Witajcie! Mam na imię Łukasz, mam 29 lat. Nie mieszkam w Polsce od kilku lat. Sytuacja banalna a temat dość oklepany: Nie mogę znaleźć nikogo na stałe. W przeszłości byłem w kilku związkach, mniej lub bardziej udanych, dłuższych i tych krótszych. Uważam się za ułożonego faceta, szaleństwa młodości dawno mam za sobą (a jest co wspominać i czego się wstydzć) Mam jasny plan na przyszłość, nie bujam w obłokach. Jestem pewny siebie kiedy trzeba, potrafię być opanowany i w trudnych sytuacjach myślę raczej trzeźwo. Jestem uprzejmy, kulturalny i potrafię się zachować. Mam wiele zainteresowań. Dbam o siebie, dobrze się odżywiam, porządnie się ubieram i jestem dobrze zbudowany. Używam nawet kosmetyków, bez przesady oczywiście, takich standardowych typu krem do rąk, do twarzy czy stóp. Nie uważam się za modela z okładki magazynu ale nawet przystojnie wyglądam. Zarabiam całkiem nieźle. Mam otwartą osobowość, nie ma dla mnie tematów tabu, nie mam żadnych uprzedzeń, potrafię pójść na kompromis. Posiadam oczywiście wady, jak każdy z nas. Czasami mam takie okresy w kórych zamykam się w sobie i jestem zamyślony. Osoby, które akurat pierwszy raz mnie widzą, kiedy mam ten stan przyklejają mi łatkę buca :D Co za tym wszystkim powyższym idzie, mogę się podobać niektórym kobietom co zresztą widać. Czasem udaje mi się uchwycić ten specyficzny rodzaj spojrzenia. Pomimo to jestem samotny i coraz bardziej mi to doskwiera. Dodatkowo, tu na emigracji, nie mam zbyt wielu znajomych. Jeśli chodzi o uczucia to podchodzę do nich ostrożnie. Kiedyś porządnie oberwałem, nie mogłem pozbierać się przez 7 lat (sic!) a blizny pozostały do dzisiaj. Jestem romantyczny i uczuciowy (może czasem aż za bardzo) Jeśli się zakocham to do grobowej deski, inne dziewczyny przestają dla mnie istnieć. Oddaję się całym sobą, bardzo się angażuję i jestem gotowy do poświęceń. Ale żeby mogło się moje uczucie rozpalić, wymaga ono wkładu też z drugiej strony. Potrzebny jest tlen, żeby podtrzymać ogień...
Odkąd opuściłem Polskę, moje kontakty z płcią przeciwną ograniczały się do jednej, góra dwóch randek. I choć były to miłe spotkania to dziewczyny nie proponowały następnej albo nie odpowiadały na moją propozycję. Muszę dodac, że jestem nieśmiały w podjęciu pierwszego kroku, czasem kiedy uda mi się zdobyć numer telefonu to trzęsą mi się ręce kiedy go zapisuję, nie mogę tego opanować :D Zastanawiałem się co robię nie tak. Postanowiłem, że nie będę próbował zagadać do dopiero co zauważonej dziewczyny. Stwierdziłem, że te niepowodzenia były spowodowane zbyt małym zainteresowaniem z ich strony. Zmieniłem taktykę. Wiele czasu spędzam w kawiarniach, po prostu uwielbiam kawę :) W mojej okolicy jest ich kilka i pracują w nich fajne dziewczyny. Zacząłem obserwować ich zachowanie, próbować uchwycić ich wzrok i dostrzec tę specyficzną iskierkę. Udało się. Spodobałem się jednej z pracownic a musze powiedzieć że ona również wpadła mi w oko. Czekałem z propozycją spotkania, chciałem mieć więcej niż 100% pewności że ona faktycznie "coś do mnie ma" Trwało to dość długo, z każdym dniem kiedy odwiedzałem to miejsce a ona była na zmianie to jej zainteresowanie rosło, jej spojrzenie stawało się dość wymowne, coraz częstszy był uśmiech. Natomiast ja wysyłałem sygnały rzadziej i były mniej oczywiste. Niekiedy w ogóle na nią nie patrzyłem i udawałem brak zainteresowania. To była moja gra, ta dziewczyna miała zacząć o mnie myśleć. Powiem szczerze, że nawet czułem te "motylki w brzuchu" Ale z racji na ciężkie doświadczenie przeszłości tłumiłem uczucia, które wyrywały się jak ptak zamknięty w klatce. Całkiem niedawno, jej reakcja kiedy tam wszedłem przelała czarę. Była tam jeszcze jedna pracująca dziewczyna która pierwsza zapytała się co chę zamówić. Kątem oka widziałem. że moja ulubienica się we mnie wpatruje. Kiedy odwracałem się od kasy, załapałem jej spojrzenie. Uśmiechnęła się, ja również. Wychodząc pożegnałem się słowami "do zobaczenia następnym razem" Odpowiedziała tym samym...
W drodze powrotnej do domu uświadomiłem sobie że chyba juz czas się z nią umówić.
-Nie wyjdziesz z kawiarni bez jej numeru! Powiedziałem do siebie wpatrując się w lustro. Nieśmiałość zaczynała dawac o sobie znać, ten cholerny ścisk w żołądku! Idę. Wiem, że w tym dniu będzie w pracy, znam już jej grafik.
-Czy mogę cię o coś zapytać? Powiedziałem zaraz po wejściu.
-Jasne
-Czy chciałabyś wybrać się ze mną na kawę, w niedzielę?
Jej reakcja? Uśmiechając się, aż wciągnęła powietrze. To był najsłodszy uśmiech jaki widziałem! Poczułem ogromną radość. Dziwne, dawno zapomniane łaskotanie w sercu.
-W tę niedzielę nie mogę, ale w następnym tygodniu tak.
Poprosiłem o numer. I oczywiście! Trzęsące się ręce. I nie byłem zdenerwowany w ogóle! Widziałem że ona to dostrzegła. Przedstawiłem się, podałem jej rękę.
-Dam ci znać za kilka dni.
-Pewnie, odpowiedziała dalej się uśmiechając.
Pożegnałem się i wyszedłem.
Takiej radośąci i euforii nie czułem od dawna. W końcu! Umówiłem się z dziewczyną, która jest zainteresowana - to cholernie widać! I jeszcze ten jej uśmiech na moje pytanie, taki szczery. Sprawił że klatka pękła, nie mogłem już tego stłumić. Poczułem że coraz goręcej robi mi się w piersiach.
Na samą myśl nie mogłem ukryć zadowolenia.
Jak obiecałem, tak zrobiłem. Kilka dni póżniej, rankiem napisałem jej wiadomość z propozycją spotkania na następny dzień. Nie odpisywała aż do wieczora, zacząłem się już nawet niepokoić (Tak dziewczyny, kiedy nie odpisujecie za długo to my faceci zaczynamiy się denerwować) Napisała, że nie miała w zamysle żebym czekał, po prostu miała zajęty dzień. Pisała, że teraz akurat ma mało czasu ale chce się spotkać w następnym tygodniu. Odpisałem pytaniem czy możemy spotkac się we wtorek po południu. Na odpowiedź czekałem do 12 następnego dnia.
Krótkie: "Pasuje"
Chciałem do niej zadzwonić, ale skoro jest zajęta to pomyslałem że może nie wypada. Pewnie jeszcze studiuje, pracuje przecież. Wiem jak to jest. Trudno czasami znaleźć chwilę wytchnienia.
Napisałem wieczorem szczegóły spotkania co do miejsca i godziny.
Odpowiedź przyszła następnego dnia około 22.
"Cześć. Myślałam nad tym i doszłam do wniosku, że nie jest to najlepszy moment dla mnie na poznanie kogoś nowego. Mój semestr na studiach właśnie się zaczał a z wcześniejszych doświadczeń wiem że nie miałabym czasu na spotykanie się z kimś, kiedy skupiam się tylko i wyłącznie na nauce i pracy. Nie mam nawet czasu dla przyjaciół. Wydajesz się miłym facetem i mam nadzieję że rozumiesz"
Nie mogłem uwierzyć. Bunt, złość i smutek przeplatały się ze sobą. Przecież byłem pewien! Jej zainteresowanie było takie widoczne! Uwierzcie mi, trzeba by było być ślepym albo głupim żeby tego nie zauważyć. Odpisałem.
"Nauka jest bardzo ważna, dzięki niej zdobywamy wiedzę i umiejętności, które pomogą nam rozwinąć życiową karierę. Rozumiem to. Wiedz tylko, że nie przeszkadzałbym ci za bardzo w nauce ani tym bardziej nie odciągałbym ciebie od niej. Pisze to tylko dlatego, że nie było zbyt trudno zauważyć że byłaś zainteresowana moją osobą. A twoja reakcja na moje pytanie o kawę ze mną - twój uśmiech, był bardzo szczery i zarazem najsłodszy jaki widziałem. Ale... tak, rozumiem twoją decyzję i życzę ci jak najlepiej, oczywiście. Nie obraź się, ale czasami Twoje spojrzenie może powiedzieć zbyt wiele. Dbaj o siebie"
Nie jestemn typem gościa, który na siłę będzie do czegos przekonywał. Zawsze sobie powtarzam: Pokaż klasę, odpuść z godnością, nie naciskaj. Nie mogłem się powstrzymac od tego delikatnego pstryczka w nos tym moim tekstem o spojrzeniu mówiącym za wiele. Ja, kiedy wiem że nic nie wyjdzie ze spotkania z pewną dziewczyną, nie wysyłam jej żadnych znaków, nie chcę robić nikomu złudnych nadziei. Wiem, po swoim doświadczeniu, że zranione uczucia potrafią boleć jak cholera i pod żadnym pozorem nie wolno się nimi bawić. Na drugi dzień, późnym wieczorem dostałem odpowiedź:
"Czasami czyjaś interpretacja spojrzenia, może powiedzieć o wiele więcej. Trzymaj się"
Nie wiedziałem co miałem myśleć, czyżbym tak bardzo się pomylił? Czy aż tak zawiodły mnie moje zmysły? Niemożliwe, przezież to trwało tak długo, jej intencje obserwowałem od dwóch miesięcy, poważnie. Nie daje mi to spokoju.
Było i jest mi po prostu przykro. Najbardziej mi żal tej mojej radości i zalążków uczucia, tak dawno tego nie czułem! Minęły już lata od ostatniego razu... Może ta moja przesadna uczuciowość oszukała mnie tym razem, ale coż poradzić. Taki już jestem. Z każdym tago typu niepowodzeniem, rozbijam się na coraz drobniejsze kawałki. A pozbieranie się wymaga prawie nadludzkiego wysiłku. Dla was ta sytuacja być może jest zbyt błaha, żeby się załamywać. Nie doszło nawet do pierwszego spotkania. Ale ja jestem dość delikatny, stałem się taki po cięzkich przeżyciach. Znów pojawiły się łzy. Coraz trudniej jest mi się zakochać. A tak bardzo tego pragnę! Chcę się czuć dla kogoś ważnym, chcę się poświęcać, chcę w tym kimś budzić radość, być spokojną przystanią, ukojeniem, najlepszym przyjacielem, chcę się angażować. Chcę oddać tej jedynej swe serce. Chcę kochać i być kochanym!
A może to moje pragnienie miłości jest dla mnie przekleństwem...
Nie wiem co mam o tym wszystkim sądzić. Jaki popełniłem błąd.