę, że większość moich koleżanek ma już własny dom/mieszkanie, są po ślubie, mają dzieci...
Wszyscy pytają nas dlaczego jeszcze nie jesteśmy zaręczeni, że przecież to najwyższy czas, a ja nie wyobrażam sobie wziąć ślub i wrócić do wynajmowanego mieszkania, bez perspektyw na posiadanie czegoś własnego, bez możliwości na stabilizację przez dobrych, kilka lat. Co o tym sądzicie?
Sądzę, że przesadzasz i to mocno. Kiepską też masz wyobraźnię, skoro nie wyobrażasz sobie życia z rodziną w wynajmowanym mieszkaniu. A wymagania masz... przemilczę określenie.
Twój wybór. Albo czekasz faktycznie na to, aż się dorobicie, co Wam zajmie z kolejne 10 lat, albo bierzesz życie takie, jak większość młodych małżeństw, bierzesz ślub, bierzesz kredyt albo wynajmujesz mieszkanie i żyjesz.
Kasa to nie wszystko.
Z takim podejściem jak teraz, nigdy w życiu nie będziecie mieć na tyle kasy, żeby wziąć ślub. Zawsze będzie coś jeszcze do zrobienia, dorobienia i doczekania.
Wynajmowane mieszkanie jest w bardzo złym stanie, poza tym jest również bardzo małe, nie bylibyśmy w stanie się tam pomieścić mając malutkie dziecko. Poza tym uważam, że dziecko to ogromna odpowiedzialność, również ta w sferze finansowej i chciałabym mu zapewnić przede wszystkim stabilne, uporządkowane życie.
Zastanawiam się czy rzeczywiście trzeba wziąć kredyt w takiej sytuacji czy lepiej poczekać wiele lat, aby odłożyć możliwie jak najwięcej pieniędzy... Kredyt rozwiązałby sprawę, ale koszty spłacania takiego kredytu i dodatkowo koszty życia byłyby ogromne. Tworzy się błędne koło.
5 2019-04-21 20:20:30 Ostatnio edytowany przez nudny.trudny (2019-04-21 20:20:55)
masz dwa priorytety które wymagają wydatków - ślub oraz mieszkanie, w pierwszym przypadku jest to mniejsza kwota (może 20-50 tysięcy ale nie wiem) a w drugim przypadku już większa (około 60-300 tysięcy w zależności od lokalizacji, liczby pokoi i wielu różnych czynników), możecie sami zdecydować wspólnie z chłopakiem co wolicie najpierw. To że inni pytają albo to że koleżanki mają mężów i dzieci, to tylko życie osób z zewnątrz, oczywiście można się w jakiś sposób porównywać ale to do niczego nie zobowiązuje że koniecznie trzeba tak samo.
Ale wiesz, że wynajmowane mieszkanie zawsze można zmienić? pomijając fakt, że jak się chce, to się znajdzie sposób. Malutkie dziecko nie potrzebuje wiele przestrzeni, więc spokojnie można się przez chwilę pognieść zanim się zmieni je na większe. Zanim dziecko będzie chciało własny pokój to spokojnie z 4 lata miną.
To jest kwestia Twoich priorytetów. Moim zdaniem szukacie oboje wymówek, żeby tego ślubu nie brać i rodziny nie zakładać.
Wynajmowane mieszkanie jest w bardzo złym stanie, poza tym jest również bardzo małe, nie bylibyśmy w stanie się tam pomieścić mając malutkie dziecko. Poza tym uważam, że dziecko to ogromna odpowiedzialność, również ta w sferze finansowej i chciałabym mu zapewnić przede wszystkim stabilne, uporządkowane życie.
Zastanawiam się czy rzeczywiście trzeba wziąć kredyt w takiej sytuacji czy lepiej poczekać wiele lat, aby odłożyć możliwie jak najwięcej pieniędzy... Kredyt rozwiązałby sprawę, ale koszty spłacania takiego kredytu i dodatkowo koszty życia byłyby ogromne. Tworzy się błędne koło.
Dylemat trzylatka: jak zjeść ciastko i mieć ciastko?
Autorko niestety znam kilka par, które czekały na " lepsze czasy ". Decyzję o ślubie, dzieciach odkładali na czas, aż się dorobią i faktycznie ich marzenia finansowe w końcu po latach się spełniały. Mieli piękne domy, dobre samochody, stabilność materialną i pozycję w społeczeństwie. Można powiedzieć wszystko, oprócz tego czego pragnęli na początku. U niektórych okazało się, że nie mogą mieć dzieci, u innych że, po tylu latach harówki wygasła miłość, nic ich nie wiąże oprócz kasy. Pierwsi oddaliby cały majątek za własnego bobasa,drudzy nawzajem obwiniają się o zmarnowaną młodość.
Życie niezależnie od Nas, pisze własne scenariusz, spełnione marzenia nie zawsze są tym co dla Nas najlepsze.
Pomyśl, za wynajęte mieszkanie też płacisz. Kredyt wcale nie trzeba brać na 30 lat, można na mniej. Wesela nie musicie robić na zasadzie " zastaw się, a postaw się " aby rodzinie i znajomym oczy zbielały i szczęki musieli zbierać z podłogi. Można wziąć ślub, zrobić skromne przyjęcie, a zaoszczędzoną kasę mieć na wkład własny.
Masz rację, dziecko kosztuje, ale do jego wychowania nie potrzeba milionowych nakładów, wystarczy tyle ile możecie jemu dać. Dziecku bardziej od materialnego rozpieszczania i rozpuszczania, potrzebna jest bezwarunkowa miłość.
W życiu nie ma sytuacji bez wyjścia, jeżeli tylko zechcemy popatrzeć na problemy z innej perspektywy.
Już pomijając całkiem fakt, że wesela można nie robić, a koszta ślubu zamknąć w 2 tysiakach. Nie wiem ile kosztują śluby, ale kwestia mszy, kupna jakiegoś normalnego stroju (przecież nie musi być wtedy najlepsza na świecie kiecka), zapowiedzi, nauki itd, powinno styknąć. Za ślub w urzędzie mniej.
A co ludzie powiedzą?
A koleżanki to miały i ślub, i wesele, a ja?
Nie karmmy więcej.
Wspominałam, że stać nas na wesele. Absolutnie nie chciałabym hucznego wesela, tylko skromne. Tak poza tym nie rozumiem dlaczego toczy się dyskusja kosztów wesela na które są pieniądze. Problemy pojawią się po weselu, bo nie stać nas na własny dom czy mieszkanie, a życie na wynajem jest kosztowne i trochę bezsensowne na dłuższą metę. Mieszkamy już dwa lata w wynajmowanym mieszkaniu, które jest w kiepskim stanie, ale czynsz nie jest tak wysoki jak za pozostałe mieszkania, dlatego cały czas tutaj jesteśmy.
Nie zazdroszczę koleżankom wesel, ślubów czy dzieci. Bardziej przykro mi, że koleżanki mają ustabilizowane życie, że od razu miały super start w dorosłość. Po prostu brały ślub, od razu potem budowa domu, dzieci... Natomiast ja odkładam każdy grosz, mieszkam w bloku jak z kartonu (wszystko słychać), w mieszkaniu, które nawet nie jest moje. Czuję się tutaj strasznie. Nienawidzę tego miejsca. Nic mnie już nie cieszy, bo mam udany związek, którego nie mogę nawet "pchnąć" do przodu ze względów finansowych. Niektórzy mówią "nie przejmuj się, życie samo napisze scenariusz... W życiu to różnie bywa". Tak, jasne, ale ja nie wyobrażam sobie nawet, żeby tak bezmyślnie wziąć sobie ślub, zajść w ciążę i cieszyć się życiem, będąc z dzieckiem w ruderze, wokół wszechobecnej patologii, licząc, że jakoś samo wszystko się rozwiąże.
Musisz przemyśleć, czy ważniejszy jest dla ciebie partner, rodzina, czy owa stabilizacja i status. Zgadzam się z "przedpiścami", że czekanie w nieskończoność do niczego nie prowadzi. Mało kto obecnie ma taki luksus, że biorąc ślub posiada już całkowity komfort finansowy i lokalowy. Ludzie go nie mają, a jakoś sobie radzą.
A może mieszkanie i kasa to tylko pretekst, bo naprawdę wcale nie jesteś pewna, czy chcesz tego ślubu i dzieci z tym facetem? Dzieci nie musicie mieć od razu, ale czekanie ze ślubem, aż się dorobicie, to droga do rozstania a nie do lepszego startu. No chyba, że wcale o to nie chodzi. Powiedz sobie samej prawdę, bo my na forum możemy się tylko domyślać.
13 2019-04-21 22:25:28 Ostatnio edytowany przez nudny.trudny (2019-04-21 22:26:57)
może tamte małżeństwa miały lepsze perspektywy pracy, może byli starsi i zdążyli więcej zarobić przed ślubem. dla mnie to proste, też sobie nie wyobrażam ślubu i dzieci więc tego nie robię. koszty wesela wspominałem w takim kontekście, że przy braku wydatków na ślub można przeznaczyć te pieniądze na sfinansowanie części wkładu własnego/zakupu mieszkania
Ale Ty naprawdę nie rozumiesz, że jak się chce, to znajdzie się sposób, a jak się nie chce, to znajdzie się powód?
Ile znasz młodych małżeństw, które kupiły mieszkania bez kredytu? Ja żadnego. Życie. Co mi przyjdzie z tego, że będę się dorabiać na to mieszkanie i za 25 lat je wreszcie kupię? Sens jest dokładnie taki sam jak wzięcie kredytu.
A co do wesela, to obcinając koszta wesela już masz większy wkład w mieszkanie
Ustaw sobie priorytety i o nich porozmawiaj ze swoim partnerem.
Niewiele osób w wieku 25 lat ma willę z basenem. Większość wynajmuje mieszkania, a jednak żenią się i mają dzieci. I ich sytuacja finansowa w wielu przypadkach poprawia się po prostu z czasem. Bo przychodzą awanse, podwyżki, premie, stabilizacja życiowa. Nie widzę absolutnie nic złego w tym, że przez pierwsze kilka lat mieszka się z dzieckiem w 1-2 pokojach, a potem powoli dąży do czegoś większego.
Wydaje mi się, że osoby biorące ślub i doskonale wiedzące, że ich sytuacja finansowa nie jest zbyt dobra brną w problemy na własne życzenie albo liczą na to, że ktoś na pewno ich wesprze finansowo...bo później tych problemów będzie znacznie więcej. Wzięcie kredytu na mieszkanie czy dom wiąże się z ogromnym obciążeniem finansowym, a dodając do tego inne wydatki - ja byłabym załamana. Jak wtedy w ogóle można cieszyć się z życia?
Może moje podejście do życia jest zbyt pragmatyczne? Małżeństwo = odpowiedzialność, a odpowiedzialność wiąże się również z kasą. Kasa nie jest najważniejsza, ale jest istotna. Nie mam na myśli życia w jakimś luksusie, wręcz przeciwnie - po prostu mieć własny, skromny kąt.
Ludzie, którzy biorą ślub z ogromnej miłości i żyją tylko tym, bez patrzenia na to jak będzie w przyszłości, uwzględniając to, że również nie mają oszczędności to chyba szaleńcy.
A jakież to jest obciążenie finansowe?
Bo tak na dobrą sprawę to w większości przypadków rata kredytu wynosi mniej więcej podobnie, co koszt wynajmu mieszkania. Więc w sumie do tego dochodzą Ci bieżące opłaty, które i tak byś ponosiła. Czyli w czym problem? Jedyne, co trzeba mieć to wkład własny i środki na remont tego mieszkania. Reszta to tak naprawdę dokładnie to samo, co byś płaciła, gdybyś wynajmowała coś lepszego niż masz teraz.
Widzisz, ludzie po prostu chcą iść przez życie razem i liczy się dla nich coś więcej niż tylko pieniądze. Ja pierwsze 10 lat życia spędziłam w jednym pokoju z rodzicami i młodszą siostrą. Potem rodzice wybudowali dom. Teraz mają 5 pokoi i jeżdżą sobie na zagraniczne wycieczki kilka razy do roku, bo tak im odpowiada. Kwestia tego, że nasze pokolenie przyzwyczaiło się do tego standardu, który jest u rodziców. A tymczasem rozpoczynając życie na własny rachunek trzeba sobie uświadomić, że zamiast hoteli ze śniadaniem czasami będzie się spać w hostelu z 5 innymi osobami, a zamiast domu z 10 pokojami trzeba wytrzymać w kawalerce. Rodzicom też trochę zajęło dojście do etapu, na jakim są teraz. Zakładam, że za 20 lat będę mogła pochwalić się podobnymi standardami, a póki co żyję za to co mam.
A w planach mam kupno domu co mi tam, jak już brać kredyt to porządnie.
Chcieć nie zawsze znaczy móc...
Nie zawsze znajdzie się jakiś złoty środek, cudowny sposób. To jest życie, a nie bajka. Można bardzo chcieć, ale realia są takie, że albo odkłada się kasę przez wiele lat, aby mieć w końcu coś swojego bez kredytu (tylko nie wiadomo czy ten związek wytrzyma próbę czasu) , albo bierze się kredyt i ma się niby to wszystko szybciej, ale to ogromne ryzyko i szczerze podziwiam takie osoby.
18 2019-04-21 23:00:36 Ostatnio edytowany przez PaniA (2019-04-21 23:05:00)
Wspominałam, że stać nas na wesele. Absolutnie nie chciałabym hucznego wesela, tylko skromne. Tak poza tym nie rozumiem dlaczego toczy się dyskusja kosztów wesela na które są pieniądze. Problemy pojawią się po weselu, bo nie stać nas na własny dom czy mieszkanie, a życie na wynajem jest kosztowne i trochę bezsensowne na dłuższą metę. Mieszkamy już dwa lata w wynajmowanym mieszkaniu, które jest w kiepskim stanie, ale czynsz nie jest tak wysoki jak za pozostałe mieszkania, dlatego cały czas tutaj jesteśmy.
Tak czy inaczej, płacisz czynsz za wynajęte mieszkanie, które nie jest Twoje i w którym źle się czujesz. W takiej sytuacji czy nie lepiej płacić więcej, ale spłacać swoje ?
TNie zazdroszczę koleżankom wesel, ślubów czy dzieci. Bardziej przykro mi, że koleżanki mają ustabilizowane życie, że od razu miały super start w dorosłość. Po prostu brały ślub, od razu potem budowa domu, dzieci... Natomiast ja odkładam każdy grosz, mieszkam w bloku jak z kartonu (wszystko słychać), w mieszkaniu, które nawet nie jest moje. Czuję się tutaj strasznie. Nienawidzę tego miejsca. Nic mnie już nie cieszy, bo mam udany związek, którego nie mogę nawet "pchnąć" do przodu ze względów finansowych. Niektórzy mówią "nie przejmuj się, życie samo napisze scenariusz... W życiu to różnie bywa". Tak, jasne, ale ja nie wyobrażam sobie nawet, żeby tak bezmyślnie wziąć sobie ślub, zajść w ciążę i cieszyć się życiem, będąc z dzieckiem w ruderze, wokół wszechobecnej patologii, licząc, że jakoś samo wszystko się rozwiąże.
Wiesz, że porównywanie się z kimś tam, zawsze wychodzi na minus, bo zawsze znajdą się ludzie co mają więcej, lepiej od Nas. Może koleżanki skorzystały z pomocy rodziców, może lepiej zarabiają, albo mają kredyty o których nie wiesz.
Nic się samo nie rozwiąże, jednak czekanie, odkładanie i patrzenie na innych, też nie sprawi, że poczujesz się lepiej.
Zakładając, że sama rata kredytu wynosi miesięcznie ponad 3tys, wliczając w to rachunki, wszelkie inne wydatki, koszty jedzenia, a w przypadku domu ogromne koszty ogrzewania w okresie zimowym to wychodzi gigantyczna kwota. Wtedy nawet nie ma co marzyć o wakacjach, jakichkolwiek zachciankach, chyba, że ktoś bardzo dobrze zarabia. Miesięczne wydawanie takiej kwoty musi generować sporo stresu.
20 2019-04-21 23:22:01 Ostatnio edytowany przez marta2101 (2019-04-21 23:27:11)
.
Zakładając, że sama rata kredytu wynosi miesięcznie ponad 3tys, wliczając w to rachunki, wszelkie inne wydatki, koszty jedzenia, a w przypadku domu ogromne koszty ogrzewania w okresie zimowym to wychodzi gigantyczna kwota. Wtedy nawet nie ma co marzyć o wakacjach, jakichkolwiek zachciankach, chyba, że ktoś bardzo dobrze zarabia. Miesięczne wydawanie takiej kwoty musi generować sporo stresu.
Oj, widzę że, masz luksusowe wymagania, chciałabyś w wieku 25 - 30 lat mieć dom, wakacje, zachcianki, żyć jak królowa za gotówkę, bez obciążeń i spiny. Jednak dobrze wiesz, że taki scenariusz jest nierealny, więc wolisz żyć w cudzej ruderze, obok patologii, za to bez kredytu. Zwyczajnie popadasz ze skrajności w skrajność.
Jesteś na początku kariery zawodowej, jednak obecnie 3 tys. wydatków na 2 osoby nie jest żadną tragedią. Jedno zarabia na opłaty, drugie na życie. Problem w tym, że Ty nie akceptujesz faktu że, nie można mieć wszystkiego już teraz, zaraz. Cóż, chyba nie da Ci się nic mądrego doradzić, jeśli negujesz wszystko co zostało napisane.
Autorko:
Kredyt na mieszkanie to nie jest koniec świata, bez potrzeby się tym martwisz, skoro zarabiacie jakieś pieniądze które potraficie odkladac to już jesteście zaradni bardziej niż większość młodego społeczeństwa.
Kredyt zaciągnięty na początku można spłacić wcześniej i uwaga blisko 70% kredytobiorców spłaca hipoteki wczesniej niż po 30 latach.
Zbieranie całej sumy nie jest uzasadnione ekonomicznie ponieważ wartość pieniądza w czasie bardzo się zmienia i być może nigdy nie dogonicie cen mieszkania. Jest coś takiego jak renta wieczysta, poczytaj o tym i zmień swoje podejście do pieniedzy i ich wartości. Lepiej wziąć kredyt niz płacić wynajem , lub wynajmować, a za oszczędności kupować mieszkania na wynajem.
Uwaga! Sam będąc na studiach za oszczędności kupiłem mieszkanie na kredyt które wynająłem a sam mieszkałem w wynajmowanym pokoju. Czynsz za mieszkanie pokrywał moje koszty i ratę. Dziś po kredycie nie ma już śladu a też brałem go na 30 lat
Głowa do góry i róbcie coś dalej życie tak wygląda i nie ma co się nad tym zastanowiac
.
Odpowiedzialnosc to nie zwlekanie z podejmowaniem decyzji - mam wrażenie że wiele osób dzisiaj to myli. Nie robią nic i tłumaczą to swoją odpowiedzialnością.
To że masz takiego przemyślenia to znak że dojrzewasz i spokojnie daj sobie jeszcze trochę czasu a wszystko samo się wyklaruje bo mózg zaczyna już myśleć inaczej.
Pozdrawiam
23 2019-04-22 08:52:45 Ostatnio edytowany przez Airuf (2019-04-22 08:53:58)
Chcieć nie zawsze znaczy móc...
Nie zawsze znajdzie się jakiś złoty środek, cudowny sposób. To jest życie, a nie bajka. Można bardzo chcieć, ale realia są takie, że albo odkłada się kasę przez wiele lat, aby mieć w końcu coś swojego bez kredytu (tylko nie wiadomo czy ten związek wytrzyma próbę czasu) , albo bierze się kredyt i ma się niby to wszystko szybciej, ale to ogromne ryzyko i szczerze podziwiam takie osoby.
Można żyć, po prostu żyć... tak jak te osoby... albo tak jak Ty wymyślać 1000 powodów by nic nie zrobić i mieć na to wymówkę...
Możesz dorobić się pałacu, milionów o stracić to wszystko w kilka miesięcy. Nie ma nic pewnego na świecie... ale dla przekory zapewniam Cię że jak nie zaczniesz żyć, tylko dalej będziesz szukała argumentów "przeciw" to nie będzie ślubu, dzicka ani rodziny... nigdy...
Saya94, ślub nie oznacza od razu obowiązku zajścia w ciążę. Możecie pobrać się, jeśli chcecie, i odłożyć plany ciążowe na jakiś czas. Miała byś już wówczas jeden krok do upragnionej stabilności zrobiony. Na dziecko nie musicie decydować się już, teraz.
Jeśli chodzi o kupno mieszkania - większość ludzi kupuje je na kredyt albo buduje dom za kredyt. Po prostu wierzą w swoje szczęście.
Nasze życie, zwykłych szaraczków, tak wygląda.
na moje oko nie chcesz po prostu wyjsc ze swojej strefy komfortu, brak ci energii, entuzjazmu i odwagi.
tak naprawdę przeprowadzenie się to nic wielkiego, pomyśl, że sa ludzie którzy co roku potrafią zmieniać miejsce zamieszkania albo żyją na walizkach, to nie jest jakaś wielka sztuka, a kredyt to też nic niezwyklego, pełno osób je bierze i nie przeżywa tego jak ty.
tak więc problemem nie jest mieszkanie, kasa, dziecko itp.
tylko Twoje podejście
jak ktoś tu juz słusznie zauważył -szukasz wymówek.
Myśleliście o zaręczynach? To chyba rola faceta by się oświadczył a rolą kobiety odpowiedzieć tak lub nie.
Uwielbiam takie gadanie: bo znajomi to bo tamto, co Cię interesują znajomi.
Bierzcie co daje wam życie. Poszukaj lepszej pracy, on też niech się ogarnie, pomieszkacie w małym mieszkanku, odłożycie na wesele za dwa lata, wynajmiecie coś lepszego może zaczniecie budować... Myśl tym tokiem i nie patrz na to co mają inni tylko to co Ty chcesz mięć i działaj a nie szukaj dziury w całym.
jeden z użytkowników pisał wyżej o cenach mieszkań, i też do tego nawiążę. gdyby moi rodzice czekali z zakupem aż będą mieć gotówkę, wtedy nic by z tego nie wyszło, bo przez ostatnie kilkanaście lat były duże wzrosty cen. W najbliższym czasie spodziewam się spadków cen, wprawdzie opisywanie tego odbiegałoby zbyt mocno od tematu, ale myśle że zmienność cen (możliwość wzrostu) warto uwzględnić. Masz rację jest tak jak piszesz, ale inni mogą wybierać życie na kredyt jeśli to im odpowiada, natomiast jeśli Ty widzisz wady takiego rozwiązania to wcale nie ma obowiązku robić tak samo.
Ale czemu tak patrzysz na to otoczenie? Tak naprawdę ślub w waszej sytuacji nie za wiele zmieni. Skoro i tak nie za bardzo stać was w tej chwili na dziecko i własne mieszkanie to raczej nie wiele sensu miałby szybki ślub i zakładanie rodziny.