Witajcie.
Chciałabym pokrótce opisać swoją historię, której efektem jest to, że pojawiły się u mnie najpoważniejsze myśli samobójcze, jakie miałam do tej pory. Mam wrażenie, że nikt i nic nie może mi pomóc, a ten rozrywający mnie od środka ból narasta.
Byłam 5 letnim związku, znamy się od 7 lat. Pierwsza, ogromna miłość, wspólne pasje i zainteresowania, praktycznie dwie krople wody, pomieszkiwaliśmy ze sobą przez 2 lata i był to najpiękniejszy okres w moim życiu.
Tak naprawdę rozstaliśmy się 2 lata temu, on ze mną zerwał - wcześniej rozstawaliśmy się na krótko, raz z mojej inicjatywy, i jeszcze raz z jego inicjatywy.
Przez te 2 lata od rozstania prędzej czy później się odzywał, dzwonił po pijaku, etc.
W końcu wróciliśmy do siebie, i okazało się, że przez 5 miesięcy naszego związku spotykał się jednocześnie z inną dziewczyną. Dowiedziałam się o tym po tym, jak ze mną zerwał przez telefon.
Odezwał się kilka miesięcy później, mówił, że bardzo tęskni, i że tylko mnie kocha. I że kiedy chciałby do mnie wrócić. Często było tak, że podczas jakichś koncertów kończyło się tak, że się zagadywaliśmy, i w efekcie ponosiło nas również intymnie, chociaż bez seksu. Za każdym razem ogromne wyznawanie miłości.
Było tak kilka razy, i za każdym razem następnego dnia kompletnie się nie odzywał, aż do następnego spotkania.
2 miesiące temu było tak, że do mnie przez przypadek zadzwonił, więc napisałam mu wiadomość - stwierdził, że trzeba się spotkać i normalnie pogadać o tym wszystkim, więc się spotkaliśmy. Jak się spotkaliśmy, to w końcu wyszło tak, że gadaliśmy o wszystkim, coraz bardziej zauroczeni swoim towarzystwem - po 4h rozmawiania w końcu wyszło tak, że chciał mnie przytulić, potem mnie pocałował - i tak dalej. Wróciliśmy do domów o 9 nad ranem i mieliśmy się zobaczyć za tydzień, żeby ustalić, co dalej.
Zadzwonił do mnie tego samego wieczoru, i mówił, że to spotkanie nie powinno było się teraz wydarzyć, że się z kimś teraz spotyka i nie chce już nikogo oszukiwać - jednocześnie zapewniał, że mnie dalej kocha i że chciałby kiedyś do mnie wrócić, ale teraz zaangażował się w inną relację i potrzebuje "przerobić" naszą relację.
Od tamtej pory ledwo żyję. Wiem, że to brzmi bardzo żałoście, ale niestety żywię do niego bardzo mocne uczucie - od rozstania nie byłam z nikim innym, a to prawie 3 lata.
Poza tym dobiła mnie sytuacja sprzed dnia - dzwonił do mnie o 5 nad ranem, ale nie odebrałam - oddzwoniłam następnego dnia, ale numer był zajęty. Po czym napisał mi, że przeprasza, ale ten telefon o 5 nad ranem, to przypadek.
Od razu połączyłam fakty, że pewnie rozmawiał z nią przez telefon. I że ten jego telefon był przypadkiem, a nie tym, że potrzebował kontaktu ze mną.
Przez to wszystko wypisałam do niego jakieś dziwne wywody o 4 nad ranem, ale raczej mi na to nie odpisze.
Czuję się na granicy samobójstwa. Nie potrafię przeżyć tego, że osoba, którą kocham od tylu lat, jest obojętna w stosunku do mnie, i wybrała kogoś innego. Wiem, że nie jest moją właśnością, ale wysyłał mi niesamowicie sprzeczne sygnały, przez co jestem zagubiona. Nie mogę spać, nie mam na nic siły, i przede wszystkim tak bardzo tęsknię, że już z tym nie wytrzymuję.
Najgorsze jest to, że będę go widziała na różnych wydarzeniach, i nic nie mogę na to poradzić.
Czy da się z tego wyjść? Czy ktokolwiek z Was może potwierdzić, że się pozbierał po czymś takim?