Hejka ,
Mam pewien problem i będę wdzięczna za Wasze wypowiedzenie się w temacie jako osób, które potrafią spojrzeć obiektywnie na sytuację.
Jestem z moich chłopakiem bardzo blisko, bardzo szybko odkąd się związaliśmy zaczęliśmy mówić o sobie "małżeństwo bez papierka", bardzo szybko też wiedzieliśmy, że chcemy być zawsze razem. Planowaliśmy kupno domu oraz ślub. Jak znaleźliśmy odpowiedni dom i przyszło do poważnych rozmów (czyli finansowych) na ten temat niestety okazało się, że wcale nie jesteśmy takim "małżeństwem".
Na początku myślałam, że będziemy brać kredyt. Mam mieszkanie, ale nie chcieliśmy go sprzedawać tylko wynająć (i płacić rachunki w nowym domu z pieniędzy za wynajem). Po zdecydowaniu się na konkretny dom chłopak chciał ze mną porozmawiać i przedstawić mi sytuację finansową - jak to on nazwał. Powiedział, że jest w stanie z zaoszczędzonych pieniędzy kupić dom oraz wykończyć go, ale chce żeby umowa była na niego. To było wszystko co powiedział i trochę mnie to zszokowało. Przytaknęłam głową i tyle. Myślałam, że powie coś więcej, np. że po ślubie dom będzie wspólny lub chociaż, że może sprzedam mieszkanie i się dołożę żeby dom był wspólny. Niestety nie...
Kilka dni później wróciłam do tej rozmowy mówiąc mu, że fajnie, że pomyślał o tym żeby siebie zabezpieczyć przed tym żebym nigdy nie mogła mu niczego odebrać, ale szkoda, że nie pomyślał o mnie. Przecież wiadomo, że ryzykuję swoje mieszkanie i pozostawiam na pastwę wynajmujących i że jak on mnie wykopie ze swojego domu to wrócę do zniszczonego mieszkania (mieszkanie teraz jest świeżo po remoncie). Umówiliśmy się, że po ślubie on przepisze na mnie część domu, a ja na niego połowę mieszkania.
Niby wszystko było ok, ale ostatnio przy podpisywaniu umowy wstępnej (oczywiście tylko przez chłopaka) to wszystko do mnie wróciło i było mi bardzo przykro. Stwierdziłam, że też chcę czuć, że dom jest mój, a nie tylko jego jeśli mam teraz wkładać serce w urządzanie go. Zaproponowałam sprzedaż mieszkania na co mój chłopak się nie zgodził twierdząc, że musimy gdzieś mieszkać zanim zrobią nam dom i w dodatku jeśli kiedyś stwierdzę, że nie chcę z nim być to żebym miała gdzie wracać, a nie żeby mnie trzymało z nim to, że mamy wspólny dom i nie mam się gdzie podziać.
Mamy bardzo różne zdanie tu na ten temat. Moim zdaniem z obu stron zabrakło zaufania i chyba już się w tym temacie nie dogadamy. Co o tym myślicie?
Inay- założyłaś zupełnie niedawno wątek, w którym poruszasz kwestię finansów w swoim związku: http://www.netkobiety.pl/t111213.html.
Na forum panuje zasada, że problemy jednej relacji, opisujemy w jednym temacie.
Dlatego też ten wątek zamykam, a Ciebie proszę o kontynuowanie dyskusji w poprzednim temacie, oraz o ponowne zapoznanie się z regulaminem forum, szczególnie z punktem nr 4.
Dziękuję/ IsaBella77