Sytuacje postaram sie opisać krótko, licząc na spojrzenie "z boku". Otóż, ja mam 2 dzieci, on 1 ( w wieku 7 lat, tak samo jak mój starszy syn), jego żona zmarła i 4 msce po jej śmierci zaczął już szukać kogoś nowego. Mnie spotkał prawie rok po śmierci żony, 10 lat starszej od niego. Zamieszkaliśmy razem po pół roku znajomości, bo mieszkaliśmy daleko od siebie i dojazdy były trudne.
Sytuacja była taka - przyjechali i na początku nie szukał pracy. Siedział w domu, gotował, sprzątał i zajmował się swoim dzieckiem. Zaczęły się o to kłótnie, bo tej pracy nie szukał, chociaż taka była umowa. Dodam, że z powodu śmierci żony podobvno się zadłużyli, ma w sumie 10 tys długu, 6 tysięcy pożyczyli mu rodzice i spłacamy to wspólnie co miesiąc po 150 zł.
Zamieszkali w moim mieszkaniu, w piątkę mieszkaliśmy 6 mscy.
Od początku były problemy z jego synem. Syn jest w sumie grzeczny w sensie takim że jest usłuchany w przeciwieństwie do moich. Poza tym tragedia. Dziecko jest skrajnie zaniedbane, w wieku 7 lat mówi koszmarnie, wymaga intensywnej opieki logopedycznej, logopeda załamała ręce. Dziecko nie umiało liczyć do 10, nie ma pojęcia o wielu rzeczach, np. co to pomarańcze. Jednocześnie dzieciak jest koszmarnie zaprawiony do życia, bardzo sprytny, wszędzie wlezie, nikogo się nie wstydzi, na pierwszym spotkaniu klepał mnie po tyłku do mojej matki mówił siema.
Rządził ojcem od samego początku, widać było dziwną relację między nimi, ale do głowy nie przyszło że to będzie taki koszmar. Ani razu nie została mu zwrócona uwaga, nigdy. Gdziekolwiek nie byliśmy razem, ojciec kupował mu wszystko, na wszystko pozwalał. Dzieciak bezpardonowo spychał kogokolwiek kto stał mu na drodze.
Wzięłam się za niego od początku gdy do mnie przyjechali. Zapisałam do logopedy, do szkoły, na dodatkowe zajęcia. Uczyłam go na początku, nic kompletnie nie umiał, po 3 miesiącch dałam sobie spokój.
Dwa razy na początku pobił mojego syna, tym razem ojciec widząc moją zdecydowaną reakcję, sprał go. Od tej pory skończyły się problemy z biciem.
Niestety,m okazało się, że dzieciak ma ogromne problemy z jedzeniem. Zakradał się wieczorami do kuchni i jadł wszystko co wpadło mu w ręce. Ciągle mówi i my śli o jedzeniu. Jakoś tam udało mi się to wyrugować, chociaż na początku rzucał się, bo nie wolno mu było już coli (tak jak moim), mało słodyczy, miał zakaz wchodzenia do kuchni. Dodam że jak wchodził do czyjegoś domu to gnał do kuchni i kazał sobie otwierać lodówkę.
Ostatecznie doszło do tego, że m.in okradł moją matkę dwa razy, w szkole przez 2 tygodnie okradał dzieci z jedzenia, biegał po całej szkole i prosił dzieci o jedzenie, zaczepiał nawet duże dzieci, kompletnie mu nieznane.
Słowem dzieciak jest straszny. Jest to opinia zarówno logopedy, która zrezygnowała z pracy z nim, psycholog, która stwierdziła, że jest "specyficzny", bardzo zarozumiały, bezkrytyczny wobec siebie, potrafi się śmiać ze szczupłych dzieci, gdzie sam jest jak beczułka. Wszędzie się czuje jak ryba w wodzie, potrafi zwracać uwagę innym, sam tak jak wspomniałam mówi ledwo zrozumiale.
Dziecko nie ma głębszych uczuć do nikogo. Nie przywiązuje się do ludzi, wszystkich traktuje jako źródło zapewnienia mu korzyscie, sam przyznał, że gdyby miał dobre jedzenie to chętnie zamieszkałby sam bez ojca i kogokolwiek. Oby dobrze karmili.
Do sedna - przy mnie dziecko było znośne. Wychowywałam ich wszystkich 3, zaprowadzałm do szkoły, pomagałam ile mogłam.
Niestety, po jakimśczasie zorientowałam się, że dziecko jest niezwykle krnąbrne przy ojcu, przy nim zachowywał się jak mały macho, mnie olewał. Ojciec zwracał się do niego łagodnym tonem, np. gdy dowiedział się, że mały okradał dzieci w szkole, jedyna reakcja to była rozmowa 2 minutoa "czemu tak synku zrobiłeś. Trzeba było przyjść i powiedzieć że głodny jesteś" po czym tata wyszedł z pokoju. Dodam że dzieciak potrafi pochłonąć za jednym zamachem 1.5 kg jabłek i za pół ha jest znowu głodny. Obiad jadł w szkole złożony z zupy i drugiego, wynosił po nim 6 kromek chleba, które pochłaniał na świetlicy, po czym godzinę później był głodny jak lew.
Zaczęliśmy sie o to kłócić coraz mocniej. Ojciec twierdzi, że ma blokadę przed karaniem synka. Dodam, że ma to wpływ na jego stosunek do moich syn ów, którzy nie mają takich problemów jak jego, każdy ich chwali, ale też mają swoje wady, m.in codzienna walka io sprzątanie. Tak więc partner widzi ogromny problem w tym że nie sprzątają moi, ale jego reakcja na kradzieże swojego jest co najmniej lekka.
W tym momencie sytuacja jest taka, że jego syn wyjechał od nas, on został. Nie wiem co on kombinuje, wstępnie umówiliśmy sie, że pobędzie tam do sierpnia, a my w tym czasie pojdziemy do psychologa by popracować nad naszą relacją i jego stosunkiem do syna.
Niestety, wychodzą fatalne cechy partnera.
Poszliśmy raz do psycholog, przedstawiłam problem, psycholog przyznała, że sytuacja jest ciężka i trudno z takim dzieckiem wytrzymać. Partner się prawie nie odzywał, wręcz próbował bronić małego. Potem poszedł do niej dwa razy sam i po drugim razie wrócił bardzo nastawiony negatywnie do mnie.
Zaczął mi wykrzykiwać, że problem nie tkwi w jego synu, lecz we mnie, że jestem złym człowiekiem, bo wzięłam go z bagażem, wyzywa mnie, że jestem chora i że powinnam nam dać czas i sama wychowywać wszystkich chłopców, bo on jest ojcem, facetem i się do tego nie nadaje. Okazało się, że wg niego problem w naszej relacji to JA a nie jego synek. To moja wina wszystko. Bo powinnam powoli wyprowadzać to dziecko, nie naciskać, powinien się uczyć ile chce, bo i tak nie ma głowy do nauki. Niech mówi jak chce, w końcu się nauczy. Generalnie mówi, że przesadzam, że wymagam za dużo od niego, że dawałm za duże kary (np. nie poszedł na urodziny, bo kłamał w żywe oczy i dopiero po miesiącu dowiedzieliśmy się że ma 3 czytanki do nauczenia i podostawał w pierwszej klasie jedynki). Wczoraj usłyzsałam, że był tramtowany jak pies. Gdy pytam po konkrety, tzn jak, partner kombinuje i nie umie podać odp. W ogóle o niczym nie mówi konkretnie, kluczy i operuje zamiast faktami to swymi odczuciami.
Generalnie on chciałby abym ja sie tym zajęła, ale gdy kilka razy podniosłam głos na jego syna, to widziałam, że był zły, więc przy psychologu powiedziałam, że sytuacja jest niemożliwa, bo nie da się tego dzieciaka tak zostawić, a z kolei on nie garnie się do zwracania uwagi, a gdy ja to robię, to on oczekuje, że to będę robiła łagodnie. Dzieciak pogrywa sobie, manipuluje nim, przyznał, że nie chce żyć z nami, bo ma tu dyscyplinę. Chce wrócić do dziadków z ojcem, bo nikt mu tam nie zwraca uwagi, nikt nie goni do roboty ani nauki, dają jęśc tyle ile chce, może latać po lodówce.
Syn wyjechał wczoraj. Miarka się przebrała 3 dni temu gdy nie było mnie 1.5 ha w domu i partner został sam z trójką. Kupiłam wcześniej chipsy, każdy chłopiec dostał, jego syn miał wziąć je na drugi dzień do szkoły zamiast drugiego śniadania. Gdy wróciłam, okazało się, że dzieciak wyżarł całą paczkę, zjadł też większość chipsów moim synom oraz mnóstwo ich cukierków. Umowa już od dawna, ponieważ ma problemy z tuszą, była taka, że pyta o wszystko., I mnie pyta. Pozwoliłam mu zjeść 2 ciastka i wyszłam. Powiedziałam, ze to wszystko co może zjeść na dzisiaj ze słodyczy. Partner jak zwykle skłamał, że nie ma pojęcia że synek zjadł, przygotował mu ogromną bułę z kiełbasą, mimo że ten aż pękał od słodyczy i chipsów. Przeprowadziłam, rozmowę z dzieckiem, przyznał, że nie zapytał ojca, tylko się schował i szybko pozjadał co mógł. Gdy poprosiłam ojca o reakcję, usłyszałam: "To twoja wina, bo nie powinnaś była kupować w ogóle słodyczy". Wcześniej gdy dowiedzieliśmy się, że dziecko okradało plecaki innych dzieci z bułek, tatuś jedynie porozmawiał chwilę z dzieckiem, nie wymierzył żadnej kary. Wybuchła za to ogromna awantura, że ja wywieram na nim presję, jestem podła i chora, bo żądam aby ukarał go i w ogóle żeby poszedł do szkoły, załatwił sprawę, poprzepraszał dzieic itd. W końcu na moje żądanie przywalił chłopakowi 5 pasów, po czym poleciał do innego pokoju ciągnąć mnie za sobąi wydarł się na mnie, że to przeze mnie. Nie mam pojęcia co, ale on coś wykrzykiwał, że powinnam inaczej załatwiać takie sprawy, nie denerwować się tak itd. Dzieciak na tekst że idzie prezprosić dzieci za kradzieże rozpłynął się cały w uśmiechu i powiedział, że będą mu bili brawo, bo będzie stał na środku i przyzna się do winy, będą go podziwiać jak bohatera. Dla mnie to zgroza i przyznaje że boję sie tego dziecka. Skoro on w wieku 7 lat nie wie że kradzież i kłamswo są złe, wręcz jest dumny ze swojego sprytu, że udało mu sie oszukać nauczycielkę i wszystkich, to co będzie za kilka lat. Zapytałam partnera co zrobi, on powiedział nie wiem. Jak zapytałam co by zrobił jakby syn mni np. zaatakował, to partner odpowiedział, że zrobiłby ark aby nikt nie ucierpiał i że w sumie to nie wie co by zrobił.
Nie wiem co teraz. Na sąmą myśl, że ma wrócić, przchodzą mnie ciarki. Ja do dziecka nawet nic nie mam, bo uważam, że mimo że jest zarozumiały, pewny siebie itd., to jha bym go wychowała, ale nie mogę tolerować tego, że ojciec udaje ze nie widzi problemu i raz mówi, że wie jaki jest okropny, raz że to tylko dziecko.
Czy ta relacja jest skazana na koniec..? :{
Dodam, że zgodził się aby dzieciak wyjechał, ale przed wyjazdem napadł na mnie, że może ja też oddam swoje dzieci teraz i będziemy sobie sami. Zdenerwowałam się bo do pokornych nie należę i wykrzyczałam, że chyba znowu zapomniał czemu jego syn wyjeżdża i że moje dzieci nie są złodziejami i kłamczuchami oraz nikt się na nich nie skąrży. Wyleciał z domu, wrócił i mnie przebłagał.
3 2019-03-31 15:21:42 Ostatnio edytowany przez kejt38 (2019-03-31 15:26:21)
Masz faceta z dzieckiem i inaczej nie może być. Albo to zaakceptujesz, albo musisz się rozstać.
7 latek ma bardzo trudną sytuację, zmarła mu mama, ma niewydolnego wychowawczo ojca, zmienił miejsce zamieszkania, pojawiłaś się ty z 2 dzieci. To wszystko jest ogromnym obciążeniem. Mały rekompensuje sobie braki emocjonalne przez jedzenie. Jest kłamliwy i niesforny aby zwrócić na siebie uwagę.
Oczywiście ty nie musisz ani tego rozumieć, ani prostować. Z drugiej strony jeśli kochasz jego tatę to i więcej zrozumienia powinno pójść w stronę dziecka.
Źle się stało, że po śmierci matki tak szybko mały musiał się oswajać z nową rodziną. Ojciec popełnił wiele błędów. Teraz też popełnia odsyłajac syna...właściwie to gdzie?
Ile już mieszkanie razem? Ile macie miejsca u ciebie w mieszkaniu? Potrafisz zaakceptować obce dziecko u siebie w domu?
To bardzo ważne pytanie. Bo nad chłopcem da się popracować, myślę, że mogą być dobre efekty. Ale to nie na już, wszystko potrwa. Przede wszystkim chłopiec musi czuć się kochany i pewny tego, że tata go nie porzuci.
Możesz rozstać się z facetem, nie możesz go szantażować aby odrzucił własnego syna.
Masz trudną sytuację, ale przecież masz wiele kart w rękawie. Potrzebujesz dużo mądrości i świadomości.
Aaa, jestem w szoku, że wymuszasz na facecie bicie dziecka pasem. Zastanów się jakim jesteś człowiekiem i czy gdyby to były twoje dzieci pod "władzą" innej kobiety to tak samo widziałabyś sytuację?
4 2019-03-31 15:29:21 Ostatnio edytowany przez AleksaKorecka (2019-03-31 15:34:26)
Dziecko wyjechalo do dziadków. Już rok tam był. Ojciec go tam wywiozl po śmierci matki. Sam w tym czasie podobno spłaca długi i poznawal kobiety. Do syna dzwonił codziennie i co dwa msce jeździł do niego. Wiem że dziecko dałoby się wyprowadzić ja naprawdę dużo zdzialalam wszyscy mówią że jestem super matka i dla niego też byłam, nawet psycholog i logopeda powiedziała że tata jest uciekinierem i wycofany jest a ja się tylko dzieckiem i te resuje. Ta relacja jest chora ich. Ja naprawdę próbowałam ale nie może być ze na mnie zawalił wszystko i jeszcze wymaga ode mnie abym się mniej dziećmi swoimi zajęła bo on się mało swoim zajmuje. A ja nie, ja jestem matka bardzo zajęta dziećmi tym. Też zresztą bardzo intensywnie się zajęłam. Niestety zwyczajnie nie dałam. Rady sama z pracą i trójka dzieci w tym jego wybitnie trudne. Gdy prosiłam aby się zajął dzieckiem to usłyszałam. Ze wystarczy aby miał trójki nie musi być prezydentem. Dodam że chłopak ma 7.5 lat, ledwo mówi po polsku, nie umie czytać nie zna wszystkich liter. Nie umie składać zdań, dzieci go nie lubią i się śmieją z niego, nie ma. Kolegów. Jednocześnie chłopak w każdej sytuacji jest niezwykle pewny siebie pcha się wszędzie, zabiera głos choć nikt go nie rozumie ma tupet jak niewielu dorosłych.
5 2019-03-31 15:31:26 Ostatnio edytowany przez AleksaKorecka (2019-03-31 15:36:24)
Co do bicia. To dziecko jest naprawdę bardzo trudne i pewne siebie. Psycholog go oceniła jako cwanego manipulatora na poziomie nastolatka. Powiedziała że praca z nim jest strasznie trudna. Skoro się dziecku mówi coś tysiąc razu przeprowadza się pogadanki, daje kary a ono z uśmiechem na ustach po raz 20 robi to. Samo tylko na większą skalę sądzisz że miałabyś większą cierpliwość? Jego dziadkowie również mówią że wyrośnie pewnie na więźnia, i kazali go łac bo on zwyczajnie nie rozumie co się do niego mówi za pięć minut w ogóle nie pamięta co zrobil źle albo śmieje się z tego. Jest jak młodocianych przestępca. Dziadkowie i ojciec to widzą, Ale w poniedziałek, we wtorek uważają że to zwykle dziecko aż znowu za tydzień nie wywija nowego nimeru
Co do bicia. To dziecko jest naprawdę bardzo trudne i pewne siebie. Psycholog go oceniła jako cwanego manipulatora na poziomie nastolatka. Powiedziała że praca z nim jest strasznie trudna. Skoro się dziecku mówi coś tysiąc razu przeprowadza się pogadanki, daje kary a ono z uśmiechem na ustach po raz 20 robi to. Samo tylko na większą skalę sądzisz że miałabyś większą cierpliwość? Jego dziadkowie również mówią że wyrośnie pewnie na więźnia, i kazali go łac bo on zwyczajnie nie rozumie co się do niego mówi za pięć minut w ogóle nie pamięta co zrobil źle albo śmieje się z tego. Jest jak młodocianych przestępca. Dziadkowie i ojciec to widzą, Ale w poniedziałek, we wtorek uważają że to zwykle dziecko aż znowu za tydzień nie wywija nowego nimeru
Nie powiesz mi ze psycholog tez kazal lac to dziecko. Takim "wychowaniem" pokazujecie mu ze tylko przemoc jest sposobem rozwiazywania problemow i rzeczywiscie dzieki temu ma szanse wyrosnac na niezlego bandziora. Nie slyszeliscie o innych rodzajach kar poza cielesnymi? Karach ktore beda dla niego dolegliwe typu szlaban na cos. I nie mam na mysli prawienia kazan z ktorych dziecko faktycznie nic sobie nie robi.
Dziecko jest ewidentnie zaniedbane. Nie urodzilo sie zle, krnabrne i manipulujace.Tak zostalo wychowane a wlasciwie samo sie wychowalo na miare mozliwosci swoich i opieki dziadkow z doskoku. Postawa ojca w tym wszystkim jest oczywiscie tragiczna jesli jednak go kochasz to pozostaje Ci go zaakceptowac wraz z dobrodziejstwem inwentarza czyli synem. Odsylanie malego do dziadkow jest dokladaniem jeszcze Twojej cegielki do dramatu tego dziecka. Jesli nie stac Cie na postawe akceptacji i checi pomocy to zostaje dac sobie spokoj z tym facetem. Obowiazku byc z nim nie masz i wtedy niech postepuje ze swoim dzieckiem jak chce.
Feniks zdaje sobie sprawę że wunny najbardziej jest mój partner. Bez 2 zdań. Ale ja też nie mogę wziąć na siebie wyć wania tego dziecka bo ono wie że jak ja jestem. To jest fajnie bo ma zasady i jest nam ok ale przychodzi ojciec i dziecko wariuje zamienia się w powtórka. Co do metod karania uwierz mi ze karany był na wszelkie możliwe sposoby nawet psycholog rozkłada ręce ponieważ on się naprawdę niczym nie przejmuje. Doszło do tego że nie ma czym go karać bo on wyrobił w sobie taką hardosc że nie dostanie bajki gry czy urodzin to chwilę poplacze za 10 mi ut się śmieje i olewa to i za dzień robi to samo w sensie co spowodowało karę. Dziecko jest naprawdę trudne ja nie przesadzam bo jest to. Opinia wielu osób w tym dziadków. Dziadkowie i ojciec przyznali że po tych wspólnych kilku miesiącach to dziecko wyszło na ludzi bardziej niż przez 7 lat ale ile w tym było nerwów moich... Ja bym nawet to robiła dalej ale nie na zasadzie braku wdzięczności oraz jeszcze mówienia że co złe to moja wina no bo przecież toja wychowuje. Faceta mu szkoda bo gdyby nie dziecko do którego wychowania się on nie nadaje to byłoby nam fajnie. Oboje jesteśmy po przejściach i bardzo sobie odpowiadamy pod każdym względem. Jedyny problem to jego chora relacja z sy em
8 2019-03-31 16:14:10 Ostatnio edytowany przez AleksaKorecka (2019-03-31 16:19:39)
Przepraszam za literówki pisze szybko z telefonu. Dziecko wyjechało bo ojciec kompletnie nie daje rady a ja pracuje i zajmuje się już dwójka i nie mam zwyczajnie już czasu dbać o 3 krnabrne dziecko które strach puścić do szkoły. Dziecko kradnie z lodówki, zakrada się, ma oczy wokół głowy, maluję coś a jednocześnie widzi ile pieniędzy ja mam gdzie liczę je odwrócona bokiem to jest przerażające. Wiem że to nie jego wina bo musiał liczyć na siebie te lata ale nie wiem czy jest jeszcze jakąkolwiek dla niego szansa przy dalszym jego chowie bez kar i konsekwencji a ewidentnie taki styl przybrał ojciec i dziadkowie którzy kupują co chce tak samo i jeszcze mówią że powinien jeść ile chce choć ma 10 kg nadwagi stwierdzone na bilansie, problemy ze sportem, zadyszke it dzieci przeżywają go gruba świnia a oni tak się nie przejmuje bo dziadki i tata mówią że jest najlepszy na świecie. Nieważne że logopeda załamuje ręce, pani nauczycielka próbowała się przez 3 dni dodzwonić aby uzyskać reakcje na temat okradzionych dzieci, psycholog mówi że dziecko jest trudne, dla nich to ostatni siódmy cud świata i juz
9 2019-03-31 16:22:30 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2019-03-31 16:23:54)
Przepraszam za literówki pisze szybko z telefonu
To w tej sytuacji zostaje moim zdaniem odpuscic sobie tego faceta. Jesli jak mowisz on nie wspiera Cie nawet w wychowywaniu JEGO wlasnego dziecka tylko rzuca klody pod nogi to nic z tego nie bedzie. Albo on bedzie Ci ciosal kolki na glowie ze pozbyl sie przez Ciebie swojego dziecka albo Ty sie wykonczysz psychicznie probujac wykonac doslownie syzyfową pracę. Przy okazji ucierpia Twoje dzieci bo pewnie mlody partnera juz dal im niezle w kosc i nie bardzo chca z nim zyc ponownie pod jednym dachem szczegolnie na dotychczasowych zasadach.
Sytuacje postaram sie opisać krótko, licząc na spojrzenie "z boku". Otóż, ja mam 2 dzieci, on 1 ( w wieku 7 lat, tak samo jak mój starszy syn), jego żona zmarła i 4 msce po jej śmierci zaczął już szukać kogoś nowego. Mnie spotkał prawie rok po śmierci żony, 10 lat starszej od niego. Zamieszkaliśmy razem po pół roku znajomości, bo mieszkaliśmy daleko od siebie i dojazdy były trudne.
Sytuacja była taka - przyjechali i na początku nie szukał pracy. Siedział w domu, gotował, sprzątał i zajmował się swoim dzieckiem. Zaczęły się o to kłótnie, bo tej pracy nie szukał, chociaż taka była umowa. Dodam, że z powodu śmierci żony podobvno się zadłużyli, ma w sumie 10 tys długu, 6 tysięcy pożyczyli mu rodzice i spłacamy to wspólnie co miesiąc po 150 zł.
(...) Dziecko jest skrajnie zaniedbane, w wieku 7 lat mówi koszmarnie, wymaga intensywnej opieki logopedycznej, logopeda załamała ręce. Dziecko nie umiało liczyć do 10, nie ma pojęcia o wielu rzeczach, np. co to pomarańcze. Jednocześnie dzieciak jest koszmarnie zaprawiony do życia, bardzo sprytny, wszędzie wlezie, nikogo się nie wstydzi, na pierwszym spotkaniu klepał mnie po tyłku do mojej matki mówił siema.
Rządził ojcem od samego początku (...)
Ani razu nie została mu zwrócona uwaga, nigdy. Gdziekolwiek nie byliśmy razem, ojciec kupował mu wszystko, na wszystko pozwalał. (...)
ojciec widząc moją zdecydowaną reakcję, sprał go. (...)
Ale rozstanie nastąpi z powodu siedmiolatka, nie z powodu zachowań jego ojca. Bo to dziecko spowodowało, że jest skrajnie zaniedbanym, że nie umie poprawnie mówić, it.d. Hm... .
(...) Dziecko nie ma głębszych uczuć do nikogo. Nie przywiązuje się do ludzi, wszystkich traktuje jako źródło zapewnienia mu korzyscie, sam przyznał, że gdyby miał dobre jedzenie to chętnie zamieszkałby sam bez ojca i kogokolwiek. Oby dobrze karmili. (...)
Pomyślmy.
Nic nie wiadomo o czasie do śmierci matki dziecka. Po jej śmierci dziecko zostało wywiezione z rodzinnego domu do dziadków, nie tylko dotknęła go śmierć bliskiej osoby, ale też zmienił mu się cały świat: mieszkanie, dorośli, otoczenie, koledzy, it.d. Cóż... Przecież powinien zrozumieć swą sytuację i być stabilnym emocjonalnie.
Na koniec:
(...) W końcu na moje żądanie przywalił chłopakowi 5 pasów(...)
Na pewno metodą na zlikwidowanie przemocy dziecka jest przemoc zastosowana wobec niego przez dorosłego.
Feniks, tak ja wiem ze tylko są takie dwie możliwość i tomnie martwi bo gdy wreszcie spotkałam fajnego faceta z którym się dogadujemy i chcemy żyć to musi być coś. To jest dla mnie osobista tragedia ale zwyczajnie mimo że mam wykształcenie pedagogiczne mam. Dobrze wychowane dzieci daje rade sobie dobrze w życiu, tak to dziecko mogłabym wychować jedynie przy 100%powierzeniu mi jego i 100%wsparciu a nie w momencie gdy coś się dzieje golabkowi to ojciec się wyłącza, ja muszę świecić oczami, wyznaczać kary a on jedynie na koniec stwierdzi że to dlatego że ja źle go wychowałam absolutnie nie jest to wina dziecka. Już wczoraj usłyszałam że to że wyjechał to kara ode mnie dla dziecka i dla niego bo musi być bez niego. Jednocześnie odesłał go aby był że mną gdzie mnie zna tylko rok nic z tego nie rozumiem. Kogo on w końcu kocha? Mnie bo gotów dla mnie nawet dziecko oddać czy jego bo pozwala aby mnie zadreczal i świat cały żeby tylko mu uczuć nie zranić krytyka. Czy tu potrzebna terapia ojca czy co, nie mam. Pojęcia... Czemu mam takiego pecha, jest tyle fajnych dzieci ja musiałam trafić akurat na takiego dzieciaka
Wieloktopek, ale zrozum proszę że ja próbowałam to dziecko wyprowadzić. Moje dzieci i ja przyjęliśmy go pod swój dach miał pokój, rzeczy itd. Zapisałam go do psychologa logopedy, na basen. Zero wdzięczności zero od tego dziecka. No sorry nie mów mi że to typowe dla każdego dziecka które coś przeżyło aby za dobre serce odwdzięczyć się kradziezami, klepaniem po tyłku, złością, krzykami że się nie będzie uczyć żeby mu kupować itd. Znam wiele dzieci które przeżyły coś i raczej są one zaleknione a nie jest tak że tragedia ich tak zhardzila. Dziecko było pod skrzydłami dziadków. Kolegów nie miało żadnych nigdy jest wychowywane od małego w zamkniętym środowisku rodzinnym gdzie jest bezkrytycznie uwielbiane gdzie podsuwa sid mu coraz nowe dania, gdzie wszyscy mówią że mówi pięknie chociaż np mówi: "chce chodzi do tualety tera". Ja nie mówię że to wina dzieciaka ale faktem jest że to nie ma teraz znaczenia bo jest jaki jest i ja mam prawo spodziewać się że jeśli jego ojciec chce ze mną być to conajmniej pozwoli mi zupełnie się nim zająć a nie gdzie nauczyłam dzieciaka proszę dziękuję przepuszcza w drzwiach i jako tako mówić to jeszcze słyszę że to ciągle za mało to powinnam jeszcze go tulic codziennie i całować bo mam mu mamusie zastąpić czego nawet on nie umie i dziadkowie. Ja lubię dzieci i ciągnie mnie do nich ale od tego dziecka odpycha każdego. Gdy spotykasz dziecko które straciło mamę i myślisz że jest to takie biedny mały gołąbek a widzisz małego cwaniak w czarnych okularach który odpycha cię z siedzenia z przodu sądowi tam grube dupsko potem mówi że nie tak on jadą i że za mało po czym klepie cię po tyłku mówiąc dziewczyno to sorry ale jakoś moje uczucia zbyt opiekuńcze i miłe nie sa
Naprawdę jesteś pedagogiem?
Uważasz, że siedmioletnie dziecko powinno być wdzięczne dorosłym?
Nie wiesz na czym polega odreagowanie uczuć po tak traumatycznych przeżyciach?
Nie wiesz na czym polega sprawdzanie granic przez dziecko i badanie "czy mnie kochają/lubią"?
Naprawdę jesteś pedagogiem?
Przede wszystkim nie to dziecko jest winne temu, że Wasza relacja się wali.
Oboje się nie nadajecie na rodziców - bicie pasem siedmiolatka, bo kradnie jedzenie...?! Chore.
Ten chłopiec wiele przeżył, powinien być pod stałą opieką psychiatry dziecięcego, ale również mieć zrobiony komplet badań. Nie zastanawiało się żadne z Was nigdy, dlaczego tyle je?
Szkoda słów, ogólnie żal mi bardzo tego chłopca.
Autorko może nie jesteś złą osobą ale od tego chłopca którego nie kochasz i nie rozumiesz nie współczujesz bo nie musisz nie chcesz i nie potrafisz trzymaj się z daleka szkodzisz mu jeszcze bardziej osądzasz go okrutnie negatywnie oceniasz skreśliłaś go to nie ma szansy
żebyś zrobiła coś dobrego w jego życiu nie nadajesz się dla niego zostaw go w spokoju i zajmij się sobą tak będzie lepiej.
To zadanie zawalisz na całego za trudne to dla Ciebie nie udawaj życzliwości i szczerych chęci bo co innego bije z Twoich postów zaborczość ten chłopiec Ci przeszkadza straszliwa niechęć jest chyba w Tobie .Klęska dorosłej kobiety zdarza się.
On jest dokładnie taki jaki być powinien w jego sytuacji poszukaj w sobie nie w nim Ty masz swój problem on swój tylko on ma znacznie mniej możliwości niż Ty .
Niestety, ale problem leży w tobie, ty chcesz mieć faceta dla siebie- rozumiem cię, ale to prosta droga do nieszczęścia.
Gdybyś umiała, być może zyskałabyś syna, ale nie umiesz i nie jest to twoją winą.
Ojciec zachowuje się niekonsekwentnie bo ma ogromne poczucie winy i słusznie.
Cały twój post jest cholernie przygnębiający.
Akurat wiem co to znaczy trudne dziecko, wiem ile pracy trzeba włożyć aby zobaczyć efekty. Ale pamiętaj, że za braki odpowiedzialni są opiekunowie- zawsze.
Współczuję ci, ciężka przed tobą decyzja.
Twoi synowie akceptują chłopca?
Kejt moje dzieci są bardzo dobre, przyjęły go, płaczą za nim, on pojechał i się cieszył. Teraz że wyjeżdża bo będzie mógł jeść ile chce i rządzić dziadkami. Moi chłopcy zdecydowanie bardziej się przywiązany do niego. Dziadkowie właśnie dzwonili i powiedzieli że chyla głowy przede mną za to co zrobiłam z tego dziecka są zachwyceni i dziękują.
Dziadkowie właśnie dzwonili i powiedzieli że chyla głowy przede mną za to co zrobiłam z tego dziecka są zachwyceni i dziękują.
Na pewno. Szczególnie z tego lania pasem powinnaś być dumna.
Biedne dziecko jeśli kiedykolwiek otrzyma prawdziwe wsparcie, to i tak czekają go lata terapii po tym, co funduje mu jego biologiczny ojciec i teraz Ty
Na razie to ma zero wsparcia w poradzeniu sobie z żałobą, jest porzucony przez ojca, który nie wie (nie chce) się nim zająć (może sam jeszcze nie poradził sobie ze stratą), a teraz wpadł w środowisko, gdzie jakaś obca kobieta jawnie przekonuje ojca do przemocy fizycznej na dziecku.
To dziecko nie jest "straszne", jest zaniedbane przez strasznych dorosłych.
Co do bicia. To dziecko jest naprawdę bardzo trudne i pewne siebie. Psycholog go oceniła jako cwanego manipulatora na poziomie nastolatka. Powiedziała że praca z nim jest strasznie trudna.
Dziewczyno nic nie zrobisz. Dziecku jedynie co mogłoby pomóc to twardy i konsekwentny reżim wychowawczy.
W twojej sytuacji jest to niemożliwe. Będziesz się miotać pomiędzy facetem, jego dzieckiem i swoimi pociechami.
A im jego dziecko będzie starsze, tym będzie gorzej....bo wyrośnie z niego taki Januszek. Dziś cię klepie po pupie, za parę lat będzie to w twarz.
Z bólem serca, ale zalecałbym rozstanie. Zwłaszcza, że facet jest też nieuporządkowany życiowo. Myśl o swoich dzieciach bo ta sytuacja też się na nich odbija.
P.S. U moich znajomych jedno z ich dzieci też miało problem z obżarstwem. Nic nie pomagało, psycholog, zamykanie lodówki na klucz, pilnowanie......I była to normalna, dobrze sytuowana rodzina. Póki go pilnowali, to jeszcze było ok. Jak skończył studia i poszedł na swoje, to dziś waży 180 kg i ledwo wchodzi na drugie piętro.....
Ja pominawszy "metody" wychowawcze polegajace na biciu nie rozumiem jeszcze jednego. Co Ciebie Autorko konkretnie pociaga w tym facecie. Bo z tego co piszesz to on:
-nie umie zadbac o swoje dziecko
-nie przeraza go ze syn jest zaniedbany i nie umie sie wyslowic ani zachowac. Czy on sam umie sklecic poprawne gramatycznie zdanie?
-nie garnie sie do roboty, dopiero awantura zmusilas go do szukania pracy a przeciez przyjechal mieszkac do Ciebie bez grosza, a wrecz z dlugami, ktore jeszcze mu pomagasz splacac.
Innymi slowy to jakis nieogarniety zyciowo facet, ktory swoje problemy i zobowiazania przerzuca na innych. Rodzice i Ty macie mu spacic dlugi i wychowac dziecko bo "on jako facet sie do tego nie nadaje". A do czego sie nadaje? Do bycia uwieszonym na ramieniu kobiety ktora go bedzie holowac (dlatego zaraz po smierci zony zaczal rajd poszukiwawczy). Odpowiedz prosze co Ci daje ta relacja. Bo serio nie pojmuje.
Biedne dziecko
jeśli kiedykolwiek otrzyma prawdziwe wsparcie, to i tak czekają go lata terapii po tym, co funduje mu jego biologiczny ojciec i teraz Ty
Na razie to ma zero wsparcia w poradzeniu sobie z żałobą, jest porzucony przez ojca, który nie wie (nie chce) się nim zająć (może sam jeszcze nie poradził sobie ze stratą), a teraz wpadł w środowisko, gdzie jakaś obca kobieta jawnie przekonuje ojca do przemocy fizycznej na dziecku.
To dziecko nie jest "straszne", jest zaniedbane przez strasznych dorosłych.
Podziwiam ludzi, którzy z niezachwianą pewnością za wszystko obwiniają rodziców. Zwłaszcza nie znając całokształtu faktów, przyczyn czy wyników badań dziecka.
A są dzieci trudne, bardzo trudne czy z zaburzeniami psychicznymi......których po prostu nie da się wychowywać w tradycyjny sposób. Mimo najlepszych chęci rodziców (abstrahuje od postu autorki).
A są dzieci trudne, bardzo trudne czy z zaburzeniami psychicznymi......których po prostu nie da się wychowywać w tradycyjny sposób. Mimo najlepszych chęci rodziców (abstrahuje od postu autorki).
To wtedy się idzie z takim dzieckiem do specjalisty, diagnozuje i leczy te zaburzenia, a nie leje go pasem.
Monoceros napisał/a:Biedne dziecko
jeśli kiedykolwiek otrzyma prawdziwe wsparcie, to i tak czekają go lata terapii po tym, co funduje mu jego biologiczny ojciec i teraz Ty
Na razie to ma zero wsparcia w poradzeniu sobie z żałobą, jest porzucony przez ojca, który nie wie (nie chce) się nim zająć (może sam jeszcze nie poradził sobie ze stratą), a teraz wpadł w środowisko, gdzie jakaś obca kobieta jawnie przekonuje ojca do przemocy fizycznej na dziecku.
To dziecko nie jest "straszne", jest zaniedbane przez strasznych dorosłych.
Podziwiam ludzi, którzy z niezachwianą pewnością za wszystko obwiniają rodziców. Zwłaszcza nie znając całokształtu faktów, przyczyn czy wyników badań dziecka.
A są dzieci trudne, bardzo trudne czy z zaburzeniami psychicznymi......których po prostu nie da się wychowywać w tradycyjny sposób. Mimo najlepszych chęci rodziców (abstrahuje od postu autorki).
ja się wyrażam wyłącznie o tym dziecku w tej sytuacji tak zakreślonej przez autorkę. Sama pracuję z dziećmi i widzę, że przemożny wpływ na rozwój człowieka ma jego relacja z rodzicami i cokolwiek ludzie chcą mówić o innych kwestiach (geny, środowisko zewnętrzne, sytuacja materialna, wpływ internetu), relacje z rodzicami to główny czynnik, który albo Ci życie ułatwi albo utrudni. To są fakty.
zwyczajny gość napisał/a:A są dzieci trudne, bardzo trudne czy z zaburzeniami psychicznymi......których po prostu nie da się wychowywać w tradycyjny sposób. Mimo najlepszych chęci rodziców (abstrahuje od postu autorki).
To wtedy się idzie z takim dzieckiem do specjalisty, diagnozuje i leczy te zaburzenia, a nie leje go pasem.
Taaa idziesz do specjalisty, on diagnozuje i leczy i uzdrawia dziecko
Tak to tylko w serialach.....
P.S. Życie jest znacznie bardziej skomplikowane.
26 2019-03-31 19:47:29 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2019-03-31 19:47:56)
santapietruszka napisał/a:zwyczajny gość napisał/a:A są dzieci trudne, bardzo trudne czy z zaburzeniami psychicznymi......których po prostu nie da się wychowywać w tradycyjny sposób. Mimo najlepszych chęci rodziców (abstrahuje od postu autorki).
To wtedy się idzie z takim dzieckiem do specjalisty, diagnozuje i leczy te zaburzenia, a nie leje go pasem.
Taaa idziesz do specjalisty, on diagnozuje i leczy i uzdrawia dziecko
Tak to tylko w serialach.....P.S. Życie jest znacznie bardziej skomplikowane.
Co Ty nie powiesz. Mam dziecko z autyzmem, więc wiem, o czym mówię. Nie leję go pasem. Są metody wychowawcze dla takich dzieci.
Monoceros napisał/a:Biedne dziecko
jeśli kiedykolwiek otrzyma prawdziwe wsparcie, to i tak czekają go lata terapii po tym, co funduje mu jego biologiczny ojciec i teraz Ty
Na razie to ma zero wsparcia w poradzeniu sobie z żałobą, jest porzucony przez ojca, który nie wie (nie chce) się nim zająć (może sam jeszcze nie poradził sobie ze stratą), a teraz wpadł w środowisko, gdzie jakaś obca kobieta jawnie przekonuje ojca do przemocy fizycznej na dziecku.
To dziecko nie jest "straszne", jest zaniedbane przez strasznych dorosłych.
Podziwiam ludzi, którzy z niezachwianą pewnością za wszystko obwiniają rodziców. Zwłaszcza nie znając całokształtu faktów, przyczyn czy wyników badań dziecka.
A są dzieci trudne, bardzo trudne czy z zaburzeniami psychicznymi......których po prostu nie da się wychowywać w tradycyjny sposób. Mimo najlepszych chęci rodziców (abstrahuje od postu autorki).
Jestem matką takiego właśnie „trudnego dziecka”.
Dobry rodzic szuka pomocy dla dziecka. Idzie do psychiatry i pozwala mu zdiagnozować dziecko. Następnie realizuje zalecenia specjalisty - a nie leje dziecko pasem i jak już mu się znudzi, to pozbywa się go, jak jakiegoś zbędnego balastu.
Ten chłopiec ma prawdopodobnie jakieś zaburzenia, które trzeba zdiagnozować, a następnie leczyć. Kto ma to zrobić, jak nie ojciec (bo matki już nie ma)? I co to w ogóle za ojciec, który obcej kobiecie daje się namówić na stosowanie przemocy na własnym synu? I jeszcze te komentarze pochwalne w kierunku Autorki, która tak naprawdę dla dziecka nie zrobiła nic... WSTYD.
santapietruszka napisał/a:zwyczajny gość napisał/a:A są dzieci trudne, bardzo trudne czy z zaburzeniami psychicznymi......których po prostu nie da się wychowywać w tradycyjny sposób. Mimo najlepszych chęci rodziców (abstrahuje od postu autorki).
To wtedy się idzie z takim dzieckiem do specjalisty, diagnozuje i leczy te zaburzenia, a nie leje go pasem.
Taaa idziesz do specjalisty, on diagnozuje i leczy i uzdrawia dziecko
Tak to tylko w serialach.....P.S. Życie jest znacznie bardziej skomplikowane.
Widać, że nie miałeś do czynienia z dzieckiem niepełnosprawnym...
Poprawna diagnoza UMOŻLIWIA leczenie dziecka. Wczesne wspomaganie rozwoju, terapie, dodatkowe zajęcia, rehabilitacja.
Co bardziej pomoże, to, co podałam jako przykład wyżej, czy lanie pasem, które jest jednocześnie przestępstwem?
Już wczoraj usłyszałam że to że wyjechał to kara ode mnie dla dziecka i dla niego bo musi być bez niego. Jednocześnie odesłał go aby był że mną gdzie mnie zna tylko rok nic z tego nie rozumiem. Kogo on w końcu kocha? Mnie bo gotów dla mnie nawet dziecko oddać czy jego bo pozwala aby mnie zadreczal i świat cały żeby tylko mu uczuć nie zranić krytyka. Czy tu potrzebna terapia ojca czy co, nie mam. Pojęcia... Czemu mam takiego pecha, jest tyle fajnych dzieci ja musiałam trafić akurat na takiego dzieciaka
Przede wszystkim trafiłaś na wygodnego, niewydarzonego i nieodpowiedzialnego partnera. Dlaczego z Tobą jest, a nawet zgodził się po raz kolejny odesłać syna do dziadków?
Może dlatego, że go utrzymujesz i spłacasz jego długi, bo on nie pracuje?...a do tego podjęłaś się, choć nieumiejętnie, zdjęcia z jego barków ciężaru wychowawczego?
Wybacz, ale Twoje postępowanie trąci desperacją, dla chłopa zburzyłaś spokój swojego życia, a także spokój własnych dzieci.
Chyba nie sądzisz, że sytuacja (nie jednorazowa), gdy obok w pokoju syn partnera dostaje baty, a po chwili kłócicie się, nie odbija się negatywnie na psychice Twoich dzieci. Poświęcasz swój czas pasierbowi (i to nie mało), odbierając go tym samym własnym dzieciom i to wszystko w celu bycia w związku z niewydolnym wychowawczo, ale też życiowo, mężczyzną.
Nie zastanowiło Cię to, dlaczego on tuż po śmierci żony ruszył na poszukiwanie nowej partnerki pozbywając się bez skrupułów osieroconego przez matkę syna?
Szukał naiwnej i znalazł ją w Twojej osobie.
Myślę, że nie miłość nim kieruje, tylko interes i wygoda.
Ten chłopiec ma prawdopodobnie jakieś zaburzenia, które trzeba zdiagnozować, a następnie leczyć. Kto ma to zrobić, jak nie ojciec (bo matki już nie ma)? I co to w ogóle za ojciec, który obcej kobiecie daje się namówić na stosowanie przemocy na własnym synu? I jeszcze te komentarze pochwalne w kierunku Autorki, która tak naprawdę dla dziecka nie zrobiła nic... WSTYD.
Też miałem sporo do czynienia z trudnymi dziećmi.....i mam bardzo złe zdanie na temat diagnozowania, leczenia czy o całym systemie pomocy rodzinie. Najczęściej wszystko się sprowadza do oskarżenia rodziców i wychowawców.
Panuje powszechne spychotechnika i udzielanie "dobrych rad", najczęściej chybionych.
Rodzice są zwykle pozostawieni sami sobie.....krzyk jest dopiero jak coś się stanie.
Bo nie ma specjalistów, nie ma ludzi chcących pomagać. Zwłaszcza, że nie ma dwóch takich samych zaburzeń i nie da się często zdiagnozować przyczyny i zastosować leczenia. Tak to już z psychiką jest.
Co do autorki to jej facet sam ma problemy a wymagamy od niego racjonalnego postępowania. Z tego co pisze autorka to dzieciak już taki jest, i wątpię by jakieś leczenie pomogło. Jedynie trzymanie twardego reżimu wychowawczego i konsekwencja postępowania. Tylko kto to ma robić? Autorka utrzymująca dom i mająca swoja dwójkę do wychowania?
I co gorsze przy sprzeciwie ojca.
Naskoczylisci na autorkę całkiem niezasłużenie.
31 2019-03-31 21:15:38 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-03-31 21:28:47)
To wydarzyło się kilkanaście lat temu. Mialam wtedy koleżankę nauczycielkę, która zaczęła pracę w wiejskiej szkole podstawowej, ale ponad połowa uczniów tej szkoły, to były dzieci z miejscowego domu dziecka, pozostałe to dzieci z wioski. Koleżanka bardzo przeżywała to, że będzie pracowała w takiej szkole i oczywiście najbardziej poruszało ja to, że będą tam dzieci z domu dziecka. Jakież ona sobie plany snuła odnośnie wychowywania tych dzieci, a jakie miała poglądy na temat tych dzieci, bił od niej entuzjazm i optymizm. Wyobrażała sobie te biedne dzieci, zahukane, niekochane, nieszczęśliwe i marzyła o tym, by chociaż w części wynagrodzić im podłe życie.
Nadszedł pierwszy dzień jej pracy. Wróciła zdruzgotana i przerażona. Kolejne dni były jeszcze gorsze, bo miała lekcje w starszych klasach, w siódmej i ósmej. Opowiadała o tych dzieciach i to był po prostu koszmar. Dzieci były chamskie, wulgarne, krzykliwe, złośliwe, robiły dokładnie to, co chciały, pyskowaly, rzucały zeszytami i książkami po klasie, biły się i kłóciły na lekcjach, nie chciały się uczyć , naprawdę to co ona nam opowiadała w głowie się nie mieściło. Dzieciak z zerówki chwalil się, że od trzech dni nie pali. Koleżanka była załamana. Jest wcześniejsze wyobrażenia o pracy w tej szkole miały się nijak do rzeczywistości.
Wszystkie te dzieci były sierotami społecznymi, miały patologicznych rodziców. Były tak sprytne i obrotne życiowo, że niejeden dorosły mógłby uczyć się od nich życia. Niektóre były bardzo zdolne np cyganiaki bystre z matematyki, naprawdę bystre
Te dzieci nie baly się niczego ani nikogo, mogłyby sprzedać was tu wszystkich, a wy nie wiedzielibyście nawet kiedy komu i za ile. To były takie dzikie zwierzątka. Rozwalały wszystkie lekcje, szczególnie tym nauczycielom, których nie lubiły.
Ta szkoła była specyficzna, bo ta sama klasa potrafiła zachowywać się super u jednego nauczyciela, a i drugiego robiła porute i co było też bardzo dziwne w tej szkole, to fakt, że dzieci z wioski zachowywały się na lekcjach bardzo dobrze, uczyły się i były grzeczne, po klasie lataly zeszytu, bluzgi, ci z domu z dziecka chodzili po klasie, czasem się byli, a te z wioski jak gdyby nigdy nic siedzialy spokojnie i uczyły się.
Dyscyplinę na lekcjach mieli tylko tacy nauczyciele, ktorzy postępowali konsekwentnie, nie bali się tych z domów dziecka, stosowali kary, czasem wyprowadzano ucznia w zaciszne miejsce i dostawał łomot, od razu wracał mądrzejszy. Natomiast ci nauczyciele, którzy naczytali się durnych książek, różnych poradników oni nie byli w stanie prowadzić swoich lekcji w żadnej że swoich klas.
Ja jestem zwolenniczką dyscypliny, stawiania twardych warunków i nie ustępowania nawet na krok.
Są dzieci, na które wystarczy tylko wymownie spojrzeć i one już wiedzą, że robią coś niewłaściwego. Sa takie, którym wystarczy zwrócić uwagę i dziecko od razu stara się zmienić swoje zachowanie. Sa jednak i takie, na które trzeba głośno ryknac i one dopiero łapią, że żarty się skończyły, a bywają i takie, którym należy przetrzepac doopsko i dopiero wtedy coś do nich dociera.
Dzieci bywają różne.
Ty autorko trafiłaś na ekstremalnie trudne dziecko, bo ten chłopiec jest nie tylko nieznośny, ale nie daje się go nawet lubić. Bo niektóre rozrabiaki mają coś takiego w sobie, że da się ich lubić, a na niektórych patrzeć nie można bez niecheci.
Ja ciebie rozumiem.
Właśnie Pan tatuś dał niezły popis. Wywiozl wczoraj synka do dziadków a jemu puściły wszelkie hamulce i wziął się ostro za karcenie... Moich dzieci. Conajmniej trzy razy w ciągu godziny mający blokady przed ktytykowaniem swojego syneczka partner zwrócił uwagę moim. Dzieciom. Usłyszałam że jestem nikim a jego synek zebrał pochwały od dziadków bo zwyczajnie jest super dzieckiem i po prostu to pokazał moja zasługa jest żadną. Smutne to jak mnie wykorzystał jako nianke. Usłyszałam że złapie go każda kobieta nawet z takim dzieckiem. Także temat nieaktualny.
No i dobrze, niech bierze dzieciaka i spada z twojego domu, z twojego życia i niech szuka kolejnej kobiety, w końcu ma wprawę w szukaniu.
Ciesz się, że pozbyłes się kłopotów.
Właśnie Pan tatuś dał niezły popis. Wywiozl wczoraj synka do dziadków a jemu puściły wszelkie hamulce i wziął się ostro za karcenie... Moich dzieci. Conajmniej trzy razy w ciągu godziny mający blokady przed ktytykowaniem swojego syneczka partner zwrócił uwagę moim. Dzieciom. Usłyszałam że jestem nikim a jego synek zebrał pochwały od dziadków bo zwyczajnie jest super dzieckiem i po prostu to pokazał moja zasługa jest żadną. Smutne to jak mnie wykorzystał jako nianke. Usłyszałam że złapie go każda kobieta nawet z takim dzieckiem. Także temat nieaktualny.
Tez wlasnie dlatego pytalam w ostatnim ze swoich postow co Ty widzisz w tym facecie. Mam nadzieje, ze obraz jego osoby wystarczajaco Ci sie rozjasnil.
Cyngli napisał/a:Ten chłopiec ma prawdopodobnie jakieś zaburzenia, które trzeba zdiagnozować, a następnie leczyć. Kto ma to zrobić, jak nie ojciec (bo matki już nie ma)? I co to w ogóle za ojciec, który obcej kobiecie daje się namówić na stosowanie przemocy na własnym synu? I jeszcze te komentarze pochwalne w kierunku Autorki, która tak naprawdę dla dziecka nie zrobiła nic... WSTYD.
Też miałem sporo do czynienia z trudnymi dziećmi.....i mam bardzo złe zdanie na temat diagnozowania, leczenia czy o całym systemie pomocy rodzinie. Najczęściej wszystko się sprowadza do oskarżenia rodziców i wychowawców.
Panuje powszechne spychotechnika i udzielanie "dobrych rad", najczęściej chybionych.
Rodzice są zwykle pozostawieni sami sobie.....krzyk jest dopiero jak coś się stanie.
Bo nie ma specjalistów, nie ma ludzi chcących pomagać. Zwłaszcza, że nie ma dwóch takich samych zaburzeń i nie da się często zdiagnozować przyczyny i zastosować leczenia. Tak to już z psychiką jest.Co do autorki to jej facet sam ma problemy a wymagamy od niego racjonalnego postępowania. Z tego co pisze autorka to dzieciak już taki jest, i wątpię by jakieś leczenie pomogło. Jedynie trzymanie twardego reżimu wychowawczego i konsekwencja postępowania. Tylko kto to ma robić? Autorka utrzymująca dom i mająca swoja dwójkę do wychowania?
I co gorsze przy sprzeciwie ojca.
Naskoczylisci na autorkę całkiem niezasłużenie.
Mądry rodzic nie czeka „aż coś się stanie”, tylko obserwuje swoje dziecko i zapobiega. Oczywiście, są wypadki losowe, ale nie w przypadku syna partnera Autorki.
Całe szczęście, że miliardy rodziców nie mówią sobie „no trudno, mój dzieciak już taki jest”, bo inaczej dzieci niepełnosprawne by nie robiły żadnych postępów.
Jesteś lekarzem, że twierdzisz, że żadne leczenie nie pomoże? Nie słyszałeś o zaburzeniach odżywiania u dzieci? Masakra, sorry. Najlepiej spisać na straty...
I sorry, ale bicie pasem to jest zwyczajna przemoc fizyczna i za coś takiego się idzie siedzieć. Ja przemocy przyklaskiwać nie będę.
Dziękuję kilku osobom przy których postach się popłakałam bo wreszcie mnie ktoś zrozumiał. Uwierzcie mi że ja jmoje dzieci otworzyliśmy przed nimi serca. Przez 4 miesiące płaciłam za nas wszystkich bo oni mieli długi, bo trzeba im pomóc bo mały stracił matkę. Co dostałam? Na koniec słowa że jestem obrzydliwa ohydna bo nie zwracam uwagi swoim. Dzieciom (!!!!) które są bardzo grzeczne wrażliwe, płaczą i pytają mnie jak pomagać bezdomnym, pokochały partnera i płaczą teraz że się rozstanie y. Właśnie mi wykrzyczal że on doskonale wie jka ma. Wychowywać dziecko i że idealne być nie musi najważniejsze że dla niego jest idealne. A ja albo mam siedzieć cicho i się zająć swoimi albo on ma na peczki kobiet. A to dziecko to uwierzcie mi że się starałam, moja matka też. Codziennie rano specjalnie wstawalismy wcześniej aby prowadzić dziecko do szkoły, to ja przygotowywała go do lekcji, bo tatuś nawet nie zapytał czy ma. Odrobinę lekcje, sprawdzał tylko czy wystarczająco jest nakarmiony. Do logopedy chodziłam ja z dzieckiem zwalniają się z pracy, tatuś poszedł raz i po tej wizycie logopeda zrezygnowała mówiąc że ojca kompletnie nie obchodzi praca z synem który jest koszmarnie zaniedbany. Więc do którejś z Pan piszących tutaj- ja nie zrobiłam. Nic????? To dziecko nie wiedziało co to znaczy przepraszam, nie wiedziało co to jest kiwi, nie umiał liczyć do 10 do tej pory nie zna kolorów a ma. Dokładnie 7 lat i 5 miesięcy. Tatusia to nie obchodzi. Odjeżdżając poprosił łagodnie synka aby zechciał być grzeczny i aby uczył się "tyle ile. Da radę". Dodam że każda nauka przez 5 mscy była okupjona moimi nerwami przekonywaniem i proszę niem. Ze namowilam do bicia??? Ciekawe czy wy byście wytrzymały gdyby po raz drugi z rzędu dzieciak ważący 10 kg więcej niż wasz, zwalisty i potężny, uderzył waszego tak że krew leciała strumieniem i jeszcze kwiczal na pół. Miasta wzywając go za to że nie chciał mu zabawki swojej oddać a tatuś stał obok. I ciekawe jakie metody mialybyscie gdybyście odkryły przypadkiem że dziecko Prez 2 tygodnie codziennie zakradalo się podczas przerw do zamkniętej zwykle sali sprawdzali wszystkie plecaki i wybierał najlepsze kaski, po tym jak rozmów na ten temat było min 30, w tym jedna czy dwie godzinne zakończone umowa że nie będzie tego robił, podał wszystkim ręce i obiecał że będziemy tworzyć uczciwa rodzinę. Po czym przez bite tygodnie latał po szkole opowiadając że jest glodzony w domu i zebrał za jedzeniem. Dzieciak codziennie dostawał najlepsza owsianke z płatków jaglanych, pełen talerz, owoce do szkoły, o 12 miał suty obiad z zupy i drugiego, zupae dokłada. Sobie i zabierał stamtąd kilka kromek chleba
37 2019-03-31 21:48:29 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2019-03-31 21:49:47)
Czemu masz pretensje do dziecka o to, ze ma takiego ojca? To nie jego wina. Zamiast brać pierwsze lepsze portki do domu, następnym razem pomyśl po prostu.
A dziecka i tak szkoda. Ale może trafi na kogoś, kto do niego wyciągnie rękę i serce tak naprawdę, nie na pokaz.
38 2019-03-31 21:53:21 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2019-03-31 21:54:59)
Czemu masz pretensje do dziecka o to, ze ma takiego ojca? To nie jego wina.
Ja tez mam wrazenie ze Autorka ma pretensje glownie do dziecka a nad pseudopartnerem wrecz rozpacza, ze ja chce zostawic. Ja bym tanczyla ze szczescia ze sie pozbywam z domu i zycia nierozgarnietego i leniwego pasozyta. Nie oczekiwalabym nawet podziekowan za okazane serce. Zreszta sorry, jesli facet nie dostrzegal ewidentnych niedoborow i zahamowan rozwojowych wlasnego dziecka to trudno zeby dostrzegal trud osob trzecich w jego wychowanie. Leniwy tlumok i tyle z tego kolesia. Dziecka szkoda ale wkoncu ma ojca ktory decyduje o jego losie. Mozna jedynie wspolczuc ze takiego ojca.
Santa pietruszka sece wyciągał do niego mnóstwo osób. Ja, moja rodzina moje dzieci, pani że szkoły, logopedka, psycholog olog. Każda na początku płakała nad jego losem i mówiły że trzeba pomóc, bo takie dzieciowinko bez matki. Po miesiącu opinia zgoła inna, każdy miał go dość, pani w szkole stwierdziła że jemu się zwyczajnie nie da pomoc bo on nie chce tej pomocy. Logopedka już pisałam co powiedziała, druga logopedka to po prostu zdecydował mały że nie lubi jej i przestał chodzić tatuś się nie odezwał nawet. Moja rodzina pomagała bardzo ale dwa razy ich okradł, po czym tatuś ublagal aby przeprosił, z wielkim. Hukiem i obrażony przeprosił a potem usłyszał od taty że ten jest z niego dumny. No i po tym miesiąc zaczęła się akcja z okrada iem plecaków. I opowiadaniem na nas ze go godzimy. Acha, u dziadków było to samo, babce wykrzyczal raz stawiając na nią oczy ze go glodzi, gdzie nie dostał wyjątkowo trzeciego obiadu w ciągu godziny. Mówicie że powinnam go zdiagnozować z nie łac. O czym wy piszecie, ja pracuje od 8 do 16 mam swoją dwójkę, trzeci został mi zawalony, tatuś się rano zabierał i go zostawiam i to ja zorganizowała kogoś kto go zaprowadzaj albo ja. Kuzyna który go zaprowadzaj zwyzywal dwa razy od baranów, i powiedział że nie życzy sobie aby ten go zaprowadzaj bo najlepiej mu chodzić samemu. Dzieciak manipuluje każdym. Bardzo umiejętnie i w sumie cieszę się bardzo że ten problem mi odpadł. A tatuś na koniec pokazał się w całej krasie.
40 2019-03-31 22:05:39 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2019-03-31 22:09:04)
Santa pietruszka sece wyciągał do niego mnóstwo osób. Ja, moja rodzina moje dzieci, pani że szkoły, logopedka, psycholog olog. Każda na początku płakała nad jego losem i mówiły że trzeba pomóc, bo takie dzieciowinko bez matki. Po miesiącu opinia zgoła inna, każdy miał go dość, pani w szkole stwierdziła że jemu się zwyczajnie nie da pomoc bo on nie chce tej pomocy. Logopedka już pisałam co powiedziała, druga logopedka to po prostu zdecydował mały że nie lubi jej i przestał chodzić tatuś się nie odezwał nawet. Moja rodzina pomagała bardzo ale dwa razy ich okradł, po czym tatuś ublagal aby przeprosił, z wielkim. Hukiem i obrażony przeprosił a potem usłyszał od taty że ten jest z niego dumny. No i po tym miesiąc zaczęła się akcja z okrada iem plecaków. I opowiadaniem na nas ze go godzimy. Acha, u dziadków było to samo, babce wykrzyczal raz stawiając na nią oczy ze go glodzi, gdzie nie dostał wyjątkowo trzeciego obiadu w ciągu godziny. Mówicie że powinnam go zdiagnozować z nie łac. O czym wy piszecie, ja pracuje od 8 do 16 mam swoją dwójkę, trzeci został mi zawalony, tatuś się rano zabierał i go zostawiam i to ja zorganizowała kogoś kto go zaprowadzaj albo ja. Kuzyna który go zaprowadzaj zwyzywal dwa razy od baranów, i powiedział że nie życzy sobie aby ten go zaprowadzaj bo najlepiej mu chodzić samemu. Dzieciak manipuluje każdym. Bardzo umiejętnie i w sumie cieszę się bardzo że ten problem mi odpadł. A tatuś na koniec pokazał się w całej krasie.
Ale to miej pretensje do tatusia, że tak się dzieckiem zajmuje. A nie jeździj po dziecku, że jest tak wychowywane. Ono sobie rodziców nie wybierało. I nie jego też wina, że tatuś Ci się z nim na głowę zwalił łącznie z własnymi długami czy co tam jeszcze. Nikt Ci ich nie kazał do domu brać. A ty dziecko obwiniasz za swoje własne decyzje.
Powtórzę - jak wzięłaś do domu pasożyta i nieroba, który własne dziecko ma w doopie, to nie miej o to pretensji do dziecka. Co najwyżej do siebie.
Tytuł wątku: "JEGO Syn przyczyną rozpadu związku"
Ostatnie zdanie z posta rozpoczynającego wątek:
(...) Czy ta relacja jest skazana na koniec..? :{
I kilka z innego
(...) Faceta mu szkoda bo gdyby nie dziecko do którego wychowania się on nie nadaje to byłoby nam fajnie. Oboje jesteśmy po przejściach i bardzo sobie odpowiadamy pod każdym względem. Jedyny problem to jego chora relacja z sy em
***
Czasem, ale to także prawidłowość znana pedagogom, dziecko jest "delegowane' do bycia problemowym.
Tak, ja to wiem. W sumie faktycznie źle zatytulowalam ten wątek bo tak naprawdę doskonale sobie zdaje sprawę. Ze. Dzieci to odbicie rodziców tak też jest z moimi chłopcami. Partner jest aktorem pierwszej wody a ja jak zwykle zaufalam w swej naiwności człowiekowi który pięknie mówił o rodzinie i domku. Smutne to bo naprawdę dałam. Dużo serca temu dziecku i naprawdę mnóstwo czasu poświęciłam a faktycznie na sam koniec nawet słowa dziękuję nie uslyszalam
Smutne to bo naprawdę dałam. Dużo serca temu dziecku i naprawdę mnóstwo czasu poświęciłam a faktycznie na sam koniec nawet słowa dziękuję nie uslyszalam
Czyli wcale nie robiłaś tego dla tego dziecka, tylko na pokaz, jaka to Ty dobra nie jesteś. W sumie wiedziałam to już od pierwszego postu.
Tak, ja to wiem. (...)
Tym gorzej.
Wiele dzieciaków wolałoby, żeby ktoś im pokazał, że są ważne, zamiast dawać prezenty. Żeby ktoś je kochał, a nie kazał zasługiwać na Mikołaja.
45 2019-03-31 22:19:43 Ostatnio edytowany przez AleksaKorecka (2019-03-31 22:20:44)
Jak zwał tak zwał dlaczego to robiłam. Robiłam tak bo kochałam jego ojca i jak każda kobieta sądziłam że udało mi się po 2 latach bycia samej spotkać dobrego człowieka. Dlaczego miałabym to ukrywać nie rozumiem. Ze chciałam jego ojca a jego przyjęłam tylko dlatego że chciałam ojca. No tak. A oczekiwałes że nie marzę o niczym innym niż wziąć sobie trzecie dziecko a ojca dodatkowo? Nie wiem czemu taka cięta na mnie jesteś szczerze. Gdyby to była słodka grzeczna dziewczynka to pewnie nawet nie byłoby tego tematu a ja bym sobie szczęśliwie układała życie zapewniając dobry dom trójce dzieci przy okazji. Nie wiązała się z partnerem po to aby wsadzić mu swoje dzieci i tego samego nie oczekiwałem od partnera. Kobieta ma być znowu poszkodowana? Ja miałam robić to samo co on plus jeszcze tyrac przy jego dziecku gdzie on z moimi ledwo rozmawiał?
Współczuję bardzo temu biednemu chłopczykowi. Zmarła mu mama, a ojciec wywiozl go do dziadków zamiast opiekować się nim to został sierota praktycznie. Potem zabrał go do obcych ludzi i zachowania na które nikt nie zwracał uwagi i nikt nie karcil nagle stały się złe i dziecko było bite. Następnie wyrzucone znowu do dziadków.
To straszne, że dziecko wyzeralo Ci jedzenie z lodówki i okradlo Twoja mamę z jedzenia...
To straszne, że dziecko nie liczyło do 10 i nie umiało poprawnie mówić...
To straszne, że 7 letni chłopczyk nie okazał Ci wdzięczności...
Przykro mi, ale ja tego nie rozumiem. Czy my mówimy o 7 letnim dziecku? Naprawdę? Zło wcielone, jeszcze jest przyczyną rozpadu związku (jak w temacie)
Temu dziecku potrzebna jest pomoc. Czy ojciec po śmierci matki zabrał go do psychologa? Czy ktoś się zapytał czy chce się wyprowadzać z miejsca na miejsce? Traktujecie go jak dorosłego, ale nikt nie pyta co czuje.
Przepraszam za ten wybuch emocji, ale dla mnie to nie do pomyślenia.
A facet nie jest nierobem... Nie miał pracy, miał jakąś blokadę przed szukaniem ale pomogłam mu i znalazł niezła stała pracę. Od 5 miesięcy pracuje na stałe jest lu iany i co miesiąc oddaje pieniądze do wspólnego worka. Poza obsesja z synem dogadywalismy się dobrze. Jedyne kłótnie są i były o dziecko
48 2019-03-31 22:28:23 Ostatnio edytowany przez AleksaKorecka (2019-03-31 22:30:03)
Lully millu, moja matkę okradł z pieniędzy. Dwa razy. Zresztą podejrzewam że mnie reż ale machnelam ręką bo codziennie było coś. Tam się przyznał chociaż najpierw kłamał. W żywe oczy. Reakcja ojca-a ma dużo pieniędzy no to co. Ja mówię jak to co, to normalne że 7 latek ma nagle 20 zł znikad? I powiem Ci tak. W mieszkaniu wtedy były 4 osoby dorosłe, potrafił tak wysuplac moment żeby ukraść. Mało tego, jest i był z tego zwyczajnie dumny. Przykro mi ale znam dzieci które też trochę przeszły i żadne z nich się nie posineloby do kradzieży pieniędzy. Dziecko doskonale wie w wieku 7.5 lat co to jest kradzież, rozmawiano było wielokrotnie. Więc po prostu zaczął się lepiej z tym chować. I kto przepraszam go traktuje jak dorosłego. Przecież pisze ze wręcz przeciwnie, tatuś ciągle go glaska po głowie, mówi że jest z niego dumny ze go kocha, dziecko. Ma. Kupowane rzeczy za 200 zł więc uwierz mi ze jedyne osoby które nie traktują go jak dziecko to ja, moja rodzina która się na nim poznała i osoby z zewnątrz które diametralnie zmieniły zdanie po kontakcie dłuższym z nim.
Jak zwał tak zwał dlaczego to robiłam. (...)
Proszę, nie myl - dla własnego dobra - przyczyn ze skutkiem.
I nie przypisuj mi zdań, z którymi nie mam nic wspólnego.
Lully millu, moja matkę okradł z pieniędzy. Dwa razy. Zresztą podejrzewam że mnie reż ale machnelam ręką bo codziennie było coś. Tam się przyznał chociaż najpierw kłamał. W żywe oczy. Reakcja ojca-a ma dużo pieniędzy no to co. Ja mówię jak to co, to normalne że 7 latek ma nagle 20 zł znikad? I powiem Ci tak. W mieszkaniu wtedy były 4 osoby dorosłe, potrafił tak wysuplac moment żeby ukraść. Mało tego, jest i był z tego zwyczajnie dumny. Przykro mi ale znam dzieci które też trochę przeszły i żadne z nich się nie posineloby do kradzieży pieniędzy. Dziecko doskonale wie w wieku 7.5 lat co to jest kradzież, rozmawiano było wielokrotnie. Więc po prostu zaczął się lepiej z tym chować. I kto przepraszam go traktuje jak dorosłego. Przecież pisze ze wręcz przeciwnie, tatuś ciągle go glaska po głowie, mówi że jest z niego dumny ze go kocha, dziecko. Ma. Kupowane rzeczy za 200 zł więc uwierz mi ze jedyne osoby które nie traktują go jak dziecko to ja, moja rodzina która się na nim poznała i osoby z zewnątrz które diametralnie zmieniły zdanie po kontakcie dłuższym z nim.
Moim zdaniem powinniście zabrać dziecko do psychologa. Mówimy o 7 letnim chłopczyku, któremu zmarła mama i który był przerzucany z miejsca na miejsce jak zabawka. Ojciec chciał prawdopodobnie wynagrodzić w jakiś sposób brak matki dlatego był zbyt uległy. Chłopiec może chciał zwrócić na siebie uwagę i zachowywał się w taki sposób. Ty byłaś jego wrogiem bo zaczęłaś czegoś wymagać czego wcześniej nikt nie zabranial. Kary typy bicie pasem to już dla mnie totalna nieporadnosc Was obojga.
Oczywiście że powinien chodzić do psychologa. Niestety rola prowadzącej i zajmującej się tym przypadła mi. Niestety nie zostawię swojej pracy i dzieci aby zajmować się trzecim dzieckiem i jeszcze usłyszeć jaka jestem. Podla bo powinnam zrobić inaczej i więcej. Starałam się, jeszcze wczoraj przed jego wyjazdem usłyszałam od partnera "spakowałes go? Wszystko na pewno?" gdy powiedziałam ze może on to powinien zrobić uslyszlan że to moja decyzja i ja go mam spakować. Masakra on po prostu próbuje zepchnac na mnie cała odpowiedzialność za wszystko. Zgadza się na wywiezieniendziecka a jednocześnie zarzuca mi to. Ja już nic nie rozumiem z tego. A ja tylko powiedziałam że ma. Się wziąć w garść i zacząć się tym dzieckiem zajmować a nie tylko chodzić go głaskać i całować a karać moich synów którzy są naprawdę dobrymi i uczuciowy i dziecmi
A facet nie jest nierobem... Nie miał pracy, miał jakąś blokadę przed szukaniem ale pomogłam mu i znalazł niezła stała pracę. Od 5 miesięcy pracuje na stałe jest lu iany i co miesiąc oddaje pieniądze do wspólnego worka. Poza obsesja z synem dogadywalismy się dobrze. Jedyne kłótnie są i były o dziecko
Nie jest nierobem ale mial blokade przed szukaniem pracy .... mimo dlugow. Szkoda ze blokady nie mial przed tym bys jego dlugi pomagala splacac. Nie mial tez blokady przed tym zeby wychowanie wlasnego dziecka olac a potem zwalic je na Ciebie. No i nie byl nierobem mimo ze rano sie zawijal do roboty a Ty mimo swojej pracy kombinowalas kto kiedy odbierze jego syna ze szkoly, zaprowadzi do logopedy i psychologa.
Nie no zuch chlop. Tylko sie zakochac. Wkoncu łaskawie poszedl do pracy, ktora mu znalazlas i wymusilas by poszedl. Wyczyn! Gdyby tylko nie ten glupi i krnabry dzieciak to bylby idealny parnter. Nawet by Cie nie razilo ze wlasnego syna oddal jak psa dziadkom a sam sobie uklada zycie z nowa rodzinka. Serio desperacja...
To się nie mogło udać i nie udało. Weź się w garść i przestań biadolić.
Przedstawiałaś 7 latka jako zło wcielone, ale przecież problemy nie biorą się znikąd.
Będziesz miała teraz spokój, ochłoniesz, nabierzesz dystansu.
Zrozumiałym jest że musisz zadbać o swoje dzieci i siebie w pierwszej kolejności.
Pomyliłaś się...trudno.
Nie jesteś pedagogiem! Nawet jeśli masz stos dyplomów to nim nie jesteś, Korczak się w grobie przewraca po takich postach.
Byłaś z nim u dobrych specjalistów? Czy to dziecko ma uczucie sytości? Piszę o tej fizjologicznej bo głód emocjonalny to on musi mieć na ogromnym poziomie.
Na pewno on jest tylko zaniedbany? Był diagnozowany na asd/aspargera, skąd to opóźnienie mowy?
Ulle ja się Ciebie boję, w jednym wątku bronisz nienarodzone istotki a w drugim dopinguje ss lanie dziecka z problemami.
Dobranoc kolorowych snów.
55 2019-03-31 23:41:52 Ostatnio edytowany przez josz (2019-03-31 23:45:03)
Aleksa, nie pozwól wpędzić się w poczucie winy, ani przez partnera (miejmy nadzieję, że już byłego), ani też przez niektórych forumowiczów.
Ze swojej strony zrobiłaś dużo, za dużo i niepotrzebnie, ponieważ absolutnie nie był to Twój obowiązek.
To oczywiste, że żyjąc pod wspólnym dachem należy ustalić zasady obowiązujące wszystkich domowników i konsekwentnie ich przestrzegać, oczywistym jest także, że tworząc patchworkową rodzinę nie mogłaś uniknąć zajmowania się synem partnera, tak, jak on Twoimi dziećmi, ale Ty okazałaś się być nadgorliwa.
Nie ma znaczenia, czy robiłaś to na pokaz, dla dobra związku, czyli utrzymania partnera przy sobie, czy z jakiś innych pobudek.
Faktem jest, że poświęciłaś się, włożyłaś mnóstwo pracy, czasu i wysiłku w pomoc zaniedbanemu dziecku, a cały Twój wysiłek niweczył jego ojciec. Myślę, że te zaniedbania powstały już za życia jego matki.
Głową muru nie przebijesz i niepotrzebnie próbowałaś. Zabrakło Ci asertywności, lub po prostu zdrowego rozsądku, tak bardzo chciałaś być w tym związku.
A tatuś na koniec pokazał się w całej krasie.
Obawiam się, że pokazał się już na samym początku, co niestety zlekceważyłaś i weszłaś w rolę Siłaczki.
Nie dziecko jest winne kryzysowi w Waszym związku, a tylko i wyłącznie Twój partner.
Pomyśl o sobie i swoich dzieciach, nie pozwól na to, by stały się ofiarami tego człowieka i jego syna.
Nie jesteś pedagogiem! Nawet jeśli masz stos dyplomów to nim nie jesteś, Korczak się w grobie przewraca po takich postach.
???
Byłaś z nim u dobrych specjalistów? Czy to dziecko ma uczucie sytości? Piszę o tej fizjologicznej bo głód emocjonalny to on musi mieć na ogromnym poziomie.
Na pewno on jest tylko zaniedbany? Był diagnozowany na asd/aspargera, skąd to opóźnienie mowy?
Dlaczego zadajesz te pytania autorce, przecież nie ona jest matką tego dziecka?
terazszczesliwa napisał/a:Nie jesteś pedagogiem! Nawet jeśli masz stos dyplomów to nim nie jesteś, Korczak się w grobie przewraca po takich postach.
???
terazszczesliwa napisał/a:Byłaś z nim u dobrych specjalistów? Czy to dziecko ma uczucie sytości? Piszę o tej fizjologicznej bo głód emocjonalny to on musi mieć na ogromnym poziomie.
Na pewno on jest tylko zaniedbany? Był diagnozowany na asd/aspargera, skąd to opóźnienie mowy?
Dlaczego zadajesz te pytania autorce, przecież nie ona jest matką tego dziecka?
A namawiać do bicia chłopca mogła?
Zaangażowała się dobrowolnie w opiekę nad tym dzieckiem. Rodzicielstwo na tym etapie to głównie obowiązki, o czym matka dwójki dzieci powinna chyba wiedzieć...?
Robienie z Autorki sierotki jest conajmniej niesmaczne w obliczu tego, co przeżył ten chłopiec.
Okropne jest, jak niektóre osoby dorosłe myślą tylko o własnych tyłkach, a dzieci cierpią. Ojciec powinien mieć odebrane prawa.
terazszczesliwa napisał/a:Nie jesteś pedagogiem! Nawet jeśli masz stos dyplomów to nim nie jesteś, Korczak się w grobie przewraca po takich postach.
???
terazszczesliwa napisał/a:Byłaś z nim u dobrych specjalistów? Czy to dziecko ma uczucie sytości? Piszę o tej fizjologicznej bo głód emocjonalny to on musi mieć na ogromnym poziomie.
Na pewno on jest tylko zaniedbany? Był diagnozowany na asd/aspargera, skąd to opóźnienie mowy?
Dlaczego zadajesz te pytania autorce, przecież nie ona jest matką tego dziecka?
Czego nie rozumiesz w 1 akapicie?
Dlaczego pytam autorkę? A kogo mam pytać? Ona wyspiewuje hymny pochwalne pod swoim adresem jak to zapewniła dziecku pomoc w zakresie edukacji i psychologiczna to chyba do niej powinnam kierować pytanie, dziadek i ojciec dziecka raczej się tu nie wypowiedzią.
josz napisał/a:terazszczesliwa napisał/a:Nie jesteś pedagogiem! Nawet jeśli masz stos dyplomów to nim nie jesteś, Korczak się w grobie przewraca po takich postach.
???
terazszczesliwa napisał/a:Byłaś z nim u dobrych specjalistów? Czy to dziecko ma uczucie sytości? Piszę o tej fizjologicznej bo głód emocjonalny to on musi mieć na ogromnym poziomie.
Na pewno on jest tylko zaniedbany? Był diagnozowany na asd/aspargera, skąd to opóźnienie mowy?
Dlaczego zadajesz te pytania autorce, przecież nie ona jest matką tego dziecka?
Czego nie rozumiesz w 1 akapicie?
Dlaczego pytam autorkę? A kogo mam pytać? Ona wyspiewuje hymny pochwalne pod swoim adresem jak to zapewniła dziecku pomoc w zakresie edukacji i psychologiczna to chyba do niej powinnam kierować pytanie, dziadek i ojciec dziecka raczej się tu nie wypowiedzią.
Przedstawiła problem, zrobiła więcej, niż powinna, a wcale nie musiała, więc dlaczego to ona miałby chodzić z nim do dobrych specjalistów, dbać o to, by go zdiagnozowano i może jeszcze załatwić terapię?
60 2019-04-01 00:42:45 Ostatnio edytowany przez terazszczesliwa (2019-04-01 00:43:45)
terazszczesliwa napisał/a:josz napisał/a:???
Dlaczego zadajesz te pytania autorce, przecież nie ona jest matką tego dziecka?
Czego nie rozumiesz w 1 akapicie?
Dlaczego pytam autorkę? A kogo mam pytać? Ona wyspiewuje hymny pochwalne pod swoim adresem jak to zapewniła dziecku pomoc w zakresie edukacji i psychologiczna to chyba do niej powinnam kierować pytanie, dziadek i ojciec dziecka raczej się tu nie wypowiedzią.
Przedstawiła problem, zrobiła więcej, niż powinna, a wcale nie musiała, więc dlaczego to ona miałby chodzić z nim do dobrych specjalistów, dbać o to, by go zdiagnozowano i może jeszcze załatwić terapię?
Bo była partnerka jego ojca, wiedziała że ojciec jest niewydolny wychowawczo, dziecko jest półsierota I mieszkało pod jej dachem? Kto miał się tym zająć?
61 2019-04-01 01:22:52 Ostatnio edytowany przez josz (2019-04-01 02:18:01)
Przedstawiła problem, zrobiła więcej, niż powinna, a wcale nie musiała, więc dlaczego to ona miałby chodzić z nim do dobrych specjalistów, dbać o to, by go zdiagnozowano i może jeszcze załatwić terapię?
Bo była partnerka jego ojca, wiedziała że ojciec jest niewydolny wychowawczo, dziecko jest półsierota I mieszkało pod jej dachem? Kto miał się tym zająć?
Oczywiście OJCIEC!
Dlaczego rozgrzeszasz ojca, bo niewydolny i już? Przecież to dorosły człowiek, jedyny rodzic dla swojego syna, ani chory, ani nie niepełnosprawny, po prostu leniwy i wygodny, a do tego roszczeniowy wobec autorki i to miałby być powód do zrzucenia na nią odpowiedzialności za od lat zaniedbywane nie jej dziecko?
Autorka nie miała żadnego obowiązku poświęcać się do tego stopnia, kosztem własnych dzieci i swojego komfortu psychicznego, a jednak zrobiła wiele.
Oczywiście popełniła błąd już na samym początku, biorąc na swoje barki obowiązki partnera, a do tego nie dostrzegając prawdziwych przyczyn kryzysu między nimi.
Zamiast rzucać się z motyką na słońce powinna podziękować panu już na samym początku.
A namawiać do bicia chłopca mogła?
Fakt, to był błąd, jednak bił go jego ojciec i nie tylko na skutek sugestii autorki, co nie znaczy, że w tym miejscu ją usprawiedliwiam.
Zaangażowała się dobrowolnie w opiekę nad tym dzieckiem.
Owszem, zaangażowała się i popełniła błąd, weszła w nie swoją rolę, co nie oznacza, że miała obowiązek brnąć w to nadal.
Rodzicielstwo na tym etapie to głównie obowiązki, o czym matka dwójki dzieci powinna chyba wiedzieć...?
Oczywiście, autorka jest dobrą matką i z pewnością nie zaniedbuje SWOICH obowiązków rodzicielskich, a raczej nie zaniedbywała dopóki nie postanowiła być miłosierną Samarytanką, w celu utrzymania faceta przy sobie.
Robienie z Autorki sierotki jest conajmniej niesmaczne w obliczu tego, co przeżył ten chłopiec.
Czy jako "niesmaczne" określiłabyś fakt, że wszystkie pełne rodziny nie adoptują biednej sieroty z domu dziecka, żeby poświęcić się dla niej, wyprowadzić na prostą i wprowadzić w życie? Dzieci w domach dziecka, też nie są niczemu winne.
Dlaczego oczekujesz tego od autorki? Ona ma swoje dzieci, które też mają pod górkę, bo żyją w rozbitej rodzinie, a do tego pośrednio stały się ofiarami partnera matki i jego syna? Autorka nie ponosi żadnej winy, ani odpowiedzialności za to, że syn partnera jest biednym, zaniedbanym dzieckiem.
Cały jej błąd polega na tym, że źle zdiagnozowała problemy w swoim związku, przerzucając główną winę na dziecko partnera, ale nie ujmujmy jej tego co mimo wszystko dla tego dziecka zrobiła, jako pierwsza i jedyna do tej pory.
Okropne jest, jak niektóre osoby dorosłe myślą tylko o własnych tyłkach, a dzieci cierpią. Ojciec powinien mieć odebrane prawa.
...a kto niby miałby te prawa przejąć, dziadkowie, czy może autorka, skoro już się zaangażowała?
Myślisz, że w domu dziecka chłopcu byłoby lepiej?
63 2019-04-01 07:44:59 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-04-01 07:48:42)
Dlaczego oczekuję tego od Autorki? A dlatego, że jest dorosłą kobietą, która przyjęła tego chłopca pod swój dach. Chyba ma rozum, wiedziała, co robi? „Zaangażowała się” w jego „wychowanie”, po co to robiła, skoro za jakiś czas miała dość i dziecko zostało odesłane?
Nawet z psami się tak nie robi!
Owszem, zajmować się powinien ojciec, gdyby mógł się tu wypowiedzieć, też bym go nie głaskała po główce. Ale sorry, Autorka jest dorosła, wiedziała, jakiego faceta przyjmuje pod swój dach, wiedziała, jakie problemy ma dziecko. Powiedziała „A”, to wypadało również powiedzieć „B”, ewentualnie zgłosić problem z dzieckiem do MOPS-u lub innej odpowiedniej instutucji.
P.S. Bicie dziecka nazywasz błędem... dostałaś kiedyś pasem albo w twarz od rodzica? To żaden błąd, to zwyczajna przemoc. Dla mnie osoba, która do tego namawia, która tę przemoc zadaje - nie nadaje się do wychowywania żadnego dziecka, a już na pewno nie takiego z problemami.
Czy w domu dziecka byłoby chłopcu lepiej? Możliwe, że tak. Dzisiejsze domy dziecka nie wyglądają jak bidule sprzed 50-u lat. Dziecko otrzymałoby fachową pomoc medyczną (bo ewidentnie jest chore i coś mu dolega).
Sąsiadce pijaczce zabrali dziecko i jest teraz zadowolone, zadbane. Widziałam je ostatnio jak szalało z innymi dzieciakami na basenie. Lepszy dom dziecka, niż ojciec, co ma głęboko w dupie, leje pasem i ma w nosie, że dziecku coś dolega. A jak sprawa przerasta, to odsyła „bagaż” do dziadków. Tfu.
64 2019-04-01 08:34:55 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2019-04-01 08:38:40)
Dlaczego oczekuję tego od Autorki? A dlatego, że jest dorosłą kobietą, która przyjęła tego chłopca pod swój dach. Chyba ma rozum, wiedziała, co robi? „Zaangażowała się” w jego „wychowanie”, po co to robiła, skoro za jakiś czas miała dość i dziecko zostało odesłane?
Nawet z psami się tak nie robi!Owszem, zajmować się powinien ojciec, gdyby mógł się tu wypowiedzieć, też bym go nie głaskała po główce. Ale sorry, Autorka jest dorosła, wiedziała, jakiego faceta przyjmuje pod swój dach, wiedziała, jakie problemy ma dziecko. Powiedziała „A”, to wypadało również powiedzieć „B”, ewentualnie zgłosić problem z dzieckiem do MOPS-u lub innej odpowiedniej instutucji.
P.S. Bicie dziecka nazywasz błędem... dostałaś kiedyś pasem albo w twarz od rodzica? To żaden błąd, to zwyczajna przemoc. Dla mnie osoba, która do tego namawia, która tę przemoc zadaje - nie nadaje się do wychowywania żadnego dziecka, a już na pewno nie takiego z problemami.
Czy w domu dziecka byłoby chłopcu lepiej? Możliwe, że tak. Dzisiejsze domy dziecka nie wyglądają jak bidule sprzed 50-u lat. Dziecko otrzymałoby fachową pomoc medyczną (bo ewidentnie jest chore i coś mu dolega).
Sąsiadce pijaczce zabrali dziecko i jest teraz zadowolone, zadbane. Widziałam je ostatnio jak szalało z innymi dzieciakami na basenie. Lepszy dom dziecka, niż ojciec, co ma głęboko w dupie, leje pasem i ma w nosie, że dziecku coś dolega. A jak sprawa przerasta, to odsyła „bagaż” do dziadków. Tfu.
Cyngli tu się z Tobą nie zgodzę. Autorka nie wiedziala na co się pisze. Przyjela faceta z dzieckiem a nie adoptowala dziecko, nalezy dostrzec ta zasadnicza roznice. Jesli ojciec i dziadkowie sami nie widza problemu z malym to sadzisz, ze rzetelnie uswiadomili Autorke z jakim dzieckiem bedzie miala do czynienia? Bo szczerze watpie. Zapewne uslyszala badz sama zauwazyla, ze jest troche zaniedbany pod wzgledem logopedycznym i ogolnorozwojowym ale pozostale rzeczy wyszly "w praniu" dopiero w codziennym zyciu razem. To tez nie tak, ze od razu sie poddala i odtracila to dziecko. Probowala mu pomoc ale cierpliwosci ma sie wiecej do wlasnego dziecka wiec ja rozumiem jej frustracje i gniew ze starania spelzaja na niczym.
Bledem zasadniczym Autorki bylo to, ze wystawila za prog mlodego a tatusia zostawila. Nalezalo podziekowac przedewszystkim jemu. Spakowalabym lenia i nieogara i fora ze dwora. Autorka tymczasem zdaje sie nie dostrzegac ze zwiazala sie z facetem pomylką.
Co do bicia to oczywiscie to bylo zle, szczegolnie ze to dziecko jest w jakims stopniu opoznione i tymbardziej nie zrozumie co sie stalo poza tym ze dostalo w tylek i teraz boli. Bylabym jednak ostatnia hipokrytka gdybym stwierdzila ze zaden rodzin nigdy nie uderzyl swojego dziecka. Ja sama dostalam raz w zyciu pasem. Nie uwazam jednak ze moja matka to patologia i powinni jej odebrac prawa rodzicielskie. Wiem, ze ona sama tego zaluje i ze to byla dla niej porazka ze ulegla zlym emocjom ale pamietam tez ze czasem bywalam naprawde czortem i skrycie podziwiam ze reka jej nie zaswierzbila czesciej tylko ten jeden raz. Przeprosila mnie wtedy a ja wiem, ze kocha mnie i w ogien by za mna skoczyla.
Co do zgloszenia gdzies sytuacji tego dziecka to poniekad tez rozumiem Autorke. To nie jest ewidentny przyklad zaniedbania i zlego traktowania dziecka gdzie chodzi brudne, glodne i bite. Ci ludzie czyli ojciec i dziadkowie na swoj nieudolny sposob kochaja to dziecko. Osobiscie tez mialabym obiekcje czy moja interwencja nie przyczyni sie do odebrania im dziecka, ktore przeciez mimo wszystko chce z nimi zyc. Balabym sie ze skoro psycholog i logopeda w jakis sposob postawil kreske na chlopcu to nowi opiekunowie czy placowka wychowawcza moze nie byc lepsza w jego potraktowaniu. Moze to i bledny tok rozumowania ale po ludzku rozumiem ta kobiete i nie zamierzam jej kamionowac i obarczac odpowiedzialnoscia za losy calego swiata. Rozliczac mozna ja z wychowania jej wlasnych dzieci. To jest jest bezdyskusyjny obowiazek. Reszta jest kwestia wzgledna. To tak jakby winic siebie za to ze syn sasiada powtarza klase bo rodzice nie poswiecaja czasu na jego nauke i rozwoj a my o tym wiemy bo mamy kontakt z tym dzieckiem i bywa u nas w domu.
Autorko, w żadnym przypadku niczego sobie nie wyrzucaj, bo zrobiłaś, co było w twojej mocy, by jakoś scalić waszą rodzinę. Niestety nic z tego nie wyszło, bo z piasku bicza nie ukrecisz.
Teraz jest ci bardzo przykro, ale z czasem zacznie docierać do ciebie, że w sumie dobrze, iż tak się stało. Mam na myśli to, że facet sobie poszedł oznajmiając ci na koniec, że on kobiet ma na pęczki i że znajdzie kobietę, która będzie miała odpowiednie podejście do jego syna. Krzyżyk na drogę.
Już cztery miesiące po śmierci żony facet zaczął szukać innej kobiety i robił to intensywnie, dziecko zwalił na łeb dziadkom. Dodatkowo był to nierób z długami. Wpakował się do domu pracującej kobiety z dwójką dzieci na utrzymaniu. Ty spłacałas jego długi, dawałaś mu jeść i dawałaś darmowy dach nad głową. Robiłaś to, bo wydawało ci się, że wreszcie spotkałaś wymarzonego partnera dla siebie.
Sytuacja z jego synem była swego rodzaju testem badającym wartość waszego związku. Okazało się, że wynik testu jest zły. Dobrze więc, ze stali się to wszystko teraz, zanim nie zabrnelas jeszcze głębiej w związek z tym człowiekiem.
Skoro on ma kobiet jak na pęczki, to niech idzie do którejś z nich. Droga wolna.
Jeśli chodzi o jego syna, to im dalej w las, tym więcej drzew. Dzisiaj ten chłopiec ma siedem lat, a już jest na tyle skrzywiony psychicznie, emocjonalnie i intelektualnie, że praca nad tym dzieckiem, wyrównywanie wszystkich jego deficytów będzie trwała lata, będzie mozolna i niezwykle trudna. Mnóstwo rzeczy może się stać po drodze z tym dzieckiem, a będzie ono coraz starsze i w związku z tym coraz bardziej niebezpieczne dla otoczenia. Nie ma żadnego powodu, żebyś ty miała narażać własne dzieci na złe wpływy tego chłopaka, na własną męczarnię i to dla faceta, który umywa ręce od problemów, zwalajacego swoje problemy na dziadków, ciebie i teraz okazuje się, już ma plany, że znajdzie sobie inną. Zwali się więc innej kobiecie na głowę ze wszystkimi swoimi problemami.
Nie żałuj więc tej znajomości.
Kobiety bywają różne, więc niewykluczone, że ten człowiek znajdzie kolejną kobietę, zamieszka u niej, a na koniec wprowadzi jej do domu swojego syna. I wtedy zacznie się horror dla innej kobiety.
A może ta następna kobieta będzie umiała dogadać się z jego synem? Brzmi to nieprawdopodobnie, ale nigdy nie wiadomo.
Tu natomiast nie nadajesz się do tego dziecka i nie jest to twoja wina. Robiłaś co mogłaś i postepowalas zgodnie ze swoim sumieniem, umiejętnościami i intuicją. Niestety byłaś w tym wszystkim sama, bo ojciec dziecka odcinał się od problemów, mało tego, on jeszcze ciebie obwiniał.
Miałaś analogiczną sytuację, gdy zwalił na ciebie swoje problemy z długami i patrzył spokojnie na to, jak spłacasz jego zobowiązania.
Tak więc głowa do góry. Czasem tak po prostu jest, że mimo najlepszych chęci człowiek nie jest w stanie niektórych rzeczy przeskoczyć, a z koniem kopać się nie ma żadnego sensu.
Ten związek nie był niczym dobrym dla ciebie, dla twoich dzieci, żebyś miała za czym płakać.
Lepiej żyć samej niż z byle kim i w byle czym.