Witam, mam 25 lat i już kilka lat temu zauważyłem pewien problem. Mianowicie nie potrafie zakumplować się z nowo poznanymi ludźmi, mogę rozmawiać z obcą osobą o wszystkim ale nie mogę przekroczyć niewidzialnej bariery, czyli nie zacznę żartować itd. Tak jakbym nie potrafił stworzyć bliższej więzi. O ile z facetami po kilku miesiącach np w pracy daje radę się zakumplować i wyjść np na piwo o tyle z kobietami to jest porażka. Czuje się jak nie facet i czuje się zestresowany kiedy już obojętnie z jaką rozmawiam. Może z dużo starszymi potrafię pozartowac i się uśmiechać ale nie wiem czemu. Nie chodzi mi o związek, chodzi mi o to że chciałbym aby te relacje były normalne, koleżeńskie. Może mam jakieś kompleksy ukryte a może to przez to że moja matka była zaborcza i ogólnie się z nią nie dogaduje, a poza tym traktowała mnie w domu jak wroga, nie to co pozostałych braci
Może to być fobia społeczna, nie wiem jak silny jest Twój stres w relacjach z ludźmi; jednak jeśli nie spełniasz kryteriów diagnostycznych to raczej psycholog Ci nie pomoże, bo nic Ci nie dolega.
Stres i niepokój w sytuacjach które są dla Ciebie nowe to normalka, tzw. ekspozycja, czyli coraz częstsze wchodzenie w takie sytuacje które spędzają Ci sen z powiek powinno rozwiązać sprawę. Prawdziwe problemy zaczynają się jeśli uniemożliwia Ci to normalne funkcjonowanie np. nie jesteś w stanie porozmawiać z kobietą która jest Twoją przełożoną, mimo że jest to w zakresie Twoich obowiązków, albo przed ranką czy inną planowaną formą interakcji z kobietą nie możesz spać przez kilka dni z rzędu, na niczym się skupić i jedyne o czym myślisz to to jak wypadniesz.
Wydaje mi się jednak że to zwykły brak obycia i szkoda kasy na pogadanki o mamie na kozetce
Musisz uwierzyć w siebie,że jesteś fajnym kolesiem. Rozmowa z kimś powinna być przyjemnością,a nie udręką. Może za bardzo przejmujesz się opinią innych,że będą ciebie oceniać podczas rozmowy. Tracisz na tym bardzo dużo,bo nie pozwalasz dopuścić do siebie nikogo,nie pozwalasz,aby poznali prawdziwego ciebie. Powinieneś jak najwięcej próbować rozmawiać z innymi, pomału idź w tym kierunku. Spróbuj jednego dnia zamienić z jedną osobą słowa ,następnego z dwoma itp. Jeśli to nie pomoże, to bym zastanowiła się nad dobrym psychologiem,może właśnie wydarzenia z dzieciństwa oddziałują na ciebie istotnie.
Sama kiedyś też miałam problem z otwarciem się na ludzi,jednakże praktyki studenckie,życie akademikowe i praca w sklepie zmusiły mnie do bycia otwartą. Na początku nie było łatwe,ale mi akurat pomogło takie rzucenie samej siebie na głęboką wodę (gdy pierwszy raz pojechałam do pracy wakacyjnej nad morze i od razu byłam kierownikiem sklepu i miałam ciągły kontakt z ludźmi).
Napisz coś więcej o Twojej relacji z mamą i jej relacją z własną mamą / ojcem.
Myślę, że twój problem jest całkiem mocno osadzony w twojej psychice i warto byłoby szukać pomocy u specjalisty. Dobry psycholog rozpoznałby, co się z tobą dzieję i mógłby pomóc w rozwiązaniu problemu. mimo wszystko i tak najwięcej zależy od ciebie i twojej pracy nad sobą.
To pewnie ma związek z samooceną. A ten psycholog może cokolwiek pomóc, czy tylko posłucha sobie? O ile lżej by się żyło...
7 2018-11-05 20:54:37 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2018-11-05 20:56:05)
Witam, mam 25 lat i już kilka lat temu zauważyłem pewien problem. Mianowicie nie potrafie zakumplować się z nowo poznanymi ludźmi, mogę rozmawiać z obcą osobą o wszystkim ale nie mogę przekroczyć niewidzialnej bariery, czyli nie zacznę żartować itd. Tak jakbym nie potrafił stworzyć bliższej więzi. O ile z facetami po kilku miesiącach np w pracy daje radę się zakumplować i wyjść np na piwo o tyle z kobietami to jest porażka. Czuje się jak nie facet i czuje się zestresowany kiedy już obojętnie z jaką rozmawiam. Może z dużo starszymi potrafię pozartowac i się uśmiechać ale nie wiem czemu. Nie chodzi mi o związek, chodzi mi o to że chciałbym aby te relacje były normalne, koleżeńskie. Może mam jakieś kompleksy ukryte a może to przez to że moja matka była zaborcza i ogólnie się z nią nie dogaduje, a poza tym traktowała mnie w domu jak wroga, nie to co pozostałych braci
To jest problem który lezy gdzieś tam w Twojej podświadomości. Z dużo starszymi kobietami potrafisz pożartować i się uśmiechać, bo na nich Ci nie zależy, i z tego powodu czujesz się pewnie i na luzie. To dlatego. Możliwe też, że te kobiety swoim zachowaniem ułatwiają Ci rozmowę z nimi, z tych samych powodów Podświadomie nie czujesz się spięty, nie zalezy Ci jak wypadniesz, jak zostaniesz oceniony i jesteś wtedy sobą.
Poza tym są osoby które długo "oswajają się" z nowo poznanymi ludźmi. Dopuszczają ich do siebie powoli i stopniowo. Moze taki właśnie jesteś. Nie każdy zawiera znajomości w lot, przechodzi od razu na "Ty". Masz to szczęście że dzięki temu będziesz miał co prawda niewielu znajomych za to może takich, których cierpliwość w poznaniu Ciebie zaprocentuje wartościową i trwałą znajomością
^Jak wyżej - kwestia osobowości to ważny czynnik
Kolejna sprawa - z facetami się nie stresujesz, bo raz nie zależy Ci, żeby zrobić na nich jakieś ogromne wrażenie, a dwa - przebywasz z nimi od zawsze (tak przypuszczam, zresztą jak większość facetów)
Postaraj się więcej przebywać z kobietami. Dobrym ćwiczeniem jest też rozmowa z obcymi. Jesteś w sklepie, pogadaj z ekspedientką jak dzisiejszy utarg, ile bułek sprzedała itd. Ty się pośmiejesz, ona się pośmieje, a Ty dodatkowo będziesz robił kolejne małe kroki w przełamywaniu swojego strachu
Tez jestem zdania, ze powinienes po prostu nie robic sobie cisnienia i traktowac kobiety tak samo jak kumpli. Bez zmiany nastawienia raczej daleko nie zajdziesz.