Zacznę od tego, że nie zdziwię się jak zjedziecie mnie z góry na dół za to jakie błędy popełniłam, przyjmuję na klatę wszystko! Może potrzebuję porządnego kopa w dupę, żeby się ogarnąć w końcu...
Byłam z facetem, kochałam go, rozstaliśmy się i dość mocno to przeżyłam... chwilowo. Po trzech tygodniach poznałam kolejnego, facet ideał, jak z bajki... Na chwilę zapomniałam o tamtym. I co, po 4 miechach usłyszałam od niego "nie pasujemy do siebie, nara". Co mam w głowie? Siano, wiem. Myślę o dwóch facetach, chore. Chciałam się pocieszyć, a poczułam coś na prawdę do tego chłopaka, a on odszedł. Trudno, nie będę się przecież błaźnić i prosić o powrót.
Chcę poczuć być szczęśliwa SAMA. Odpocząć od relacji z facetami... od związków. Tylko jak poradzić sobie z samotnością? Znam się i wiem, że nie potrafię być sama, odczuwam pustkę i mnie to dobija. Lubię towarzystwo, lubię rozmawiać. Jednak nie chcę pchać się w coś nowego i ciągle cierpieć z własnej głupoty. Znajomi są, owszem, ale praktycznie same pary, które mają już powoli dzieci i będą brać śluby.
Jak cieszyć się z bycia singielką i mieć w wszystko w d...? Poradźcie wariatce.