Witam Was.
Mam straszny problem....
Mianowicie spotykam się z moim chłopakiem od 5 lat.. Jesteśmy w tym samym wieku... Mieszkamy razem już od ponad 2 lat. Wszystko było dobrze, do czasu....
Nagle wszystko runęło jak domek z kart....
Kłóciliśmy się jak to każda para, chwila kłótni, później nie odzywaliśmy się do siebie przez parę chwil i jak gdyby nigdy nic. Od niedawna to się nasiliło... Dzisiaj przeszło wszystko....
Chłopak po wypiciu wódki szaleje, kłótnie nabierają mocy, zdarzyło się nawet,że podniósł na mnie rękę, oczywiście jestem osobą, która nie pozwoli sobie i oddałam mu również mocno jak on mnie uderzył, wyzywał od najgorszych, poniża mnie na wszystkie możliwe sposoby przy większości osób, naśmiewa się z mojej wagi,a dobrze wie, że mam problem ze swoim ciałem bo przyjmuje hormony.... Zamiast wspierać mnie w walce z chorobą nie daje mi nawet minimalnego wsparcia... Strasznie mnie to wszystko boli. Jestem rozwalona psychicznie i fizycznie. Jednocześnie chcę to zakończyć, i nie. Może po prostu potrzebuje mega kopniaka ? Albo po prostu rady...
Jestem osobą, która nie ma mamy, brak przyjaciółek, którym mogłabym się zwierzyć oraz nie mam zbyt dobrego kontaktu ze starszą siostrą....
Trzymam to wszystko w sobie... wiem, wiem robię błąd. Ale czasami wole popłakać w samotności albo po prostu udawać,że wszystko jest okej, a wcale tak nie jest.
Może po prostu nie jest to dobry czas dla mnie na związek albo.... najzwyczajniej w świecie pomyliłam się z tym, że jesteśmy dla siebie stworzeni.... W chwili obecnej czuje, że chce to zakończyć.
NIE CHCĘ DŁUŻEJ TAKIEGO ZWIĄZKU, CHCĘ CZUĆ SIĘ KOCHANA, PRAGNĘ MIEĆ CHŁOPAKA, KTÓRY CODZIENNIE BĘDZIE MÓWIŁ MI, ŻE JESTEM PIĘKNA I KOCHA MNIE MIMO WSZYSTKO....
ZAZDROSZCZĘ KOBIETOM, KTÓRE MAJĄ ŻYCIE JAK W NIEBIE....
Chcąca nowego, lepszego życia..