Cześć wszystkim, może wyjdę troszkę na egoistę, ale czasem trzeba myśleć o sobie
Czemu postanowiłem napisać tutaj o swoich problemach z samotnością? W sumie to nie mam bladego pojęcia. Znajomym rzadko mówię o swoich problemach, jedynie najbliższym jestem w stanie wyjawić wszystko. Jak widać ich porady są niewystarczające dla mnie
Mianowicie, mam już 20 lat, a jedyny związek w jakim byłem, to związek na odległość. Cóż, jeśli można to w ogóle nazwać związkiem...
Na starcie powiem, że wiem, że miłości nie powinno się szukać na siłę, bo to jest jak z innymi rzeczami. Próbujesz coś robić za mocno, a zamiast poprawić sytuację, to tylko ją pogorszysz. I tak jest chyba w moim wypadku...
Nigdy jakoś skory do rozmów nie byłem jeśli chodzi o płeć przeciwną. W gimnazjum starałem się nie wyróżniać, stałem na uboczu, w technikum było bardzo mało dziewczyn, więc też było ciężko o kontakty z nimi. Kończąc technikum i wybierając się na studia, bałem się, że gdy tam spotkam wiele kobiet na roku, to zabraknie mi języka, bo najzwyczajniej w świecie z nimi nie rozmawiałem.
Może to wydawać się śmieszne, ale serio, bałem się pierwszego spotkania z kobietą sam na sam, bo pomyślałem, że spanikuje i nie będę wiedział o czym z nią rozmawiać. Niestety, kobieta, to nie mężczyzna, na niektóre tematy nie pogada się z nią tak jak z płcią męską. A przynajmniej takie były moje przypuszczenia. Bo, gdy miałem sytuację wyżej wymienioną, gdzie zostałem sam na sam z kobietą, ku mojemu zdziwieniu rozmowa kleiła się bardzo dobrze. Od tego momentu moje obawy zniknęły, jeśli chodzi o rozmowy z kobietami.
Niemniej jednak wróćmy do meritum. Jak już wspomniałem, jedyny związek w jakim byłem to związek na odległość. Pomyślałem sobie, że mimo wszystko fajnie by było, gdybym znalazł sobie kogoś, z kim mógłbym dzielić się pasjami, przygodami, czy uczuciami. No bo tego ostatniego z mężczyznami nie zrobię
Na początku spotkałem fajna dziewczynę, w skrócie powiem, że po jakichś 4 miesiącach dobrej znajomości stwierdziłem, że powiem jej, że mnie się ona podoba. Oczywiście zbierałem się do tego dwa tygodnie, bo tak stres mnie zżerał. Ostatecznie powiedziałem jej o tym, no ale niestety stwierdziła, że możemy być przyjaciółmi. Ok, nie chciałem tracić fajnej znajomości, widocznie nie jest mi pisane z nią być i tyle. No więc friendzone...
Po jakimś czasie spotkałem kolejna dziewczyna, która jest całkiem spoko osobą. No ale cóż... Okazuje się, że zajęta. Eh, no nic.
Postanowiłem więc założyć sobie tindera, co mi szkodzi, pomyślałem.
No, I to chyba była moja najgorsza decyzja w całym życiu.
Na jakieś 100 par, może z 10 było takich, gdzie rzeczywiście można było pogadać z taką osobą. No ale we wszystkich przypadkach nie doszło do spotkania. W większości przypadków rozmowa wygląda tak jakbym udzielał wywiadu. Opowiem coś o sobie, zarzuce żartem, zapytam ją o coś, co ją interesuje, albo co nas interesuje, po czym uzyskuje głównie odpowiedź na pytanie i na tym koniec. I tak to już wygląda, że moje rozmowy tam to głównie monolog - _-
I teraz pytanie, czy to ze mną jest coś nie tak, że "nie umiem w kontaktu międzyludzkie", "internety", czy po prostu nie mam szczęścia i próbuje na siłę?
Nie uważam siebie za brzydką osobę, co prawda Adonisem nigdy nie byłem i nie będę, ale dbam o siebie i myślę, że u kilku dziewczyn mógłbym znaleźć zainteresowanie moją osobą.
Hobby też mam, bo lubię czytać i pisać (myślę nawet nad książką), uprawiać sport, grać w gry, interesuję się mitologią (różnymi, głównie nordycką), podróże to pasja, którą chcę realizować częściej. Także myślę, że tematy zawsze się u mnie znajdą
Już sam nie wiem czy problem jest we mnie, czy w czymś innym. Niby bycie samemu to nie jest coś złego, bo sam przez wiele lat twierdziłem, że jest to jedna z lepszych rzeczy jaka może się przydarzyć człowiekowi. Być niezależnym, niekiedy traci się to, gdy jest się z kimś. Ale jednak, chciałoby się mieć po prostu inne kontakty z kobietą. I nie, nie mówię tu o seksie. Chodzi mi bardziej o inne kwestie uczuciowe. Chciałbym się takiej osobie wyżalić, przytulić, być dla niej wsparciem, rozmawiać o wszystkim i o niczym, nie musieć liczyć godzin, które upłynęły na rozmowie z taką osobą...
Może rzeczywiście problem tkwi we mnie?Może za bardzo żyje w swoim wyidealizowanym świecie? Może miłość i bycie z kimś wygląda inaczej niż dla innych, ale skąd mam to wiedzieć jak to ma wyglądać? Bazuje na swojej wyobraźni, nie mam pojęcia jak ma to wyglądać, bo nie doświadczyłem czegoś takiego. Nie chciałbym się wypowiadać na tematy, na których się nie znam ale jakoś tak już wychodzi samo
Jeśli was nie zanudziłem i dotrwaliście do samego końca, to winszuje wam
Może macie jakieś rady co zrobić w moim wypadku? Albo czego nie robić? Czy to obciach być w wieku 20 lat z nikim? (tego związku na odległość nawet nie liczę). Może zbytnio dramatyzuje, ale zawsze byłem pesymista i taki już zostanę (mam swoją teorie na ten temat )
Może jest jakaś osoba z Warszawy chętna do spotkania, pogadania?