Czy powiedzieć żonie o nałogu? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Strony 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 299 ]

1 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-10 09:11:31)

Temat: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Witam,
Od okolo roku moge uznac, ze regularnie biore snieg. Weekendowo, ale dosc regularnie, prawie co tydzien. To jest nałóg, to wiem. Chce z tym skonczyc, ale nie udaje sie. Potrzebuje wsparcia, ale boje sie powiedziec zonie o tym, bo nie wiem jak zareaguje. To jednak nie jest standardowa sprawa.
Nie chce tlumaczyc jak to sie stalo, stalo sie. Zycie dalo popalic.

Problem w tym, ze zona ma depresje, ktora ciągnie sie latami, bierze leki. Miala tez raka, ale rokowania sa dobre, choc ona ciagle zyje w stresie.

Ja pracownik korpo, mozna powiedziec z sukcesami, ale mam spore cisnienie.
Pieniadze nie sa problemem, co utrudnia rzucenie nalogu, bo moge kupowac do woli.
Kocham bardzo zone, staralem sie mocno ja wspierac we wszystkim, troche kosztem siebie, ale tak chcialem. Nadal to robie.
Niczego nie tlumacze, ale snow pomaga mi obecnie podnosic sie ale to bylo wczesniej niz rak, wiec nie tłumacze sie. Zaczalem te zabawe z tym syfem przez srodowisko z jakim mam do czynienia.
Jestem w punkcie gdzie ja potrzebuje pomocy. To czuje. Czuje, ze dluzej nie dam rady i boje sie, ze zblizam sie do jakiegos zalamania nerwowego. Po prostu za duzo.

Ide do psychologa za tydzien, ale boje sie, ze zrobie cos glupiego na haju i zaczna sie klopoty na maksa. Mam na mysli karne sprawy + konsekwecje i potencjalne kwestie utrzymania rodziny, jak mnie zabraknie.
Mamy dzieci.

Czy mam prawo jej powiedziec szukajac wsparcia?
Bez niej nie skoncze raczej tego.
Czy ona da rade?
Co byscie powiedzialy Panie mile jak by maz, partner wyjechal z czyms takim?

Nie wiem jak ona zareaguje. Czy mnie wywali z chaty czy pomoze. Ma sporo ze soba klopotow...

Poradzcie czy ryzykowac szczerosc z zona.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Przy całej świadomości swojego problemu brak Ci wiedzy o reakcjach żony... hm...
Jeśli jest źle i czujesz, że będzie gorzej - chwyć się KAŻDEJ szansy wyjścia z dołka, jeśli żona jest do tego KONIECZNA (bo WIESZ, że sam nie dasz rady) - powiedz, choć różnie może być jak Ona się dowie, ale po to się chyba ma partnera aby razem powalczyć, ukrywanie problemów nie jest raczej dobre a Twój problem jak rozumiem - narasta.

3

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Powiedz żonie. I zgłoś się do centrum leczenia uzależnień.

4 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2018-11-10 10:02:38)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Nie wiem czy człowiekowi podczas depresji, powinno się mówić takie rzeczy. Ale na pewno tłumaczenie, że bez niej nie dasz rady jest formą usprawiedliwienia Twojej bezczynności, wobec wciągania. Jeśli nie potrafisz dla siebie to możesz dla dzieci i żony. Nikt Ciebie nie zmuszał.

5

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Zona powinna wiedzieć.

6 Ostatnio edytowany przez paslawek (2018-11-10 21:33:05)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
sosenek napisał/a:

Powiedz żonie. I zgłoś się do centrum leczenia uzależnień.

Jak najbardziej tak ,tylko według mnie w odwrotnej kolejności.Dlatego że na terapii dostaniesz odpowiedź jak i kiedy  powiedzieć żonie a to ważne.
Jeżeli masz obawy to możesz połazić na mityngi AN lub AA (jak nie ma w Twojej okolicy AN)do czasu wizyty u psychologa
Dostaniesz tam wsparcie (w AN) nie musi Ci się spodobać na początku
Zrób to dla Siebie a żona  niebawem poczuje ulgę bo być może się domyśla ma wątpliwości czuje się niepewnie co nie pomaga w depresji

Pozdrawiam

7

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Jeśli chcesz ja dobić, to jej powiedz. Sprawę swojego nałogu załatw sam, po męsku, a nie będziesz szarpał słaba i chora kobietę. Co z ciebie za facet?

8

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

natasza, faceci nie mogą mieć słabości? co to w ogóle za tekst. Facet jest w nałogu, to nie jest błaha rzecz.

9

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Jest nalogowcen i dlatego powinien bombardowac chora żonę tego rodzaju informacją? Ona jeszcze nie wyszła z raka, ma nerwicę i depresję, bo walczy o życie, a tu nagle wyskakuje mąż z tego rodzaju rewelacja? I czego od niej oczekuje? Niech sam załatwi sprawę nałogu, a nie wciąga biedna i bezradna kobietę w takie bagno.

10

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Trudno określić jaka masz motywacje , ponieważ nie przedstawiasz nałogu jako główny problem.
Z jednej strony jako dorosła osoba masz prawo być "jakiś" określony przez wady , zalety , nałogi itd.
Jednak narkomania nie jest akceptowalna społecznie.

11

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Witam,
Od okolo roku moge uznac, ze regularnie biore snieg. Weekendowo, ale dosc regularnie, prawie co tydzien. To jest nałóg, to wiem. Chce z tym skonczyc, ale nie udaje sie. Potrzebuje wsparcia, ale boje sie powiedziec zonie o tym, bo nie wiem jak zareaguje. To jednak nie jest standardowa sprawa.
Nie chce tlumaczyc jak to sie stalo, stalo sie. Zycie dalo popalic.

Problem w tym, ze zona ma depresje, ktora ciągnie sie latami, bierze leki. Miala tez raka, ale rokowania sa dobre, choc ona ciagle zyje w stresie.

Ja pracownik korpo, mozna powiedziec z sukcesami, ale mam spore cisnienie.
Pieniadze nie sa problemem, co utrudnia rzucenie nalogu, bo moge kupowac do woli.
Kocham bardzo zone, staralem sie mocno ja wspierac we wszystkim, troche kosztem siebie, ale tak chcialem. Nadal to robie.
Niczego nie tlumacze, ale snow pomaga mi obecnie podnosic sie ale to bylo wczesniej niz rak, wiec nie tłumacze sie. Zaczalem te zabawe z tym syfem przez srodowisko z jakim mam do czynienia.
Jestem w punkcie gdzie ja potrzebuje pomocy. To czuje. Czuje, ze dluzej nie dam rady i boje sie, ze zblizam sie do jakiegos zalamania nerwowego. Po prostu za duzo.

Ide do psychologa za tydzien, ale boje sie, ze zrobie cos glupiego na haju i zaczna sie klopoty na maksa. Mam na mysli karne sprawy + konsekwecje i potencjalne kwestie utrzymania rodziny, jak mnie zabraknie.
Mamy dzieci.

Czy mam prawo jej powiedziec szukajac wsparcia?
Bez niej nie skoncze raczej tego.
Czy ona da rade?
Co byscie powiedzialy Panie mile jak by maz, partner wyjechal z czyms takim?

Nie wiem jak ona zareaguje. Czy mnie wywali z chaty czy pomoze. Ma sporo ze soba klopotow...

Poradzcie czy ryzykowac szczerosc z zona.


Czy żona  domyśla się że mozesz miec taki problem? Czy zdarzyło Ci się już zrobić coś głupiego na haju?

12

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Dziekuje za Wasze opinie.
Zapytalem, bo mam watpliwosc czy mowienie jej faktycznie nie zalamie.
Z drugiej strony przyznam, ze probuje dotrzec do specjalisty od uzaleznien, ale... to trudniejsze niz moze sie wydawac.
Zaczynam od psychologa. Ten nalog to pulapka mentalna. Jednego dnia chcesz z tym skonczyc, by za kilka relatywizowac, ze to sie nie rozni od alkoholu i dlaczego czasami sobie nie walnac.
Zastanawiam sie jakies motywacji potrzebuje, by jednak dotrzec tam... moze ultimatum od zony...

Do tej pory nie zrobilem nic glupiego na haju. Pilnuje sie i kontroluje na tyle, ze nie wezme jak mam jechac z dziecmi sam gdzies czy cos takiego. Bywa jednak ze jezdze samochodem na drugi dzien, na zejsciu, wiec jak kogos walne, to na badaniach z krwi wyjdzie. To sie kraktuje jak jazde pod wplywem i jesli cos sie komus stanie, to mozna miec klopoty, nawet zaliczyc odsiadke. Pomijam oczywiscie, ze nie chcialbym nic nikomu zrobic.
To jest inne niz alko. Wg mnie zdolnosc funkcjonowania na drugi dzien po jest duzo lepsza niz po alko, ale w swietle prawa i odpowiedzialnosci nie ma to znaczenia... i pewnie slusznie.
To nie jest takie latwe, ogarnac sie.. serio. Probowalem nie brac, robic przerwy, ale lamie sie i wracam... bo chce, lubie, potrzebuje, to mi pomaga
Nie ma prostej odpowiedzi.
Dzieki za przemyslenia. Wiem ze musze dotrzec do specjalistow, ale czy dotre to nie wiem...

13

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

(...) Zastanawiam sie jakies motywacji potrzebuje, by jednak dotrzec tam... moze ultimatum od zony... (...)

Motywacja zewnętrzna? Krótkotrwała.


To, co napisałeś w ostatnim poście jest typowe dla osoby uzależnionej.
Dotrzesz do specjalistów, jeśli będziesz zdeterminowany, by zerwać z nałogiem. Inaczej to "słowa, słowa, słowa."

14

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Z drugiej strony przyznam, ze probuje dotrzec do specjalisty od uzaleznien, ale... to trudniejsze niz moze sie wydawac.

To nie jest trudne, są w każdym mieście, chcesz, podam Ci numer telefonu, który znajdę w google. Szukasz wymówki. Jeszcze widocznie nie osiągnąłeś dna i zasłaniasz się żoną...

15 Ostatnio edytowany przez paslawek (2018-11-11 23:17:06)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
santapietruszka napisał/a:
Brother in arms napisał/a:

Z drugiej strony przyznam, ze probuje dotrzec do specjalisty od uzaleznien, ale... to trudniejsze niz moze sie wydawac.

To nie jest trudne, są w każdym mieście, chcesz, podam Ci numer telefonu, który znajdę w google. Szukasz wymówki. Jeszcze widocznie nie osiągnąłeś dna i zasłaniasz się żoną...

Jeżeli pracujesz w korpo to raczej nie na pipidówie.
santapietruszka ma racje - wymówki ,racjonalizacje itp itd

16

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Dzieki za przemyslenia. Wiem ze musze dotrzec do specjalistow, ale czy dotre to nie wiem...

Wcale nie musisz - jest wielu narkomanow, którzy nie podjęli takiego kroku, to Twoje zycie. Co do zony, nawet jak jest w depresji, to nie jest 5 letnim dzieckiem, tylko doroslą kobietą, która zasluguje na szczerość i ma prawo wiedzieć, z kim zyje pod swoim dachem i z kim dzieli zycie. Może Cie wyrzuci, a może będzie wspierać, tego nie wiemy, ale ukrywanie się z nałogiem jest drogą donikąd.

17 Ostatnio edytowany przez Gosia1962 (2018-11-12 18:24:16)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

TYLKO specjalista moze ci pomoc. Sam z tego nie wyjdziesz.

Co do zony to powiem tak: owijanie chorego na depresje w cukrowa wate jest niepotrzebne.
Ale tu dochodzi jej choroba nowotworowa, wiec to troche inna sytauacja.

Ty twoja zone znasz najlepiej, wiec decyduj sam. My mamy za malo wiadomosci na temat waszego zwiazku. Jesli zwiazek jest stabilny i mocny, a wasza milosc wielka, to dacie rade.
Porozmawiaj na ten temat z psychologiem.
Jesli nalogu chcesz sie NAPRAWDE  pozbyc, to terapii nie unikniesz.
Nie wyreczaj sie ultimatum od zony, nie czekaj na to. To nie fair wobec niej. A jak  ona nie da ci ultimatum, bo jest za slaba, zajeta wlasnymi WIELKIMI problemami?

Ty jestes uzalezniony.
Ty masz sie leczyc, jesli taka jest twoja wola.
Ty musisz podjac kroki na leczenie uzaleznienia.

TO MA BYC TWOJA DECYZJA, ktorej na zone zwalic ci nie wolno.
Nie idz na latwizne.

18

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

naprawdę to Ci pomaga? zjazdy serotoninowe, poczucie beznadziei i szarości świata bez narko - to wszystko jest dla Ciebie ok?
Świat jest piękny, ale ty nie pozwalasz sobie tego dostrzec, fundujac sobie co weekend rzeczywistość na dopalaczu. przypomnij sobie jak było kiedyś, ile tracisz przez wciaganie a ile zyskujesz. rachunek zawsze wychodzi na minus.

19

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Jeszcze raz dzięki za opinię.
Byłem u specjalisty i zaczynam brać się za to. Jak ktoś napisał, nie jest wskazane by mówić żonie, bo to ja muszę sam sobie z tym poradzić. Jak sam sobie poradzę, To kiedyś jej powiem.
Nasz związek kak każdy miał swoje lepsze i gorsze okresy. Obarczanie jej tym jednak byloby skrajnym egoizmem. Ja poczulbym sie lepiej moze, ale to nic nie wniesie a tylko moze jej zaszkodzic. Juz to rozumiem.
Kocham ja, dzieci tez.
Na pewno pierwsze spotkanie juz pomaga.
Wierze ze wyjde z tego, bo mam za duzo do stracenia.
Uważam że każdy ma prawo do słabości, faceci też, co więcej każdy je ma. Udawanie że jest inaczej jest największą słabością. Mamy prawo do błędów. Ja popełniłem kilka,  nic mnie nie usprawiedliwia. Nie mówcie jednak proszę, że jestem facetem i mam się ogarnąć, bo to nie jest takie proste. Napiszę za parę tygodni jak mi idzie.

20

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Atelka napisał/a:

naprawdę to Ci pomaga? zjazdy serotoninowe, poczucie beznadziei i szarości świata bez narko - to wszystko jest dla Ciebie ok?
Świat jest piękny, ale ty nie pozwalasz sobie tego dostrzec, fundujac sobie co weekend rzeczywistość na dopalaczu. przypomnij sobie jak było kiedyś, ile tracisz przez wciaganie a ile zyskujesz. rachunek zawsze wychodzi na minus.

Moje odczucia sa inne. Nie takie jak piszesz, ale nie pisze, by nie zachecac. To w duzej mierze kwestia jakosci i co sie bierze...
Nigdy nie wezme czegos z nieznanego zrodla
Moj staff drogo kosztuje, ale daje inne efekty.
Zdarzy sie czasami wpadka od znajomego ktory czestuje i zjazd jest trudny, ale rzadko. Nie mam po tym depresji raczej, na razie. Tak czuje

21 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-17 02:57:51)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Gosia1962 napisał/a:

TYLKO specjalista moze ci pomoc. Sam z tego nie wyjdziesz.

Co do zony to powiem tak: owijanie chorego na depresje w cukrowa wate jest niepotrzebne.
Ale tu dochodzi jej choroba nowotworowa, wiec to troche inna sytauacja.

Ty twoja zone znasz najlepiej, wiec decyduj sam. My mamy za malo wiadomosci na temat waszego zwiazku. Jesli zwiazek jest stabilny i mocny, a wasza milosc wielka, to dacie rade.
Porozmawiaj na ten temat z psychologiem.
Jesli nalogu chcesz sie NAPRAWDE  pozbyc, to terapii nie unikniesz.
Nie wyreczaj sie ultimatum od zony, nie czekaj na to. To nie fair wobec niej. A jak  ona nie da ci ultimatum, bo jest za slaba, zajeta wlasnymi WIELKIMI problemami?

Ty jestes uzalezniony.
Ty masz sie leczyc, jesli taka jest twoja wola.
Ty musisz podjac kroki na leczenie uzaleznienia.

TO MA BYC TWOJA DECYZJA, ktorej na zone zwalic ci nie wolno.
Nie idz na latwizne.

W punkt wszystko co piszesz. Wiem to, ale biore. Zonie nie powiem, nie zasluguje na takie atrakcje. Sama walczy, dzieci ogarnia i dom. Stara sie bardzo. Watek w zasadzie nie aktualny. To nic nie wniesie jak bedzie wiedziec tylko doloze jej problemow a jak piszesz SAM musze dojrzec do skonczenia z tym. Dzieki za te opinie. Super pragmatyczna i celna dla mnie.
Jestem u specjalisty. Zobaczymy

22 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-17 03:04:26)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
santapietruszka napisał/a:
Brother in arms napisał/a:

Z drugiej strony przyznam, ze probuje dotrzec do specjalisty od uzaleznien, ale... to trudniejsze niz moze sie wydawac.

To nie jest trudne, są w każdym mieście, chcesz, podam Ci numer telefonu, który znajdę w google. Szukasz wymówki. Jeszcze widocznie nie osiągnąłeś dna i zasłaniasz się żoną...

Nie zaslaniam sie. Dzisiaj mi pomaga bo problemow wiecej jest ale to bylo wczesniej niz rak, ale w trakcie depresji, ktora jest straszna choroba. Wrogom nie zycze.
Zapytalem czy jej powiedziec i szukac pomocy w niej. Bardzo ja kocham i teoretycznie „na dobre i na zle” ale jak pisalem wczesniej juz wiem, ze to bylby blad.
Dziekuje mam juz sensowna osobe ktore mega zna temat uzaleznien i mi pasuje.
Bede z nia walczyl.

23

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Benita72 napisał/a:
Brother in arms napisał/a:

Dzieki za przemyslenia. Wiem ze musze dotrzec do specjalistow, ale czy dotre to nie wiem...

Wcale nie musisz - jest wielu narkomanow, którzy nie podjęli takiego kroku, to Twoje zycie. Co do zony, nawet jak jest w depresji, to nie jest 5 letnim dzieckiem, tylko doroslą kobietą, która zasluguje na szczerość i ma prawo wiedzieć, z kim zyje pod swoim dachem i z kim dzieli zycie. Może Cie wyrzuci, a może będzie wspierać, tego nie wiemy, ale ukrywanie się z nałogiem jest drogą donikąd.


Z Toba sie nie zgodze. Moje zycie? Az takim egoista nie jestem by dalej ryzykowac zycie rodziny... jednak odpowiedzialnosc za rodzine mam, wiec szukam pomocy jak z tym skonczyc.
Szczerosc? Nie jesli tylko zadam bol. Za duze ryzyko, ze to pogorszy jej stan. Dla mnie za wazna jest. Musze wrocic na sciezke wsparcia jej, jak przez lata i z tym skonczyc. Nadal ja wspieram, jak umiem dla jasnosci, ale sam nie wiem jak dlugo dam rade.

24

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Skomentowalem najnowsze posty, ale wszystkie cenie.
Zagladam tu jak siedze w nocy, gdy moge w weekend, wiec prosze o cierpliwosc.

Dodam tylko, ze dziaiaj niestety.... wziolem....
mimo wizyty u specjalisty wziolem, bo wczesniej kupilem. Dlatego tez nie spie i jestem aktywny w pisaniu. Typowe objawy.
+ jestem odwazniejszy w pisaniu tego, jutro bede zalowal, ze to napisalem.
Ten staff mnie nie odurza, inaczej dziala. Kto zna to wie. Biala dama jest specyficzna.
Syfu nie biore jak dzieciaki ktorych nie stac na to. Kasy puszczam sporo, ale to nie problem. Chociaz mozna to lepiej wydac, co jasne. W tym roku ok 30k poszlo...jak nic. Kase jednak mam, co jest tez w pewnym sensie problemem. Dobra starczy. Prosze postarajcie sie nie oceniac, wiem ze jestem debilem, ale debilem ktory to wie i szuka wsparcia. Debilem ktory tu sie wygaduje, bo nie ma komu, bo to za gruby temat.
Wiekszosc znajomych tez bierze i powiedzenie im tego odczytaliby jako slabosc. W korpo nie ma miejsca na slabosci. Pulapka. Dobranoc.



-----------------
Nie pisz, proszę, postów jeden pod drugim - łamiesz w ten sposób regulamin. Jeśli chcesz coś dopisać, użyj funkcji 'edytuj'.
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka

25

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Zgodnie z prośbą nie będę oceniać ani wygłaszać 'umoralniających' opinii. Zresztą wiem, że to i tak najczęściej przynosi skutek odwrotny do zamierzonego.

Na wstępie zadam Ci pytanie jak to możliwe, że żyjąc wspólnie pod jednym dachem, żona dotąd nie zauważyła, że masz tak poważny problem? Jak to możliwe, że nigdy nie widziała Twojego 'zjazdu' i nie zauważyła tego, co dzieje się później? Czy Wy się tylko mijacie?

Brother in arms napisał/a:

Czy mam prawo jej powiedziec szukajac wsparcia?
Bez niej nie skoncze raczej tego.
Czy ona da rade?
Co byscie powiedzialy Panie mile jak by maz, partner wyjechal z czyms takim?

Nie wiem jak ona zareaguje. Czy mnie wywali z chaty czy pomoze. Ma sporo ze soba klopotow...

Poradzcie czy ryzykowac szczerosc z zona.

Jeśli o mnie chodzi, to tak, zdecydowanie chciałabym wiedzieć i piszę to z pełną odpowiedzialnością. Jeśli mąż przyszedłby do mnie, zwierzył się i prosił o pomoc, to na pewno bym mu jej nie odmówiła. Mało tego, jestem typem zadaniowca, więc poza emocjonalnym wsparciem, prawdopodobnie podjęłabym bardzo konkretne działanie. Moim zdaniem ukrywanie problemu i udawanie, że nic się nie dzieje, jest czymś zdecydowanie gorszym niż przyznanie się do słabości.
Tym niemniej ja nie jestem Twoją żoną, a dla niej każda dodatkowa dawka stresu może być przysłowiowym gwoździem do trumny. Może, ale nie musi i wiele tu będzie zależeć od Twojej postawy.

Generalnie jednak samo to, że dopuściłeś do siebie świadomość i sam przed sobą się przyznajesz, że to już jest problem i potrzebujesz pomocy, w procesie wychodzenia na prostą bywa momentem przełomowym. Teraz musisz jeszcze znaleźć w sobie odpowiednio dużą dawkę wewnętrznej motywacji, ale powrót do normalności bez tego lęku, co będzie i co może się stać, żona, która wydaje się być dla Ciebie ważna, dzieci, dom, który możesz stracić, o zdrowiu nie wspominając - to już mogą być wystarczające bodźce, by chcieć żyć.

Pomijając podjęcie leczenia, w tym dobrze poprowadzonej psychoterapii, wydaje mi się, że jednym z pierwszych i nie wiem czy nie najważniejszych kroków, jakie powinieneś podjąć, jest wyrwanie się z tego środowiska, w którym się obracasz. Zmień pracę, odetnij się od tych ludzi wśród których obecnie przebywasz i którzy ciągną Cię na dno. Innej opcji nie widzę. Ja wiem, że to nie będzie łatwe, ale życie w ogóle łatwe nie jest, jest za to kwestią dokonywanych wyborów i ustawienia sobie właściwych priorytetów.

26

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Dodam tylko, ze dziaiaj niestety.... wziolem....
mimo wizyty u specjalisty wziolem, bo wczesniej kupilem. Dlatego tez nie spie i jestem aktywny w pisaniu. Typowe objawy.
+ jestem odwazniejszy w pisaniu tego, jutro bede zalowal, ze to napisalem.
Ten staff mnie nie odurza, inaczej dziala. Kto zna to wie. Biala dama jest specyficzna.
Syfu nie biore jak dzieciaki ktorych nie stac na to. Kasy puszczam sporo, ale to nie problem. Chociaz mozna to lepiej wydac, co jasne. W tym roku ok 30k poszlo...jak nic. Kase jednak mam, co jest tez w pewnym sensie problemem. Dobra starczy. Prosze postarajcie sie nie oceniac, wiem ze jestem debilem, ale debilem ktory to wie i szuka wsparcia. Debilem ktory tu sie wygaduje, bo nie ma komu, bo to za gruby temat.
Wiekszosc znajomych tez bierze i powiedzenie im tego odczytaliby jako slabosc. W korpo nie ma miejsca na slabosci. Pulapka.

Jesteś na równi pochyłej.
Powiedz jednak żonie - prawdopodobnie bez tego, bez upublicznienia - nie dasz rady się uwolnić.
Chyba nie masz w sobie siły wystarczającej, KTOŚ na serio musi Ci pomóc.

27

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Olinka napisał/a:

Zgodnie z prośbą nie będę oceniać ani wygłaszać 'umoralniających' opinii. Zresztą wiem, że to i tak najczęściej przynosi skutek odwrotny do zamierzonego.

Na wstępie zadam Ci pytanie jak to możliwe, że żyjąc wspólnie pod jednym dachem, żona dotąd nie zauważyła, że masz tak poważny problem? Jak to możliwe, że nigdy nie widziała Twojego 'zjazdu' i nie zauważyła tego, co dzieje się później? Czy Wy się tylko mijacie?

Brother in arms napisał/a:

Czy mam prawo jej powiedziec szukajac wsparcia?
Bez niej nie skoncze raczej tego.
Czy ona da rade?
Co byscie powiedzialy Panie mile jak by maz, partner wyjechal z czyms takim?

Nie wiem jak ona zareaguje. Czy mnie wywali z chaty czy pomoze. Ma sporo ze soba klopotow...

Poradzcie czy ryzykowac szczerosc z zona.

Jeśli o mnie chodzi, to tak, zdecydowanie chciałabym wiedzieć i piszę to z pełną odpowiedzialnością. Jeśli mąż przyszedłby do mnie, zwierzył się i prosił o pomoc, to na pewno bym mu jej nie odmówiła. Mało tego, jestem typem zadaniowca, więc poza emocjonalnym wsparciem, prawdopodobnie podjęłabym bardzo konkretne działanie. Moim zdaniem ukrywanie problemu i udawanie, że nic się nie dzieje, jest czymś zdecydowanie gorszym niż przyznanie się do słabości.
Tym niemniej ja nie jestem Twoją żoną, a dla niej każda dodatkowa dawka stresu może być przysłowiowym gwoździem do trumny. Może, ale nie musi i wiele tu będzie zależeć od Twojej postawy.

Generalnie jednak samo to, że dopuściłeś do siebie świadomość i sam przed sobą się przyznajesz, że to już jest problem i potrzebujesz pomocy, w procesie wychodzenia na prostą bywa momentem przełomowym. Teraz musisz jeszcze znaleźć w sobie odpowiednio dużą dawkę wewnętrznej motywacji, ale powrót do normalności bez tego lęku, co będzie i co może się stać, żona, która wydaje się być dla Ciebie ważna, dzieci, dom, który możesz stracić, o zdrowiu nie wspominając - to już mogą być wystarczające bodźce, by chcieć żyć.

Pomijając podjęcie leczenia, w tym dobrze poprowadzonej psychoterapii, wydaje mi się, że jednym z pierwszych i nie wiem czy nie najważniejszych kroków, jakie powinieneś podjąć, jest wyrwanie się z tego środowiska, w którym się obracasz. Zmień pracę, odetnij się od tych ludzi wśród których obecnie przebywasz i którzy ciągną Cię na dno. Innej opcji nie widzę. Ja wiem, że to nie będzie łatwe, ale życie w ogóle łatwe nie jest, jest za to kwestią dokonywanych wyborów i ustawienia sobie właściwych priorytetów.


Gdyby byla zdrowa to tak. Zaryzykowalbym. Ale z jej klopotami chyba nie mam prawa

"Generalnie jednak samo to, że dopuściłeś do siebie świadomość i sam przed sobą się przyznajesz, że to już jest problem i potrzebujesz pomocy, w procesie wychodzenia na prostą bywa momentem przełomowym. Teraz musisz jeszcze znaleźć w sobie odpowiednio dużą dawkę wewnętrznej motywacji, ale powrót do normalności bez tego lęku, co będzie i co może się stać, żona, która wydaje się być dla Ciebie ważna, dzieci, dom, który możesz stracić, o zdrowiu nie wspominając - to już mogą być wystarczające bodźce, by chcieć żyć."


Nie wiem tego. Tez sobie zadaje to pytanie. Opcje dwie: domysla sie, ale to duzy temat wiec nie chce ruszac bo nie ma pewnosci i jednak mi ufa. Wie, ze mam towarzystwo ktore bierze, ale nigdy nie zadala pytania czy ja wzialem. Zaklada pewnie ze tak, ale pewnie woli nie wiedziec.
Druga opcja: jednak w zwiazku ze swoimi problemami (depresja, rak, dom, dzieci) jednak nie dostrzega. Ja tez pije. Biore tylko jak pije wiec moze zakladac, ze to alko.
Nie mijamy sie. Duzo przebywamy razem. Ja biore tylko w weekend, wiec najczesciej jest blisko.

Na koniec. Psycholog mowi, ze zony uzaleznionych od alko i drugs, ktore sa zalezne od nich nawet jak wiedza to najczesciej nie konfrontuja, bo nie czuja, ze maja opcje. Moja zona nie pracuje. To moze byc tez ten przypadek, wariant 3. Nie sadze jednak, bo zawsze mielismy umowe, ze jak odejdzie, to ma gwarancje, ze ja i dzieci bede wspieral na zawsze. Przed slubem sie tak umowilismy, ze jak ktores przestanie kochac, to ma prawo odejsc. Na serio na pewno dotrzymalbym slowa, jesli to by ja uszczesliwilo.

28

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
random.further napisał/a:
Brother in arms napisał/a:

Dodam tylko, ze dziaiaj niestety.... wziolem....
mimo wizyty u specjalisty wziolem, bo wczesniej kupilem. Dlatego tez nie spie i jestem aktywny w pisaniu. Typowe objawy.
+ jestem odwazniejszy w pisaniu tego, jutro bede zalowal, ze to napisalem.
Ten staff mnie nie odurza, inaczej dziala. Kto zna to wie. Biala dama jest specyficzna.
Syfu nie biore jak dzieciaki ktorych nie stac na to. Kasy puszczam sporo, ale to nie problem. Chociaz mozna to lepiej wydac, co jasne. W tym roku ok 30k poszlo...jak nic. Kase jednak mam, co jest tez w pewnym sensie problemem. Dobra starczy. Prosze postarajcie sie nie oceniac, wiem ze jestem debilem, ale debilem ktory to wie i szuka wsparcia. Debilem ktory tu sie wygaduje, bo nie ma komu, bo to za gruby temat.
Wiekszosc znajomych tez bierze i powiedzenie im tego odczytaliby jako slabosc. W korpo nie ma miejsca na slabosci. Pulapka.

Jesteś na równi pochyłej.
Powiedz jednak żonie - prawdopodobnie bez tego, bez upublicznienia - nie dasz rady się uwolnić.
Chyba nie masz w sobie siły wystarczającej, KTOŚ na serio musi Ci pomóc.


To wiem, ze ide po rowni pochylej. Najpierw wyslucham specjalisty ktory to odradza. To nic nie zmieni, ze ona bedzie wiedziec tylko ja dodarkowo obciazy. Psycholog mowi, ze ja SAM musze to zalatwic i zrzucanie problemu to zone tylko mi da ulge, ale jej przylozy bardzo. Pani psycholog jeszcze nie wie, ze zona chora na raka. Serio, tez tak czuje. Dam jej cegle do plecaka ktory dzwiga i co? I tak sam musze to zalatwic a jej bedzie ciezej...
Cenie opinie, ale jesnak nie. Gdyby byla zdrowa i mniej zalezna ode mnie to moze, bo jest inteligentna i pragmatyczna, ale teraz moment jest fatalny na te informacje.
Chyba za bardzo ja kocham by jej to wrzucic na plecy. Jednoczesnie to robie, co jest dla mnie samego niezrozumiale.

Czuje ze wyjde z tego i zrobie cos by chronic innych przed tym. Jestem w szoku, ze wpadlem w te pulapke. Nie moge sam uwierzyc. Wydawalo mi sie, ze jestem madrzejszy, ale biala dama jest przebiegla...

29 Ostatnio edytowany przez paslawek (2018-11-18 02:00:35)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:
Olinka napisał/a:

Zgodnie z prośbą nie będę oceniać ani wygłaszać 'umoralniających' opinii. Zresztą wiem, że to i tak najczęściej przynosi skutek odwrotny do zamierzonego.

Na wstępie zadam Ci pytanie jak to możliwe, że żyjąc wspólnie pod jednym dachem, żona dotąd nie zauważyła, że masz tak poważny problem? Jak to możliwe, że nigdy nie widziała Twojego 'zjazdu' i nie zauważyła tego, co dzieje się później? Czy Wy się tylko mijacie?

Brother in arms napisał/a:

Czy mam prawo jej powiedziec szukajac wsparcia?
Bez niej nie skoncze raczej tego.
Czy ona da rade?
Co byscie powiedzialy Panie mile jak by maz, partner wyjechal z czyms takim?

Nie wiem jak ona zareaguje. Czy mnie wywali z chaty czy pomoze. Ma sporo ze soba klopotow...

Poradzcie czy ryzykowac szczerosc z zona.

Jeśli o mnie chodzi, to tak, zdecydowanie chciałabym wiedzieć i piszę to z pełną odpowiedzialnością. Jeśli mąż przyszedłby do mnie, zwierzył się i prosił o pomoc, to na pewno bym mu jej nie odmówiła. Mało tego, jestem typem zadaniowca, więc poza emocjonalnym wsparciem, prawdopodobnie podjęłabym bardzo konkretne działanie. Moim zdaniem ukrywanie problemu i udawanie, że nic się nie dzieje, jest czymś zdecydowanie gorszym niż przyznanie się do słabości.
Tym niemniej ja nie jestem Twoją żoną, a dla niej każda dodatkowa dawka stresu może być przysłowiowym gwoździem do trumny. Może, ale nie musi i wiele tu będzie zależeć od Twojej postawy.

Generalnie jednak samo to, że dopuściłeś do siebie świadomość i sam przed sobą się przyznajesz, że to już jest problem i potrzebujesz pomocy, w procesie wychodzenia na prostą bywa momentem przełomowym. Teraz musisz jeszcze znaleźć w sobie odpowiednio dużą dawkę wewnętrznej motywacji, ale powrót do normalności bez tego lęku, co będzie i co może się stać, żona, która wydaje się być dla Ciebie ważna, dzieci, dom, który możesz stracić, o zdrowiu nie wspominając - to już mogą być wystarczające bodźce, by chcieć żyć.

Pomijając podjęcie leczenia, w tym dobrze poprowadzonej psychoterapii, wydaje mi się, że jednym z pierwszych i nie wiem czy nie najważniejszych kroków, jakie powinieneś podjąć, jest wyrwanie się z tego środowiska, w którym się obracasz. Zmień pracę, odetnij się od tych ludzi wśród których obecnie przebywasz i którzy ciągną Cię na dno. Innej opcji nie widzę. Ja wiem, że to nie będzie łatwe, ale życie w ogóle łatwe nie jest, jest za to kwestią dokonywanych wyborów i ustawienia sobie właściwych priorytetów.


Gdyby byla zdrowa to tak. Zaryzykowalbym. Ale z jej klopotami chyba nie mam prawa

Generalnie jednak samo to, że dopuściłeś do siebie świadomość i sam przed sobą się przyznajesz, że to już jest problem i potrzebujesz pomocy, w procesie wychodzenia na prostą bywa momentem przełomowym. Teraz musisz jeszcze znaleźć w sobie odpowiednio dużą dawkę wewnętrznej motywacji, ale powrót do normalności bez tego lęku, co będzie i co może się stać, żona, która wydaje się być dla Ciebie ważna, dzieci, dom, który możesz stracić, o zdrowiu nie wspominając - to już mogą być wystarczające bodźce, by chcieć żyć.


Nie wiem tego. Tez sobie zadaje to pytanie. Opcje dwie: domysla sie, ale to duzy temat wiec nie chce ruszac bo nie ma pewnosci i jednak mi ufa. Wie, ze mam towarzystwo ktore bierze, ale nigdy nie zadala pytania czy ja wzialem. Zaklada pewnie ze tak, ale pewnie woli nie wiedziec.
Druga opcja: jednak w zwiazku ze swoimi problemami (depresja, rak, dom, dzieci) jednak nie dostrzega. Ja tez pije. Biore tylko jak pije wiec moze zakladac, ze to alko.
Nie mijamy sie. Duzo przebywamy razem. Ja biore tylko w weekend, wiec najczesciej jest blisko.

Na koniec. Psycholog mowi, ze zony uzaleznionych od alko i drugs, ktore sa zalezne od nich nawet jak wiedza to najczesciej nie konfrontuja, bo nie czuja, ze maja opcje. Moja zona nie pracuje. To moze byc tez ten przypadek, wariant 3. Nie sadze jednak, bo zawsze mielismy umowe, ze jak odejdzie, to ma gwarancje, ze ja i dzieci bede wspieral na zawsze. Przed slubem sie tak umowilismy, ze jak ktores przestanie kochac, to ma prawo odejsc. Na serio na pewno dotrzymalbym slowa, jesli to by ja uszczesliwilo.



To Ty taki jednak"mieszaniec" jesteś jak ja kiedyś.
Chodzi mi że alko i śnieg

To nie kwestia mądrości  padło na Ciebie i tyle ,urodziłeś się z taką skłonnością do uzależnień "chemicznych" , a w naszym świecie zbyt łatwo jest mieć chore emocje już od dziecka , i dostęp do używek też jest łatwy - takie życie.
Co nie zwalnia jeżeli już do Ciebie doszło albo dochodzi (bo to jest proces) to że masz problem,od odpowiedzialności i wolności codziennych wyborów.

Pozdrawiam

30 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2018-11-18 01:31:38)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Pisałem Ci, że to raczej nie jest dobra droga, by mówić żonie. Depresja nie jest stanem umysłu, który odbiera bodźce w sposób podobny do osoby zdrowej.
Swoją motywację znajdź w dzieciach, którymi musisz się opiekować. Nawet jeśli żona wyzdrowieje to na ten czes opieka nad nią i dzieciakami powinny stanowić Twoje priorytety.
Koledzy w pracy mogą się bawić, ale nie zaopiekują się dziećmi i żoną. Co najwyżej klepną Ciebie w plecy i powiedzą, że im przykro. A Tobie wciąganie poprawi humor na 40 minut, może 2 godziny, które niczego nie rozwiąże, co najwyżej będzie tworzyć coraz większe problemy. Spójrz z boku, gdzie są dzieciaki. Mają chorą matkę i ćpającego ojca. Wykorzystaj to, że wiesz, że masz problem i przygotuj się, że wcale nie będzie to przyjemny czas.

31 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-18 03:20:15)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

@paslawek - czyli mialem to zapisane w gwiazdach? Nie kupuje tego. Splot okolicznosci na to wplynal i ja podjalem decyzje ze wezme. Opieralem sie 2-3 lata na imprezach a czestowano i zapraszano, bo to ciagle bylo, bo sie tego balem, jak widac slusznie. W pewnym, gorszym momencie zycia sie nie oparlem i poszlo...
Wylacznie decyzja, nie karma. Nie znam kogos kto sprobowal kilka razy i porzucil...

@Milycham - powtarzam sobie w kolko ze kocham dzieci a jednak biore. Spada mi empatia do nich, co jest normalne przy braniu, ale udaje, ze jest ok. Dzisiaj tez mialem od drugiego goscia bo pierwszy by mi juz nie sprzedal na ten weekend. Limituje tak twierdzi. Obiecuje sobie ze to ostatni weekend na haju. Od pn ostra terapia i koniec. Pewnie dlatego tak plyne teraz... wiesz ja widze dzieci usmiechniete i oczywiscie nie maja pojecia co sie dzieje. Sa male. Zona super sie stara byc dobra matka dla nich, za dobra. Ja tez na za wiele im pozwalam. Masz jednak racje, dobrze nie jest. Te godziny jednak pozwalaja mi zapomniec na chwile o tej chujni, glownie chorobie zony. Teraz taka mam wymowke... wczesniej glownie imprezy. To trwa og swiat w grudniu, czyli prawie rok. Wczesniej raz na 3 miechy, nie w chacie. Teraz w chacie glownie

32 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2018-11-18 14:31:42)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Te godziny jednak pozwalaja mi zapomniec na chwile o tej chujni, glownie chorobie zony. Teraz taka mam wymowke... wczesniej glownie imprezy. To trwa og swiat w grudniu, czyli prawie rok. Wczesniej raz na 3 miechy, nie w chacie. Teraz w chacie glownie

To wszystko to tylko usprawiedliwianie się przed sobą. Nie chodzi o żadne zapominanie, a o czystą formę przyjemności. Tu i teraz jest dobrze, a bierzesz, bo nie potrafisz się powstrzymać. Nawet decydując się na terapię, bierzesz więcej przed. Jak zakochani ludzie, którzy nie potrafią się pożegnać, albo naprawdę głodny człowiek, który rzuca się na jedzenie bez opamiętania. Ostatnia fajka i rzucam, a później jeszcze dwie ostanie. Tym jest właśnie nałóg.
Straciłeś kontrolę i z tym będziesz się mierzył, sam ze sobą.

33

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

@paslawek - czyli mialem to zapisane w gwiazdach? Nie kupuje tego. Splot okolicznosci na to wplynal i ja podjalem decyzje ze wezme. Opieralem sie 2-3 lata na imprezach a czestowano i zapraszano, bo to ciagle bylo, bo sie tego balem, jak widac slusznie. W pewnym, gorszym momencie zycia sie nie oparlem i poszlo...
Wylacznie decyzja, nie karma. Nie znam kogos kto sprobowal kilka razy i porzucil...

W gwiazdach to nie wiem - raczej w genach ,ale to nie takie ważne nie zajmuj się tym na razie.
Nie chodź głodny ,odpoczywaj ,pobaw się z dziećmi ,nie siedź samotnie nie kombinuj za wiele.
Wiem że utrata kontroli jest bolesna "chciała by dusza do raju"
Być może teraz Twój przypadek dla Ciebie wydaje się bardzo wyjątkowy,ale tak nie jest.

"Nie znam kogos kto sprobowal kilka razy i porzucil..." - ja znam i co z tego to nie istotne teraz.

Trzymaj się

34

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Zastanawiam się na ile Twój opór przed powiedzeniem żonie o problemie wynika z rzeczywistej troski o nią, a na ile z obawy przed konsekwencjami, które mogą się pojawić. Mam tu na myśli na przykład presję. Teraz możesz, nie musisz, coś zrobić z nałogiem, a kiedy zdecydujesz się na szczerą rozmowę, to potem żona może Cię kontrolować i rozliczać, co z kolei odbierze Ci tę swobodę i spokój, który posiadasz. Dziś masz świadomość, że w zasadzie bierzesz kiedy chcesz i nikt Ci w tym nie przeszkadza, po wtajemniczeniu żony w temat tak łatwo już nie będzie i jak Cię dopadnie głód, to będziesz musiał się ukrywać albo tłumaczyć. To rodzi opór.

Miłycham napisał/a:

Spójrz z boku, gdzie są dzieciaki. Mają chorą matkę i ćpającego ojca.

To jest świetny bodziec, który - o ile człowiekowi na bliskich zależy - może nim potrząsnąć.

Wiele razy już tu komuś wyjaśniałam, że uzależniony musi znaleźć w sobie motywację, a ta najczęściej pojawia się, kiedy sięga swojego dna, przy czym to dno może mieć różny obraz, w tym przestraszone, pełne niechęci spojrzenia dzieci. Odnoszę wrażenie, że do Ciebie, Autorze, wiele już dociera, jednak do tego dna wciąż Ci daleko.

35

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Witam,
Od okolo roku moge uznac, ze regularnie biore snieg. Weekendowo, ale dosc regularnie, prawie co tydzien. To jest nałóg, to wiem. Chce z tym skonczyc, ale nie udaje sie. Potrzebuje wsparcia, ale boje sie powiedziec zonie o tym, bo nie wiem jak zareaguje. To jednak nie jest standardowa sprawa.
Nie chce tlumaczyc jak to sie stalo, stalo sie. Zycie dalo popalic.

Problem w tym, ze zona ma depresje, ktora ciągnie sie latami, bierze leki. Miala tez raka, ale rokowania sa dobre, choc ona ciagle zyje w stresie.

Ja pracownik korpo, mozna powiedziec z sukcesami, ale mam spore cisnienie.
Pieniadze nie sa problemem, co utrudnia rzucenie nalogu, bo moge kupowac do woli.
Kocham bardzo zone, staralem sie mocno ja wspierac we wszystkim, troche kosztem siebie, ale tak chcialem. Nadal to robie.
Niczego nie tlumacze, ale snow pomaga mi obecnie podnosic sie ale to bylo wczesniej niz rak, wiec nie tłumacze sie. Zaczalem te zabawe z tym syfem przez srodowisko z jakim mam do czynienia.
Jestem w punkcie gdzie ja potrzebuje pomocy. To czuje. Czuje, ze dluzej nie dam rady i boje sie, ze zblizam sie do jakiegos zalamania nerwowego. Po prostu za duzo.

Ide do psychologa za tydzien, ale boje sie, ze zrobie cos glupiego na haju i zaczna sie klopoty na maksa. Mam na mysli karne sprawy + konsekwecje i potencjalne kwestie utrzymania rodziny, jak mnie zabraknie.
Mamy dzieci.

Czy mam prawo jej powiedziec szukajac wsparcia?
Bez niej nie skoncze raczej tego.
Czy ona da rade?
Co byscie powiedzialy Panie mile jak by maz, partner wyjechal z czyms takim?

Nie wiem jak ona zareaguje. Czy mnie wywali z chaty czy pomoze. Ma sporo ze soba klopotow...

Poradzcie czy ryzykowac szczerosc z zona.


Myślę że żona wolała by wiedzieć.Może to w jakiś sposób by  też zmobilizowało  w walką o ciebie.

36 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-20 02:00:19)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Olinka napisał/a:

Zastanawiam się na ile Twój opór przed powiedzeniem żonie o problemie wynika z rzeczywistej troski o nią, a na ile z obawy przed konsekwencjami, które mogą się pojawić. Mam tu na myśli na przykład presję. Teraz możesz, nie musisz, coś zrobić z nałogiem, a kiedy zdecydujesz się na szczerą rozmowę, to potem żona może Cię kontrolować i rozliczać, co z kolei odbierze Ci tę swobodę i spokój, który posiadasz. Dziś masz świadomość, że w zasadzie bierzesz kiedy chcesz i nikt Ci w tym nie przeszkadza, po wtajemniczeniu żony w temat tak łatwo już nie będzie...

Wiele razy już tu komuś wyjaśniałam, że uzależniony musi znaleźć w sobie motywację, a ta najczęściej pojawia się, kiedy sięga swojego dna, przy czym to dno może mieć różny obraz, w tym przestraszone, pełne niechęci spojrzenia dzieci. Odnoszę wrażenie, że do Ciebie, Autorze, wiele już dociera, jednak do tego dna wciąż Ci daleko.

Przerazajace co piszesz, pomysle o tym
Podswiadomie mozesz miec racje, ze latwosc brania zniknie jak ona bedzie wiedziec... bo w domu to robie
Boje sie jednak czy jej stan depresja nie wynika z braku checi do mnie, milosci i boje sie to testowac
Mielismy i mamy swoje problemy.

Dno? Daleko. Strach myslec skoro tak mowisz

37 Ostatnio edytowany przez kwadrad (2018-11-21 01:40:30)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Moim zdaniem , chcesz jej powiedzieć żeby ćpać otwarcie.
W jakimś sensie wyciągnąć to na tapetę , ona machnie ręka i będziesz miał spokój.
Bo co ona  może zrobić ?
Oceniłeś jej możliwości -nie odejdzie.

Moim zdaniem , jeżeli jesteś uzależniony od narkotyków,  to jej opinia nie będzie miało dla ciebie znaczenia.
Swoje działania i ich celowość,raczej będziesz osadzał w kierunku żeby wygodnie było poćpać.

Ona, czy będzie wiedziała czy nie, nie zmieni twojego nastawienia do narkotyków.
Narkotyki zmienią twoje nastawienie do niej.
To jak myślisz i działasz, będzie zakrzywione przez to jak narkotyki w dłuższym okresie czasu zmienią ciebie.

Wiec nie jest tak, że myślisz i planujesz  np. ja Maciej  w danym momencie mam takie a takie plany.

Tylko ja uzależniony , planuje z pewnym skrzywieniem przez nałog ale wydaje mi sie ze planuje jako Maciej .

38

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Dno? Daleko. Strach myslec skoro tak mowisz

Moim zdaniem daleko. Na dobrą sprawę z powodu narkotyków jeszcze niczego nie straciłeś i nic się w Twoim życiu drastycznego nie dzieje, bo ten strach, że kiedyś, w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, coś się naprawdę stanie, jest wciąż bardzo mglisty. Musisz czegoś dotknąć, aby poczuć i musisz nabrać świadomości, że nie masz już żadnego wyboru, jak tylko się leczyć - wtedy dotkniesz dna.

Owszem, są tacy ludzie, którzy jak tylko dopuszczą do siebie świadomość istnienia nałogu, to zaczynają z nim realnie walczyć, natomiast odnoszę wrażenie, że Ty jeszcze szukasz innej drogi. Obym się myliła. 

Osobiście nie znam chyba nikogo, kto miał problem z narkotykami, a przynajmniej nikt o tym głośno nie mówi, znam za to kilku trzeźwych alkoholików i wszyscy zdecydowali się coś radykalnie zmienić dopiero wtedy, gdy to samo życie nie pozostawiło im wyboru.

39 Ostatnio edytowany przez paslawek (2018-11-21 14:47:48)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
kwadrad napisał/a:

Moim zdaniem , chcesz jej powiedzieć żeby ćpać otwarcie.
W jakimś sensie wyciągnąć to na tapetę , ona machnie ręka i będziesz miał spokój.
Bo co ona  może zrobić ?
Oceniłeś jej możliwości -nie odejdzie.

Moim zdaniem , jeżeli jesteś uzależniony od narkotyków,  to jej opinia nie będzie miało dla ciebie znaczenia.
Swoje działania i ich celowość,raczej będziesz osadzał w kierunku żeby wygodnie było poćpać.

Ona, czy będzie wiedziała czy nie, nie zmieni twojego nastawienia do narkotyków.
Narkotyki zmienią twoje nastawienie do niej.
To jak myślisz i działasz, będzie zakrzywione przez to jak narkotyki w dłuższym okresie czasu zmienią ciebie.

Wiec nie jest tak, że myślisz i planujesz  np. ja Maciej  w danym momencie mam takie a takie plany.

Tylko ja uzależniony , planuje z pewnym skrzywieniem przez nałog ale wydaje mi sie ze planuje jako Maciej .

Bardzo trafne spostrzeżenie.

Mam jeszcze wrażenie ,że Autor wątku włącza pisanie na Forum "pod wpływem" i na haju do swoich

manipulacji i oszukuje samego siebie że robi coś ze sobą.

40 Ostatnio edytowany przez paslawek (2018-11-21 15:11:52)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Coś się zamotało nie mogę edytować.

41

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Lepiej powiedziec jej teraz i uswiadomic ja na czym stoi niz doprowadzic siebie i rodzine do ruiny kłamiąc ile wlezie.

42

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Alez przeciez Ty nie chcesz powiedzieć żonie, bo zacznie Cie kontrolowac wtedy...a tak możesz wciagac do woli.

Mówisz, ze kochasz dzieci i żonę, a pomyslales z kim zostana dzieci, jesli żona przegra walke z rakiem...z ojcem nacpanym, ktoremu biala dama juz nie wystarczy...niestety z czasem bedziesz potrzebowal wiecej i szukal mocniejszych wrazen, to nieuniknione. Twoim celem będzie sie nacpac, w dupie będziesz mial żonę, dzieci, prace...cpanie wezmie kontrole nad Twoim zyciem. Bedziesz mial jeden cel

Powiem Ci jedno..to Ty wybrales dragi, a nie dragi Ciebie. I to Ty SAM musisz z nich chciec zrezygnowac, nikt Ci nie pomoże jesli sam nie bedziesz chcial.

Uprawiasz jakis sport? Proponuje zaczac

43

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Olinka napisał/a:

Osobiście nie znam chyba nikogo, kto miał problem z narkotykami, a przynajmniej nikt o tym głośno nie mówi, znam za to kilku trzeźwych alkoholików i wszyscy zdecydowali się coś radykalnie zmienić dopiero wtedy, gdy to samo życie nie pozostawiło im wyboru.

Z narkomanami jest tak samo .Narkoman alkoholik jeden czort smile
To chore emocje są problemem jak pewnie wiesz.

44 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-30 08:32:14)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Odpowiadam do paslawek
Cytaty nie dzialaja cos dzisiaj, tu mialem problem

„Mam jeszcze wrażenie ,że Autor wątku włącza pisanie na Forum "pod wpływem" i na haju do swoich

manipulacji i oszukuje samego siebie że robi coś ze sobą.”


Tak, najczesciej pisze na haju bo nie spie i mam wyrzuty ze znowu poszlo. Nigdy nie ukrywalem tego.
Tak 2, moze cos w tym jest ze sie oszukuje. Przyznaje ze mi sie to podoba, w sensie lubie byc na haju. Na tym to polega.

Zrobilem przerwe, mialem 10 dni bez niczego, wlaczajac weekend. Wiem malo. Pomogl aktywnie zaplanowany czas. Myslalem jednak o tym, ale nie wziolem a moglem. Juz bylem umowiony na dostawe ale zrezygnowalem.
Alkohol mi wlacza mega chec. Musze odstawic alkohol.
Dzisiaj impreza byla, alkohol, ktos rzucil tekst ze dzwonimy i sie nie oparlem a chcialem zrobic dwa tygodnie przerwy

45 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-30 08:33:07)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
KubelZimnejWody napisał/a:

Alez przeciez Ty nie chcesz powiedzieć żonie, bo zacznie Cie kontrolowac wtedy...a tak możesz wciagac do woli.

Mówisz, ze kochasz dzieci i żonę, a pomyslales z kim zostana dzieci, jesli żona przegra walke z rakiem...z ojcem nacpanym, ktoremu biala dama juz nie wystarczy...niestety z czasem bedziesz potrzebowal wiecej i szukal mocniejszych wrazen, to nieuniknione. Twoim celem będzie sie nacpac, w dupie będziesz mial żonę, dzieci, prace...cpanie wezmie kontrole nad Twoim zyciem. Bedziesz mial jeden cel

Powiem Ci jedno..to Ty wybrales dragi, a nie dragi Ciebie. I to Ty SAM musisz z nich chciec zrezygnowac, nikt Ci nie pomoże jesli sam nie bedziesz chcial.

Uprawiasz jakis sport? Proponuje zaczac


Sport, to byla/ jest moja pasja ale zlapalem powazna kontuzje i troche minie zanim wroce.
Mam taki plan by sportem dawac endorfiny, bo ponoc to dziala, ale nie moge. Jeszcze kilka miesiecy.
Planuje (badz uznacie ze sie oszukuje) ze ostro zaczne treningi by czuc sie lepiej. Dragi niszcza efekty, wiec licze ze odstawie alkohol i dame i skupie sie na tym. Ale... na razie tlumacze sobie, ze do tego momentu ... niejako jeszcze moge

46 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-30 08:14:21)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Nie wiem czy pisałem, ale zacząłem terapię. Problem w tym, że terminy są co dwa tygodnie. Wychodzę ze spotkania z pewnymi dobrymi przemyśleniami i nastawieniem, ale mija czas, pojawię się Spadek formy i sami wiecie.  Będę miał spotkania częściej, osoba która mi pomaga jest naprawdę super i wydaje mi się że z jej pomocą pokładam sobie w głowie.

Najgorsze jest to, że w moim środowisku to jest standard. Oczywiście nie wszyscy biorą, ale ci co biorą to wiedza o osobie i zawsze coś się kołuje. Zmiana środowiska to realnie duży problem, a to się wiąże z robota.  Większość ludzi którzy się tym bawią w ogóle nie widzi problemu i nie ma takich przemyśleń. Ja oczywiście jak wypije trochę, jak mam nawet postanowienie że nie będę, to natychmiast to postanowienie lamie, bo jestem już lekko wciety. Oczywistym dla mnie jest i dla mojego terapeuty że będę musiał odstawić obie rzeczy. Dziękuję wam za słowa, te wsparcia i krytyczne.

Tak, mam poczucie że się zmieniam i to też na terapii się mówi jasno. Moja rodzina jednak to całe moje życie. Bez nich nie mam nic. Żadne pieniądze, majątek, inne graty nie mają znaczenia. Mimo to cały czas nie potrafię skonczyc. Sam nie mogę w to uwierzyć że się wpakowałem w coś takiego i nie mogę w to uwierzyć że w ułamku sekundy łamie swoje postanowienia.

Powiedziałem bliskiej mi osobie o tym problemie. Jest w szoku. Absolutnie odradza mi mówienie żonie i ci którzy piszą, że super egoistyczne jest zrzucenie tego z siebie na jej barki mają rację. Wiem że zachowuje się nieracjonalnie.  Oczywiście wiem że robię to bo jest mi bardzo ciężko z powodu ilus problemow, ktore wystapily w krotkim czasie, ale tez po prostu jestem zmeczony sytuacja z depresja zony ktora trwa wiele lat. Z tym sie wiaze wiele rzeczy, np. bycie razem (w tym seks). Wychodziliśmy już z tego, żona byla juz naprawdę w dobrej formie, ale pojawił się ten kurwa pierdolony rak. Cofnęliśmy się o parę lat.
Nie szukam wymówek jak powiedzieliście sam podjąłem te decyzje, ale po prostu to jest mój sposób na radzenie sobie z presją w korporacji, chorobą żony, jej depresja itd. Do tego doszedł watek, nowy, że jej matka obwinia mnie za jej stan, w sensie to że ma depresję. Powiedziała coś takiego mi prosto w twarz. Wyskoczyłem z butow.
Niby mam to w dupie, powiem że jestem dobrym ojcem, dobrym mężem i wszyscy moi znajomi tak mówią, ale jednak strasznie mnie to zabolało. Oczywiście mój problem rzuca światło na mnie jako ojca i meza... wiem

Mam oczywiście problemy które muszę rozwiązać, bo bez tego trudno mi sobie wyobrazić mijanie kolejnych tygodni. Mam wrażenie, że gdybym tego nie robił, to też wpadne w depresję a to juz dzieciaki odszyfruja na pewno. Po prostu nie radzę sobie z tym.  Naprawdę liczę że jak zintensyfikuje terapię oraz wrócę do sportu to wyjdę na prostą. Mam też Pomysl na odcięcie się od ludzi którzy kojarzą mi się z tym nawykiem. To chyba bedzie mozliwe Choć stracę w interesach i oni tego nie zrozumieją. Obraza sie. To jednak nie wazne. Nie mogę liczyć na ich rozsądek. Odcięcie się od nich jest kluczowe i po prostu nie mieć dostępu do towaru.
Piszcie prosze. Pomaga mi czytanie i pisanie tego, choc nie wiem dlaczego

47

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Retsuko napisał/a:

Lepiej powiedziec jej teraz i uswiadomic ja na czym stoi niz doprowadzic siebie i rodzine do ruiny kłamiąc ile wlezie.

Zona wie ze chodze do psychologa ale mowie ze to po to by lepiej radzic sobie ze stresem w pracy. Mam taka jazde w korporacji ze zarzadzanie stesem jest logiczne. Miewam bowiem napady zlosci, szczegolnie w samochodzie.

Oczywiście wiem ze branie też do tego się przyczynia, że pojawia się czasami agresja. To jednak jest naprawdę bardzo rzadko i nigdy w obecności rodziny. Moze raz mi sie zdarzylo. Raczej Odreagowuje jak jestem sam.

48 Ostatnio edytowany przez Benita72 (2018-11-30 09:20:20)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Czesc.

Przeczytalam Twoje poprzednie watki, i obraz Twojego zycia malzenskiego jaki się jawi po ich przeczytaniu, odbiega trochę od Twojej wizji, w której niby to kochasz zone, i dzieci, i one sa dla Ciebie najważniejsze - jesliby rodzina była najwazniejsza, to tego tematu tu na forum by nie było. Wczesniej byles nieufny do zony, były jakies posadzenia o zdrade, chec "szukania na boku", - a teraz przedstawiasz to tak, ze szlachetności chcesz ją chronić przed Twoim nałogiem. Zastanow się nad tym, i odpowiedz sam sobie szczerze, jak to jest w końcu z ta Twoja deklaracją, ze rodzina dla Ciebie najważniejsza, bo jak wiadomo papier (komputer) przyjmie wszystko, ale o tym, co jest dla Ciebie tak naprawde ważne, swiadcza Twoje czyny, nie deklaracje. Ja mimo wszystko dalej sadze, ze nie mowiac zonie wylączasz ją z problemu, co może się na Tobie zemscic, - ale oczywiście dopuszczam fakt, ze w jakims stopniu mogę się mylic. Zycie pokaze, jak będzie.

I w tym momencie ostatnia rzeczą, która powinna Cie interesować, to to, czy koledzy od ćpania się na ciebie obrazą.., naprawdę.

49

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Z ulga przeczytalam wiadomosc, ze zaczales terapie. Naprawde. trzymaj sie.
Bedzie trudno.Ale musisz dac rade, bo twoja sytuacja rodzinna jest taka, ze NIE MA INNEGO WYJSCIA.
Zastanawia mnie jedno: piszesz, ze u ciebie w korporacji wiele osob cos bierze.

To jakies wariactwo.
Czy ty mieszkasz i pracujesz w Polsce?

50 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-30 10:05:34)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Benita72 napisał/a:

Czesc.

Przeczytalam Twoje poprzednie watki, i obraz Twojego zycia malzenskiego jaki się jawi po ich przeczytaniu, odbiega trochę od Twojej wizji, w której niby to kochasz zone, i dzieci, i one sa dla Ciebie najważniejsze - jesliby rodzina była najwazniejsza, to tego tematu tu na forum by nie było. Wczesniej byles nieufny do zony, były jakies posadzenia o zdrade, chec "szukania na boku", - a teraz przedstawiasz to tak, ze szlachetności chcesz ją chronić przed Twoim nałogiem. Zastanow się nad tym, i odpowiedz sam sobie szczerze, jak to jest w końcu z ta Twoja deklaracją, ze rodzina dla Ciebie najważniejsza, bo jak wiadomo papier (komputer) przyjmie wszystko, ale o tym, co jest dla Ciebie tak naprawde ważne, swiadcza Twoje czyny, nie deklaracje. Ja mimo wszystko dalej sadze, ze nie mowiac zonie wylączasz ją z problemu, co może się na Tobie zemscic, - ale oczywiście dopuszczam fakt, ze w jakims stopniu mogę się mylic. Zycie pokaze, jak będzie.

I w tym momencie ostatnia rzeczą, która powinna Cie interesować, to to, czy koledzy od ćpania się na ciebie obrazą.., naprawdę.


Hej, miałem trudny okres i faktycznie pisałem o tym w innym wątku. Zastanawialem się nad tym czy zdradzić żonę to prawda, ale nigdy tego nie zrobie i nie zrobiłem. Nasze małżeństwo wisiało na włosku, z powodu depresji ktora trwa lata, Ale uzmysłowiłem sobie że kocham żonę i na pewno muszę sobie z tym poradzić co wtedy miało miejsce i sobie poradziłem. Pracowaliśmy z żona  nad małżeństwem jak napisałem wcześniej i wszystko było na super drodze byśmy prowadzi normalne życie. Rak zony oczywiście cofnal nas, ale i tak jest lepiej niż było wtedy gdy pisałem poprzedni watek.
Tam watek właśnie uzmysłowił mi jak bardzo kocham żonę i że muszę się nią opiekować i ją wspierać w chorobie. Nadal staram się tak robić. Mnóstwo ludzi doradzało że rozwiązaniem jest zdrada. Dla mnie nigdy to nie była opcja na serio.
Zastanawiałem się rzeczywiście głośno czy ona przypadkiem kogoś nie ma skoro nam się tak nie układało. To prawda. Po prostu to były rozważania, dlaczego jest jak jest a właściwie było jak było, bo teraz jest lepiej.


Branie wzielo sie z glupoty. Pełna zgoda że znajomi od tych spraw oczywiście nie będą dla mnie wielką stratą.

51 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-11-30 10:04:02)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Gosia1962 napisał/a:

Z ulga przeczytalam wiadomosc, ze zaczales terapie. Naprawde. trzymaj sie.
Bedzie trudno.Ale musisz dac rade, bo twoja sytuacja rodzinna jest taka, ze NIE MA INNEGO WYJSCIA.
Zastanawia mnie jedno: piszesz, ze u ciebie w korporacji wiele osob cos bierze.

To jakies wariactwo.
Czy ty mieszkasz i pracujesz w Polsce?

Nie chce oczywiście pisać gdzie mieszkam i w jakim środowisku ja pracuję. Ale w Polsce. Zapewniam cię jednak że ten temat jest bardziej powszechny niz Ci się wydaje. Mogę się założyć że w twoim najbliższym otoczeniu jest ktoś kto bierze. Ja w to wszedłem i nie mogłem uwierzyć o jakiej skali mówimy. Serio. To też dla mnie był Szok.

Terapia to jedyne wyjście i myślę że jak przyspiesza się spotkaniami, to będzie ok. Osoba stron się spotykamy jest mega doświadczona już po pierwszym spotkaniu powiedział tyle rzeczy, że daje to naprawdę do myślenia.

52 Ostatnio edytowany przez Gosia1962 (2018-11-30 10:01:29)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Ja nie jestem w temacie taka zielona, jak sobie chyba  wyobrazasz :-)

Od lat pracuje z uzaleznionymi (takze chorymi psychicznie i ludzmi z problemami egzystenconalnymi).
Ale ja pracuje w tym od 20 lat w Niemczech.
Nie znam polskiej rzeczywistosci, dlatego pytam.

Owszem, wiem, ze w pewnych kregach- takze tu, w Niemczech,  siega sie po niektore srodki odurzajace.

Ale tendencja w Niemczech juz spada.
Tutaj czesto nawet palenie papierosow stalo sie  w niektorych kregach/sferach bardzo be.

Ja w kazdym razie -gdziekolwiek bys nie mieszkal- ciesze sie, ze przyszla ci refleksja i parcie na zaprzestanie.
Bedzie nielatwo, mowie ci od razu.

Ale warto.

Dla siebie i dla najblizszych.
Powodzenia.

53

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Cześć, temat bliski mojemu sercu, gdyż mój mąż nadużywał kiedyś amfetaminy. Był na odwyku i od tamtej pory nie bierze.
Ale musiał totalnie zmienić towarzystwo. Bez tego ani rusz.

54 Ostatnio edytowany przez paslawek (2018-11-30 11:32:03)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:
Gosia1962 napisał/a:

Z ulga przeczytalam wiadomosc, ze zaczales terapie. Naprawde. trzymaj sie.
Bedzie trudno.Ale musisz dac rade, bo twoja sytuacja rodzinna jest taka, ze NIE MA INNEGO WYJSCIA.
Zastanawia mnie jedno: piszesz, ze u ciebie w korporacji wiele osob cos bierze.

To jakies wariactwo.
Czy ty mieszkasz i pracujesz w Polsce?

Nie chce oczywiście pisać gdzie mieszkam i w jakim środowisku ja pracuję. Ale w Polsce. Zapewniam cię jednak że ten temat jest bardziej powszechny niz Ci się wydaje. Mogę się założyć że w twoim najbliższym otoczeniu jest ktoś kto bierze. Ja w to wszedłem i nie mogłem uwierzyć o jakiej skali mówimy. Serio. To też dla mnie był Szok.

Terapia to jedyne wyjście i myślę że jak przyspiesza się spotkaniami, to będzie ok. Osoba stron się spotykamy jest mega doświadczona już po pierwszym spotkaniu powiedział tyle rzeczy, że daje to naprawdę do myślenia.

Witaj

Jak zaczynałem to chodziłem na terapię co tydzień wtedy było więcej poradni ,ale prywatnych terapeutów było mniej .
Wspierałem się mityngami AA ( niezbyt mi się podobało na początku) bo w 1992 roku anonimowych narkomanów nie było w Polsce ,ale to nie problem na AA spotkałem  takich ancymonów jak ja czyli pijących  i ćpających ja brałem amfę THC i piłem i różne wynalazki typu leki przeciwbólowe, nasenne, uspokajające nawet aviomarin i avipron ,w różnych konfiguracjach tak od 17 roku życia  pić zacząłem w wieku 15 lat bardzo niewinnie dość długo nie miałem konsekwencji w ciągu 2-3 lat na końcówce zaliczyłem  zapaść ,dziewczyna odeszła ,omamy,samookaleczenia, delirke/detoks ,wypadek samochodowy oraz liczne rany obcierki na urwanych filmach  itp   
Poszedłem na 6 tygodniowy odwyk to był przełom.Po odwyku przez parę lat raz w tygodniu chodziłem na terapię ,na mityngi chodzę do dnia dzisiejszego z różną częstotliwością.
Polecam 6 tygodniowy odwyk i AA AN wielu pomogło i pomaga .Tobie Bracie też może pomóc.
Przez te lata przeżyłem naprawdę wiele i to że moja żona chorowała też wszystko można przetrwać i przeżyć.
Nie jestem aktywistą abstynencji i prohibicji,ale mogę powiedzieć że dobrze zrobiłem idąc na terapie teraz jestem spokojnym człowiekiem czasem nawet potrzebnym i pożytecznym  smile

Trzymaj się pozdrawiam

PS.Benita, Gosia pozdrawiam

55

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Sport, to byla/ jest moja pasja ale zlapalem powazna kontuzje i troche minie zanim wroce.
Mam taki plan by sportem dawac endorfiny, bo ponoc to dziala, ale nie moge. Jeszcze kilka miesiecy.
Planuje (badz uznacie ze sie oszukuje) ze ostro zaczne treningi by czuc sie lepiej. Dragi niszcza efekty, wiec licze ze odstawie alkohol i dame i skupie sie na tym. Ale... na razie tlumacze sobie, ze do tego momentu ... niejako jeszcze moge

Nie wiem czy i tutaj się nie oszukujesz odkładając w czasie konieczność odstawienia prochów. 'Jeszcze tych kilka miesięcy, wtedy będę czuł potrzebę, bo brak efektów lub będą mniejsze...'
A wiesz, że tych kilka miesięcy może Cię ściągnąć na dno???

Jeśli zaś chodzi o sport, to mam przyjaciela, trzeźwego alkoholika, który poszedł właśnie w sport i kiedy czuje, że może się złamać (dziś już tylko sporadycznie), a minęło kilka ładnych lat, to schodzi do piwnicy, w której przygotował sobie mini siłownię i 'zaćwicza' głód. Oprócz tego intensywnie trenuje triathlon, marzy, aby kiedyś wziąć udział w Ironmanie.
Swoją drogą serdecznie polecam Ci, i nie tylko Tobie, film "Najlepszy" ze świetną rolą Jakuba Gierszała - tam pokazano prawdziwą historię o tym jak sport uratował narkomana od autodestrukcji. Ja widziałam go w kinie, bardzo mnie poruszył, ale myślę, że i na małym ekranie może zrobić wrażenie.

Paslawku, dzięki, że dzielisz się swoją historią. Sądzę, że dla osób takich jak Brother in arms wsparcie kogoś, kto przez to przeszedł, może okazać się najcenniejsze. Owszem, ja widziałam wiele, dotknęłam wiele, ale od tej drugiej strony, a choć znam pewne mechanizmy, to jednak to, co rodzi się i siedzi w głowie osoby uzależnionej, mogę sobie tylko wyobrazić.




---------------
Ze swojej strony muszę Cię, Brother in arms, prosić, abyś nie pisał postów jeden pod drugim, bo stanowi to naruszenie regulaminu. Jeśli będziesz chciał coś dopisać, użyj opcji "edytuj".
Z góry dziękuję.

56

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

(...) Mam taki plan by sportem dawac endorfiny, bo ponoc to dziala,
Planuje (badz uznacie ze sie oszukuje) ze ostro zaczne treningi by czuc sie lepiej. Dragi niszcza efekty, wiec licze ze odstawie alkohol i dame i skupie sie na tym. Ale... na razie tlumacze sobie, ze do tego momentu ... niejako jeszcze moge

Słowa, słowa, słowa.

57 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-12-01 10:28:37)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Olinka
Przepraszam za łamanie regulaminu. Nie miałem pojęcia że to co robię jest z nim niezgodne. Oczywiście dostosuję się. Pisałem post pod postem, by właśnie uniknąć sytuacji która przed chwilą mi się zdarzyła, czyli wywaliło mi tekst który pisałem do was przez 0,5 h. Piszę w zasadzie tylko z telefonu, więc przyklejanie cytatów, inne korekty często kończą się jakimiś błędami i utratą myśli.

Wracając jednak do tematu, to zawsze wydawało mi się, że aby skutecznie skończyć to trzeba dotknąć dna. Oczywiście pojęcie dna dla każdego znaczy coś innego. Jak to teraz czytam korygując tekst, to sam się zastanawiam dlaczego tak myślę, że muszę sobie rozwalić głowę, wydaje mi się że musi poleci krew, żeby zrobić coś, co na końcu dnia chcę zrobić.

Jak opisałeś swojego przyjaciela sportowca, byłego alkoholika, to dokładnie tak sobie to wyobrażałem. Chciałbym zastosować mechanizmy, że ja pojawi się pomysł by dzwonić do dostawcy, to wtedy włącza się automatycznie pomysł idę na trening.

Wielokropek... Tak tak tak, oczywiście że słowa a cóż innego? Nie wiem czy próbujesz mnie sprowokować do działania zamiast gadania? Czy po prostu ze mnie się nabijasz że dzielę się swoimi przemyśleniami?


Paslawek
Dziękuję Ci za ten post. Oczywiście jesteś pożytecznym człowiekiem, co udowadniasz chociażby to tutaj pisząc do mnie. Przeczytałem twój tekst i znowu wydaje mi się że nie znajduje się tam gdzie ty się znalazłeś. Jak czytam to byłeś bardzo młody wtedy a ja jednak jestem w innej fazie życia. Nigdy nie myślę o niczym więcej niż o śniegu.  Oczywiście zakładam że u ciebie moglo być tak samo na poczatku. Trudno mi sobie wyobrazić to co piszesz, czyli omamy, paranoje czy samookaleczenia. Wydaje się to tak mocne, że nierealne. Znowu jednak coś mi się wydaje i oczywiście zakładam że mogę się mylić i któregoś dnia po prostu coś się zmieni i może cos takiego zrobie.  Oczywiście bardzo bym nie chciał. Chciałem ci też pogratulować za odwagę pójścia na odwyk.
Dla mnie zniknięcie na sześć tygodni wydaje się nie wchodzić w rachubę, bo oczywiście nie chcę by dowiedziała się żona. Wydaje mi się też że jednak jestem w stanie sobie jakoś poradzić bez tego. Za chwilę, w przyszłym tygodniu mam kolejne spotkanie z terapeutą i spróbuję o tym pogadać.  Czy już jestem takim przypadkiem że muszę to zrobić czy może jednak nie.  Najgorsze w tej zabawie ze swoim umysłem jest to, że ciągle sam się dziwię, że jestem w stanie racjonalizować sobie pewne rzeczy. Mówi się że właśnie tak to działa, że przekracza się kolejne granice i ciągle szuka wymówek. Nie wyobrażam sobie jednak Dojścia do etapu o którym napisałeś. Ale może ty też sobie nie wyobrażałaś na początku. Myślisz że nie widzę tego, co nieuchronne?
Dzisiaj jestem na trzeźwo. Jest mi nawet z tym dobrze. Jak na tę godzinę (9:21 rano), to w ogóle nie miałem ochoty na jakąkolwiek zabawę. Wiem jednak że za parę godzin pewnie zacznie się inne myślenie.   Nie sądzę jednak by cokolwiek się wydarzyło, bo nie będę miał dostępu. To też chyba jedna z bardziej kluczowych kwestii, czyli żeby odciąć się od źródeł. Niestety zauważyłem, że ludzie którzy biorą mają jakby wmontowany jakiś radar wyszukiwania ludzi którzy też biorą albo sprzedają i zawsze jakoś kurwa okazuje się że jednak się da zalatwic. Jak to jest możliwe? Tylko brak kasy realnie jest wylacznikiem.  Na końcu więc zastanawiam sie, że odcięcie od zrodel, chyba nie jest możliwe, bo te źródła, nawet jak ich nie szukasz, to same zaczynają iść w twoim kierunku, niby przypadkiem, ktoś coś powiedział, Ty coś odpowiedziałeś, bo ci się skojarzyło i nagle pada odpowiedź „spoko jest”

Dziękuję wam wszystkim za odpowiadanie wsparcie i popychanie mnie w stronę lepszej motywacji do zmiany. Pozdrawiam i życzę miłego dnia i weekendu.

58

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

(...) Wielokropek... Tak tak tak, oczywiście że słowa a cóż innego? Nie wiem czy próbujesz mnie sprowokować do działania zamiast gadania? Czy po prostu ze mnie się nabijasz że dzielę się swoimi przemyśleniami? (...)

Ani nie prowokuję, ani się nabijam. Tak jak na początku Twego wątku, tak i teraz nie widzę śladu Twej decyzji rozstania się z nałogiem. Sporo za to usprawiedliwiania się i mydlenia sobie oczu.

59 Ostatnio edytowany przez paslawek (2018-12-01 11:34:33)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Olinka
Przepraszam za łamanie regulaminu. Nie miałem pojęcia że to co robię jest z nim niezgodne. Oczywiście dostosuję się. Pisałem post pod postem, by właśnie uniknąć sytuacji która przed chwilą mi się zdarzyła, czyli wywaliło mi tekst który pisałem do was przez 0,5 h. Piszę w zasadzie tylko z telefonu, więc przyklejanie cytatów, inne korekty często kończą się jakimiś błędami i utratą myśli.

Wracając jednak do tematu, to zawsze wydawało mi się, że aby skutecznie skończyć to trzeba dotknąć dna. Oczywiście pojęcie dna dla każdego znaczy coś innego. Jak to teraz czytam korygując tekst, to sam się zastanawiam dlaczego tak myślę, że muszę sobie rozwalić głowę, wydaje mi się że musi poleci krew, żeby zrobić coś, co na końcu dnia chcę zrobić.

Jak opisałeś swojego przyjaciela sportowca, byłego alkoholika, to dokładnie tak sobie to wyobrażałem. Chciałbym zastosować mechanizmy, że ja pojawi się pomysł by dzwonić do dostawcy, to wtedy włącza się automatycznie pomysł idę na trening.

Wielokropek... Tak tak tak, oczywiście że słowa a cóż innego? Nie wiem czy próbujesz mnie sprowokować do działania zamiast gadania? Czy po prostu ze mnie się nabijasz że dzielę się swoimi przemyśleniami?


Paslawek
Dziękuję Ci za ten post. Oczywiście jesteś pożytecznym człowiekiem, co udowadniasz chociażby to tutaj pisząc do mnie. Przeczytałem twój tekst i znowu wydaje mi się że nie znajduje się tam gdzie ty się znalazłeś. Jak czytam to byłeś bardzo młody wtedy a ja jednak jestem w innej fazie życia. Nigdy nie myślę o niczym więcej niż o śniegu.  Oczywiście zakładam że u ciebie moglo być tak samo na poczatku. Trudno mi sobie wyobrazić to co piszesz, czyli omamy, paranoje czy samookaleczenia. Wydaje się to tak mocne, że nierealne. Znowu jednak coś mi się wydaje i oczywiście zakładam że mogę się mylić i któregoś dnia po prostu coś się zmieni i może cos takiego zrobie.  Oczywiście bardzo bym nie chciał. Chciałem ci też pogratulować za odwagę pójścia na odwyk.
Dla mnie zniknięcie na sześć tygodni wydaje się nie wchodzić w rachubę, bo oczywiście nie chcę by dowiedziała się żona. Wydaje mi się też że jednak jestem w stanie sobie jakoś poradzić bez tego. Za chwilę, w przyszłym tygodniu mam kolejne spotkanie z terapeutą i spróbuję o tym pogadać.  Czy już jestem takim przypadkiem że muszę to zrobić czy może jednak nie.  Najgorsze w tej zabawie ze swoim umysłem jest to, że ciągle sam się dziwię, że jestem w stanie racjonalizować sobie pewne rzeczy. Mówi się że właśnie tak to działa, że przekracza się kolejne granice i ciągle szuka wymówek. Nie wyobrażam sobie jednak Dojścia do etapu o którym napisałeś. Ale może ty też sobie nie wyobrażałaś na początku. Myślisz że nie widzę tego, co nieuchronne?
Dzisiaj jestem na trzeźwo. Jest mi nawet z tym dobrze. Jak na tę godzinę (9:21 rano), to w ogóle nie miałem ochoty na jakąkolwiek zabawę. Wiem jednak że za parę godzin pewnie zacznie się inne myślenie.   Nie sądzę jednak by cokolwiek się wydarzyło, bo nie będę miał dostępu. To też chyba jedna z bardziej kluczowych kwestii, czyli żeby odciąć się od źródeł. Niestety zauważyłem, że ludzie którzy biorą mają jakby wmontowany jakiś radar wyszukiwania ludzi którzy też biorą albo sprzedają i zawsze jakoś kurwa okazuje się że jednak się da zalatwic. Jak to jest możliwe? Tylko brak kasy realnie jest wylacznikiem.  Na końcu więc zastanawiam sie, że odcięcie od zrodel, chyba nie jest możliwe, bo te źródła, nawet jak ich nie szukasz, to same zaczynają iść w twoim kierunku, niby przypadkiem, ktoś coś powiedział, Ty coś odpowiedziałeś, bo ci się skojarzyło i nagle pada odpowiedź „spoko jest”

Dziękuję wam wszystkim za odpowiadanie wsparcie i popychanie mnie w stronę lepszej motywacji do zmiany. Pozdrawiam i życzę miłego dnia i weekendu.

Widzę całe mnóstwo podobieństw między nami doprecyzuje na ponad 2 lata przed odwykiem stacjonarnym
ze względu na moje picie podjąłem  próbę leczenia pod naciskiem rodziców i mojej dziewczyny zgłosiłem się do poradni wtedy nie miałem jakiś drastycznych konsekwencji studiowałem i dorabiałem na budowach później w firmie polonijnej bardzo dobrze zarabiałem ,odziedziczyłem mieszkanie po babci imprezowałem jak sztudent może według mnie za bardzo ,ale byłem przekonany o posiadaniu żelaznej kontroli nad wszystkim.
Poszedłem do tej poradni nie spodobało mi się zajęcia drętwe nuda zalecono mi udział w AA też misie nie spodobało
alkoholicy ,który zobaczyłem nie odpowiadali moim wyobrażeniom ,nawet trochę się utożsamiałem tylko większość była w wieku 40 -50 lat ja miałem 25,  później zrezygnowałem nie chciało mi się chodzić,udawałem że się leczę też myślałem że do delirium to mam bardzo daleko i to mnie nie spotka nie wyobrażałem sobie że do końca życia nie pić nie palić nie snifować.Postanowiłem dać sobie rade sam ale bez eperalu bo jeszcze wcześniej udawałem że biorę antikol nie działało (nauczyłem się zapijać antikol) czułem się okropnie.
Po dwóch miesiącach abstynencja stała się koszmarem znałem dwa u czucia byłem wk...y i czułem się ch....o i ruszyłem zacząłem od amfetaminy i przez 2 lata zaliczyłem to o czym słyszałem  na AA i opisałem wcześniej jedno z najgorszych to dziewczyna odeszła ze wstrętem i obrzydzeniem ode mnie miała dość moich jazd.Też nie miałem nigdy problemów ze zdobyciem towaru potrafiłem niemal wydobyć go z pod ziemi.
Jak Ci będzie bardzo trudno to nie krepuj się idź na mityng posłuchaj są tam ludzie w podobnej sytuacji jak Ty(korporacyjni też smile ) nawet nawalony możesz posiedzieć nikt Ciebie nie wyrzuci jak nie będziesz przeszkadzał.
Obsesja ćpania i picia u mnie zniknęła  10 miesięcy po odstawieniu

Pozdrawiam

60

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

paslawek,
czyli z tego co piszesz jade gdzies gdzie nie mam pojecia gdzie jade a wydaje mi sie ze wiem dokad...
Calkiem przerazajace....
choc nawet piszac to nadal wydaje mi sie ze nie mozliwe.
Musze chyba jednak przyznac ze nie jestem jakis szczegolny i skoro wszyscy to mowia to jednak maja racje. Trudno to przyznac...
Dzieki za te slowa

Wielokropek
Serio? A co Twoim zdaniem takim sladem by bylo?
Mi sie jakos wydaje ze zaczynam dorastac do tej decyzjii a ze slabo mi idzie to inna kwestia

61

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

(...) Mi sie jakos wydaje ze zaczynam dorastac do tej decyzjii (...)

Ten fragment ostatniego posta jest najlepszym dowodem. hmm
Chcesz więcej? Przeczytaj swe posty, zwróć uwagę na swoje usprawiedliwiania się, szukanie wymówek. Wielu osobom pomocne były zdania z mej sygnatury.

62 Ostatnio edytowany przez kwadrad (2018-12-02 22:52:55)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Moim zdaniem autor nie przestanie brać.
Ponieważ  prochy które bierze, doprowadziły do tego, że stan mentalnej zupy w jego organizmie, jest dla niego "optymalny" i komfortowy.

Jak przestanie brać, to zupa będzie albo za przyprawiona albo wcale nie przyprawiona.
Autor nie wie jak przyprawić zupę , od tego zaczął branie prochów,wiec   znowu poćpa i będzie "OK".
Moze będzie miał troche paranoii po braniu , ze nie wiadomo co może sie stać.
Ale te wyrzuty sumienia, to jak odrobina przyprawy która sprawia , ze cała reszta smakuje wyśmienicie.


Inaczej mówiąc , jezeli potrzebne były prochy zeby było OK.

To zaprzestanie brania , bez zmian w zyciu czy nawyków, spowoduje spory dołek.
I autor znowu wróci do ćpania , tym razem z przekonaniem iż "leczy" siebie cpaniem, bo inaczej nie radzi sobie z rzeczywistością.
A może być też nawet tak , ze prochy które dostarczały radochę na jakiś czas wyłączą inne źródła, które doprowadzały szczęście.

Autor dostanie kotlet schabowy ale popatrzy na niego i powie :
" a tam schabowy , to zupełnie bez smaku", ale w sumie to bym się naćpał hmm.

Problem jest złożony i nie ogranicza sie do  decyzji : czy ćpanie to problem oraz ćpać czy nie ćpać.
Ale też do tego jak się żyje , gdzie się żyje i co rekompensują narkotyki.

63 Ostatnio edytowany przez Brother in arms (2018-12-15 09:34:14)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Hej
2 tygodnie bez alkoholu i brania.
Terapia w toku.

@kwadrat - nie wiem czy nie wroce. Dzisiaj nie chcę, tak mi sie wydaje.
Twoja teza jest przerazajaca ale nie prawdziwa. Dostrzegam w zyciu na trzezwo normanosc i fajnosc. Chwilowe euforie dradowe zawsze sa okupione zjazdami, czyli „zupa” jak piszesz jest super ale potem chujowa.
Dzisiaj jem bardzo smaczna zupe. Pokusa posmakowanoa tej super jest jeszcze w glowie, ale nie chce jej. Powoli zaczynam zapominac jak smakowala.

Terapia uzmyslawia jak ogromny i skomplikowany jest ten problem i co realnie jest na szalo. Na co dzien cpun o tym az tak duzo nie mysli. Dostrzegam tez ze nie chodzi o prochy ale trz o alkohol. Alkohol pilem wiele lat i zawsze jakos kontrolowalem. Dzisiaj jednak jest wyzwalaczem tego drugiego.
Dostrzegam co to jest uzaleznienie, na czym polega i jak wiele osob wokol mnie nie ma pojecia ze ma problem.
Coz, dwa tygodnie to nie sukces jakis spory ale ja sie ciesze.

@kwadrat - z Twojego postu wynika ze nie mam szans.
Zobaczymy. Ja mysle ze mam. Przeciez jakiejs czesci uzaleznionych udaje sie odstawic i pokonac nałóg.
Nie jest to spora czesc ale ktos wygrywa. Nie znamy sie wiec nie wiesz czy mam jeszcze cos na czym moge powiesic uwage. Rodzina, praca, sport na pewno. Sa jeszcze inne rzeczy.
Masz racje ze bierze sie z jakiegos powodu, nawet jak zaczelo sie nie z tego powodu, ale ja tez nad tym pracuje.
Mam dobre wsparcie terapii, profesjonalne, wiec trzymaj za mnie kciuki i nie skreslaj. Zachorowalem, ale chce sie leczyc i wylecze.

64 Ostatnio edytowany przez big_black_bass (2018-12-16 16:54:40)

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?

@Brothers in arms.
Śledzę Twój wątek od jakiegoś czasu i kibicuję Ci (a właściwiem Wam obojgu) mocno. Znam jedną osobę, która była po uszy w twardych narkotykach i mimo charakterystyki środowiska, gdzie większość osób w tym siedziała - udało jej się z tego wyjść - przynajmniej tak pokazuje ostatnie kilkanaście lat.

Przychodzi mi do głowy jedna rzecz, o której mi opowiadała ta osoba i chciałbym Ci ją podsunąć - może ułatwi Wam to trudne zadanie, a w końcu postawiłeś z sukcesem już pierwsze kroki.

Jeśli móiwsz, że stan Twojego konta jest taki, że nie musisz się martwić o wydawanie kasy na dragi, to może -  o ile stan zdrowia Twojej żony na to pozwala i Twoj terapeuta się na to zgodzi - warto zrobić sobie przerwę. Pare miesięcy zdala od miasta, od stresu, od trybu życia, który spowodował, że wpadłeś w nałóg. Wspólny wyjazd w Bieszczady, czy na inną Islandie czy Iranu, gdzie będziecie mogli odpocząć, zająć się czymś ciekawym, a dostęp do dragów będziesz miał wystarczająco utrudniony, nie będzie też pokus i odstawienie narkotyków nie będzie zależało jedynie od Twojej siły woli. Zajmiesz się sportem, jakimś rękodziełem, albo czymś innym - byle by nie było nudy. Zresztą sam piszesz, że masz rzeczy na których Ci zależy.

Żona nie musi wiedzieć, że to z powodu narkotyków, możesz powiedzieć, że psychicznie nie wyrabiasz, chciałbyś gdzieś z nią wyjechać i pocieszyć się sobą nawzajem, na chwilę zwolnić, uciec od stresów. Bo przecież to prawda. Dlatego zacząłeś brać.

Pytanie czy Twoja, żona może sobie zdrowotnie pozwolić na taki wyjazd i co na to Twój terapeuta. Drugie pytanie jest takie czy jak wrócisz, to nie będziesz miał pokusy, żeby "przypomnieć sobie jak to było kiedyś". Nie jestem specjalistą, nie odpowiem Ci na to pytanie, od tego - i bardzo słusznie - masz terapeutę, ale u mojego znajomego to podziałało.

65

Odp: Czy powiedzieć żonie o nałogu?
Brother in arms napisał/a:

Hej
2 tygodnie bez alkoholu i brania.
Terapia w toku.

@kwadrat - nie wiem czy nie wroce. Dzisiaj nie chcę, tak mi sie wydaje.
Twoja teza jest przerazajaca ale nie prawdziwa. Dostrzegam w zyciu na trzezwo normanosc i fajnosc. Chwilowe euforie dradowe zawsze sa okupione zjazdami, czyli „zupa” jak piszesz jest super ale potem chujowa.
Dzisiaj jem bardzo smaczna zupe. Pokusa posmakowanoa tej super jest jeszcze w glowie, ale nie chce jej. Powoli zaczynam zapominac jak smakowala.

Terapia uzmyslawia jak ogromny i skomplikowany jest ten problem i co realnie jest na szalo. Na co dzien cpun o tym az tak duzo nie mysli. Dostrzegam tez ze nie chodzi o prochy ale trz o alkohol. Alkohol pilem wiele lat i zawsze jakos kontrolowalem. Dzisiaj jednak jest wyzwalaczem tego drugiego.
Dostrzegam co to jest uzaleznienie, na czym polega i jak wiele osob wokol mnie nie ma pojecia ze ma problem.
Coz, dwa tygodnie to nie sukces jakis spory ale ja sie ciesze.

@kwadrat - z Twojego postu wynika ze nie mam szans.
Zobaczymy. Ja mysle ze mam. Przeciez jakiejs czesci uzaleznionych udaje sie odstawic i pokonac nałóg.
Nie jest to spora czesc ale ktos wygrywa. Nie znamy sie wiec nie wiesz czy mam jeszcze cos na czym moge powiesic uwage. Rodzina, praca, sport na pewno. Sa jeszcze inne rzeczy.
Masz racje ze bierze sie z jakiegos powodu, nawet jak zaczelo sie nie z tego powodu, ale ja tez nad tym pracuje.
Mam dobre wsparcie terapii, profesjonalne, wiec trzymaj za mnie kciuki i nie skreslaj. Zachorowalem, ale chce sie leczyc i wylecze.

Trzymaj się świetnie Ci idzie.Bardzo się ciesze.

Obstawianiem  komu się uda a komu nie to się nie przejmuj - rób swoje.

Na programie 24h (tylko dziś nie pije nie ćpam ) jadę od 28 lat i nie jestem w tym sam.

Pozdrawiam i trzymam kciuki.

Posty [ 1 do 65 z 299 ]

Strony 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Czy powiedzieć żonie o nałogu?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024