witam, jestem tutaj nowy i nigdy nie korzystałem z takiego forum...Lecz potrzebuję się rozpisać, wyżalić oraz zobaczyć opinię kogoś innego.
Mam 21 lat ona 20. Jesteśmy 2 lata, niecałe w czerwcu w połowie wypadanie nam 2 lata.
Mieszkaliśmy razem 7 miesięcy u niej, rodzina za granica taka sytuacja. Moim największym błędem było że zrobiłem to zaraz po szkole ( po technikum informatycznym jestem,byłem zagubiony nie wiedziałem co mam robić teraz szukać w zawodzie czy jak? oraz balem się wziąć odpowiedzialność za swoje życie a w mojej miejscowości jest ciężko z praca i nie miałem zapału z nią żeby czegoś szukać ). Rosła w nas frustracja ponieważ nasze rodziny wywierały nacisk o prace itp ale dorabialiśmy na zleceniach. Czarę goryczy przelał moment gdy w tym roku w okolicy dnia kobiet rodzice już nie wytrzymali i chcieli mi pokazać co ta dziewczyna im wypisywała. Robiła ze mnie potwora który ją niszczy, unosi się i prawie bił ( a to nie prawda ponieważ zostałem tak wychowany ze nigdy ale to nigdy nie podniosę reki ma kobietę, wole się odwrócić iść do innego pokoju albo spacer żeby ochłonąć). Wróciłem wtedy wieczorem do Niej. Porozmawialiśmy, przepraszała itp. postanowiłem wrócić do rodzinnego domu- ochłonąć na jakiś czas i dojrzeć z pewnymi myślami. Poczułem się oszukany ze zrobiła ze mnie takiego bydlaka, rozumiem wiek i powolny wzrost kompleksów spowodowany odsyłaniem z kwitkiem przez pracodawców zrobił swoje ze nie potrafiłem wziąć się na poważnie za nasze życie w sumie obydwoje ale nigdy nie przestałem jej kochać. Zaczęliśmy również się kłócić i trzaśnięcie drzwiami oraz podniesienie głosu szlo przez obie strony bardzo łatwo. Sami nawzajem zaczęliśmy mniej okazywać chodzi o to ze jakby zobaczyć ile to wszystko warte ale mniej pisania, chociaż czułości słowa itp oraz kochanie było jak zawsze. Koszmar zaczął się 25 maja bieżącego roku, znalazłem prace po powrocie do rodziców dojrzałem pod kątem rodziny, wspólnego mieszkania, pracy i uczucia- zrobiło się niewyobrażalnie mocne niż kiedykolwiek a ona dokładnie z dniem 25 oschła. Przygotowywała mieszkanie na przylot rodziców swoich bo mieli na urodziny wpaść ( ona ma 1 czerwca ja 2 czerwca). Zaczęli jej nagadywać ze nie jestem dla niej, ma myśleć jakim będę ojcem, o dziecku i ze jestem nie mile widziany( akurat to dowiedziałem się jak powiedziała ze nie mogę przyjść na jej urodziny, a okazało się ze mój tata napisał to do jej rodziców podobnie po tym jak ona mnie potraktowała- a ja tego nie pochwalam i nie powinien tak pisać). Moja mama tez zaczęła swój atak napisała tez ze moja luba ma nie kłamać ze mnie kocha i ma się odczepić od jej rodziny ( pisane było kwiecień może prawie początek maja ale raczej kwiecień) ta odpisała ze moja mama ma się odwalić od naszego związku bo mnie kocha.
Teraz najważniejsza część. Teraz w moje urodziny napisała wiadomość z życzeniami jakby już nas nie brała pod uwagę tj znajdę sobie szczęście jestem fajnym mężczyzną itp tego samego dnia się widzieliśmy. Myślała ze ja na wiadomość w oczy że nas razem nie widzi będę reagował impulsywnie jak kiedyś a ja najzwyczajniej stałem się taki jak na samym początku związku czyli spokojny opanowany. Myślała że odwrócę się na pięcie i powiem nara. A ja szczerze chciałem porozmawiać i tak tez zrobiliśmy. Gdy mówiła o rozstaniu ja powiedziałem że nie chce jej puścić bo jest kobietą mojego życia i innej nie biorę pod uwagę oraz ze oddałbym życie za nią. Popłakała się wtuliła i w kolko ze łzami powtarzała że mnie kocha najmocniej. Rozmawialiśmy i pisaliśmy- czułem że ma lekki dystans bo mniejsze zaufanie po wyprowadzce (chociaż liczyć na mnie może zawsze). Pod koniec dnia 2 czerwca napisała ze będzie szla z psem na spacer napisała o trasie która jest nie po drodze dla niej ale idealna żebym ja podszedł a godzina już była 23 gdzie trochę niebezpiecznie już na ulicy. Przełożyłem spotkanie z przyjacielem który wrócił po wielu miesiącach z trasy (kierowca międzynarodowy) żeby ją zobaczyć. Nie spodziewała się. W ostatnich czasach mało mogliśmy liczyć na siebie bo szukanie pracy itp ale czas dla siebie był. Na tym spotkaniu była inna smutna i zagubiona. Powiedziała ze nie ma sensu żyć itp. Poszliśmy do parku. Przytulała się płakała całowalismy się momentami, powiedziała ze czuje się ma nowo bezpiecznie i spokojnie. Jak kiedyś. W kolejnych dniach pisała i rozmawiała ze mną w takim tonie jak kiedyś to jest ze kocha tęskni chce być. Wystarczyło kilka godzin tj ze jedna noc i gadania jej rodziny znowu żeby miała "ale". Oliwy do ognia dala jej "przyjaciółka" napisałem tak ponieważ moja kochana sama jak byliśmy w środku związku, mówiła ze ta lubi wbijać się w związki i je niszczyć- widzi alem na własne oczy na przykładzie swoich znajomych a ta przyjaciółka zawsze ostatecznie zostawała sama na lodzie(ona z rozbitej rodziny, ma chłopaka z którym nie wie czy chce być to kręciła z innym i jakieś kłamstwa do swojego i krzywe akcje).
Moja sama pisała i mówiła ze jestem jej szczęściem ze eis pogubiła nie wie co robić. Wszyscy za to, ze za pierwszym razem nie podołałem wspólnemu mieszkaniu na mnie wieszają psy gdzie potrzebowałem czasu i przemyślenia. Jestem teraz o wiele dojrzalszym mężczyzną, pewnym siebie i wiem czego chcę. Dojrzałem do myśli o mieszkaniu, rodzinie i dzieleniu się sobą na nowo. Wiem ile wszytko jest dla mnie ważne i nie chcę tego odpuścić.
Czuję się dziwnie- z jednej strony kobieta którą kocham, miła kochana uśmiechnięta czasem łzy ze szczęścia- gdy jestem obok i czuje się na nowo bezpieczna i kochana a z drugiej kilka godzin beze mnie i reszta rodziny oraz przyjaciółka robią swoje...
Proszę o pomoc i opinię... Nie wiem co myśleć. Uważam ze powinienem jej dać trochę czasu i sama stwierdzi że ja jestem najważniejszy albo...
Zapomniałbym wspomnieć, że tamtego późnego wieczora powiedziała z drżącym głosem i załamaniem że boi się o to, że popełni największy błąd w życiu- po zapytaniu jaki niby?- odpowiedziała że strata mnie.