Hej, mam taką zagwostkę.
Od pół roku jestem z chłopakiem. Ja mam 21 lat, a on 23. Oboje jesteśmy dla siebie "pierwsi". Uważam, że nie jest to związek typu "straciłam dla niego głowę", raczej każde z nas myśli trzeźwo i rozsądnie, ale jest nam (a przynajmniej mi) w tym związku bardzo dobrze, spokojnie, czego bardzo mi brakowało po ostatnich latach trudnych chwil (chora na raka mama, która była dla mnie bratnią duszą i byłam do niej ogromnie przywiązana, a następnie jej śmierć). Liczy się z moim zdaniem i zazwyczaj to do mnie należy ostatnie słowo. Jeśli powiem "nie", nie trzeba mu powtarzać dwa razy. Nie mogę o nim powiedzieć złego słowa, w sumie czasami zastanawiam się, czy to taka nagroda za te miesiące cierpienia i tragedii... Jest bardzo spokojny, nie złości się, jest bardzo dobrze wychowany, z bardzo dobrego domu, grzeczny, porządny, życzliwy i tak dalej... Właściwie taki, jakiego chciałam, a sama jestem tym spokojnym, grzecznym i nierzucającym się w oczy typem dziewczyny. Ostatnio dowiedziałam się od niego o tym, że jeden z jego współlokatorów ma zamiar się wyprowadzić i zamieszkać w kawalerce z dziewczyną. W związku z tym, zaczął się zastanawiać, czy szukać kogoś na miejsce tego kolegi, czy może poszukać dla siebie kawalerki, albo ewentualnie pomieszkać przez rok w hotelu (został mu rok studiów). Poruszył ten temat dwa, może trzy razy. A mi przyszedł do głowy pewien pomysł... Otóż od kilku miesięcy mieszkam sama, tato wyjechał za granicę i początkowo zastanawiałam się nad poszukaniem kogoś do wspólnego mieszkania, ale nie chciałam nikogo obcego, a ze znajomych nikt nie był chętny. Myślicie że to bardzo słaby pomysł, gdybym zaproponowała chłopakowi żeby był moim współlokatorem? Oczywiście najpierw musiałabym porozmawiać z tatą. I w sumie widzę plusy tego pomysłu, ale też minusy. Na pewno plusem byłoby to, że trochę odciążyłabym tatę finansowo (albo zaoszczędziła dla siebie na czas kiedy wyjadę na studia do innego miasta), ale boję się czy pojawi się monotonia, znudzenie sobą... w sumie to trochę poważny krok, jak na związek trwający zaledwie kilka miesięcy, żeby zacząć żyć prawie jak małżeństwo... chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat
Mieszkanie razem to zawsze dobry pomysł. Można się sprawdzić na wielu płaszczyznach i zdobyć cenne doświadczenie, szczególnie w tak młodym wieku. Myślę że to dobry pomysł. Monotonię i znudzenie trzeba umieć zwalczać.
3 2018-05-03 08:11:18 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2018-05-03 14:13:30)
Hej, mam taką zagwostkę.
Od pół roku jestem z chłopakiem. Ja mam 21 lat, a on 23. Oboje jesteśmy dla siebie "pierwsi". Uważam, że nie jest to związek typu "straciłam dla niego głowę", raczej każde z nas myśli trzeźwo i rozsądnie, ale jest nam (a przynajmniej mi) w tym związku bardzo dobrze, spokojnie, czego bardzo mi brakowało po ostatnich latach trudnych chwil (chora na raka mama, która była dla mnie bratnią duszą i byłam do niej ogromnie przywiązana, a następnie jej śmierć). Liczy się z moim zdaniem i zazwyczaj to do mnie należy ostatnie słowo. Jeśli powiem "nie", nie trzeba mu powtarzać dwa razy. Nie mogę o nim powiedzieć złego słowa, w sumie czasami zastanawiam się, czy to taka nagroda za te miesiące cierpienia i tragedii... Jest bardzo spokojny, nie złości się, jest bardzo dobrze wychowany, z bardzo dobrego domu, grzeczny, porządny, życzliwy i tak dalej... Właściwie taki, jakiego chciałam, a sama jestem tym spokojnym, grzecznym i nierzucającym się w oczy typem dziewczyny. Ostatnio dowiedziałam się od niego o tym, że jeden z jego współlokatorów ma zamiar się wyprowadzić i zamieszkać w kawalerce z dziewczyną. W związku z tym, zaczął się zastanawiać, czy szukać kogoś na miejsce tego kolegi, czy może poszukać dla siebie kawalerki, albo ewentualnie pomieszkać przez rok w hotelu (został mu rok studiów). Poruszył ten temat dwa, może trzy razy. A mi przyszedł do głowy pewien pomysł... Otóż od kilku miesięcy mieszkam sama, tato wyjechał za granicę i początkowo zastanawiałam się nad poszukaniem kogoś do wspólnego mieszkania, ale nie chciałam nikogo obcego, a ze znajomych nikt nie był chętny. Myślicie że to bardzo słaby pomysł, gdybym zaproponowała chłopakowi żeby był moim współlokatorem? Oczywiście najpierw musiałabym porozmawiać z tatą. I w sumie widzę plusy tego pomysłu, ale też minusy. Na pewno plusem byłoby to, że trochę odciążyłabym tatę finansowo (albo zaoszczędziła dla siebie na czas kiedy wyjadę na studia do innego miasta), ale boję się czy pojawi się monotonia, znudzenie sobą ... w sumie to trochę poważny krok, jak na związek trwający zaledwie kilka miesięcy, żeby zacząć żyć prawie jak małżeństwo... chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat
Jeżeli potrafisz docenic takiego faceta to swietnie i mysle, ze moze cos z tego wyjdzie.Off top - usunięte przez moderatora
A ja zastanawiam się, czy Ty w ogóle chcesz z nim być, bo poza twoją obawą o monotonię i znudzenie sobą oraz dość nudnym opisem waszego związku - jest spokojnie i miło, on jest grzeczny i wychowany, związek z rozsądku... Nie brzmisz na kogoś, kto jest zakochany, ani nawet na drodze do zakochania, czy to aby nie jest po prostu dla Ciebie przyjaciel? Bo zasugerowanie mu zamieszkania razem to odważna propozycja raczej zmierzająca do stałości związku i pogłębiania intymnych relacji.
A ja zastanawiam się, czy Ty w ogóle chcesz z nim być, bo poza twoją obawą o monotonię i znudzenie sobą oraz dość nudnym opisem waszego związku - jest spokojnie i miło, on jest grzeczny i wychowany, związek z rozsądku... Nie brzmisz na kogoś, kto jest zakochany, ani nawet na drodze do zakochania, czy to aby nie jest po prostu dla Ciebie przyjaciel? Bo zasugerowanie mu zamieszkania razem to odważna propozycja raczej zmierzająca do stałości związku i pogłębiania intymnych relacji.
A czy przy przyjacielu ma się tzw. "motylki w brzuchu"? Bo tak mam w tym przypadku...
A ja zastanawiam się, czy Ty w ogóle chcesz z nim być, bo poza twoją obawą o monotonię i znudzenie sobą oraz dość nudnym opisem waszego związku - jest spokojnie i miło, on jest grzeczny i wychowany, związek z rozsądku ... Nie brzmisz na kogoś, kto jest zakochany, ani nawet na drodze do zakochania, czy to aby nie jest po prostu dla Ciebie przyjaciel? Bo zasugerowanie mu zamieszkania razem to odważna propozycja raczej zmierzająca do stałości związku i pogłębiania intymnych relacji.
co za bzdury! Pamietaj koniczynka, jak Cie facet nie napi***la i wyzywa co drugi dzien, jak nie ma jazd i besztania to jestes w nudnym zwiazku
weź zejdź z człowieka, cerebrozyd, nigdzie dziewczyna nie napisała o tym, że jest w nim zakochana, żadnej ekscytacji wizją zamieszkania z kimś, w kim się kocha. W pierwszej chwili zastanawia się, czy aby się człowiek zaraz nie znudzi, zanim jeszcze się go dobrze poznało? O czym to świadczy?
Zdziwiło mnie to i tyle, dlatego ZAPYTAŁAM a nie zaatakowałam, tak jak robisz to ty. Ulżyło ci, poczułeś się lepszy?