Witam otóż od pewnego czasu zmagam się z takim hmm "problemem". Pod koniec tamtego roku poznałem dziewczynę i z początku faktycznie traktowałem ją jedynie jak koleżankę. Ona miała chłopaka i z czasem jak tak sobie gadaliśmy zwierzyła się że nie może się od niego uwolnić a to mega toksyczny związek i ogólnie jej źle itp. Więc ja jej pomogłem zakończyć tą relację, później cały czas wspierałem i dawałem oparcie. W ciągu niecałego miesiąca zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, ta relacja zaczęła iść (wg mnie) w kierunku 'czegoś więcej'. Spotykaliśmy się, najczęściej tylko we dwoje.Na spotkaniach przytulaliśmy się, oglądaliśmy filmy, dotyk nie był obcy, nawet się całowaliśmy. I tak to trwało praktycznie do teraz, ja w międzyczasie zacząłem czuć coś więcej. W końcu wyznałem co czuję i usłyszałem, że to co robiła to tylko tak z sympatii i dlatego że mnie bardzo lubi a ona nic nie czuje, na razie nie umie się znowu zakochać (po poprzednim związku), ma serce z lodu i nie jest gotowa. Więc mówię, że spoko rozumiem i po tej rozmowie trochę wszystko przygasło, jednak z czasem znowu wróciło - i znowu doszło do poważniejszej rozmowy bo ponownie byłem pewien że takie zachowanie to są wyraźne sygnały i że chce od tej relacji czegoś więcej. I koło się zatacza bo znowu usłyszałem, że faktycznie może trochę przesadzała i przeprasza że tak wyszło ale dalej nic z tego. Mówiąc jedno robiła drugie bo takie zachowania nie występują przy koleżeńskiej relacji. Rozumiem, że po roku związku i mega toksycznych ostatnich kilku miesiącach potrzebuje czasu i w ogóle jednak po co te sprzeczne sygnały? I teraz pytanie co robić? Kontakt dalej z nią trzymam ale naprawdę nie wiem co robić bo nie chcę kończyć tej relacji na friendzone. Warto dalej czekać? jak się zachowywać? jak ogólnie na to wszystko patrzeć? to faktycznie kwestia byłego czy tylko taka wymówka?
Pozdrawiam i z góry dziękuję za odpowiedzi i pomoc
ps. Nie wiedziałem gdzie napisać ani do kogo zwrócić się po radę dlatego napisałem tutaj