Miałam dziwną sytuację i choć minęło już trochę czasu, to nie daje mi to spokoju.
Na początku roku poznałam faceta, wszystko było idealnie, spotykaliśmy się, mięliśmy stały kontakt, może nie codzienny, ale stały. Jednak to były początki, dopiero się poznawaliśmy, więc oficjalnie nie byliśmy parą, choć intensywnie ze sobą kręciliśmy. Na wiosnę on musiał wyjechać do pracy do Anglii, tylko na okres letnio - jesienny, więc miałam czekać i chcieliśmy to przetrwać. Jego rodzinny dom jest blisko mojego, a większość moich znajomych z pracy ze względu na małą społeczność go zna, choć nikt nie miał pojęcia, że mamy ze sobą coś wspólnego.. do czasu...
Pewnego dnia, w poniedziałek z samego rana po weekendzie jeden z kolegów, nazwijmy go Dominik, (wydawało mi się, że to jeden z dobrych kolegów, tzn. takich, którzy zawsze stali po mojej stronie) wyskoczył do mnie w obecności jeszcze dwóch osób pretensjonalnym tonem z takim tekstem: "nic się nie chwaliłaś, że twój chłopak siedzi w Anglii". Zatkało mnie, bo skąd takie info w ogóle? Nic nie powiedziałam, bo nie miałam zamiaru tłumaczyć się obcym ludziom ze swojego prywatnego życia. Później Dominik szybko wywołał z innego biura jeszcze jednego kolegę, z którym kiedyś byłam przez pół roku, mówiąc: "chodź szybko, mam dla ciebie bombę" i pobiegli zamykając się obaj w kiblu. Wtedy pewnie sprzedał mu tą informację. Po tym incydencie Dominik nie odzywał się do mnie przez ponad tydzień, traktował mnie jak powietrze, był po prostu tak obrażony jakbym mu kogoś zabiła, a ja nawet nic nie powiedziałam (???). Jak już wszyscy zaczęli się śmiać z tej jego obrazy, to powoli zaczął się odblokowywać, ale nikt nie miał pojęcia o co mu chodziło. W tym samym czasie facet, z którym kręciłam przyjechał na urlop z Anglii. Miał zostać trochę dłużej. Wszystko było spoko. W trakcie lotu zdawał mi relację z każdej chwili, gdzie jest, kiedy wylądował, kiedy wsiadł w autobus itd. Kontakt nieustanny. W dzień przyjazdu odsypiał w domu, a na drugi dzień chciał się spotkać. Zobaczyliśmy się, wszystko zmierzało ku dobremu, na koniec powiedział, że jakoś za dwa dni przyjedzie do mnie. Dzień po spotkaniu nadal mieliśmy kontakt, mówił, że nie powinniśmy marnować tego czasu, że on chce żeby wszystko było dobrze itd. I później nagle (pewnie kiedy spotkał się już z kumplami ze swojej paczki) kontakt się całkowicie urwał. Myślałam, że ma dużo spraw, nie chciałam naciskać, nie chciałam się narzucać i być nachalna, przecież tak naprawdę nie byliśmy razem. Cisza trwała jakieś 3 - 4 dni, kiedy po tym czasie doznałam szoku.. Na fb zobaczyłam umieszczony przez niego post, że jest na lotnisku i właśnie wylatuje do Anglii. Wpadłam w taką rozpacz, że nie wiedziałam co robić. Miałam do niego nigdy więcej się nie odezwać, ale wysłałam tylko wiadomość, że jestem w szoku, na co on odpowiedział bardzo chłodno (jak nigdy dotąd): "skąd to zdziwienie?". Później mówił do mnie bardzo chłodno. Pytałam dlaczego, ale on mówił, że nie wiedział i musiał nagle jechać. Wydaje mi się, że mówił tak dla świętego spokoju, ale nadal mnie to męczy i coś mi nie pasuje. Przecież mógł chociaż napisać, że leci, a tu po tak intensywnym kontakcie, który trwał pół roku nastąpiło całkowite odcięcie? Myślicie, że koledzy mogą mieć coś z tym wspólnego? Że ktoś namieszał mi w życiu? Coś mi tu nie pasuje..