Witajcie, jestem 22 letnim facetem. Ostatnie moje lata życia to tragedia. W gimnazjum byłem gnębiony przez rówieśników, nie miałem znajomych.
Nauczycielki to był jakiś żart, zamiast reagować to gadały "nie ważne zaczął, wszyscy będziecie mieć przerąbane". Co z tego, że to zawsze ja byłem ofiarą, miałem najgorzej bo inni sprawiali wrażenie "porządnych dzieciaków", a ja byłem samotnikiem, ciągle smutnym więc to mi się najbardziej obrywało.
W liceum było już lepiej, nikt mi nie dokuczał, poznałem paru jak mi się wydawało znajomych. Wszystko było niby w porządku dopóki razem się uczyliśmy, ja uczyłem się dobrze, więc dawałem innym zadania. Po szkole każdy mnie olał, a ludzie ze starej paczki spotykali się beze mnie na imprezy, domówki itd. Potraktowali mnie przedmiotowo jako środek do celu. Skończyłem jako 19 latek bez znajomych.
Po tym wszystkim wpadłem w depresję, bo byli znajomi z klasy liceum bawili się przez wakacje i wrzucali zdjęcia z imprez, a ja musiałem siedzieć w domu. Pisałem do kilku osób, nikt mi nie chciał powiedzieć o co chodzi, po prostu olali ot tak. Przez 2 lata uczęszczałem na różne terapie do psychologów, psychoterapeutów, kiepsko to zniosłem, ale udało mi się o tym zapomnieć. Już teraz tak mnie to nie boli, byli znajomi dalej się bawią razem.
Przez te dwa lata studiowałem dwa kierunki, ale za każdym razem odpadałem po pierwszym semestrze przez depresję, pomimo tego, że w liceum miałem wysokie oceny. Jak już miałem pół roku wolnego to łapałem się prac dorywczych, żeby coś dorobić.
W końcu jak depresja mi odpuściła poszedłem na mechanikę i budowę maszyn. Jednocześnie pracuję aby się utrzymać, bo pochodzę z bardzo biednej rodziny. Spodobał mi się ten kierunek i poświęcam sporo czasu na naukę. No i przechodzimy do sedna problemu.
Ostatnio poznałem bardzo fajną dziewczynę i zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę to ja nie miałem do tej pory życia.
W liceum praktycznie tylko się uczyłem i grałem na komputerze. Przez biedę w domu nigdzie nie podróżowałem, moich rodziców ledwo było stać na komputer czy telefon dla mnie. Każde wakacje spędzałem w domu albo w pracy, aby mieć na życie - lekarzy, ciuchy, jakieś kosmetyki czy internet.
Potem 2 lata depresji. Nie miałem przez to żadnych pasji, bo wiadomo wszystko kosztuje, w dodatku depresja to nawet o tym wtedy nie myślałem. Wszystkie imprezy sylwestrowe spędzałem w domu. Przez brak znajomych nie robiłem w życiu nic ciekawego, nie byłem na imprezach, nie podróżowałem. Nie mam też żadnego doświadczenia z dziewczynami, praktycznie żadnej dziewczyny nie poznałem bardzo dobrze. Miałem/mam kilka koleżanek, ale to są powierzchowne znajomości, nigdy nie miałem takiej przyjaciółki.
No i teraz chciałbym się spotykać z tą nową dziewczyną, chciałbym żeby coś z tego wyszło, ale co ja mam jej powiedzieć? Dopiero co zacząłem studia, moje życie to totalna ruina, zero wspomnień. Nie mam jej tak naprawdę czym zaciekawić, brak znajomych też robi swoje. Bo nawet jakby nam się udało to przecież nie mogę z nią spędzać całego czasu, bo ucieknie. Nawet jakbym chciał wyjść na prostą to przeszłość mi to uniemożliwi.