Drogie Panie,
Zdecydowałam się napisać, bo liczę, że mi pomożecie, coś doradzicie.
Moja sytuacja wygląda następująco. Mam 34 lata, mój mężczyzna 47. Nigdy nie był żonaty, nie ma dzieci, ma wolny zawód – może ¾ czasu pracować zdalnie. Piotr mam mamę w wieku 85 lat, bardzo miłą i inteligentną i schorowaną. Mieszkamy 100 km od siebie. Widujemy się co weekend od piątku do poniedziałku. Łączy nas bardzo wiele przede wszystkim wspólne pasje. Pierwszy raz od wielu lat kogoś kocham i to ze wzajemnością.
Piotr mieszka w Warszawie, a ja w mniejszym mieście. Oboje mamy mieszkania w Warszawie. Do mniejszego miasta (mojego rodzinnego) przeprowadziłam się ze względów zawodowych – firma rodzinna. Dzięki temu mam czas na swoje pasje, wyjazdy, dobrze mi się powodzi. W moim miasteczku wynajmuje mieszkanie, bo niezbyt wiele się buduje. Ostatnio znalazłam interesującą ofertę na zakup mieszkania w moim małym miasteczku. Powiedziałam Piotrowi, że chyba sprzedam mieszkanie w Warszawie (które i tak stoi puste, bo w weekendy mieszkam u niego) i za te pieniądze kupie mieszkanie w moim mieście, bo nie chcę brać kredytu i chciałabym przestać żyć jak student. On na to stwierdził, że zrywam więzi z Warszawą. Powiedziałam mu, że mnie to stwierdzenie przydołowało, a on na to: „no bo zerwiesz. Wszystko niby można jakoś wymyślić, ale mnie też trochę dołuje ewentualna koncepcja zerwania z tym miastem, zwłaszcza póki matka żyje. Wolałbym w drugą stronę, ale przecież Cię nie zmuszę…”
Moja praca jest taka, że nie jestem zdalnie poprowadzić firmy i jej przeniesienie też nie wchodzi w grę z wielu biznesowych względów (przede wszystkim lokalnych klientów). Piotr o tym wie. Nie chcę wracać na etat, bo już to przerabiałam i nie odpowiada mi to.
Jego matka może żyć rok, a może i 10 czy 15 lat. Życzę jej dobrze. Za 10 lat będę miała 44 lata, on 57. Chciałabym mieć dziecko. Póki nie kupiłam mieszkania, sprawa jest otwarta, w sensie możemy wybudować mały domek… Kompletnie nie wiem jak do tego podejść, bo kocham go, jest mi z nim dobrze. Z drugiej strony nie chcę w to brnąć dalej, żeby nie wyjść z tego poobijaną, tracić czas i czekać na śmierć jego mamy albo aż go przestanie „dołować koncepcja zerwania z Warszawą”. Dodam, że Piotr nie ma aż tak wielu kolegów, to są jego rówieśnicy, którzy mają swoje rodziny i problemy i spotyka się z nimi max raz w miesiącu. Nie prowadzi też podwójnego życia, bo zawsze ma czas, żeby ze mną porozmawiać.
Drogie Panie, pomóżcie, bo kompletnie nie mam pojęcia czy ten związek ma szanse…