Cześć dziewczyny :-)
Do tej pory nie udzielałam sie na forum, ale dziś postanowiłam sie zarejestrować oficjalnej bo chcialabym poznać punkt widzenia osób z zewnątrz
Jestem w związku 5 lat, wychowujemy syna.
Ostatnie półtora roku to byl okres coraz głębszego kryzysu. Brak seksu, przytulania, czułości. Byliśmy jak wspolokatorzy.
Rozmawialiśmy o tym co zjemy, o rachunkach, jak minal dzień ale na zasadzie ogolnikow.
Coraz bardziej miałam tego dosc bo znam swoją wartość i wiem że zasługuje na dobry związek.
Jeszcze do niedawna myślałam o rozstaniu.
Ale potem uświadomiłam sobie ze wciąż go kocham, ze mi zalezy jak na nikim dotąd.
I ze chcę spróbować zawalczyć o ten związek.
Odbylam rozmowę z partnerem i on także powiedział ze chce byc ze mna, ze kocha mnie.
I w sumie sie poprawilo...znow wróciły czułości, seks, nawet bylismy na randce jak za dawnych czasów
Ale...90%inicjatywy jest moja, to ja proponuje randkę, film, nawet seks, owszem on sam od siebie sie przytuli czy da buziaka albo zadzwoni w ciągu dnia
Ale nie podoba mi sie to ze on chętnie zrobi to czy owo razem ale ja muszę to zaproponować.
I to mnie wkurza najbardziej. Jak rozmawialiśmy o tym to on stwierdził ze ja mam z tym problem bo dla niego jest okej. I ze on nie będzie nic robl jak widzi ze chodze zla, a ja jestem zla, bo czuje jakby mu zależało. I tworzy sie zamknięte koło.
Dodatkowo on jest troche egoista, myśli o sobie, przyklad: nie mieliśmy pomyslu na obiad więc stwierdził ze on moze pójść do jakiegoś baru ( jadłodajni) a dziecko je w przedszkolu. Wiec go zapytałam niby zartem a co ze mna.powiedział ze to sobie cos ugotuje. Wkurzylam sie tym bo mogl zaproponować wspolny obiad. Nie musi za mnie płacić bo to nie jest problem. Chodzi o to ze odwrotnej sytuacji ja bym zaproponowala wspolny obiad
I podobnych sytuacji mogę mnożyć
Czy to ja przesadzam? Moze to ja zbyt marudze?