Zainspirowany pewnymi tematami postanowiłem zapytać o Wasze zdanie, doświadczenia na temat trwałości związków opartych ogólnie mówiąc na uczuciach - miłości, przyjaźni, zauroczeniach natomiast o różnych potrzebach seksualnych, temperamentach partnerów.
Ze swojego doświadczenia mogę wspomnieć np. o związku gdzie częstotliwość zbliżenia była zapewne powyżej normy, parę razy w tygodniu, czasami parę razy w ciągu dnia i cały czas rozwijana była nowymi grami, gadgetami i zabawami. Mówię tu o wieloletnim związku, nie paro miesięcznej fascynacji, gdzie z czasem łóżko umiera. Jednak z racji pewnych okoliczności okazało się, że byłem tym mniej potrzebującym. W tej sytuacji podchodząc dorośle nastąpiło spotkanie pary z seksuologiem. Wynieśliśmy głównie jeden wniosek „przy dużej różnicy temperamentów wcześniej czy później jedna ze stron będzie się dusiła, mimo uczuć, różne potrzeby – temperamenty sprawią, iż obie strony nie będą szczęśliwe i na dłuższą metę wynikną konflikty”.
Czas sprawił, że słysząc o problemie tłumaczyłem sobie, że to pewnie tyczy się tych skrajności, co nie lądują w łóżku, że między nami jest inaczej. Jednak pojawiła się zdrada partnerki, czar prysł i wieloletniego związku opartego na przyjaźni nie ma.
W obecnym związku jak na karmę przystało wyraźnie mam większe potrzeby od partnerki, mimo poważnych rozmów z nią mam wrażenie, że patrzy na mnie jak na dziwaka z myślą, „jeśli ja tego nie potrzebuje do życia to Ty pewnie to wyolbrzymiasz – lubisz to, ale nie potrzebujesz do życia”. Na dzień dzisiejszy nadmiar potrzeby odreagowuje sobie pracą czy sportem.
Odwracając rolę, opisując historię przyjaciółki - ma ona większe potrzeby od partnera, jednak ona samotnie odwiedziła seksuologa. Usłyszała, że i tak go zdradzi wręcz dostała pewnego rodzaju przyzwolenie, że to w dzisiejszych czasach staje się powszechne, normalne. Na dziś dzień postanowiła sobie schować swoje potrzeby głęboko w kieszeń – ale czy to się da tak na wieki je tam zamknąć?
Kolejny przykład - znajomy pomimo własnego doświadczenia czekał pod względem religijnym z racji przekonań partnerki do czasu ołtarza. Po tym oczekiwaniu pojawiło się rozczarowanie ukazujące rzeczywistość i różne potrzeby partnerów (idąc dalej kłótnie, zgrzyty itd.)
No i teraz pytanie drodzy forumowicze. Czy idąc w skrajność związki powinny być dobierane względem temperamentów, potrzeb, bo w innym przypadku wcześniej czy później pojawią się problemy, zdrady, rozpad? Jak to wygląda z Waszego punktu widzenia.
Jeśli w partnerstwie realizowałem swoje potrzeby to śmiałem się z powiedzeń pokroju, „jeśli w domu dostaniesz dobry obiad to nie podjadasz fast foodów na mieście”. Jednak, jeśli czuje narastające, niezrealizowane potrzeby myśli błądzą i ratuje tylko własne sumienie, poglądy natomiast w rzeczywistości człowiek zostaje z tym problemem sam, bo partner z innym temperamentem tego w 100% nie zrozumie; słucha nasz ale nie rozumie.
Zapewne osoby z mniejszymi potrzebami krzykną jednym chórem, że jak to przecież bez seksu można żyć. Jednak ja z racji innych poglądów, tych większych pragnień czasami uważam, że wręcz nie ma sensu rezygnować z tych potrzeb, bo to jeden z piękniejszych bodźców wspólnego życia, to trochę tak jak rezygnować z uśmiechu na twarzy czy ogólnie humoru. Czy tłumiąc to w sobie nie stajemy się inni, bardziej nerwowi, złośliwi - obcy?