Witajcie, chciałbym poruszyć temat który trapi mnie chyba od zawsze. W skrócie chodzi o to, że ciągle wspominam swoją przeszłość i wszystkie fajne wydarzenia, które mnie spotkały. Przeszkadza mi to do tego stopnia, że nie mogę się skupić na tym co tu i teraz. Wiem, błahy problem w porównaniu do przewijających się na tym forum. Być może sobie myślicie, że nie mam co robić i powinienem się po prostu czymś zająć, ale do rzeczy. Mam obrazową pamięć do wydarzeń z przeszłości. W lipcu będę miał ledwie 20 lat, a pamiętam wiele sytuacji z 2001 czy 2002 roku i później, które już od dawna wspominam bardzo dobrze, ale wiem, że nie wrócą. Jak widzicie, to uczucie towarzyszy mi od małego, jednak dopiero teraz "dojrzałem" na tyle, by to zjawisko zauważyć i je nazwać.
Moje życie to pasmo zarówno porażek jak i sukcesów. Od razu uprzedzam, że nie uzależniam swojego "sukcesu" czy "porażki" w całości od kontaktów z innymi ludźmi. Za dzieciaka miałem mnóstwo przyjaciół, z kolei w gimnazjum byłem nękany i miałem myśli samobójcze, natomiast 2 pierwsze lata liceum to były najlepsze lata mojego dotychczasowego życia, a zwłaszcza 2 klasa. Poznałem wtedy moją, niestety już byłą już dziewczynę. To był cudowny okres, pierwsze pocałunki, pierwszy związek. Z kolegami robiliśmy wiele ciekawych rzeczy (nie mam tu na myśli imprez i upijania się do nieprzytomności). Również zimowy klimat, muzyka której wtedy słuchałem dodają temu okresowi... aż pokusiłbym się o stwierdzenie: magicznej otoczki.
Gdy minął jakiś czas, praktycznie codziennie wspominałem ten okres, którego nie doceniałem, gdy go przeżywałem. Całą winę zwaliłem jednak na powracające myśli samobójcze i depresję. Jednak gdy mi się poprawiło, to tak naprawdę nic to nie zmieniło. Ja nie mogę się skupić na dniu dzisiejszym... teraźniejszość cały czas wydaje mi się taka bez wyrazu, bez charakteru. Ciągle mi czegoś brakuje i tylko myślę o tym jak to w tym 2008 grałem w piłę z kolegami, jak to 2 lata temu pierwszy raz złapałem ją za rękę. Tak bardzo chciałbym przeżyć to jeszcze raz, jestem marzycielem i pluję na siebie za to. Dodatkowo dziewczyna ze mną zerwała i tak bardzo mi jej brakuje, że nie mogę tego znieść. Fizycznie jestem obecny, jednak psychicznie zupełnie gdzie indziej. Słucham muzyki, której wtedy słuchałem by mieć choćby namiastkę z przeszłości. Mam playlistę ponad 700 utworów.
Nie mogę się z tym pogodzić i nie wiem jak się odblokować na to co się dzieje aktualnie i będzie się dziać w przyszłości. Nie jedna osoba nawet nie pamięta, co wtedy robiła i jak wyglądało jej życie, czerpie radość z chwili. A ja zupełnie odwrotnie i nie znam osoby, poza moją byłą dziewczyną, która miałaby podobnie. Czy taki już mój urok, czy można coś z tym zrobić? Z chęcią przeczytam, co o tym sądzicie.