Benita72 napisał/a:ważne wydaje mi się odczytywanie pierwszych sygnalow czy lampek alarmowych. Ignorowanie takich jest przyczyna późniejszych klopotow, a po co?
No dokładnie, po co.
Jak ktoś szuka miłego i kulturalnego pana, który bez mrugnięcia okiem pokryje koszty dowolnej fanaberii, to niech sobie szuka, ma do tego prawo,
ale wieszanie psów na kolesiu, który z tego co widać nie jest w ciemię bity i wyczuł blusa od razu, to już jest gruba przesada moim zdaniem.
Jak facet jest ogarnięty zawodowo i życiowo, to w mig się połapie z kim ma do czynienia, bo już pewnie nie raz i nie dwa przerabiał ten temat
i nie można mieć do człowieka pretensji o to, że własnej kasy pilnuje, no chyba że ma na czole wytatuowane logo Caritasu, ale tego nie wiemy.
Ja za to wiem z całą pewnością, że jak się na początku odpuści (bo co ona sobie o mnie pomyśli) i będzie udawać, że to nic i wszystko gra,
to bardzo szybko sytuacja wymyka się spod kontroli. Kiedyś spotykałem się z taką jedną Dorotą, która miała dwie córki, starszą i młodszą.
Na początku spotykaliśmy się głównie na placu zabaw dla dzieci, gdzie one przesiadywały godzinami. Obok była żabka i co 7 minut ktoś coś
do tej żabki bez przerwy latały na zmianę. Daj na loda, daj na pączka, daj na pepsi, daj na czipsy, daj, daj, daj... No dobra, przecież to dzieci.
Ale ich matka też chyba by się mogła poczuwać do płacenia za zachcianki własnego potomstwa, czy może z niej ten obowiązek spada, bo?
Bo co? Bo poznała miłego pana wujka, do którego teraz należy obkupowanie całej trójki? Ale dlaczego? Kiedy poznam odpowiedź na to jedno pytanie
DLA-CZE-GO facet poznając laskę, nagle z automatu musi przejmować rolę tego, który zawsze za wszystko płaci. Czy ktoś mi to kiedyś wytłumaczy?
Przecież oczywiście, że nie chodzi o głupiego loda, pączka czy pepsi, tylko o to, że od tego się wszystko zaczyna, a wracając do mojej Doroty,
to wybraliśmy się kiedyś do kina na jakąś tam bajkę o Pięknej i Bestii czy czymś. Bilety dla czterech osób + wyżerka i napoje na seans = ok. 300zł
Kto za to wszystko zapłacił? No zgadnijcie. Myślicie, że zaproponowała mi zwrot części wydatków chociaż nie wiem w jakiejś symbolicznej kwocie?
A skąd. Zaproponowała, że "gdzieś pojedziemy" na wakacje, bo to był sierpień akurat czyli wakacje. Nawet palcem nie kiwnęła w sprawie wyjazdu.
Ja musiałem wszystko zorganizować (od znalezienia wolnych miejsc w środku sezonu co graniczyło z cudem, po wpłacenie zaliczki na rezerwację)
również ja musiałem za wszystko zapłacić (jej to wyleciało jakoś z głowy) jak również jeździć do sklepu po różne artykuły m.in. spożywcze
dla nas wszystkich, a więc mnie jednego oraz jej i tych córek sztuk dwie. Ile ja hajsu wtedy na ten wyjazd puściłem, to nawet tego nie zliczę,
myślę że mniej więcej około tysiąca euro poszło na opłacenie fajnego tygodnia w domku nad jeziorem dla całej wesołej gromadki. No i luz, poszło nie ma.
Po powrocie z wakacji próbowałem coś tam nieśmiało napomknąć na ten temat, że no kurde balans chyba coś nie bardzo tutaj jest z tą naszą kasą,
jeżdżę za granicę do roboty, zarabiam lepiej niż przyzwoicie jak na polskie warunki, spoko, stać mnie na to i na tamto, ale nie do przesady, bo ile można,
to otrzymałem informację zwrotną, że sąd jej przyznał prawo do mieszkania po rozwodzie, no ale to mieszkanie było przez jakiś czas wynajmowane
i teraz jest zniszczone, trzeba by podmalować, nowe panele położyć, może okna od razu wymienić, a że to moja branża, to czy może mógłbym...
No niestety tak się jakoś złożyło, że akurat nie mogłem, gdyż akurat ponieważ intensywnie poszukiwałem już pretekstu do odpalenia wrotek.
Jedną szantrapę pogoniłem, to teraz mój wspólnik w firmie, a prywatnie mój kuzyn, identyczny zestaw sobie na garba ściągnął i też się męczy,
bo też słuchać nie chciał, że zaczyna się zwykle od drobnostek i niewielkich przysług, a kończy na cyckaniu leszcza ile wlezie, dopóki się tylko da.
Jak już się nie da, bo albo opornie mu idzie chwytanie w mig potrzeb wybranki, tudzież na przykład źródełko z oszczędnościami wyschło,
to wtedy takiego osła wystawia się za drzwi i zaczyna się rozglądać za kolejnym chętnym do robienia dla panci za chodzący bankomat. Standard.
Dlatego jak już wspominałem wcześniej, nauczony doświadczeniem wolę wyjaśnić pewne kwestie od razu na samym początku i mieć spokój,
niż się czaić, latać biegać za wszystko płacić i czekać w nieskończoność, kiedy panna się zreflektuje, że może wypadałoby się dołożyć.
I nie, nie wstydzę się ustalać z moją obecną partnerką takich kwestii jak na przykład co kupimy swoim dzieciom pod choinkę, żeby było po równo,
a nie że ja wydam tysiąc pięćset sto dziewięćset na prezenty dla jej dzieci, żeby ona mojemu kupiła świecący długopis za 3,99 w Lidlu
Wolę to omówić i nawet się pokłócić, jeśli zajdzie potrzeba, niż patrzeć później na minę mojego dzieciaka, kiedy wszyscy rozpakują swoje paczki.