Postaram się opisać problem tak zwieźle jak potrafię, choć jest tu wiele aspektów, które musze poruszyć.
Mieszkamy z chłopakiem (lat.26) w innych miastach, oddalonych od siebie 250km. On mieszka od 2 miesięcy ze wspolokatorka i wspollokatorem.
Ta dziewczyna ma chłopaka, jednak pewnego razu jak napiła się za dużo alkoholu, próbowała wejść mu do łóżka i się do niego przystawiała. Opowiedział mi wszystko (moim zdaniem niepotrzebnie, bo wywołało to we mnie niekontrolowana zazdrość, ale po prostu chciał o tym rozmawiać). Bylam tam raz, nawet nie odpowiedziała mi cześć, ale było to malo istotne bo bylam zajęta chlopakiem i spedzaniem czasu razem. No i wczoraj rozmawialismy na skype, kiedy ona weszła do pokoju i zaczela mnie obrażać, opowiadać jemu jaka ma brzydką dziewczyne, jak jej jest mnie żal itp. Moim zdaniem dobrze wiedziała, ze ze mna rozmawia. Chlopak zareagował dość agresywnie zaczął jej mówić, że jest 'poje*ana' i grozić, ze powie jej chlopakowi o tym ze weszła mu do lozka i sie przystawiała. Ogólnie on potem wyszedł i stwierdził, ze musi sie przejść, a ja mam problem.
Wiem, ze to nie jego wina ze mieszka z kimś takim. Problem w tym, ze ja 2 lata byłam w bardzo toksycznym zwiazku i wydaje mi się, ze nie mam w sobie siły by walczyć o relacje, która budzi we mnie strach i ból. Tak to nie on, a ta dziewczyna, wiem to, ale nie zmienia to tego, ze nie spie przez to w nocy. Nie wyobrażam sobie teraz móc w ogóle do niego przyjechać, a niestety on nie ma możliwości sie wyprowadzić, ma tam swietne warunki finansowe i blisko na uczelnię, którą kończy. I nie wiem czy to w ogóle ma sens, czy nie lepiej sie wycofać. Rozumiem, ze on nie zrobił nic zlego, ale moze to ja nie jestem gotowa na takie przeciwnosci? Nie jestem gotowa do zwiazku i powinnam najpierw powoli ułożyć sobie pewne rzeczy w głowie?