moim problemem jest to że nie umiem okazywać uczuć i bardzoooo pomału wchodze w związek. Dla zobrazowania napiszę od początku, z J poznaliśmy się w grudniu na siłowni, często widywaliśmy się też po treningach w 99% z jego inicjatywy. Przez 5 miesięcy grzecznie w zachowawczej odległości od siebie zawsze zachowywaliśmy się jak koledzy.
Aż któregoś wieczora zaczął mnie przytulać co w sumie przyjęłam z entuzjazmem i tak trafiliśmy po którymś takim przytulaniu do łózka. I zaczął się problem, on chciał się spotykać coraz częściej, ja dalej twardo trzymałam się swoich zajęć (a mam ich dużo:))przez co wpadałam do niego 1-2 razy w tygodniu wieczorem a czasem wyjeżdzałam też na cały weekend więc były tygodnie że nie widzieliśmy sie wcale. W weekendy też nie siedziałam u niego ciągle przez cały dzień, raczej rano się zmywałam.
Tak to sobie trwało około miesiąca, było widać że mu to nie pasuje aż w końcu napisał mi że nie taki związek mu nie odpowiada, że nie widzi mojego zaangażowania i tylko on się stara. Ja nie chciałam się kłócić a też już mnie ta presja abym częściej była z nim mnie troche męczyła więc chlapnęłam że może powinniśmy wrócić do przyjaźni. Zgodził się.
Tak mija miesiąc jak się tylko przyjaźnimy, widzimy się dość często 2-3 razy w tygodniu na treningu, raz błam u niego bo zapytał czy obejrzę z nim film. Codziennie piszemy ze sobą. Lubimy spędzać ze sobą czas. Ja nie umiem ufać ludziom tak od razu i nie zakochuję się od pierwszego wejrzenia z motylkami w brzuchu.... Dopiero teraz wiem, że chciałabym aby był większą częścią mojego życia ale on już chyba o tym nie myśli, nawet nie było jednej rozmowy która wracałaby do tego tematu...
Nie wiem czy jest sens próbować ponownie, nie wiem nawet jak miałabym się do tego zabrać....