Jestem z chłopakiem ponad 1,5 roku. Pół roku temu dowiedziałam się, że mnie zdradził (przyznał się do tego).
Był krzyk, był płacz, była rozpacz co ze sobą zrobić.
Potem było dużo rozmów i wszystkiego. Postanowiłam wybaczyć, tak. Może to głupie, może nie.
Zamieszkaliśmy ze sobą i wydawałoby się, że jest wszystko super, że jakoś udało się nadbudować to co zniszczył.
Wczoraj powiedział mi, że on cały czas czuje się zdołowany. Że nie może zapomnieć, że mnie zdradził, że pamięta jaką krzywdę mi wyrządził. Że codziennie patrząc na mnie czuje ból z powodu tego, co zrobił. I, że nie wie czy uda mu się pozbyć tego uczucia.
Co ja mam teraz zrobić? walczyć o to? ja? ta, która została zdradzona?
Było mi cholernie ciężko pozbyć się uczucia, że wszystko jest ok. Myśli o zdradzie nachodziły mnie przed długi czas. Płakałam po nocach ale udało mi się z tego wyjść. A teraz po tym wszystkim on chce mnie zostawić bo nie potrafi "sobie" tego wybaczyć...
Czy jest w ogóle jakikolwiek sens o to walczyć? Kocham go bardzo.. z resztą może świadczyć o tym fakt, że wybaczyłam coś takiego. I czuję, że jeśli się rozstaniemy to coś we mnie pęknie... przez to, że ja byłam w stanie o to walczyć, byłam w stanie wybaczyć a on nagle "nie może".
Co o tym myślicie? Czy na prawdę nie ma szans na odbudowanie takiego związku? nie mam siły przekonywać go, że wszystko będzie dobrze. Bo to on powinien o to walczyć po tym co zrobił.
Czuje kłucie w sercu na myśl o rozstaniu. Nie chce tego. Ale czy mogę cokolwiek sama na to zaradzić? Nie wiem co mam ze sobą zrobić...