Witam piszę prośbę o pomoc, nie wiem co mam robić, czy dalej się starać, czy odpuścić ? Czy prawdziwa miłość istnieje ?
Zacznijmy.
Znam się ze swoją kobietą ponad 9 lat, razem w związku byliśmy 8 przeszło lat. Od około 6 miesięcy coś się zaczeło psuć między nami, a mianowicie, popadłem trochę w długi, zamknąłem się w sobie, poświęcałem jej mniej czasu, zmieniłem pracę, robiłem nadgodziny żeby jakoś z tych długów wyjść. Nie miałem ochoty na wyjście na imprezę ze znajomymi, przyjaciółmi a przede wszystkim z nią, starałem się za każdym razem wymigać tym, że jestem zmęczony, że mi się nie chce, w głowie jednak myślałem, pojdę na tą imprezę wydam za dużo kasy i nie będę miał na opłaty itp itd, nie mówiłem jej o tym, że te długi psują mnie, że nie widzę na razie jak mam z nich wyjść. Wszystko się to we mnie kumulowało, zamknąłem się totalnie w sobie, wpadłem w depresję. Ona mi cały czas pomagała, to pożyczyła, to zapłaciła rachunki za co naprawdę jej dziękuję. Odsuwałem się od niej, ale miałem klapki na oczach, że nie do końca rozumiałem dlaczego tak się dzieje. Gdy otwierałem oczy rano, spojrzałem na nią przytuliłem, pocałowałem ale odchodząc od łóżka znowu zadręczałem się długami, że jak to będzie, skąd mam wziąć kase, żeby jakoś się odbić. Nie chciałem jej o tym mówić bo mi było przykro. Pół roku temu zmarł jej tata, tak nagle, bez jakiej kolwiek choroby, bardzo to przeżyła, mieliśmy wtedy rozmowę, że chce się wyprowadzić do Mamy, że coś w niej pękło. Przebłagałem ją, żeby dała mi szanse, udało się. Miała nadzieję, że będzie lepiej., że jakoś się ułoży. 3 miesiące temu przeprowadziliśmy się na inne mieszkanie, coś nowego, jakaś odskocznia od tego wszystkiego, zacząłem naprawiać i walczyć jeszcze bardziej o nią. Widziałem ze jej się to podoba, ale dalej tkwiłem w tych długach, przez co dalej nie zabierałem jej nigdzie, nie wychodziliśmy razem, starałem się i obiecywałem ze dam rade, znalazłem nowa prace, lepiej płatną mówiłem sobie jeszcze 3 tygodnie dostane ta prace i wszystko się zmieni, będę mia pieniądze na to czy na tamto, i zacznę wdrażać to w życie. Niestety stało się inaczej, nie dostałem wystarczająco czasu aby tego dokonać. Wyprowadziła się do mamy, zostawiła mi list ze ona potrzebuje czasu, ze wpierw muszę zacząć zmieniać siebie a potem to jakoś będzie, będzie łatwiej. Nie winie jej za to bo podjęła decyzje która była odpowiednia dla niej. Po tygodniu poprosiłem ja o rozmowę, wręcz błagałem żeby dala mi ta szanse czy nadzieje na lepsze jutro. Obiecałem sobie ze się zmienię, mam 28 lat a zamknałem się w sobie, dla wszystkich a przede wszystkim dla niej i w bardzo dużej mierze dla Samego Siebie po prostu nie rozumiałem sam siebie. Kiedyś żeby dorwać mnie w domu to naprawdę było ciężko, ale miałem czas dla siebie, dla niej i dla znajomych rodziny itp. Od pewnego momentu tak wiem może jest wymówka może nie ale te długi mnie rozwaliły. Nie mogłem się otworzyć przed samym sobą. Po rozstaniu otworzyły mi się oczy jak to zawsze bywa, znalazłem dosłownie każdy szczegół jak ja traciłem, co było tym spowodowane. Po 2 tygodniach spotkaliśmy się, byłem smutny ale porozmawiałem z nią szczerze, bo tak czułem w sercu, powiedziałem jej cala prawdę o długach, o tym jak było, i dlaczego. Spytałem czy chciałaby pokochać jeszcze raz takiego mnie jakiego pokochała, powiedziała ze nie wie, ze nie wie jak to będzie, czy ona jeszcze chce. Minęły 3 dni napisała jak tam bla bla bla, odpisałem. Przez 2 tygodnie popełniałem dużo błędów, przypominałem się, prosiłem, błagałem. Kilka dni później napisała ze musimy zdecydować co z mieszkaniem (umowa do stycznia) co ze wspólnymi rzeczami, itp itd.Co zostawiamy co sprzedajemy. Nie wiem ale w tej rozmowie z nią, czułem taki spokój, mowie co ma być to będzie, ile można się zadręczać, smucić, dotarło do mnie że popełniałem głupie błędy, przecież ona chciała czasu! miałem uśmiech na twarzy, pożartowałem, bylem spokojny, rozmawiałem z nią jakbym dalej z nią był w najlepszych momentach naszego związku. Coś we mnie się odrodziło, zauważyłem że ją to dotknęło jakoś, on już się nie smuci ? mnie nie prosi o nic ? oo coś nie tak, jak odjeżdżała ja jej podałem rękę ona mnie przytuliła. Minęły 3 dni nie odzywałem się do niej bo czuje ze tak jest najlepiej, pojechałem na domówkę do kolegi, bo nie można siedzieć w domu i płakać i się użalać nad sobą bo nie na tym to polega. Wczoraj mi napisała "Chciałabym Ci powiedzieć, ze poznałam kogoś, i nie wiem co to będzie i jak to będzie. Ale chciałabym żebyś wiedział... mam nadzieje ze oboje ruszymy do przodu bez żadnych wyrzutów i pretensji" nie odpisałem jej nic na to. Nasza koleżanka napisała mi żebym do niej odezwał się co o tym sadze bo na to właśnie czeka. To zaproponowałem rozmowę, podjechałem poszliśmy na spacer jak kolega z koleżanka, i mowie ze nie blokuj się, jeżeli będziesz czuła się w tym dobrze brnij do przodu, bylem taki pewny siebie, tak jakby wszystko ze mnie ulotniło się (w tamtej rozmowie tylko) pokazałem jej że jestem silny, ze dam sobie rade, mowiła ze nie wie jak to będzie. Nie wiem czy powiedziałem dobrze czy źle, ale ona właśnie takiego mnie kochała. Nie wiem czy jest za późno, ale czuje ze to jest Kobieta mojego życia, zrobię co będę mógł i uważał za słuszne, nic na sile, bo chciała czasu, chciała przestrzeni tylko trochę boli to ze 3 tygodnie później pisze ze poznała kogoś.... Czuje ze chce zmian, ze chce spróbować czy jeszcze za mną zatęskni czy było to prawdziwe czy może tylko miała nadzieje ze ja się zmienie. Aha jeszcze mamy mieszkanie do końca listopada, i ja tu sam narazie mieszkam, mamy dużo wspólnych rzeczy ona mieszka u mamy i zastanawiam się czy się nie spakować w tym tygodniu i poprostu zniknąć ze swoimi rzeczami, jak myślicie czy to wpłyneło by jakoś na to wszystko ? Zjebałem ale nie będę się nad sobą użalał i będę silniejszy tylko wiem ze chciałbym spędzić resztę swojego życia z nią, ale jeżeli ona tego nie chce tez to uszanuje. Człowiek się uczy na błędach cale życie. Dzięki za wyrozumiałość. Walczyć ? Czy się odciąć totalnie? Napisać ?za tydzień dwa, czy odpuścić ?