Witam.
To mój pierwszy post tutaj.
Mam 27 lat, mąż 33. Razem jesteśmy od 8 lat, 4 lata po ślubie. Mamy 4-letnią córkę. Mąż pracuje jako mechanik od 8 do 16. Ja pracuję w Niemczech w systemie 4-brygadowym. Codziennie dojeżdżam do pracy 100km w jedną stronę. Jeżeli chodzi o finanse, to ja jestem głowa rodziny. Zarabiam ponad 3 razy tyle co on. W domu mnie nie ma praktycznie 12h, co drugi weekend 16h. On do domu ma 5min autem. Mimo To, ja wracam do domu, odbieram córkę od dziadków, jadę do domu posprzątać, w tym czasie książe leży przed tv i nie interesuje go nic poza tym co ogląda. Jest strasznym leniem i bałaganiarzem. W domu nie robi NIC. Jego jedynym zajęciem jest rozpalenie w piecu ( i to nie zawsze) i wypicie piwka, które stało się jego codziennym rytuałem. Ja ciągle w biegu. Praca, pranie, sprzątanie, zająć się dzieckiem. Jedyne, w czym pomaga, to odbieranie i zawozenie dziecka do dziadków. W zależności od tego jaka mam zmianę, jedno z nas ja wiezie, drugie odbiera. Jak zje, naczynia do zlewu, a opakowania oczywiście na blacie. Córki nie pilnuje jeżeli chodzi o sprzątanie. Mówi tylko "Mama posprząta" . Tak mi dziecko przekazało. Mam go czasami dość. Dzisiaj już wybuchlam. Nie mam na nic czasu. A o zajęciu się sobą nie ma mowy. Posprzątam dziś, a jutro w nocy jak wrócę to nie poznam domu. Na wolnym nie robie nic poza sprzataniem a on potrafi wrócić z pracy i nabrudzić w koło. O łazience nie wspominam bo aż się we mnie gotuje.
U nas w domu są ciągle o to awantury. Ale jemu można mówić 10tys razy a on dalej robi to samo więc jak się nie denerwować ?!
Ciągle sprzątam i ciągle syf mimo że mnie nie ma praktycznie w domu w tygodniu...
Oczywiście jego to nie interesuje bo przecież on zmęczony po pracy jest.
A ja wcale nie... Jeszcze do tego dojazdy.
Potrafi mi powiedzieć że taka pracę sobie wybrałam. Ale ja nie miałam wyboru. Książę się nie kwapił pójść do innej pracy a rachunki nas zzeraly, długi rosły. Ż tych jego "pieniędzy " na rachunki nie starcza, a gdzie jeszcze jedzenie, ubrania, paliwo... Musiałam iść do pracy, w której będę zarabiać tyle żeby nam starczyło.
Ja jestem w domu odpowiedzialna za:
* rachunki ( on nawet nie wie czego ile płacimy )
* pranie, prasowanie ( według niego czarne z białym można prać, czemu nie ?!)
* sprzątanie
* obiady (zawsze ma zastrzeżenia )
* zajmowanie się córką ( nawet nie wyjdzie z nią na spacer)
* spacery z psem ( uważa że psu wystarczy raz dziennie )
* zakupy ( nawet te większe muszę robić sama z dzieckiem latajacym po sklepie )
* kąpiel dziecka ( on uważa że jak co drugi dzień wsadzi ja do wanny na 10min i wyciągnie to wystarczy)
* a nawet głupie wyrzucanie śmieci ( rano ma wynieść a potrafią stać aż nie nazbiera się drugi worek)
Ja już nie mam sił. Potrafię zasypiać tam, gdzie usiądę.
Jest już po 23 a ja dopiero idę się kąpać. Hrabia śpi już od 20 bo jest zmęczony. A ja muszę rano wstać, uszykować córkę, siebie, zawieźć małą do dziadków i o 11 wyjeżdżam do pracy.
Czy Wasi mężowie / faceci też są tacy?
Jak z tym walczyć i czy jest w ogóle jakaś możliwość żeby on zmienił swoje zachowanie ?
Ps. Przepraszam za tak długi post ale musiałam się wyżalić.